Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3 - Jarosław Grzędowicz

Z wizytą w Lodowym Ogrodzie

Autor: Sławomir 'Villmar' Jurusik

Pan Lodowego Ogrodu. Tom 3 - Jarosław Grzędowicz
Pierwszy tom Pana Lodowego Ogrodu spod pióra Jarosława Grzędowicza wydany w 2005 roku zdobył wszystkie ważniejsze nagrody literackie w polskiej fantastyce. Drugi tom prezentował nieco niższy poziom, lecz nadal bez wątpienia wart był wydanych pieniędzy. Oczekiwania więc miałem spore. Jak prezentuje się trzecia część tetralogii?

Przypomnę: drugi tom kończy się w momencie, gdy Vuko wraz z grupką oddanych mu ludzi wsiada na lodowy drakkar niosący go prosto do tajemniczego Lodowego Ogrodu, gdzie przebywa jeden z czterech ocalałych badaczy. Losy Filara, drugiego z bohaterów cyklu, również nie wyglądają kolorowo, gdyż trafia on wraz z trzema towarzyszami do niewoli. Obaj bohaterowie są dokładnie tacy, jakimi pamiętam ich z poprzednich części: sarkastyczny, pełen gorzkiego humoru Drakkainen oraz wyniosły, opanowany i, mimo młodego wieku, doświadczony Filar, którego przemyślenia, mimo zwykle poważnej formy, nie są nazbyt patetyczne.

Tym razem to wątek Filara wydaje się bardziej wciągający. Następca Tygrysiego Tronu trafia na targ niewolników, tam wraz ze swoim kompanem zostaje sprzedany na dwór obrzydliwie bogatej i okrutnej Lśniącej Rosą, gdzie szanse ucieczki mają mierne, a niewolników traktuje się nie lepiej niż trzodę. Drakkainen natomiast pokonuje spienione i niebezpieczne morze, mając zamiar u kresu swej drogi odnaleźć kolejnego z zaginionych ziemian. W międzyczasie udoskonala się jako "czyniący" i odwiedza starego znajomego z poprzednich części, co skutkuje paroma ciężkimi starciami. Ogólnie mówiąc: akcja toczy się podobnie jak w tomach poprzednich. Ponownie książka dzieli się na dwie części, dzięki czemu możemy obserwować wydarzenia z perspektywy każdego z bohaterów. Warsztat autora wciąga już od pierwszych stron i, choć specjalnie nic wielkiego się nie dzieje, nie odniosłem wrażenia, że Grzędowicz na siłę spowalnia rozwój wydarzeń. Długie opisy i szczegółowe komentarze budują za to specyficzny klimat, znany z poprzednich dwóch tomów.

Nieodzownym elementem całej sagi jest humor, a tu także go nie brakuje, szczególnie w rozdziałach, w których skupiamy się na Vuko. Autor zdążył nas już przyzwyczaić do jego sarkastycznych komentarzy w poprzednich częściach i także na tym polu niewiele się zmienia. Niejednokrotnie uśmiechałem się, gdy nasz bohater porównywał tamtejsze piwo do ziemskiego Calsberga, określał kogoś mianem istoty z Narnii czy wypowiadał żywcem wyjęte z komputerowych gier RPG kwestie, które zawsze marzył wygłosić. Autor bawi się także symbolami współczesnej kultury, wprowadzając elementy takich dzieł jak Jądro Ciemności, czy nawet… Śpiąca królewna.

Powieść nie ma zbyt wielu słabych stron, a jeśli już się pojawiają, nie są to nazbyt poważne mankamenty. Problem na pewno dotyczy fabuły. Czytając, miałem wrażenie, iż autor stracił pomysły odnośnie wątku Drakkainena, szczególnie w ostatnich rozdziałach wypełnionych głównie dyskusjami pomiędzy dwoma ziemianami. Wątek Filara pod koniec za to zostaje nienaturalnie przyspieszony, jakby autor chciał za wszelką cenę doprowadzić sprawy do punktu przełomowego. Wygląda to nieco dziwnie, szczególnie, że przez cały tom akcja toczyła się konsekwentnie w jednym tempie. Niedopracowane wydaje się także zakończenie, które dla wielu może być niejasne. Niezbyt udany cliffhanger przywodzi na myśl zabiegi stosowane raczej w serialach typu Moda na sukces, niż w dobrych powieściach.

Wydaniu nie mam nic do zarzucenia. Fabryka jak zwykle spisała się na medal, a proste, lecz trafne ilustracje Daniela Grzeszkiewicza skutecznie pobudzają wyobraźnię czytelnika.

Mimo kilku drobnych wad powieść ta przerywa tendencję spadkową cyklu, przewyższając nieco mniej udany drugi tom. Grzędowicz wraca w starym, dobrym stylu, sprzedając nam to, co wszyscy zdążyliśmy do tej pory polubić. Miejmy tylko nadzieję, że na zapowiadany przez autora czwarty i ostatni tom sagi nie będziemy musieli czekać tyle, co na poprzednie części.