» Fragmenty książek » Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3

Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3


wersja do druku

A wtedy wszystkie te lodowe kwiaty otworzyły kielichy


Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3
Nie było łatwo zejść ze zbocza pod okiem strażników przechadzających się po szczycie muru. Udało się tylko dzięki temu, że rosły tam krzewy i było dużo skał, a dno doliny wypełniała mgła.
To nie była zimna mgła, jaka pojawia się, kiedy nadchodzą upiory uroczysk. Było tam całkiem ciepło, a w powietrzu unosił się niezwykły zapach. Słodki, smutny i piękny zarazem. To znaczy, tak twierdzili inni. Dla mnie był za słodki i od razu zaczęło mi się kręcić w głowie, i szybko zebrało na mdłości. Na dnie doliny przestaliśmy się już przemykać od skały do skały i kryć wśród krzewów i zeschłej trawy. Ogarnęła nas mgła. Nie widzieliśmy murów ani zamku, tylko drzewa i krzewy zrobione z lodu. Ciepłego lodu, który nie topniał, tak samo jak ten okręt. Gałęzie, liście i kwiaty, jak utkane z lodowej koronki, które dzwoniły delikatnie niczym kryształowe dzwoneczki, kiedy je roztrącaliśmy.
Prostuje się na chwilę, patrzy na swoje dłonie, jakby chciał sprawdzić, czy nie drżą. Zamyka je w pięści i opiera na stole, a potem sięga po cynowy rzeźbiony kubek i wypija do dna. Zerka na nas, każdego po kolei, jakby się bał, że zaczniemy się śmiać, jednak nikt się nie śmieje. Sylfana patrzy na niego znad splecionych dłoni z przechyloną głową, Spalle spogląda wyczekująco, bawiąc się kawałkiem suszonego wędzonego mięsa, z nożem w drugim ręku. Grunaldi nalewa sobie połowę kubka gryfiego mleka, a potem dolewa wody.
– To, co stało się później, pamiętam jak sen – mówi, kręcąc powoli głową.
– Albo jak ciężką pijatykę. Nie wiem,co jest prawdą, a co widziadłem. Pamiętam, że chodziliśmy wśród tych lodowych drzew i krzewów, że pod naszymi nogami rosły lśniące, dźwięczące w podmuchach wiatru kwiaty. A potem poranne słońce wyszło zza chmur, które leżały nad horyzontem, i wtedy cały ogród rozbłysnął wszystkimi barwami. Jak tęcza albo kryształy. Mieniła się mgła, liście i kwiaty, a myśmy patrzyli osłupiali.
A wtedy wszystkie te lodowe kwiaty otworzyły kielichy.
Teraz myślę, że to może zapach kwiatów odebrał nam rozsądek. Widziałem, jak człowiek, który stał obok mnie, zdjął szłom i upuścił go na ziemię, a później ukląkł, wbił w ziemię miecz i zaczął płakać jak dziecko. Przeraziłem się i spytałem, czy go coś boli albo czy wypił za dużo, wtedy on powiedział, że słyszy kołysankę, którą śpiewała jego matka, i czuje się, jakby odzyskał wszystko, czego tak długo szukał, i jakby wreszcie wrócił do domu. Mgła zaczęła się podnosić i zobaczyłem, że większość z naszych łazi wśród tych lodowych roślin, jakby byli pijani, jak odrzucają broń i siadają albo kładą się na ziemi. Czułem, że coraz bardziej kręci mi się w głowie i zaczynam się pocić. Zrozumiałem, że niedługo zobaczą nas strażnicy z murów i wystarczy, że sięgną po łuki. Zobaczyłem Skafaldiego, mojego kuzyna, siedział na ziemi wśród skał nad niewielką sadzawką i chichotał. Poszedłem do niego i chwyciłem za ramię. Odwrócił się i wtedy zobaczyłem, że ma straszne oczy, mętne, jak wypełnione krwią i mlekiem. Zaczerpnął swoim hełmem wody ze źródła i podał mi, mówiąc, żebym pił. "Pij!" – zawołał. "To lepsze niż wina Południa, lepsze niż świąteczne piwo. Nigdy nie piłeś nic lepszego!" Wypiłem łyk, ale to była zwykła czysta woda. Potrząsnąłem nim, ale znów zaczął pić, a potem upuścił hełm i powiedział coś jak: "Znalazłem. Nareszcie znalazłem". Wszędzie dookoła widziałem Ludzi Ognia, którzy chodzili zezowatym krokiem, śmiali się albo płakali, albo siadali na ziemi i gapili się przed siebie z głupawym uśmiechem, jakby otwarto im na oścież haremy Jarmakandy.
Niewielu pozostało takich jak ja, którzy stali z bronią w ręku, nie wiedząc, co robić. A potem zobaczyliśmy...
– Grunaldi przerywa, robi kilka bezradnych gestów, jakby nie umiał znaleźć słów, co u niego jest dość rzadkie. – To było trochę jak... jak ci ludzie odmienieni mocą uroczyska, jak odmieńcy, których hodują obłąkani Pieśniarze w dalekich krajach. Zobaczyliśmy grupkę dziewcząt. Gołych dziewcząt, ale jak się przypatrzyć, widać było, że to nie są zwykłe niewiasty. Były bardzo piękne, lecz jednocześnie przypominały zwierzęta. Jakieś sarny albo gazele. Nawet tak samo drobiły w miejscu, podobnie jak sarenki, trochę spłoszone i zbite w stadko. Zobaczyłem, że ich skóra jest pokryta jakby bardzo delikatną, krótką sierścią, że zamiast palców u stóp mają drobne kopytka. Odmieńcy zwykle są pokraczni, jak chorzy, ale one wyglądały naturalnie, jakby się takie urodziły zgodnie z naturą rzeczy. Tylko że nie były ludźmi. Nawet ich twarze były dziwne. Twarze pięknych dziewcząt i jakichś zwierzątek naraz. Wydawało się, że nie mają więcej rozumu niż gazele. Słyszałem ich chichot, ale to było nawoływanie, a nie prawdziwy śmiech.
Inne wynurzyły się nagle z sadzawki, gładkie i mokre, jak morskonie z przerębla, też miały kształty pięknych kobiet, lecz zarazem były jak morskie stwory, ich włosy były zielone i przypominały wodorosty, a na szyi otwierały się skrzela.
I wszystkie lgnęły do naszych wojów, żeby gładzić ich i pieścić, a oni stali jak oczadziali, upuszczając broń. I tylko w tym obłąkanym tłumie zostało kilkunastu przyczajonych jak ja, kręcących się na ugiętych nogach, z wystawionymi mieczami, którzy zbiliśmy się w końcu w krąg plecami do siebie, nie wiedząc, co robić dalej.
Mgła rozeszła się w promieniach porannego słońca, jakby ktoś odsunął zasłonę. Zobaczyłem wodospad, górę i lśniące mury zamku. A trochę z boku na sterczącej z ziemi skale kucał potwór. Wyglądał jak potężny mąż, nagi, tylko z dziwnym napierśnikiem podobnym do skorupy żółwia. Nad skrońmi wyrastały mu z głowy zakręcone karbowane rogi, miał wypukłe, potężne czoło i dziwny, spłaszczony nos oraz brudnożółte okrągłe oczy.
Spojrzałem, jak dziwacznie kuca na tej ostrej skale, na jego nogi o tylko dwóch palcach zakończonych kopytami i potężne ramiona. W jednej ręce miał żelazny młot na długim trzonku, a w drugim wielką, pokręconą konchę.
Słyszałem, jak stojący obok mnie ludzie wzywają Hinda albo Kowala, by spojrzeli na ich śmierć i przygotowali im łąki Doliny Snu. Byk spojrzał na nas i prychnął, aż zadrżała ziemia. A potem zeskoczył ze skały i zadął w konchę.
A wtedy przez most od bocznej bramy wyszli na nas woje. Byli tam zwykli ludzie i były dziwne potwory, przemieszani razem. Wchodząc na łąkę, ustawili się w trzy rzędy i postawili przed sobą mur z malowanych tarcz.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4
Pożegnanie z Midgaardem
- recenzja
Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3
Piętrowa dygresja
- recenzja
Pan Lodowego Ogrodu. Tom 2
Dreptanie w miejscu
- recenzja
Pan Lodowego Ogrodu. Tom 1
Długa droga przez magiczny świat
- recenzja
Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4 - Jarosław Grzędowicz
Umarł lód, niech żyje odwilż
- recenzja

Komentarze


Falcon_PL
   
Ocena:
0
Nie mogę się doczekać *_*
09-11-2009 23:43
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Okładka nie dorównuje części pierwszej, ale i tak jest świetna.

Falcon - cholera, na żadną inną książkę nie czekam tak bardzo.
09-11-2009 23:45
M.S.
   
Ocena:
+2
Okładka jest po prostu ohydna. Co za kicz. Ciężko gorzej dobrać barwy.
10-11-2009 00:07
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ja tam widzę w tym lodowy ogród. Jest, hm, cool.
10-11-2009 00:09
~Adam

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Czy to juz ostatni tom? Bo jak nie to cyklskonczy sie w 2020 roku
10-11-2009 00:34
gelaZz
   
Ocena:
0
Też się nie mogę doczekać na tą książkę, a okładka nie jest wcale taka zła ;)
10-11-2009 08:54
Falcon_PL
   
Ocena:
0
Treść nadrobi za oprawę ;)
10-11-2009 09:02
Nyx Ro
   
Ocena:
0
ah... włączam odliczanie. Byle przeżyć do 27.
10-11-2009 23:28
Qball
   
Ocena:
0
Powiem tak: nareszcie. I mam nadzieję że to już ostatni tom, bo szlag mnie trafi jak znowu będę musiał czekać.

Okładka zaś - kicz, miernota i badziewie. Zresztą dwa pierwsze tomy miały podobnie. Ale i tak wolę okładki pierwszych dwóch tomów niż pretensjonalne g*wno którym Fabryka Słów od pewnego czasu raczy czytelników (patrz: Krwawe powroty, Zachowuj się jak porządny trup, Gotuj z papieżem).
10-11-2009 23:54
Zicocu
   
Ocena:
+1
Mi ta okładka dziwnie przypomina Ognie na skałach Ziemkiewicza. Jest równie obrzydliwa. Widziałem narzekania na ilustrację z Dzikiego Mesjasza, ale tam chociaż da się wyczuć jakąś koncepcję - tutaj mamy niezbyt interesującego chłopka na tle niezbyt wyraźnego ogrodu, który pokolorowało niezbyt duże dziecko zaintrygowane odkryciem gradientów. FOCH.
11-11-2009 14:04
Farindel
   
Ocena:
0
Okładka jak okładka do poprzednich tomów a nawet roche gorsza.
Ale to na treść czekam z niecierpliwością...
11-11-2009 22:36
malakh
   
Ocena:
0
Czy to juz ostatni tom? Bo jak nie to cyklskonczy sie w 2020 roku

Nie. Będzie minimum jeszcze jeden (tom piąty nie wykluczony), a część trzecia ma ponoć "otwarte zakończenie".

Grzędowicz wprawdzie wspominał, że tom 4 ma być szybko, ale wiecie jak to jest... (ja osobiście wole poczekać, niech nad tym posiedzi, żeby wyszło coś dobrego;])
12-11-2009 10:33
~Adam

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
No Erikkson pisze dobrze i co roku wydaje 1110 stron. Nie mowie ze Grzedowicz jest kiepski bo go nie czytalem. A chcialbym. Mam pierwszy tom od 3 lat i czekam az bedzie calosc zeby zaczac czytac, jak tak dalej pojdzie do wnukom poczytam. Czwarty tom ma byc szybko, czyli pewnie 2011.
14-11-2009 15:00

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.