Prace nad Władcą Zimy w żadnym razie nie wpłyną na tok roboty nad Monastyrem. Już tłumaczę dlaczego. Do Warhammera mogę siąść i pisać. Mogę siąść choćby jutro, z marszu, z doskoku. Po prostu siąść i pisać. Prawdopodobnie powstanie kawał rzetelnego tekstu. Znam WFRP, lubię WFRP, czuję WFRP. Siadam i klawiatura stuka, a słowa same się układają. Praca nad WZ II to przyjemność, to emocjonujący sprawdzian, to wspaniała wycieczka w przeszłość i dawne wspaniałe sesje. Jeden wieczór, drugi, może tydzień, może miesiąc lub dwa. W końcu WZ II będzie gotowy. Usiądę i po prostu go napiszę. Zrobię to sam lub z Nurglitchem, sam lub z Blaszakiem, sam lub z Czeskim. Nie wiem. Wiem, że przede mną przyjemne zadanie, z którym poradzę sobie bez większych kłopotów.
Monastyru nie mogę „tak po prostu” napisać. To nie jest tak, że siadam wieczorem i piszę. Ta gra nie jest jeszcze gotowa do napisania na czysto. Jest wymyślona, o tak! Widzę ją i czuję, o tak! Wiem o niej niewiarygodnie dużo. Wciąż jednak za mało, by usiąść i ją napisać.
Oczywiście mógłbym spróbować to zrobić. Mógłbym dziś wieczorem, miast pisać Pamiętnik strzelić opis Dorii na 20 000 znaków. Z przyjemnością. Wręcz z dziką rozkoszą.
A ponieważ jestem bezczelny i zarozumiały, powiem bez ogródek. Usiadłbym i napisał. Usiadłbym i pokochalibyście Dorię. Usiadłbym i byłyby oklaski. „Jaki klimat! Jakie możliwości. To jest to, na to właśnie czekaliśmy. Pisz trzewiku, pisz więcej.” Jest trzewik pewny swego, oj jest. Jest też pewny czegoś więcej.
Ktoś przeczytałby to ponownie. Chciałby poprowadzić przygodę, napisać opowiadanie lub opowiedzieć kumplom o Dorii. Zajrzałby do opisu Dorii i na spokojnie przeczytał po raz drugi.
„A skąd oni biorą żarcie, skoro takie pustki?” – zastanowiłby się.
„A dlaczego nie ma tam broni palnej?” – zapytaliby kumple.
„A dlaczego oni wymarli?”
„Kto był na tronie, gdy Doria upadła? Nie miał następcy?”
„Kto rządzi Dorią? Ma Doria króla?”
„A te olbrzymie budowle, kto je budował? Kiedy?”
Moja odpowiedź: „I have no fucking idea.”
Jestem gościem od tapet, jak ostatnio określił moje pisanie Nurglitch. Ładnie piszę o ładnych rzeczach. Robię klimat. Przedstawiam barwną wizję. Łapę za jaja i zmuszam MG do wypowiedzenia słów: „Kurde, chcę to prowadzić”. Potrafię tak opisać kraj, miasto, bohatera, że chce się łapać za kości i biec na sesję.
Mógłbym tak opisać Monastyr. Piękny i kolorowy. Z potężnymi Katedrami, z demoniczną Karą, z upadającą Dorią, z setkami scen i obrazów. Fajnie by się to czytało. Szkoda, że nijak nie dałoby się w to grać. Niestety, moje teksty nie odpowiadają na pytania. Ja sam prowadzę tak jak piszę: tapety kolorowe i błyszczące. Nigdy, jako MG nie interesowało mnie cokolwiek poza przygodą. Jedziemy traktem, wzdłuż trasy drzewa, a za nimi... a za nimi to nie wiem. Już mnie nie interesuje, ważne, by drzewa były dobre. Taki jest styl trzewika. Tak prowadzi, tak pisze. To co go interesuje jest kolorowe. Reszta – nie istnieje.
Nie każdy prowadzi tak jak ja. W zasadzie niewielu prowadzi tak jak ja – bez podstaw i fundamentów. Nikt z Was nie chce pięknego Monastyru, pełnego klimatu i barwnych wizji, lecz niestety kompletnie pozbawionego sensu.
Dlatego nie piszę jeszcze Monastyru. Gra jest wymyślona, kraje, postaci, wydarzenia w świecie gry są zaprojektowane. A teraz siedzimy z Moraczem i zadajemy sobie tysiąc pytań. Rola Michała jest niewiarygodnie ważna. Łapie wszystkie pomysły i nadaje im sens. Zadaje pytania i szuka odpowiedzi. Siedzimy, pracujemy, dyskutujemy, pytamy. Po ostatniej sesji Kary...
„Skoro Kara jest w przede dniu wojny, czy Zakony rycerskie nie powinny próbować przejąć władzy od Inkwizycji?”. Powinny. A zatem u szczytu władzy w Karze jest wojna.
„Skoro Kara jest państwem policyjnym, skoro w Karze poluje się na niewiernych, ściga i tropi tych, którzy wystąpili przeciwko Jedynemu....?” Tak, psy. Dużo psów, okrutnych, tresowanych do polowania na człowieka.
„Skoro Kościół tak wiele znaczy, kto ma wpływ na przyszłość...?”. Tak. Gdy w rodzie szlacheckim urodzi się potomek, po kilku latach przybywa wysłannik Kościoła. Dobrze by było, gdyby Wasz syn wyruszył na nauki do stolicy... Dobrze by było, gdyby wstąpił do Zakonu.... Tak, w Karze o przyszłości człowieka nie decyduje rodzina.
„Skoro na górze jest wojna, jak Zakon i Inkwizycja szukają sojuszników w walce o władzę?”. Najniebezpieczniejsze pytanie w Karze: „A co Pan sądzisz o wojnie?” Proste pytanie, choć odpowiedź może kosztować koniec dla całego rodu...
Przed każdą sesją siedzę i wymyślam nowe motywy i detale, które zaprezentuję graczom. Ich reakcja na sesji, a po jej końcu opinie i rozmowa decydują, czy dany pomysł wchodzi do notatnika na stałe, czy wylatuje. Po sesji długo rozmawiamy i szlifujemy to co opisałem. Dodajemy nowe elementy. Barwna, klimatyczna wizja dostaje fundamenty, a kraj, miejsce, bohater zyskuje sens.
Zabawa w fundamenty dla Monastyru potrwa jeszcze ładnych parę miesięcy. Napisać grę, wklepać literki nie jest trudno, to kwestia kilkunastu tygodni wytężonej pracy. Wpierw jednak trzeba się dobrze przygotować do pisania. Trzeba wiedzieć o czym pisać i przede wszystkim trzeba pisać mądrze. Żeby nam się ten Monastyr nie przewrócił, w miesiąc po ukazaniu się podręcznika. „Monastyr, fajny klimat ma, ale sensu za grosz” – nie chciałbym tego usłyszeć po ukazaniu się podręcznika.
Więc póki co piszę WZ II, a wraz z MOraczem leję fundamentu pod Monastyr. Będę informował was na bieżąco o jednym i drugim. Jutro kolejna sesja Monastyru. Będzie Kara, będzie Inkwizycja, będą trudne wybory przed graczami. W kolejnym Pamiętniku opowiem o tym, co uzyskał Monastyr dzięki: „temu tygodniowi niepisania go”. To już kolejna sesja w Karze, jedna z ostatnich. Kara jest bliska tego, by stać twardo i nie chwiać się przy byle głupim pytaniu. Do przyszłego tygodnia!