» Recenzje » Padlina - Jacek Sobota

Padlina - Jacek Sobota

Padlina - Jacek Sobota
Zbiory opowiadań mają to do siebie, że rzadko kiedy przypadają czytelnikowi do gustu w całości. Zazwyczaj są mieszaniną tekstów dosyć różnych, co pociąga za sobą powyższe, a jednocześnie zapewnia, że większość czytelników znajdzie w nich coś dla siebie. Padlina Jacka Soboty potwierdza tą regułę.

Tematyka jest bardzo zróżnicowana. Na początku zostajemy uraczeni historiami z życia policjantów strzegących prawa w Mieście Molochu – przypominającym jako żywo Gotham City, posępnym, mrocznym. Później poznajemy losy cenzora walczącego z literackimi tworami, które opuściły karty książek. Następnie przenosimy się w przeszłość, na Nową Ziemię, gdzie grasuje pewien psychopatyczny morderca. Bohaterem kolejnej opowieści jest człowiek będący kwintesencją pedantyzmu i starający się wpływać na losy ludzi. Zawodowego mordercę prześladowanego przez Cztery pory roku Vivaldiego poznamy w szóstym opowiadaniu. Ostatnie, tytułowa Padlina, przybliży nam historię policjanta "obdarowywanego" paczkami zawierającymi części ludzkiego ciała.

Mimo zróżnicowania fabularnego wszystkie opowiadania mają kilka wspólnych elementów. Przede wszystkim każde z nich posiada świetnie skonstruowaną, ciekawą, wciągającą i zaskakującą fabułę. Co jak co, ale trzymać czytelnika w napięciu Jacek Sobota potrafi. Sprawnie łączy rzeczywistość z płaszczyzną duchową. Oba te światy przenikają się nawzajem, tworząc arcyciekawą mieszankę.

Również nastrój kolejnych opowiadań jest podobny. Przygnębiające otoczenie, zrezygnowani, zmęczeni życiem, męczeni przez dziwne wizje bohaterowie, znajdujący się na skraju załamania psychicznego – takie klimaty serwuje nam autor. Sprawnie przy tym operuje językiem, świetnie oddając zarówno emocje bohaterów, ich przygnębienie jest wręcz namacalne, jak i kreując posępną atmosferę miast.

Zarzucić autorowi mogę jedynie denerwująca tendencję do popisywania się bogactwem słownictwa i kwiecistością języka. Bywa to o tyle drażniące, że po pierwsze sprawnie wytrąca czytelnika z rytmu dobrze napisanego kryminału, a po drugie odrealnia czytaną historię, nadając jej nieco sztuczności.

Faktem jednak jest, że Padlina to naprawdę ciekawy i godny polecenia zbiór, zwłaszcza miłośnikom kryminałów i ciężkiego nastroju. Każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Mi osobiście najbardziej do gustu przypadły trzy pierwsze opowiadania: o policjantach w Mieście Molochu i o cenzorze, nie uważam jednak pozostałych za słabe i myślę, że innym mogą się one jak najbardziej spodobać. Mamy tu bowiem do czynienia z nad wyraz sprawnym połączeniem kryminału i fantastyki. Dodając do tego niebagatelne umiejętności pisarskie Jacka Soboty, otrzymujemy w efekcie bardzo dobry zbiór.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
7.62
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Padlina
Autor: Jacek Sobota
Autor okładki: Sławomir Maniak
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Miejsce wydania: Wrocław
Data wydania: 8 stycznia 2007
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka
Format: 130 x 205 mm
Seria wydawnicza: Behemot
ISBN-10: 83-7384-527-5
Cena: 24,90 zł



Czytaj również

Padlina – Jacek Sobota
Potwierdzenie klasy
- recenzja
Głos Boga - Jacek Sobota
Dlaczego Bóg milczy?!
- recenzja

Komentarze


lucyfer.
   
Ocena:
0
No popatrz, Człowiek z Olsztyna aż we Wrocławiu musiał szukac wydawcy :)
Ech.
07-03-2007 14:42
Andrzej Pilipiuk
    prośba
Ocena:
0
z uwagi na anatemę prsiłbym pisać imię i nazwisko autora zgodnie z tradyjcją - małą literą.
08-03-2007 00:41
Alkioneus
   
Ocena:
0
Znakomity kawałek słowa pisanego. Narażę się nawet ciążącej nad nim anatemie i jej mocy, ale oba kciuki w górę, dla Jacka Szóstego Dnia.
08-03-2007 23:12
Rheged
   
Ocena:
+1
"Zarzucić autorowi mogę jedynie denerwująca tendencję do popisywania się bogactwem słownictwa i kwiecistością języka"

:D
No ładnie, to teraz błędem pisarskim jest erudycja, tak? ;)

A poza tym zgadzam się z resztą recenzji, to fantastyczna książka.

A Pilipiuk zaczyna być bezczelny z tą swoją klątwą, którą uznaje tylko on sam.
09-03-2007 23:39
Andrzej Pilipiuk
    do Rhegeda
Ocena:
0
jest mi szalenie przykro że moja "klątwa" (nie przesadzajmy ja tylko odmówiłem mu zdolności honorowej) jest cakowicie lekceważona przez środowsko. facet zachował się jak ostatni (----). Zapropnowałem mu honorowe rozwiązanie sporu. Ponownie zachował sie jak ostani (----). Co więcej na odsiecz mu ruszyły zastepy akolitów. Np. jeden z redaktorów fantastyki (którego nazwisko z litości zmilczę) aby chronić sobotę też zachował sie jak (----) przechwytując moje pismo do red. nacz.Moich racji nikt dziś nawet nie roztrząsa. Płaczę nad tym co z dawnego honoru pozostało dziś w Polakach... Placzę nad tym co dzieje sie z naszym środowiskiem.
10-03-2007 22:47
Andrzej Pilipiuk
    ps.
Ocena:
0
dlaczego bezczelny? ja tylko poprosiłem o uszanowanie tradycji.
10-03-2007 22:48
~

Użytkownik niezarejestrowany
    hmm...
Ocena:
0
Można wiedzieć o co dokładnie poszło skoro mamy stosować się do zasad anatemy?
11-03-2007 18:04
~ZX Spectrum

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Zdaje się, że Sobota odmówił wzięcia udziału w absurdalnym pojedynku zaproponowanym przez Pilipiuka - mieli się zmierzyć na teksty, a publika miała orzec, który lepszy.
Wszystko po tym, jak Sobota napisał negatywną recenzję z pierwszego tomu Wędrowycza.
He, he, he... Niech się pan Andrzej cieszy, że do tego nie doszło.
A reakcja Jacka Soboty była rozsądna i zrozumiała.
To tak, jakby autor piosenk disco-polo zapronował pojedynek autorowi muzyki klasycznej. Czysty idiotyzm.
12-03-2007 15:31
Rheged
   
Ocena:
0
Abstrahując od poziomu tekstów obu panów (w końcu pojedynki mają to do siebie, że wszystkiego nie przewidzisz i choćby Sobota napisał tekst lepszy, to za Pilipiukiem stoi cała masa fanów, których zaskarbił sobie prostotą swoich opowieści), to uważam, że nie było żadnej krzywdy Pilipiuka w tym, że recenzent (w tym wypadku Jacek Sobota) ocenił negatywnie jego książkę. Proszę się nie zachowywać jak grafoman Panie Pilipiuk i raczej pokornie przyjąć krytykę. W końcu od tego są recenzenci, żeby napisać o książce to, co sądzą. Nie uważam, aby ktoś powodował Jackiem Sobotą. Dlatego Pana reakcja jest wynikiem Pańskiej słabości, a owa fatwa głupotą wynikającą z próby obrony własnej twórczości. Nic w tym dziwnego, każdy jakoś próbuje się bronić, jeden mądrze, drugi nie. Niech nawet Pan i ekskomunikę nakłada na ludzi, mnie to nie rusza. Tylko niech Pan nie namawia innych, aby przestrzegali Pańskich, prawie, że "boskich", dekretów.

I proszę się nad sobą tak nie użalać i nie wspominać o honorze, bo coś sądzę, że dyskusja schodzi raczej na martyrologię niż na prawdę.
15-03-2007 10:20
Nasstar
    nie zaglądałem tu dawno:)
Ocena:
0
Rheged:
chodziło mi o momentami nadmierne popisywanie siuę tą erudycją, co niczego nie wnosiło do tekstu a jedynie drażniło:)

Panie Pilipiuk: nie zamierzam niczyjego nazwiska pisac małą literą. Ot, kwestia kultury osobistej.
18-03-2007 09:05
Andrzej Pilipiuk
    ok.
Ocena:
0
poniżej treść mojego listu z 2002 roku który w redakcji "fantastyki" schowano pod sukno. myślę że każdy z Was może sobie sam wyrobić własne zdanie.

*********************************

Witam
Nie lubię się wdawać w polemiki i środowiskowe wojenki, niemniej jednak po
kolejnej porcji jadu i błota wylewającej się z listopadowego numeru
"Fantastyki", doszedłem do wniosku że trzeba zareagować. Żul który traci
świadomość klasową i pcha się między normalnych ludzi, winien być przywołany
do porządku celnym razem nahajki, nim zabrnie zbyt daleko. Zaniedbałem tego
wcześniej i niestety poczuł się na tyle pewnie by ponownie wyrzucić z siebie
porcję bluzgów, zamaskowanych pod płaszczykiem polemiki z polemiką.

Dotychczas pochlebiałem sobie że nie mam w fandomie wrogów. Nie mam czasu
bawić się w debilne wojenki, pracuję zbyt ciężko by tracić dodatkowo energię
na zwalczanie innych pisarzy. Poza tym nie widzę w tym sensu. Po co walczyć
i tracić czas na jałowe spory, skoro można go spędzić przyjemnie lub
pożytecznie? Po co tracić energię na podkładanie innym świni jeśli można
współpracować, dzielić się doświadczeniem, uczyć od lepszych i pomagać
początkującym? Po co w miejsce solidarności zawodowej tworzyć mury wrogości
i sztuczne podziały? Stąd też recenzja pióra Pana Jacka Soboty zamieszczona
swojego czasu na łamach "Fantastyki" nieco mnie zaskoczyła. Przeczytałem ją
i uśmiechnąłem się pod nosem. Pan Sobota imputował mi zapożyczenia z bodaj
czterech różnych autorów. Nazwiska trzech pierwszych nic mi nie mówiły.
Językiem angielskim nie władam, nie czytałem ich utworów. Tłumaczeń nie
znam - krytykiem literackim nie jestem i nie czytam wszystkiego co po polsku
wydano choćby ze względów finansowych. Ich związek z recenzją był zresztą
żaden - to po prostu ozdobnik w którym autor chciał popisać się swoim
oczytaniem i erudycją. Jako ostatni na liście cytowań figurował Kir
Bułyczow i jego opowiadanie o złotych rybkach. Tu popis erudycji niezbyt się
powiódł, pan Sobota powinien zdać sobie sprawę, iż można powoływać się na
teksty literackie, ale najpierw wypadałoby je przeczytać.
Cały tekst zdradzał iż napisał go człowiek dyszący bezrozumną nienawiścią do
otoczenia, zagubiony w rzeczywistości, głęboko zakompleksiony, a przez to
bardzo nieszczęśliwy. Człowiek na siłę szukający sobie wroga, którego
przekrwione spojrzenia spoczęło tym razem akurat na mojej osobie.
Zdecydowałem się uznać tekst za majaczenia człowieka chorego i zignorowałem.
Jak się okazało niesłusznie, mój brak reakcji nieszczęsnego świra utwierdził
w przekonaniu że można pluć dalej.

Potem jeden z moich czytelników /M.Szklarski/ dzielnie wziął mnie w obronę... Dziś
otworzywszy gazetę natrafiłem na koleją porcję kompleksów i bredni
wypisywanych pod moim adresem przez człowieka który swój felieton
zatytułował zgrabnie "wyznania idioty".

W pierwszym punkcie "listu do redakcji" otrzymuję oto zalecenie by czytać
Chandlera i to z pokorą. Jak rozumiem to ulubiony pisarz mojego Przeciwnika
i podstawowe źródło Jego kompleksów. Osobiście preferuję jednak inne lektury
i z przykrością stwierdzam, ze nic Mu do tego. Nie wykluczone że Chandler
jest dobry, ale uważam że Nodar Dumbadze jest i tak lepszy, a proza
gruzińska i ormiańska nie mają sobie równych. .

Pan Sobota w punkcie drugim mieni się krytykiem literackim i pisarzem.
Śmiechu warte. W swojej recenzji napisał że nie zetknął się wcześniej z moją
twórczością. Wielki Krytyk jak rozumiem nie czytywał Fenixa, co roku
rezygnując świadomie z poznania 2/3 tekstów polskich autorów. Następnie ten
ewidentny brak przygotowania merytorycznego, uznał za powód do dumy i
pochwalił się nim wobec czytelników "Fantastyki". Dawniej ludzie z pogardą
odnosili się do nieuków publicznie obnoszących się ze swoją niewiedzą. Kto
uczynił Go krytykiem i zlecił recenzowanie tekstów, (polskich autorów!)
litościwie przymykając oko na brak wykształcenia? Kto podjął decyzję o
opublikowaniu recenzji nierzetelnej, służącej nie omówieniu książki ale
podkreśleniu erudycji recenzenta, pisanej wyłącznie w celu "narobienia
smrodu"? To jak myślę będzie tematem najbliższego posiedzenia redakcyjnej
komisji dyscyplinarnej...

Czy Pan Sobota może mienić się pisarzem? Niby każdemu wolno. Ale gdzie są
dowody? Ile powieści opublikował w ciągu ostatnich pięciu lat? Żadnej? A ile
opowiadań? I co one są warte? Z tego co pamiętam debiutował jakieś 12-15 lat
temu. To szmat czasu. Jaki dorobek ma Pan Sobota i który z jego tekstów
trwale zagościł w świadomości czytelników? Ja pamiętam tylko jeden i to
marniuchny... "Ręka diabła". I chyba nie było ich dużo więcej. W internecie
znalazłem odnośniki do jeszcze czterech. Niektóre ukazały się łamach
"Fantastyki" i "Fenixa" - zatem musiałem je czytać i najwyraźniej nie
zapamiętałem tego faktu. Ilość, jakość (a zwłaszcza jej brak), to łatwo
ocenić.

Krytyk i literat - brzmi to nieźle. Ileż wewnętrznej pustki i kompleksów
ukryć można pod taką łatką. Z jaką dumą kreśli się te słowa na papierze. Z
jaką dumą można spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie że prowadzi się własny
felieton w "Fantastyce". A co jest w tych felietonach? Silva rerum, /las
rzeczy/ jak mawiali nasi przodkowie, garść luźno powiązanych dywagacji
autora, podlana obficie sosem zagranicznych nazwisk, z zatartą granicą
między poglądami własnymi a cytowanymi. Pustka wypełniona wedle poradników
mówiących jak ćwierćinteligent powinien udawać inteligenta, a nawet
intelektualistę.

Ja wolę uważać się za pisarza do wynajęcia. Piszę na zamówienie 6 powieści
rocznie. Nie uważam ich za arcydzieła literatury. Nie podpisuję ich nawet
swoim nazwiskiem i zaliczam do swojego dorobku. W wolnych chwilach skrobię
opowiadania. Nie udało mi się załapać do pisania Harlekinów, nad czym boleję
bo sądzę że dałbym radę, a przy okazji i zarobił nieźle i kupie kobiet
dostarczył lektury ubarwiającej szare życie. Jestem rzemieślnikiem i staram
się swoją robotę wykonywać dobrze ku uciesze przyszłych czytelników. Czy
jestem literatem? Nie. Nie czuję się. Prawdziwe dokonania dopiero przede
mną. Pan Sobota jak rozumiem nosi już dumnie laurowy wieniec na skroniach...
Jestem za to pisarzem. Pan Sobota, mimo mizerii ilościowej i jakościowej
swojego dorobku, pretendując do tego miana moim zdaniem naruszył drastycznie
dobre obyczaje. Biorąc pod uwagę Jego dokonania na razie może uznać się za
debiutanta, wyjątkowo leniwego nawiasem mówiąc. Ostatnio średnio jeden tekst
rocznie, a i to nie co roku. Jakość zmilczę. Niewiele jak na erudytę o
ogromnej głębokości przemyśleń.

Pisywałem recenzje, kiedyś nawet była to główna pozycja w moim budżecie. Ale
nigdy nie przyszło mi do głowy mienić się krytykiem. Pisywałem felietony,
niektóre ukazują i teraz, jednak nie ogłosiłem się felietonistą. Jestem
prostym człowiekiem o duszy ukształtowanej w znacznym stopniu przez
środowisko wiejskie. To pozwala na dystans wobec rzeczywistości i skutecznie
sprowadza na ziemię. Jeden człowiek jest stolarzem, drugi jest pisarzem.
Jest zamówienie no to się pisze. Taka robota. Nie szło mi najlepiej
intarsjowanie mebli, ale miałem zdolności w innym kierunku. Robię to co
umiem. Nikomu nie przeszkadzam, nikomu nie podkładam świni, nikomu nie
odbieram chleba. Staram się nikogo nie krzywdzić i do dziś żałuję kilku
przypadków gdy moje działania sprawiły komuś przykrość.

W trzecim punkcie mój Przeciwnik stwierdza ze gdyby zaczął mi czegokolwiek
zazdrościć byłby czas do literackiego grobu. Ciekawe spostrzeżenie z ust
człowieka który literatem nie jest i książek nie pisze, opowiadania zaś
płodzi w tempie jedno rocznie. Najwyraźniej w grobie spoczywa od dawna, od
czasu do czasu wydając jakieś dźwięki spod płyty. Dalej zarzuca mi jeszcze
literacką nędzę i zapożyczenia. Proszę bardzo. Z czego zapożyczyłem temat
opowiadania "2586 kroków"? Skąd ukradłem pomysł do tekstu "Kuzynki"?

Przejdźmy do konkretów. Pan Sobota ogłaszając się pisarzem, a jednocześnie
czyniąc zarzuty wobec mojej twórczości, moim zdaniem popełnił poważnie
nadużycie za które w pełni zasługuje na środowiskową infamię czyli mówiąc
obrazowo pozbawienie dobrego imienia i wyłączenie z naszego kręgu. Na końcu
swojej polemiki wspomina o uczciwości która nakazała mu obnażyć słabość
mojej prozy. Uczciwość to piękna i zanikająca w naszych czasach cecha. Może
więc napisze uczciwie, że flekując mój zbiorek opowiadań zamierzał po prostu
mi dokopać, aby w ten sposób "wyrównać porachunki" ze swoim wrogiem, a moim
przyjacielem Konradem T. Lewandowskim? Typowo knajackie zachowanie. No ale
jeśli komuś myli się rynsztok z salonem...

Dajmy mu jednak możliwości obrony. Po co obryzgiwać się błotem i po próżnicy
mleć ozorami skoro rzecz jest do sprawdzenia empirycznie. Jeśli moja
twórczość to literacka nędza, niech udowodni bogactwo swojej duszy pisząc
coś lepszego. Jeśli jest tak wielkim erudytą jak wynika z jego felietonów
nie powinno to być dla niego wyzwanie ponad siły. Proponuję zatem pojedynek.
Mam rozgrzebaną powieść - 120 stron. Docelowo ma liczyć ok. 300. wielki
literat Jacek Sobota z pewnością też ma coś w szufladzie. Niech każdy z nas
napisze jeszcze po te 180 stron i wyda to w 2003 roku. Spodziewam się
zakończyć pisanie najpóźniej w marcu. Daję przeciwnikowi 8 miesięcy for. W
grudniu będzie można ocenić który z nas reprezentuje sobą większą głębię.
Jako wyzywający zostawiam Panu Sobocie swobodę wyboru metody sprawdzenia,
jest mi obojętne czy zorganizujemy plebiscyt czytelników, czy może powołamy
komisję złożoną z krytyków literackich lub pisarzy.

W przypadku jednak gdyby uchylił się od pojedynku proponuję jako jedyne
honorowe wyjście: Ogłoszenie publiczne infamii, zerwanie kontaktów
zawodowych i towarzyskich, zaprzestanie publikacji jakichkolwiek Jego
tekstów w naszych czasopismach branżowych i fanzinach. Niech odejdzie w
niesławie, pozbawiony honoru i dobrego imienia.
**********************************
tak więc jak sami widzicie sobotę upomniałem dopiero po tym jak opluł mojego czytelnka wytykacjącego mu błedy i nierzetelność recenzji.

co symptomatyczne jeden z redaktorów NF w obronie soboty popełnił dwa przestepstwa - złamanie prawa prasowego i przechwycenie korespondencji skierowanej imiennie do redaktora Parowskiego.

mój list (widząc brak reakcji gazety upubiczniłem go) odbił sie wówczas pewnym echem w środowisku i najprawdopodbniej był przyczyną zmian personalnych w redakcji NF poczynionych przez nowego wydawcę.

sobota odniósł sie do niego w jednym ze swoich felietonów - co oznacza że poznał jego treść - najwyraźniej jednak wycofal sie rakiem. podobniej jak fizycznie uciekał przedemną na konwencie w nidzicy w 2005 roku.

smutne tylko że człowiek ten mimo swojej nędzy moralnej nadal ma akolitów gotowych go bronić
20-03-2007 20:21
~ZX Spectrum

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Ho, ho - na Nidzicy to akurat Pilipiuk uciekał przed Sobotą, trzęsąc portkami, po tym jak Sobota do niego podszedł i spytał czy ma coś przeciwko niemu...
No ale jak widać można być baronem Munschausenem - i przeinaczać tę historię.
Żałosne.
A jeżeli niezależna recenzja była powodem "zmian personalnych" w NF - czyli wyrzucenia ekipy Oramusa - to wiemy już, komu zawdzięczamy zniszcenie jakości pisma.
Brawo!
22-03-2007 11:30
Rheged
   
Ocena:
+1
Szkoda Pilipiuk, że nie zamieściłeś recenzji swojej książki w wykonaniu Jacka Soboty. Zobaczylibyśmy jaki jesteś mały i jak folgujesz swoim słabościom w sposób najgorszy i najgłupszy z możliwych.

Dla mnie koniec dyskusji. Ze ślepym nie pogadasz o kolorach.
24-03-2007 13:31
~Henryk Tur

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Jak przedtem miałem "ale" tylko do prozy Pilipiuka, to teraz widze, że jako człowiek jest on nieco... hmm... (brzydki wyraz - pierwsza "p" ostatnia "y").
Master pilipiuk nie toleruje negatywnych recenzji; słuchaj Mastera, młody autorze, daleko zajdziesz, będziesz pisal o wiejskich pijaczkach i wsadzał w ich usta słowa fuhrerka z UPR.
yeah.
25-03-2007 14:10
Andrzej Pilipiuk
    żałosna...
Ocena:
0
do ZX Spectrum: Łżesz...
Przy stole siedzieli Parowski Szyda i sobota. Przywitałem sie z Szydą (którego nie widziałem ze dwa lata) i z uwagi na towarzystwo planowałem isc dalej. Wtedy red. Parowski powiedział: "Pilipiuk ty masz nóż, ty mi go oddaj". A sobota wstał i chylkiem zniknął w mroku. Nawet swojego piwa nie zabrał. Świadkowie są...
*
do Rhegeda
Czlowieku - czy umiesz czytać? Awantura z sobotą i wyzwanie na pojedynek były skutkiem tego że w paranoiczny sposob zaatakował M.Szklarskiego punktującego mu poziom i przekłamania "recenzji". Dopiero po tym stwierdziłem że pora zaregować. Czy próba HONOROWEGO załatwienia sprawy to Twoim zdaniem małość, glupota i folgowanie słabościom"? A co powiesz o swoim idolu który narobiwszy szamba udaje że nic się nie stało?
*
Do Henryka Tura
a co Ty nieszczesny w literaturze i życiu osiagnąłeś żeby mnie pouczać? J
28-03-2007 15:03
Andrzej Pilipiuk
    reasumując:
Ocena:
0
Fakty - to czego nie możecie podważyć - są takie: Ktoś wyzywa sobotę na pojedynek. Wezwanie dociera do adresata. ma 4 honorowe wyjścia 1) pojednanie 2) odwołanie do sadu kolleżeńskiego celem odrzucenia wyzwania 3) przedstawienie zaświadczeń lekarskich o niezdolności do pojedynku i ewentualne wyznaczenie zastępcy lub innego terminy 4) stawienie się na ubietej ziemi. TO ROZWIAZANIA HONOROWE. a sami doskonale wiecie co wybrał. *** Dalatego proszę raz jeszcze. Jesli cenicie sobie HONOR uznajcie moją anatemę nałożoną na sobotę.
28-03-2007 15:49
Rheged
   
Ocena:
+1
Pilipiuk, o honorze to Ty naprawdę wiesz niewiele, skoro w sposób tak perfidny i bezczelny oczerniasz kogoś, komu się nie podobała Twoja książka. Bo o to poszło, nie o nic innego. I nie wmówisz tu nikomu unosząc się jak nie powiem kto, że było inaczej. Przy okazji - gratuluję za kolejną lekcję marketingu. Właśnie udowodniłeś mi, że nieważne jakby o Tobie gadali, byleby gadali.

Anatemą swoją pochwal się komuś, komu imponuje głupota.

PS: czytać umiem. Na dodatek czytałem odpowiedź Jacka Soboty na Twój szkaradny tekst, który tu przekopiowałeś. I naprawdę zazdroszczę Sobocie, że nie uniósł się i zachował się po męsku. Ja bym nie potrafił.
30-03-2007 12:36
~Henryk Tur

Użytkownik niezarejestrowany
    do A Pilipiuka
Ocena:
+1
Nie osiągnąlem nic i niczego nie planuję osiągać (co to, kurde, wyścigi na 100 metrów czy jak???). Czasem coś sobie skrobnę, ale to nie ma znaczenia. To takie moje hobby, mniej więcej w drugiej dziesiątce moich zainteresowań.
Ale jak widzę idiotyzm, to krytykuję.
Może wyjaśnię szerzej: pojedynek na ksiązki to bzdura totalna. Tym się różni pisarz od Ciebie, że ów pisze, kiedy ma wenę i naprawdę coś do powiedzenia. Jeśli zaś jest wyrobnikiem, klepie bzdury dla ćwierćinteligentów. I jesli Ty masz reprezentować polską fantastykę - to ja z takim gatunkiem nie chcę mieć nic wspólnego.
02-04-2007 10:16
~Henryk Tur

Użytkownik niezarejestrowany
    do A Pilipiuka 2
Ocena:
0
I jeszcze jedno - żyje mi się cholernie szczęśliwie. Co w życiu osiągnąłem?
Ha, lista jest dość spora, ale co się będę chwalił.
Cenisz honor? A co byś powiedział na pojedynek pięściarski? Jakby Cię ktoś wyzwał - przyjmiesz?
Ot, tak pytam....
02-04-2007 10:18
Andrzej Pilipiuk
    do Rhegeda
Ocena:
0
jak można obrażać kogoś podając garśc faktów? narozrabiał niech się wstydzi. pierwsze słyszę o jakiejś odpowiedzi soboty. jesli piszesz prawdę - rzuć linka.
*
Do Henryka Tura
dyskusja na forum SFFH odpowiednio moim zdaniem naświetla problem Twojego sotsunku do własnej twórczości ;-P
03-04-2007 12:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.