» Blog » Piąty odcień zieleni - Marcin Wolski
24-10-2015 22:00

Piąty odcień zieleni - Marcin Wolski

Odsłony: 134

Piąty odcień zieleni - Marcin Wolski

Piąty odcień zieleni – Marcin Wolski

Jakoś tak się złożyło że w czasach kiedy to podstawówka miała słuszne 8 klas, o przedwojennych fanaberiach z gimnazjami nikt nie pamiętał, w ręce wpadł mi chyba w 5 czy 6 klasie w miejskiej bibliotece podniszczony egzemplarz Piątego odcieniu zieleni. W czasach owych byłem już mocno upośledzony na punkcie fantastyki i s-f i kolejne książki łykałem z roztrzęsionymi rękami niczym narkoman kolejną dawkę heroiny. Wolskiego znałem z Agenta dołu, który zostawił bardzo dobre wspomnienia, więc strasznie zadowolony wróciłem do domu. Jak każdy ciężko uzależniony otarłem się wówczas o swój złoty strzał. Pamiętam tylko że chyba umarłem z latarką pod kołdrą i jakąś idiotyczną awanturę którą urządzili rodzice kiedy zostałem nakryty w tak dziwnej pozycji nad ranem.

Od tamtych czasów przeczytałem hmm prawie wszystkie książki Marcina Wolskiego, niektóre były lepsze inne gorsze ale w sumie na żadnej się nie zawiodłem. Nie chce mi się pisać o samym autorze informacje o nim znajdzie każdy w Googlach. Jedyne co chcę napisać że cenię tego autora za to że udowadnia w swoich książkach że postawa patriotyczna nie jest głupia, że bycie albo staranie się być dobrym człowiekiem na końcu zawsze bywa nagradzane, że jeżeli łajdacy wygrywają bo grają znaczonymi kartami to nadchodzi czas że los się odwraca do nich plecami no i nawet jak nie wierzysz to może warto choć chwilę się zastanowić nad sobą.

Co takiego szczególnego w książce że jest ona taka niezwykła. Po pierwsze była to pierwsza porządna szpiegowsko – przygodowa książka jaką przeczytałem dodatkowo bohater był Polakiem, a nie elfem, krasnoludem, magiem czy jakimś innym alienem. Po drugie książka naprawdę nie jest zła. Jest tam akcja która toczy się kilku planach, i bohater jak pionek miotany jest po całej planszy. Zaczynam ją czytać po raz kolejny i po raz kolejny cieszę się jak gówniarz z tą różnicą że tym razem narażam się na awanturę ze strony żony :)

Czytając tę książkę po raz kolejny trzeci czy czwarty mam wrażenie trochę takie jak z oglądanie starego Bonda trzeci czy czwarty raz. No niby to Bond, ale za każdym razem starszy i coraz mniej zaskakujący. Fun nie jest już ten sam co kiedyś, a nawet trochę mniejszy niż ostatnio.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.