Pierścień Mroku - Nik Pierumow
J.R.R. Tolkien - mistrz pióra, jakich mało. Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ludzi, których znam, a którzy o nim nie słyszeli. Niektórzy, jak na przykład ja, właśnie od Władcy Pierścieni zaczynali swoją przygodę z fantastyką. Temat okazał się wciągający. Niestety. Bowiem po przeczytaniu wszystkiego, co wyszło spod ręki mistrza, poczuli wewnętrzna pustkę. Coś się skończyło... Przyjdzie się pożegnać ze Śródziemiem, bo w końcu kto ośmieli się wtrącać cokolwiek do historii pierwszych trzech er, a tym bardziej czwartej? Wydawać by się mogło, że po zakończeniu Wojny o Pierścień nic już nie będzie można dodać. Pomyliłem się. I dobrze!
Chcąc wykorzystać ostatnie dni wakacji, postanowiłem przeszukać biblioteczkę kolegi. Trafiłem tam na coś, o czym zupełnie zapomniałem i nie pytając o zgodę powiedziałem po prostu: Zabieram. Nie było mowy o sprzeciwie. W rękach trzymałem dwa tomy Pierścienia Mroku, autorstwa Nika Pierumowa. Napis nad tytułem mówił: "Świat Władcy Pierścieni 300 lat później". Skrzywiłem się na miękką oprawę, myśląc, że znowu będę musiał się tłumaczyć z pozaginanych rogów. Skrzywiłem się także na projekt okładki, jednak machnąłem tylko ręką. Wydanie WP, które miałem okazję czytać, miało równie beznadziejną grafikę, która w żaden sposób nie pasowała do treści. Ale jak wiadomo, nie liczy się wygląd, a to, co w środku.
Nie spodziewałem się wiele. Przekonany, że nikt prócz samego twórcy nie będzie w stanie oddać w pełni natury Śródziemia, zacząłem czytać bez wielkiego entuzjazmu, choć z odrobiną nadziei.
Niestety, od razu się rozczarowałem. Na pierwszych kartach powieści znów trafiamy do Shire! A ja... nie lubię hobbitów. Trudno, pomyślałem, przeżyję.
Z każdą kolejną stroną miałem wrażenie, że skądś to znam. Znów te same rozterki niziołków, znów krasnoludy i to jakieś mało krasnoludzkie! Ale w końcu co mogło zmienić się w tej spokojnej krainie? Faktycznie, nie zmieniło się wiele - taka po prostu już jest jej natura. Początkowe rozczarowanie ustąpiło miejsca myśli, że autor specjalnie rozpoczyna opowieść właśnie w tym miejscu, w dobrze znanej krainie, chcąc przypomnieć czytelnikowi jakie naprawdę jest Śródziemie i jego mieszkańcy. O drobnych potknięciach szybko zapominałem, wciągając się coraz bardziej w ten zaczarowany świat.
Prawdopodobnie autor uznał także, że historia ma zwyczaj się powtarzać i ziemię Hobbitanii znów zdeptały krasnoludzkie buciory. Tym razem jednak w "niskie progi" zawitał tylko jeden, a nie trzynastu, jak miało to miejsce dobrze ponad trzysta lat temu. Jeden, ale za to jaki! Krasnolud Torin staje pewnej nocy na drodze Folka Brandybucka - potomka samego Meriadoka Wspaniałego. Do dwójki bohaterów wkrótce przyłącza się trzeci, również krasnolud i choć mały ciałem, to wielki w sztuce władania bronią. Takie spotkanie nie mogło doprowadzić do niczego innego, jak do długiej i wyczerpującej przygody.
Ale to był sam początek. Co dalej? Na czymś przecież trzeba oprzeć fabułę, a nic nie nadaje się do tego lepiej, jak same siły nieczyste. Tak, tak - okazuje się, że wraz z unicestwieniem Jedynego Pierścienia w ogniu Góry Przeznaczenia nie całe zło, zasiane przez Nieprzyjaciela, zostało zniszczone. Coś przetrwało. Mrok pojawia się ponownie i tym razem wypełza z wnętrzności ziemi. Nasi bohaterowie zdają sobie sprawę, że to początek czegoś większego, więc ruszają na spotkanie niebezpieczeństw i, wydawałoby się zupełnie przypadkowo, wpadają na odpowiednie tropy, które prowadzą do odpowiedzi. Jakich? Gwarantuję, że się nie spodziewacie. Odwiedzą Morię, daleki wschód, trafią tam, gdzie jeszcze nigdy nikt z ich plemienia nie postawił stopy. Stoczą wiele bitew, zobaczą morze krwi, do którego każdy z nich doda kropelkę własnej i przeciwników. Wezmą na swoje barki straszny Obowiązek, a ostateczne starcie sił przekroczy wszelkie oczekiwania i przyćmi nawet bitwę na polach Pelenoru.
Teraz wypada przyznać się do błędu i niewiary w możliwości innych pisarzy. Nik Pierumow mnie zaskoczył. Dokonał czegoś, czego się nie spodziewałem. Pierścień Mroku okazał się godnym następcą dzieł Tolkiena. Kopalnią wiedzy porządkującą wiadomości o historii Śródziemia z przekroju trzech minionych er. Wzbogaca czwartą. Zabiera czytelnika w podróż do krain, o których inne książki tylko wspominają - ukazuje szerzej nowe ludy, nowych przeciwników oraz nowe twarze tych dobrze znanych. Pojawiają się znajome postacie, przedmioty i miejsca. Pojawia się także Trzecia Siła, nie mająca nic wspólnego ze Światłem ani Mrokiem.
Nik Pierumow jest także winien... Winien mojego niewyspania, ponieważ nie mając czasu w ciągu dnia, żeby szybko przeczytać dwa tomy, siedziałem do późnej nocy i zachłannie poznawałem dzieje trójki przyjaciół.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Chcąc wykorzystać ostatnie dni wakacji, postanowiłem przeszukać biblioteczkę kolegi. Trafiłem tam na coś, o czym zupełnie zapomniałem i nie pytając o zgodę powiedziałem po prostu: Zabieram. Nie było mowy o sprzeciwie. W rękach trzymałem dwa tomy Pierścienia Mroku, autorstwa Nika Pierumowa. Napis nad tytułem mówił: "Świat Władcy Pierścieni 300 lat później". Skrzywiłem się na miękką oprawę, myśląc, że znowu będę musiał się tłumaczyć z pozaginanych rogów. Skrzywiłem się także na projekt okładki, jednak machnąłem tylko ręką. Wydanie WP, które miałem okazję czytać, miało równie beznadziejną grafikę, która w żaden sposób nie pasowała do treści. Ale jak wiadomo, nie liczy się wygląd, a to, co w środku.
Nie spodziewałem się wiele. Przekonany, że nikt prócz samego twórcy nie będzie w stanie oddać w pełni natury Śródziemia, zacząłem czytać bez wielkiego entuzjazmu, choć z odrobiną nadziei.
Niestety, od razu się rozczarowałem. Na pierwszych kartach powieści znów trafiamy do Shire! A ja... nie lubię hobbitów. Trudno, pomyślałem, przeżyję.
Z każdą kolejną stroną miałem wrażenie, że skądś to znam. Znów te same rozterki niziołków, znów krasnoludy i to jakieś mało krasnoludzkie! Ale w końcu co mogło zmienić się w tej spokojnej krainie? Faktycznie, nie zmieniło się wiele - taka po prostu już jest jej natura. Początkowe rozczarowanie ustąpiło miejsca myśli, że autor specjalnie rozpoczyna opowieść właśnie w tym miejscu, w dobrze znanej krainie, chcąc przypomnieć czytelnikowi jakie naprawdę jest Śródziemie i jego mieszkańcy. O drobnych potknięciach szybko zapominałem, wciągając się coraz bardziej w ten zaczarowany świat.
Prawdopodobnie autor uznał także, że historia ma zwyczaj się powtarzać i ziemię Hobbitanii znów zdeptały krasnoludzkie buciory. Tym razem jednak w "niskie progi" zawitał tylko jeden, a nie trzynastu, jak miało to miejsce dobrze ponad trzysta lat temu. Jeden, ale za to jaki! Krasnolud Torin staje pewnej nocy na drodze Folka Brandybucka - potomka samego Meriadoka Wspaniałego. Do dwójki bohaterów wkrótce przyłącza się trzeci, również krasnolud i choć mały ciałem, to wielki w sztuce władania bronią. Takie spotkanie nie mogło doprowadzić do niczego innego, jak do długiej i wyczerpującej przygody.
Ale to był sam początek. Co dalej? Na czymś przecież trzeba oprzeć fabułę, a nic nie nadaje się do tego lepiej, jak same siły nieczyste. Tak, tak - okazuje się, że wraz z unicestwieniem Jedynego Pierścienia w ogniu Góry Przeznaczenia nie całe zło, zasiane przez Nieprzyjaciela, zostało zniszczone. Coś przetrwało. Mrok pojawia się ponownie i tym razem wypełza z wnętrzności ziemi. Nasi bohaterowie zdają sobie sprawę, że to początek czegoś większego, więc ruszają na spotkanie niebezpieczeństw i, wydawałoby się zupełnie przypadkowo, wpadają na odpowiednie tropy, które prowadzą do odpowiedzi. Jakich? Gwarantuję, że się nie spodziewacie. Odwiedzą Morię, daleki wschód, trafią tam, gdzie jeszcze nigdy nikt z ich plemienia nie postawił stopy. Stoczą wiele bitew, zobaczą morze krwi, do którego każdy z nich doda kropelkę własnej i przeciwników. Wezmą na swoje barki straszny Obowiązek, a ostateczne starcie sił przekroczy wszelkie oczekiwania i przyćmi nawet bitwę na polach Pelenoru.
Teraz wypada przyznać się do błędu i niewiary w możliwości innych pisarzy. Nik Pierumow mnie zaskoczył. Dokonał czegoś, czego się nie spodziewałem. Pierścień Mroku okazał się godnym następcą dzieł Tolkiena. Kopalnią wiedzy porządkującą wiadomości o historii Śródziemia z przekroju trzech minionych er. Wzbogaca czwartą. Zabiera czytelnika w podróż do krain, o których inne książki tylko wspominają - ukazuje szerzej nowe ludy, nowych przeciwników oraz nowe twarze tych dobrze znanych. Pojawiają się znajome postacie, przedmioty i miejsca. Pojawia się także Trzecia Siła, nie mająca nic wspólnego ze Światłem ani Mrokiem.
Nik Pierumow jest także winien... Winien mojego niewyspania, ponieważ nie mając czasu w ciągu dnia, żeby szybko przeczytać dwa tomy, siedziałem do późnej nocy i zachłannie poznawałem dzieje trójki przyjaciół.
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Padlina
Autor: Jacek Sobota
Autor okładki: Sławomir Maniak
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Miejsce wydania: Wrocław
Data wydania: 8 stycznia 2007
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka
Format: 130 x 205 mm
Seria wydawnicza: Behemot
ISBN-10: 83-7384-527-5
Cena: 24,90 zł
Autor: Jacek Sobota
Autor okładki: Sławomir Maniak
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Miejsce wydania: Wrocław
Data wydania: 8 stycznia 2007
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka
Format: 130 x 205 mm
Seria wydawnicza: Behemot
ISBN-10: 83-7384-527-5
Cena: 24,90 zł
Tagi:
Pierścień Mroku | Nik Pierumow