» Blog » Pierwszy Horror Festiwal #1
26-10-2007 17:19

Pierwszy Horror Festiwal #1

W działach: Horror, niszowe recki | Odsłony: 1

Pierwszy Horror Festiwal #1
Co prawda była już impreza, która mogłaby pretendować do zaszczytnego tytułu bycia pierwszym, ale ten Horror Festiwal, jak zapowiadają organizatorzy, będzie co roku, regularnie i bez wykręcania się sianem.
Cieszy to bardzo me serce horroromaniaka, bo w końcu jest miejsce na filmy, które najwyżej pojawiają się na dvd. I to tylko, gdy mają szczęście.

Wczoraj rozpoczął się Horror Festiwal organizowany w Multikinie. Powiem szczerze, gdyby odbywał się poza moim miastem, raczej by się nie zmobilizowała do wyjazdu, nawet po to, by zobaczyć perełki kina grozy. Wyświetlane filmy są nówkami, Halloween Roba Zombiego jest wyświetlane przedpremierowo i przez ten film siedzieliśmy do drugiej w nocy w kinie :)

Jak wrażenia? Oczywiście jak najbardziej pozytywne. nawet kiepski film zyskuje gdy jest wyświetlany na dużym ekranie, a wczorajsze filmy były dobre i bardzo dobre.
Organizatorzy chcieli przybliżyć widzom pierwszy sezon Masters of Horror i to te filmy zdominowały czwartkowy wieczór w Multikinie 51 w Poznaniu. W niedługim czasie ta seria będzie wydana na dvd i już ostrzę sobie ząbki.

Masters of Horror

Jenifer w reżyserii Dario Argento to moim zdaniem jeden z najciekawszych filmów ostatnich lat. Historia fascynacji i perwersyjnego związku policjanta z ocaloną przez niego dziewczyną została przedstawiona w sposób schludny i pozbawiony wątków pobocznych, które mogłyby rozmyć przekaz. O ile w horrorze literackim funkcjonuje wciąż motyw potwora, horror filmowy radzi sobie bez niego bazując na narzędziach wzbudzających grozę, epatowaniu okrucieństwem lub groteską. Tu rola potwora została pokazana w bardzo ciekawy sposób.
Jenifer jest świetnym studium potwora, który posiada umiejętności potrzebne do przeżycia: wzbudzanie litości i zachęcanie do seksu. Drogą poniżania się, błagania oraz wykorzystywania własnej seksualności wiąże się z opiekunem-ofiarą. Świetnie skomponowana, zapętlona historia.

Piętno (Takashi Miike) nie należy do moich ulubionych filmów. Co prawda niewiele filmów azjatyckiego kina grozy do mnie przemawia, ale ten można zobaczyć tylko dwa razy: pierwszy i ostatni. Co mi się w nim spodobało: pierwsza scena – klimatyczna, nastrojowa, świetnie stylizowany Amerykanin płynący łodzią do japońskiego burdelu w poszukiwaniu ukochanej. Drugim plusem jest zdanie: W nocy na tej wyspie są tylko demony i dziwki (nie pamiętam dokładnie, ale taki był jego sens).
Wokół niego można było zamotać całą fabułę. Niestety, ta została zdominowana przez tortury (jeśli ktoś lubi wbijanie szpil pod paznokcie to polecam) i wciąż powtarzającą się historie opowiadaną przez jedną z dziwek. Historię, której wersje różniły się niewielkim choć istotnym szczegółem. Może miało to wprowadzić widza w jakiś specyficzny nastrój, ale ze znajomymi czekaliśmy tylko na chwilę, by wyrwać się na papierosa. Dodatkowo kiepskie aktorstwo głównego bohatera ujawniało się w chwili, gdy tracił kamienny lub zafrasowany wyraz twarzy.
Jest to film, w którym wydaje się, że bohater ma niewiele do czynienia, a złe rzeczy będą go spotykać bez względu na jego poczynania.

Opowieść Haeckela (John McNaughton) to sympatyczna opowiastka wzorowana na opowiadaniach grozy w rodzaju Lovecrafta czy Freeman. Jest żądny wiedzy młodzieniec – student medycyny, są ujęcia lekcji anatomii i kilka trupów, kilka ciekawych postaci i dążenie do odkrycia prawdy. Wszystko kręci się wokół pytania – czy można ożywić ciało, które opuściła dusza? Film zostawia pewne uczucie niedosytu, jakby kończył się za wcześnie, bo reżyser poświecił zbyt dużo uwagi klimatycznym wstawkom na początku, ale mi się podobał.

Kobieta jeleń (John Landis) pozostawia mieszane uczucia. Po pierwsze, pomysł wydaje mi się śmieszny. Jest duża grupa twórców (Masterton! nawet King) bazujących na mitologii rdzennych Amerykan, które w konfrontacji z normalnymi, burgerożernymi „białymi” i ich kulturą wywołują pewien zgrzyt i wymagają dużej podatności na konwencję. W Kobiecie jeleniu ten zgrzyt zgrzytałby dużo bardziej, gdyby nie to, ze jest naprawdę fajnie nakręcony, z inteligentnymi dialogami i ciekawie zarysowanymi bohaterami. Scena z pytaniem „a czy widziałeś jej nogi?” jest prawdziwie erpegowa.
Zatem: nawala główny pomysł, ale reszta jest naprawdę ok.

Osobiście żałuję, że nie wybrano Pick me up czy Sick Girl nie mówiąc o Dance of the Dead, bo bardzo chciałabym zobaczyć je na dużym ekranie i są według mnie lepsze od Piętna czy Kobiety jelenia. Ale byłabym w pełni usatysfakcjonowana dopiero wtedy, gdyby wyświetlono całą serie, którą bardzo lubię (z niewielkimi wyjątkami). Odcinki są krótkie (ok. 60 min) i pewnie niedługo będzie drugi sezon. I bardzo dobrze.

Halloween Roba Zombiego miał wszystkie zalety filmu tego reżysera – dobrze nakręcony i fajnie zagrany (Sheri Moon z niemowlakiem i rodziną jak z Kiepskich). Niestety, miał też wady pozostałe w spadku po Halloween: oklepaną historię (slashery mi się chyba juz przejadły) od której rzecz jasna nie mógł odejść (wszak to jest historia o dorastaniu Michaela Myersa), pewne dłużyzny w środku filmu, które fabularnie były ok, ale rozbijały film na trzy części, z czego pierwsza podobała mi się chyba najbardziej. Do samego końca myślałam, że reżyser zrezygnował z klasycznego motywu ofiary uciekającej z wrzaskiem (ofiary nie miały nic do powiedzenia ani wykrzyczenia :)), z ale finałowa akcja stanowiła swoisty hołd dla twórców gatunku :)
Może moja niechęć do tego filmu wynika też z tego, że nie przepadam za tym pierwszym Halloween i przychylam się do tego, co powiedział mój współoglądacz: Niech rob Zombie zacznie kręcić coś swojego, bo się marnuje :)

c.d nastąpi :) zaraz idę na drugą noc horrorową.
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

~zal

Użytkownik niezarejestrowany
    ale zal
Ocena:
0
zal
14-10-2008 16:19

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.