» Blog » Pamiętnik Edwarda Pride'a #3
19-04-2008 19:10

Pamiętnik Edwarda Pride'a #3

W działach: nWoD, RPG, raporty z sesji | Odsłony: 9

Pamiętnik Edwarda Pride'a #3
Groźby. Na sam koniec tamtego posranego dnia – groźby. Byliśmy w drodze na przesłuchanie w rezydencji hrabiego. Sergio otrzymał telefon od osoby odpowiedzialnej za atak na fabrykę Niezwyciężonych. Standardowa gadka. Weszliśmy w drogę, przeszkodziliśmy w interesach, mamy wyjechać z Tijuany i więcej nie wracać. Sergio mu grzecznie wytłumaczył, że prowadzimy interesy i wyjedziemy stąd, gdy je sfinalizujemy. Tak naprawdę to bullshit – będziemy musieli tu jeszcze wrócić, i to nie raz. Być może uda nam się utrzymać na tyle niski profil, by ten facet zajął się swoimi ważniejszymi sprawami. Oczywiście tajemniczy nie znajomy nie przedstawił się, ale zapytany o to, jak mamy mu nie wchodzić w interesy, skoro nie wiemy nawet kim jest, odrzekł, że na początek możemy nie ruszać kolesi w kamizelkach POLICIA oraz… zakonnic. Słowo daję. Kazał nam nie strzelać do meksykańskich policjantów. Uważajcie, bo się posłucham. Co do zakonnicy, to musi być już wiekowa – Brygidki zostały zlikwidowane jakieś dwa wieki temu, a ona posiadała na sobie ten stary, autentyczny habit.

Gdy trafiliśmy na przesłuchanie do Notariusza, wyśpiewałem mu wszystko. To jest, pominąłem ten mały fragment z kradzieżą półtora kilo, oraz zwinięciem z furgonetki gliniarzy mapy wszystkich fabryk w rejonie Tijuany. Wspomniałem nawet o telefonie z groźbami od człowieka, którego Grizzly nazwał „Pochodnią”. Z pewnością będzie pochodnią, gdy go dorwiemy. Telefon Sergio poszedł do speców od namierzania, a nowym oficerem prowadzącym kojota (zwierzaka, którego na przeszpiegi wysłał Grizzly) ma być trener zwierzęcych ghuli, Jorge. Nasza robota skończona.

Tego dnia udaliśmy się już na spoczynek – Sergio przed snem poszedł jeszcze gdzieś się przejść.

Następny dzień zaczęliśmy od polowania (całkiem udanego; jedynie Grizzly z nieznanych mi powodów przerobił swoją ofiarę na kompost) po czym ustawiliśmy się w kolejce do przejścia granicznego. Odprawa trochę trwała, ale poznaliśmy Tiesto – członka gangu Bruja, harleyowca ma się rozumieć. Gadał Grizzly, nasz PRowiec jeśli chodzi o Gangreli, i wyszło mu nieźle – gang zajmuje się przemytem, więc możemy ich kiedyś nająć do jakiegoś zlecenia. Ian poważnie myśli o zakupie motoru….

Będąc na miejscu, w schronieniu Sergio, zaczęliśmy planować nasze dalsze działania. Na pierwszy plan poleciał Eclypse, klub naszego daeva – przedstawiłem ekipie plan przebudowy lokalu i zyskałem akceptację. Pozostało znaleźć architekta. Było ciężko – potrzebowaliśmy kogoś solidnego, ale udało mi się w końcu jednego namierzyć. Julię Salgado polecili mi znajomi, podobno zna się na rzeczy. Następnie – negocjacje. Laska z 600 tysięcy zeszła do 500… poszło moje 130, poszło 10 z hipoteki Sergio. A to była tylko zaliczka. Zostałem z kilkoma marnymi kawałkami w garści i świadomością, że jeśli z naszym towarem coś pójdzie nie tak, to nigdy się nie odkujemy.

Robota ruszyła z kopyta. Zamiast starej rury do tańczenia, zamontowaliśmy opuszczaną z sufitu. Scena została nieco przebudowana w bardziej nowoczesnym stylu, a parkiet zastąpiliśmy hartowanym szkłem. Chillout ma być na dole, tak by z miękkich kanap i sof było widać ludzi tańczących nad nami. Zamówiłem customowe stoliki – leżanki. W końcu podawanie potraw (pewnie postawimy na sushi) prosto z ciała nagiej kelnerki jest jak najbardziej dekadenckie. Oby Niepamięć zatarła, ile się na to wykosztowałem. Na górze, za sceną – wentylator wysokości człowieka o kryształowych łopatkach, załamujący światła reflektorów ustawionych za nim. I oczywiście wytwornice dymu. Parę ładnych kawałków władowałem w nowy sprzęt nagłaśniający i konsoletę DJa. Całość urządzona jest w szkle, lustrach i stali – od klatek dla panienek (kryształowych!) po dwa bary, symetrycznie otaczające kolisty parkiet. Na wszystkich krawędziach, na których było to możliwe, zainstalowaliśmy rurki-lavalampy – zmieniające kolor zależnie od napięcia i częstotliwości. Wystarczy jeszcze przełączyć oświetlenie sali, dyskretnie poukrywane w różnych miejscach klubu, by cała sala zmieniła kolor – na przykład z psychodelicznej zieleni na krwistą czerwień. Początkowo lustra budziły moje wątpliwości, ale Julia powiedziała mi, że to obowiązkowy element przy takim wystroju. Zadbałem o to, by w okolicy nich znalazły się pulsujące światła i wytwornice dymu tak, by nikt nie zwrócił uwagi na nasze odbicia. Na szczęście wszystkie są weneckie – możemy obserwować lokal z pomieszczeń technicznych rozmieszczonych dookoła głównej sali. Pomieszczenia, w których wcześniej panienki Sergio sypiały z klientami, przerobiliśmy na ekskluzywne darkroomy i VIP roomy. Na środku parkietu, od strony podwyższonej sceny znajduje się kryształowa rzeźba lwa. Z jej pyska będzie lał się szampan zaprawiany Ecstasy. Zresztą, większość drinków przy barze może, na życzenie klientów, zawierać dodatkowe co nieco. Drinki oprócz lodu będą zawierać kryształy (może od Swarovskiego?) a większość metalowych detali powinna być srebrna lub ze szlachetnej stali. Dotyczy to nawet słomek do napojów. Chyba najbardziej wyczesane są łazienki. A raczej – mam nadzieję, że są. Dziesięć kawałków za kryształowe blaty, szlag by to trafił… Ale warto. Mają nawet rowki, w które można nasypać koks przed wciągnięciem. Julia zaproponowała jeszcze automatyczne dozowniki – fajny pomysł, szalony ale fajny. Na dachu kilka jacuzzi, obracających się powoli dookoła swej osi. Są rozmieszczone wokół przestrzeni nad sceną. Jedno klikniecie pilota i dach otwiera się niczym migawka w aparacie (choć nie z taką prędkością) ukazując parkiet pod spodem. Przed spadnięciem na dół zabezpiecza kolejny sufit z hartowanego szkła. Dyskretnie zadbałem o to, by w parkiecie na dole znalazło się miejsce na otwory, przez których da się przełożyć łańcuchy. Takie miejsce egzekucji, jeśli kiedyś zajdzie potrzeba sprowadzić na kogoś Ostateczną Śmierć. Prawdopodobnie będzie trzeba też dobudować gigantyczną, otwieraną kopułę, by dało się korzystać z jacuzzi w tracie złej pogody. Cóż, o tym pomyślę gdy będziemy mieli większy zastrzyk gotówki. Od frontu, oprócz typowych jupiterów skierowanych w niebo, czerwonego dywanu i selekcji (czerwony sznur) znajdują się ekrany plazmowe (wpasowane w miejsca po oknach), pokazujące jak bawi się towarzystwo w środku.

Aha, żebym nie zapomniał – krawiec odezwał się już w sprawie uniformów dla kadry. Cały personel (włącznie z ochroną!) mają stanowić kobiety. Skórzane, wygodne i seksowne wdzianka z srebrnymi detalami.

Żyleta, człowiek Grizzlego ma poszukać lasek w klubach sztuk walki i innych tego typu miejscach. Nasza ochrona ma nie tylko wyglądać ale i autentycznie ochraniać lokal. Po prostu będzie mieć więcej stylu od tych wszystkich karków stojących na bramce w innych klubach. Mam nadzieję, że Grizzly przeprowadzi selekcję kandydatek pod kątem ich sprawności i umiejętności walki. Ja i Sergio jesteśmy w stanie wytłumaczyć im, jak powinna zachowywać się profesjonalna ochrona takiego lokalu. Obowiązkowo musimy też ściągnąć barmanki po kursach. Piwo i piwo z sokiem to nie są drinki, które się zamawia w takich lokalach.

Łatwiej będzie z panienkami zabawiającymi gości. Nie przewiduję mundurków, raczej trzeba będzie szarpnąć się za portfele i postawić panienkom salon urody, wizytę w dobrych butikach i jakiś kurs tańca. Musimy kociaki Sergio wylansować na profesjonalne escorts, a nie proste dupy do rżnięcia.

Co do panienek, podczas otwierającej gali planuję aukcję. Panienki Sergio będą licytowane jako ekskluzywne towarzyszki na ten wyjątkowy wieczór. Ceny wywoławcze będą zaczynać się od kilkudziesięciu kafli, panienka dostaje 10% od wylicytowanej sumy. Dla lasek to interes, by się dobrze wylansować. Dla nas – świetny event który podniesie popularność klubu.

Drugim eventem będzie wtargnięcie na imprezę... policji. Zatrudnimy chip’n’dale’sów przebranych w policyjne uniformy i kamizelki DEA. Otworzą się drzwi, ucichnie muzyka, środkiem przejdą gliniarze w mundurach. Na początku będzie spory szum, może nawet lekka panika... dopóki gliniarze nie wejdą na parkiet, nie zrzucą z siebie kurtek (ukazując nagie klaty) i nie zaczną tańczyć. To będzie naprawdę mocny sposób na rozkręcenie imprezy i wyraźny symbol dla wszystkich zgromadzonych – nasze party są tak dobre, że nawet wydział antynarkotykowy przychodzi się na nie bawić.

Warto wspomnieć, że w międzyczasie zdobyliśmy leki dla zwierząt Jorge i w zamian poprosiliśmy go o sprowadzenie dla nas ghula – czarnego jaguara. Na szczęście tych zwierzaków jest trochę w Meksyku. Kociak będzie dobrym, mocnym akcentem na otwarcie imprezy.

Na party trzeba też zaprosić dobrą muzę. Dzwonił już do mnie jeden czarny ziom z C., prosił o wylansowanie jakiegoś squadu z ulicy. Trzeba będzie nad tym popracować. Trzeba wypożyczyć ekipę filmową ze studio i nagrać im teledysk, a następnie solidną demówkę w studio nagraniowym (na szczęście z moimi znajomościami w mediach nie powinno to być trudne). Miejsce – oczywiście Eclypse. Myślę, że MTV to łyknie. Na wszelki wypadek squad wystąpi nieco później w trakcie imprezy, kiedy większość towarzystwa będzie już na tyle wstawiona, że gusta muzyczne się nieco stępią. Trzeba chłopakom zamówić stretcha, jak przyjadą w białym limo przed klub, to będzie właściwe wejście. No i oprócz debiutantów trzeba zaprosić też znanych DJów.

Media – to dobra metoda na promocję lokalu. Myślę, że przed imprezą cykniemy fotki do jakiegoś pisma w stylu Art&Decoration. Bulwarówki powinny napisać o szukującej się wielkiej imprezie i wielkim otwarciu. Trzeba też będzie przyciągnąć jakieś grubsze ryby, w stylu Vogue czy Harper’s Bazaar. Wyselekcjonowani dziennikarze wejdą za darmo, ale trzeba będzie ich trzymać krótko. Na zewnątrz nie mogą wycieknąć zdjęcia koksu, rzygających celebrities ani niczego w tym stylu – alkohol, seks i dobra, szampańska zabawa wystarczą w zupełności. Jakaś pijana gwiazdeczka z SD, np. Jessica London, może stanowić doskonały materiał na artykuł do bulwarówki, jeśli będziemy chcieli podgrzać atmosferę wokół Eclypse. „London beats Paris” – świetny nagłówek artykułu. Najlepiej byłoby, gdyby któreś z pism branżowych napisało coś w stylu „Angeles zazdrości” o tym, jak Eclypse bije najlepsze lokale miasta aniołów.

Hmmm, ale tak abstrahując od klubu. Ludzie Grizzlyego w porcie wyłowili jakieś paskudztwo. Ryboczłek z Insmouth, jak dla mnie. To chyba najprostszy sposób opisania tego, co widziałem. Nawiązaliśmy kontakt z Hansem, niemieckim lekarzem. Stanęło na tym, że ma wycenić ile jest dla niego ten okaz wart (w koksie) i podzielić się z nami wynikami badań.

Poza tym, jakaś laska nagrana przez Tiesto chce przerzucić do SD dwa tuziny panienek do pracy na ulicy. Mają mieć dobre warunki, bez bicia etc. Wygląda to tak, jakby pokręcona matka Teresa robiła dziewczynkom przysługę i wyciągała je z biedy. Sergio się tym zajmie, dochód idzie w końcu do naszej kieszeni. Trzeba będzie zrobić casting, może któraś z nich nadaje się na escort do naszego klubu.

Oprócz tego, postanowiliśmy wykorzystać fakt, że Grizzly rozsmarował jakiegoś żula w Tijuanie po ścianach. Ściągnęliśmy dane na temat poszukiwanego zabójcy i gwałciciela. Wysłałem je znajomemu dziennikarzowi, przypisując mordercy tamtą jatkę, i zasugerowałem, że były to fajny artykuł krytykujący bezradność policji i wzywający władze do nawiązania bliższych kontaktów z służbami meksykańskimi w celu łapania tego typu kryminalistów.

Mapa San Diego

"Kłoda" dotarła i rozpoczęliśmy dystrybucję. Oprócz Old Town kontrolujemy między innymi Mission Hill, Mission Valley West oraz Hillcrest. Gangrel zarządał też dystrybucji u siebie, w dokach - nie widzieliśmy nic przeciwko.

Na koniec – wisienka na torcie. Zgodziliśmy się w końcu na układ Ruperta i mamy dla niego znaleźć kobietę, strzygę. Problem w tym, że jest brzemienna, ostatni tydzień... jeśli dziecko urodzi się martwe, nici z interesu. Rupert nie ukrywa, że to na dzieciaku mu zależy najbardziej. Laska nazywa się Linda, Linda Watson i mieszka w slumsach w Barrio Logan. Była służącą pewnego Smoka, który chełpił się swym dziełem i sprowadziła na niego zgubę – jej pan zginał w trakcie wojny, gdyż ktoś chciał zakosić ją i dziecko. Mamuśka porusza się wraz z dwoma ghulami obstawy i odwiedza (za dnia, spryciara) klinikę dla biedoty w tej samej dzielnicy. Na razie mamy plan, jak ją przechwycić. Wykorzystamy lekarza i ściągniemy ją na noc do kliniki. Jeśli doktor poda jej środki nasenne, jesteśmy w stanie zdjąć obstawę i wywieźć laskę do Tijuany zanim ta się zorientuje o co biega. Tyle plan. Jak wyjdzie realizacja, zobaczymy. Kończę pisać, wychodzimy na akcję...
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę
Komentarze na tym blogu są zablokowane.