Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent

Zrodzona z "kompleksów"

Autor: Jarosław 'beacon' Kopeć

Pierwsza Brygada #1: Warszawski pacjent
Podczas gdy polski pozytywizm odreagowywał klęskę kolejnego wielkiego powstania narodowowyzwoleńczego, na Zachodzie rodziła się fantastyka naukowa. I chyba właśnie z "kompleksu", że polska beletrystyka ominęła tak ważną kartę w historii literatury, narodziła się Pierwsza Brygada. Oczywiście to żart, ale kryje się w nim ziarnko prawdy. Autorzy komiksu sięgnęli po bohaterów prozy przełomu XIX i XX wieku i umieścili ich razem w opowieści okraszonej steampunkową nutą. Mamy tu więc inżyniera Wokulskiego, czy awanturniczego partyzanta Stasia Tarkowskiego, ale również przeniesionego nie z kart powieści, lecz z autentycznej historii Polski, Józefa Piłsudskiego. Wszyscy oni będą razem przeżywać niezwykłe przygody, walcząc o wyrwanie znajdującej się pod zaborami Polski z łap okrutnych Rosjan.

W recenzji Pierwszej Brygady więcej niż oczywiste wydaje się porównanie z Ligą Niezwykłych Dżentelmenów Alana Moore'a, której autor również sięgnął po literackich bohaterów XIX wieku. Podobne jest również utrzymanie obu komiksów w steampunkowej estetyce. Tutaj analogia wydaje się oczywista, lecz Polacy podeszli do tematu w zupełnie inny sposób. Historia Moore'a była mroczna, pełna półcieni i angażująca intelektualnie. Nad wyszukiwaniem zawartych w niej nawiązań intertekstualnych można było spędzić wiele długich godzin. Pierwsza Brygada jest natomiast lekką, awanturniczą opowiastką przygodową, której do intelektualnego wysublimowania komiksu Moore'a bardzo daleko. Poza tym polscy autorzy swoich bohaterów zapożyczyli raczej z kanonu szkolnych lektur, niż z klasyki science-fiction i horroru, przez co o supermocach możemy tutaj zapomnieć. Podobieństwa między oboma komiksami kończą się zatem bardzo szybko.

Pierwszy album wprowadza czytelnika w akcję serii, prezentuje głównych bohaterów i ogólną tematykę. Zabrakło w nim jednak właściwie rozwinięcia fabuły, przez co Warszawski pacjent jest raczej wstępem do dłuższej historii niż samodzielną opowieścią. Akcja zawiązuje się dość mozolnie (autorzy wprowadzają długą retrospekcję, która tłumaczy genezę głównego wątku), choć trzeba przyznać, że przy tym obfituje w ciekawe wydarzenia. Późniejsze perypetie bohaterów urywają się w całkowicie niespodziewanym momencie. Chciałoby się przewrócić stronę i czytać dalej, ale tam już nic nie ma. Pointa albumu pozwala sądzić, że twórcom zabrakło w tym numerze miejsca na jeszcze kilka stron. Zakończenie, zamiast pozostawiać w napięciu, zbija z tropu.

Pomimo niefortunnie urwanego finiszu, cała fabuła opowiedziana jest bardzo czytelnie, a kolejne kadry komiksu przypominają ujęcia filmowej kamery – nawet zabiegi stosowane przez rysownika są podobne do operatorskich trików. Co jakiś czas rysownik serwuje najazd na pojedynczy detal rysunku, innym razem oko rysownika ustawia się z boku planu, aby wyraźnie pokazać jakiś wycinek bardzo dynamicznej akcji. Jeszcze bardziej upodabniają Pierwszą Brygadę do filmu przygodowego humorystyczne, zawadiackie dialogi. Szczególnie rozbrajające okazało się stwierdzenie Piłsudskiego, przemierzającego zasypaną śniegiem Rosję, który wyznaje z zakłopotaniem, że niezbyt umie obchodzić się z bronią, na co Staś odpowiada ze zdziwieniem: "To co robisz na Syberii, człowieku?".

Pierwszy album wpadł w sidła najstraszliwszego grzechu komiksu przygodowego – fabuła nie zdążyła się dobrze rozwinąć, nim została nagle ucięta. Ale pozostałe składowe znalazły się na swoich miejscach – ciekawi bohaterowie, sporo steampunkowych zabawek i dynamicznej akcji. Pozostaje sądzić, że kolejne albumy, pozbawione trudnego obowiązku zawiązania akcji i ekspozycji bohaterów, będą już pełnoprawnymi epizodami dobrej opowieści przygodowej.

Blog Jarosława Kopcia