» Recenzje » Para w ruch

Para w ruch


wersja do druku

I gnają, i pchają, i seria się toczy

Redakcja: Tomasz 'Asthariel' Lisek, Piotr 'Clod' Hęćka

Para w ruch
 W pierwszych powieściach ze Świata Dysku na pierwszy plan wysuwał się humor, a idee czaiły się w tle, jednak w pewnym momencie sytuacja się odwróciła. Para w ruch bardzo wyraźnie ukazuje to przesunięcie, więc raczej nie przekona czytelników rozczarowanych takim obrotem spraw; ale wciąż jest to dobra powieść.

Ostatnimi czasy Ankh-Morpork stało się zalążkiem wielu zmian cywilizacyjnych – od azet, przez pocztę aż po bankowość. Teraz nastała jednak prawdziwa rewolucja – rewolucja przemysłowa. Świat (Dysku) rozwija się w błyskawicznym tempie za sprawą młodego inżyniera, Dicka Simnela. Młodzieniec wyciąga wnioski z tragicznego wyparowania swego ojca i głównym narzędziem swej pracy czyni suwak logarytmiczny. Z szacunkiem dla liczb, sinusa i cosinusa wykuwa ze stali i żelaza potężną maszynę. Oczywiście nie uchodzi to uwadze Lorda Vetinariego, który nie ufa niczemu, czego nie kontroluje. Dlatego też wyznacza Moista Von Lipwiga na miejskiego nadzorcę tegoż przedsięwzięcia. Jednocześnie w mrocznych odmętach krasnoludzkich kopalni na znaczeniu zyskują ci, którzy zamiast gonić za pędzącym światem, wolą go raczej wykoleić.

Największym problemem Pary w ruch zdaje się bezpośredniość. Nadal nie brakuje tu gier słownych i perełek humoru, lecz w wielu miejscach czytelnik napotka mało subtelną powagę. O ile wcześniej społeczno-polityczne komentarze były raczej ukryte pomiędzy żartami, teraz momentami wygląda to tak, jakby autor zamienił rękawice bokserskie na kastety. Za mało tu parodii, a za dużo dydaktyzmu. W dodatku można odnieść wrażenie, że te same morały są przekazywane przez różne postaci w nieco inny sposób – na szczęście to sporadyczny problem.

Przeobraża się nie tylko Świat Dysku, ale i część zamieszkujących go postaci. Niestety, nie są to zmiany na lepsze. Nie dotyczy to powracających postaci drugoplanowych, czyli zastępów Straży oraz magów: Nobby Nobbs, Colon, Detrytus i Rincewind nadal stanowią źródło humoru w każdym epizodzie im poświęconym. Szkoda, że tych fragmentów nie ma zbyt wiele. Sobą pozostaje także Moist, który nadal dobrze wywiązuje się z roli łotrzyka o dobrym sercu. Od świato-dyskowej normy odbiegają natomiast charakterystyki Vimesa oraz Patrycjusza. Krótko sprawę ujmując, wygląda na to, że ci dwaj weterani zestarzeli się. Sam Vimes w Parze w ruch bardziej przypomina żołnierza niż gliniarza, a Vetinari coraz bardziej się uczłowiecza. Proces ten dało się już odczuć w innych częściach, ale tu zbyt mocno wychodzi z roli tyrana. Gdzieś zgubiła się jego aura wycofanej bezwzględności.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Powyższe narzekanie nie oddaje jednak sprawiedliwości autorowi. Terry Pratchett (wespół w zespół z Piotrem W. Cholewą) pozostaje mistrzem słowa. Widać to zwłaszcza w opisach pierwszej lokomotywy, Żelaznej Belki, oraz mieszanki zachwytu i obaw towarzyszącej pojawieniu się kolei. Niech za przykład posłuży poniższy fragment:

Zdumiał się bardzo. W tej metalowej konstrukcji było coś owadziego, jakieś kawałki wirowały bezustannie, a całą machinę spowijały kłęby pary i dymu, jakie sama wytwarzała. Harry King zobaczył przed sobą ucieleśnienie efektywności. W dodatku efektywności, która nie weźmie wolnego dnia na pogrzeb babci.

Ciekawe prezentuje się także wątek relacji Ankh-Morpork z Quirmem, będący odbiciem związku Anglii z Francją. Szkoda, że nie poświęcono więzi obu miast nieco więcej miejsca – może to materiał na kolejną powieść? Pozytywnie należy ocenić także wątek krasnoludzkich gragów buntujących się przeciw opisywanym w książce zmianom. Można tu dopatrywać się ducha luddyzmu, ale jednocześnie i przedstawienia mechanizmów werbowania terrorystów. Tym razem dużo mniej nachalnie prezentowana jest także idea równości rasowej, a fragmenty z udziałem Moista i konia-golema należą do najzabawniejszych w powieści.

Czterdziesta książka ze Świat Dysku dostarczy czytelnikom paru godzin rozrywki, ale raczej mało kogo zachwyci. Na pewno nie przekona do siebie tych, którym nie w smak są zmiany zachodzące w ostatnich częściach serii. Para w ruch nie stroni bowiem od momentami nieco zbyt poważnego dydaktyzmu, gubiąc tym samym ducha nienarzucającej się satyry. Ponadto rozmywają się w niej także charakterystyki ważnych postaci. Nie jest jednak wcale tak źle, jakby mogło się wydawać. Terry Pratchett nadal świetnie sobie radzi pod względem stylistycznym. Ciągle jest się z czego śmiać i nad czym pomyśleć, a to przecież w Świecie Dysku najważniejsze.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
9
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Para w ruch (Raising steam)
Cykl: Świat Dysku
Tom: 40
Autor: Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 15 maja 2014
Oprawa: miękka
Format: 142x202 mm
ISBN-13: 978-83-7839-751-9
Cena: 32 zł

Komentarze


Drachu
   
Ocena:
0

BĘDĄ SPOILERY!

 

Dla mnie Para w Ruch wygląda, jakby Terciu Preciu bawił się sam z sobą w dom swoimi bohaterami. Takie simsy - fabuła jest drugoplanowa, na pierwszy plan wychodzi co tam u naszych starych znajomków z cyklu. Co jakiś czas Terciu ze swojego, słynnego wszak, kapelusza wyciąga bohatera i pokazuje nam - patrzcie, on dalej jest fajny, a nawet jeszcze fajniejszy.

Vetinari jest osom, nawet bardziej niż zwykle. Bije ludzi łopatą.
Vimes jest osom, bo to Vimes - jeszcze się tak nie zdarzyło, żeby Vimes nie był osom. 
Drumknott jest osom (no ok, po prostu zyskuje ludzkie, fajne oblicze)
Lady Ramkin nigdy nie przestanie być osom
Harry Król dalej osom
Moist von Lipwig i Adora dalej są osom, akurat Moistowi to wypada.

Ale co tam gadamy o pierwszoplanówkach. Terciu co jakiś czas pokazuje nam kogoś w tle, albo tylko o nim wspomni (żebyśmy pamiętali,że taki ktoś był i był osom - jak np. o niani Ogg). Dlatego też Colon i Nobby, Lu Tze, Ridicull, czy Rincuś też pojawiają się na moment. I są bezwzględnie, absolutnie i nieodwołalnie fajni. To samo Sally, czy Angua, czy Detrytus czy Cudo. A może jacyś nowsi? Nieśmial Nieśmialsson, Albrecht Albrechtsson (nawet on jest fajny), dolny król? Wszyscy są super!

Ale problem jest taki, że za tym stoi wydmuszka fabularna. Wszystko, wszystkim się udaje i nie ma chwili niepewności, ani momentu dramatyzmu. Wiesz... chcesz zrobić pizzę - przykładowo. Musisz kupić mąkę, mleko, jajka, drożdże, jakieś cosie na wierzch, musisz zagnieść ciasto i posypać je wierzchem, potem wsadzić do pieca i nie spalić. Nic dramatycznego, po prostu małe questy, które musisz odwalić. Okazuje się,że zbudowanie kolei też można podzielić na takie małe questy - i one wszystkie Moistowi wychodzą bez większej spiny. Lekki powiew dramatyzmu jest gdy głębinowcy robią kaleki przewrót, ale nawet to na pół gwizdka, taki strzał z zada. Zwykle u Tercia udaje się w ostatniej chwili, albo wątki splatają w jakiś zaskakujący sposób. Nie tym razem. To książka o tym, jak wszystko gładko idzie, przy nieznacznym oporze gragów. 

Fajnie się czyta, dość dowcipna, ale ani zrywania boków (Terciu trochę odgrzewa swoje szlagiery), ani jakiejś mega zapadającej w głowę treści.

30-06-2014 15:40
Asthariel
   
Ocena:
0

Zgadzam się. Powieść sprawia wrażenie raczej pożegnanie autora ze stworzonym przez siebie światem (stąd te wszystkie camea), co biorąc pod uwagę jego stan zdrowia jest niestety prawdopodobne.

30-06-2014 17:30
Qbuś
   
Ocena:
0

Nie miałem takich myśli w trakcie lektury, ale rzeczywiście. Te epizodyczne wystąpienia wyglądają nieco na pożegnanie. Na całe szczęście, według mnie, jest to godne pożegnanie.

01-07-2014 10:55
Adeptus
   
Ocena:
0

Wiem, że się czepiam drobiazgów, ale to "koła - w ruch", natomiast "para - buch".

01-07-2014 11:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.