31-03-2012 23:08
Pędzel Szpona #5 - z czym jeść ten pędzel?
W działach: modelarstwo, pędzle, bitewniaki | Odsłony: 299
Przez bardzo wiele lat byłam członkiem pracowni modelarskiej w Warszawie, gdzie bardzo długo wbijano mi do głowy, że o pędzel trzeba dbać. Nie przejmowałam się tym aż tak bardzo, dopóki nie odkryłam, że moje narzędzie pracy bardzo szybko się zużywa. Regularne wydawanie 5zł (teraz chyba 7zł) na pędzelek nie podobało mi się. Wtedy zrozumiałam, że warto dbać o pędzelki, nawet jeśli nie są Winsorami czy innymi wypasionymi pędzlami, które w Polsce osiągają zawrotne ceny.
Moim ulubionym pędzlem z serii low budget jest Mag-Pol. Cienkie włosie - pędzel o rozmiarze 1 pozwala malować już 15mm, a nawet mniejsze figurki. Uważam je za bardzo wdzięczny produkt i na początek idealny. Pędzli firmy Citadel nie lubię, bo strzepią się szybko i są dosyć grube, chociaż podobno po prostu miałam pecha. Niemniej jednak, jakiekolwiek pędzla byśmy nie używali, to należy zadbać o niego, by się nie okazało, że po miesiącu musimy kupić nowy. Teraz używam pędzla firmy Winsor&Newton z linii Series 7. Są to pędzle z prawdziwego włosia, których obecnie cena oscyluje w granicach 50-60zł/sztuka. Uważam, że opłaca się kupić taki pędzel, bo on starczy na lata. Porównywalnym jakościowo są niedostępne w Polsce pędzle firmy Rosemary&Co, które niedługo przetestuję. Muszę Was zasmucić, gdyż one w Wielkiej Brytanii kosztują ok. 3,50 funtów. Winsory chyba ciut więcej, ale nadal taniej niż w Polsce. Dlaczego warto? Oprócz tego, że komfort malowania jest zupełnie inny oraz, że te pędzle są wytrzymalsze (chociaż dla chcącego nic trudnego, naprawdę) to ich włosie nie wygina się malując metalowego figurki. Syntetyczne już tak. Nie wiem z czym to jest związane, może istnieją gdzieś badania odnośnie trwałości pędzli a tworzywa z jakiego figurka jest wykonana. Wiem tylko, że pędzle z wyższej półki naprawdę dobrze sobie radzą.
Przede wszystkim woda!
Na blogu Painting Mum jest bardzo fajnie wyjaśnione, jakiej wody tak naprawdę powinniśmy używać. Zachęcam do lektury, ja nic więcej do dodania nie mam oprócz małego tipa odnośnie malowania. Być może wszyscy o tym wiedzą, ale kiedy malujemy metalikami, powinniśmy używać innego kubka z wodą. Farby metaliczne są tłuste i kiedy będziemy korzystać z wody, która miała kontakt z tymi farbami, to nie dość, że będzie nam się potem trudniej rozprowadzało normalne kolory, to na pędzlu będziemy mieć drobinki metalików.
Jeśli chodzi o farby olejne, to oczywiście rozcieńczalnik do farb olejnych. Ten polski daje sobie radę. Dostępny jest we wszystkich sklepach modelarskich.
Pędzel + farba
Im mniej farby na pędzlu, tym lepiej. Oczywiście wiąże się to z komfortem malowania i tego, jak należy nakładać farbę. Wynika to także z zasady, iż włosie pędzla powinno być maksymalnie umoczone w farbie do połowy. Inną kwestią jest to, że jeśli notorycznie nasz pędzel będzie lądował w farbie, to zacznie się ona osadzać na granicy rączki i włosia. Bardzo ważne jest to przy farbach olejnych. Z tego miejsca trudno usunąć syf, jaki tam się będzie zbierał, co w rezultacie sprawi, że za jakiś czas pędzel będzie można przekwalifikować na drybrushowanie. Włosie stanie się sztywniejsze i nie będzie już dobrze trzymało kształtu. Skoro już przy tym jesteśmy, to moim zdaniem do drybrushingu powinniśmy mieć oddzielny pędzel. Niekoniecznie drugiego Winsora, ale egzamin zdają wspomniane swego czasu przez Kastora pędzle to tipsów czy w ogóle używane przy charakteryzacji. Są dosyć tanie i nie będziemy cierpieć patrząc na roztrzepane włosie.
Nie wiem, czy powinno się używać pędzli różnych do farb olejnych i akrylowych. Wydaję mi się, że jeśli będzie się o nie odpowiednio dbało, to nie powinno być żadnego problemu, ale może ktoś ma jakieś potwierdzone info;)
Mycie po i później
Pędzel potrafi nam zasygnalizować, kiedy należy go oczyścić z farby. Kiedy zamaczamy go w farbie, to na włosi utworzy się grudka, tj. farba nie osadzi się na włosiu, a na samej jego końcówce. Dzieję się tak zarówno przy używaniu farb akrylowych jak i olejnych. Ja myję je trochę częściej. Pędzel wycieramy o jakąś szmatkę lub chusteczkę, najlepiej w miarę delikatnie przesuwać go między palcami, robiąc nim jednocześnie obrót. Można też nie angażować drugiej ręki i robić to po prostu o szmatkę na stole. Pędzle, których używamy do farb olejnych moim zdaniem wymagają troszkę dłuższego czasu przebywania w rozcieńczalniku oraz dłuższego wycierania.
Wodę, o której już wspomniałam, powinniśmy wymieniać w miarę często. Rozcieńczalnik już niekoniecznie, starcza na dosyć długo. Trudno ocenić mi obiektywnie na ile, zależy od eksploatacji. Nigdy nimi nie wstrząsajmy. Po parokrotnym użyciu, kiedy go odstawimy, na dnie zacznie się zbierać osad. Po wstrząśnięciu nasz rozcieńczalnik przybierze nieciekawą barwę i na pewno nie oczyści naszego pędzla dobrze.
Co jakiś czas powinniśmy przemyć włosie naszego pędzla mydłem. Usunie syf, którego nie udało się usunąć w trakcie normalnego mycia. Zdecydowanie przedłuży to żywotność naszego narzędzia.
Epilog
O pędzle należy dbać, dzięki temu posłużą nam bardzo długo. Nie ma sensu kupować tych z górnej półki, jeśli nie potrafimy odpowiednio zająć się pędzlem za 7zł. Gwarantuję, że nie minie dużo czasu, a Winsor czy Rosemary zaczną tracić kształt, będą odskakiwały pojedyncze włoski aż w końcu przestaną się nadawać do czegokolwiek. Bardzo zaboli to naszą kieszeń, a myślę, że każdy z nas wolałby jednak odłożyć sobie na jakąś fajną figurkę.
Moim ulubionym pędzlem z serii low budget jest Mag-Pol. Cienkie włosie - pędzel o rozmiarze 1 pozwala malować już 15mm, a nawet mniejsze figurki. Uważam je za bardzo wdzięczny produkt i na początek idealny. Pędzli firmy Citadel nie lubię, bo strzepią się szybko i są dosyć grube, chociaż podobno po prostu miałam pecha. Niemniej jednak, jakiekolwiek pędzla byśmy nie używali, to należy zadbać o niego, by się nie okazało, że po miesiącu musimy kupić nowy. Teraz używam pędzla firmy Winsor&Newton z linii Series 7. Są to pędzle z prawdziwego włosia, których obecnie cena oscyluje w granicach 50-60zł/sztuka. Uważam, że opłaca się kupić taki pędzel, bo on starczy na lata. Porównywalnym jakościowo są niedostępne w Polsce pędzle firmy Rosemary&Co, które niedługo przetestuję. Muszę Was zasmucić, gdyż one w Wielkiej Brytanii kosztują ok. 3,50 funtów. Winsory chyba ciut więcej, ale nadal taniej niż w Polsce. Dlaczego warto? Oprócz tego, że komfort malowania jest zupełnie inny oraz, że te pędzle są wytrzymalsze (chociaż dla chcącego nic trudnego, naprawdę) to ich włosie nie wygina się malując metalowego figurki. Syntetyczne już tak. Nie wiem z czym to jest związane, może istnieją gdzieś badania odnośnie trwałości pędzli a tworzywa z jakiego figurka jest wykonana. Wiem tylko, że pędzle z wyższej półki naprawdę dobrze sobie radzą.
Przede wszystkim woda!
Na blogu Painting Mum jest bardzo fajnie wyjaśnione, jakiej wody tak naprawdę powinniśmy używać. Zachęcam do lektury, ja nic więcej do dodania nie mam oprócz małego tipa odnośnie malowania. Być może wszyscy o tym wiedzą, ale kiedy malujemy metalikami, powinniśmy używać innego kubka z wodą. Farby metaliczne są tłuste i kiedy będziemy korzystać z wody, która miała kontakt z tymi farbami, to nie dość, że będzie nam się potem trudniej rozprowadzało normalne kolory, to na pędzlu będziemy mieć drobinki metalików.
Jeśli chodzi o farby olejne, to oczywiście rozcieńczalnik do farb olejnych. Ten polski daje sobie radę. Dostępny jest we wszystkich sklepach modelarskich.
Pędzel + farba
Im mniej farby na pędzlu, tym lepiej. Oczywiście wiąże się to z komfortem malowania i tego, jak należy nakładać farbę. Wynika to także z zasady, iż włosie pędzla powinno być maksymalnie umoczone w farbie do połowy. Inną kwestią jest to, że jeśli notorycznie nasz pędzel będzie lądował w farbie, to zacznie się ona osadzać na granicy rączki i włosia. Bardzo ważne jest to przy farbach olejnych. Z tego miejsca trudno usunąć syf, jaki tam się będzie zbierał, co w rezultacie sprawi, że za jakiś czas pędzel będzie można przekwalifikować na drybrushowanie. Włosie stanie się sztywniejsze i nie będzie już dobrze trzymało kształtu. Skoro już przy tym jesteśmy, to moim zdaniem do drybrushingu powinniśmy mieć oddzielny pędzel. Niekoniecznie drugiego Winsora, ale egzamin zdają wspomniane swego czasu przez Kastora pędzle to tipsów czy w ogóle używane przy charakteryzacji. Są dosyć tanie i nie będziemy cierpieć patrząc na roztrzepane włosie.
Nie wiem, czy powinno się używać pędzli różnych do farb olejnych i akrylowych. Wydaję mi się, że jeśli będzie się o nie odpowiednio dbało, to nie powinno być żadnego problemu, ale może ktoś ma jakieś potwierdzone info;)
Mycie po i później
Pędzel potrafi nam zasygnalizować, kiedy należy go oczyścić z farby. Kiedy zamaczamy go w farbie, to na włosi utworzy się grudka, tj. farba nie osadzi się na włosiu, a na samej jego końcówce. Dzieję się tak zarówno przy używaniu farb akrylowych jak i olejnych. Ja myję je trochę częściej. Pędzel wycieramy o jakąś szmatkę lub chusteczkę, najlepiej w miarę delikatnie przesuwać go między palcami, robiąc nim jednocześnie obrót. Można też nie angażować drugiej ręki i robić to po prostu o szmatkę na stole. Pędzle, których używamy do farb olejnych moim zdaniem wymagają troszkę dłuższego czasu przebywania w rozcieńczalniku oraz dłuższego wycierania.
Wodę, o której już wspomniałam, powinniśmy wymieniać w miarę często. Rozcieńczalnik już niekoniecznie, starcza na dosyć długo. Trudno ocenić mi obiektywnie na ile, zależy od eksploatacji. Nigdy nimi nie wstrząsajmy. Po parokrotnym użyciu, kiedy go odstawimy, na dnie zacznie się zbierać osad. Po wstrząśnięciu nasz rozcieńczalnik przybierze nieciekawą barwę i na pewno nie oczyści naszego pędzla dobrze.
Co jakiś czas powinniśmy przemyć włosie naszego pędzla mydłem. Usunie syf, którego nie udało się usunąć w trakcie normalnego mycia. Zdecydowanie przedłuży to żywotność naszego narzędzia.
Epilog
O pędzle należy dbać, dzięki temu posłużą nam bardzo długo. Nie ma sensu kupować tych z górnej półki, jeśli nie potrafimy odpowiednio zająć się pędzlem za 7zł. Gwarantuję, że nie minie dużo czasu, a Winsor czy Rosemary zaczną tracić kształt, będą odskakiwały pojedyncze włoski aż w końcu przestaną się nadawać do czegokolwiek. Bardzo zaboli to naszą kieszeń, a myślę, że każdy z nas wolałby jednak odłożyć sobie na jakąś fajną figurkę.