PMM okiem Szczura

PMM 2007 - relacje uczestników

Autor: Krzysztof 'Szczur' Hryniów

Zdarzyło się tak, że rok temu na Falkonie, brałem udział w Pucharze Mistrza Mistrzów jako sędzia. Udało mi się obejrzeć wiele naprawdę dobrych sesji i podpatrzeć kilka sztuczek od różnych Mistrzów Gry. Całość zainspirowała mnie na tyle, że gdy na początku wakacji wpadł mi do głowy ciekawy pomysł na jednostrzałówkę, postanowiłem wystartować z nim w Pucharze, żeby zobaczyć co jest wart w moim wykonaniu. Rezultat przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.

Sam Puchar uważam za dość ciekawy i ambitny pomysł, który cały czas dopracowywany jest technicznie. Niemniej w porównaniu z poprzednimi edycjami widać duże zmiany i to zazwyczaj na plus. W tym roku najmilej chyba zaskoczyły mnie warunki, w których był przeprowadzony – osobny, wygodny pokój (w standardzie hotelowym) dla każdego ze startujących. Toaleta, duży stół, oświetlenie oraz szklanki i butelka wody będące pod ręką potrafią rozwiązać naprawdę dużo drobnych problemów. Niesamowity skok jakościowy w porównaniu z poprzednim rokiem, z którego najmocniej zapamiętałem niekompetentnych orgów Falkonu wrzucających do kolejnych sal przeznaczonych na Puchar ekipy LARPowe i przeszkadzających w prowadzeniu sesji.

W tym roku również było parę cieni i blasków, niemniej na szczęście wpadek na poziomie Falkonowym nie uświadczyłem. Dobre warunki, czternastu sędziów, jasny harmonogram kiedy są sesje, ogłoszenie wyników na zakończeniowej gali, feedback dla MG – to tegoroczne mocne plusy. Niewyspanie, praca niektórych sędziów, tragiczny półfinałowy scenariusz – to tegoroczne wpadki. Miejmy nadzieję, że za rok uda się je usunąć.

Oprócz komfortowych warunków do prowadzenia i innych technikaliów, dla mnie Puchar to również dwie z najlepszych jednostrzałówek, jakie poprowadziłem w życiu. Było to jeszcze o tyle ciekawe, że de facto eksperymentowałem z nową formą. Bowiem w przeciwieństwie do promowanego kanonu uczestnika jako klasycznego opowiadacza, jednostrzałówki które poprowadziłem mogę policzyć na palcach, rekwizytów czy muzyki do tej pory zbytnio nie używałem, podobnie jak nieczęsto czułem potrzebę prowadzenia nieznanym graczom na konwentach. Puchar był doskonałą okazją do próby zmiany przyzwyczajeń i to okazją udaną.

To również okazja usłyszenia od innych Mistrzów Gry ich ulubionych sztuczek, rzeczy które im fajnie wyszły i nietypowych rozwiązań, by podebrać je i użyć na własnych sesjach. Dla takiej zabawy zdecydowanie warto było się nie wysypiać i ryzykować życie wracając samochodem w trybie zombie przez Warszawę.

W trakcie tegorocznego Pucharu raz poczułem się zaskoczony i raz solidnie zestresowałem. Pierwsza sytuacja to ogłoszenie wyników – po słowach o absolutnej "grupie śmierci" zdecydowanie nie przewidywałem otrzymania scenariusza półfinałowego do ręki. Muszę powiedzieć, że było to bardzo przyjemne zaskoczenie.

Stresujący motyw miałem za to podczas sesji eliminacyjnej. Obsuwa, z racji braków graczy, była dość spora, więc siedziałem w sali z dwoma graczami którzy już dotarli, kiedy do sali weszło jeszcze dwóch markotnych gości. Szczerze mówiąc, liczyli na sesję u kaduceusza. "Kurcze, kiepsko będzie" – pomyślałem, ale na szczęście po godzinie sesji miny były już zdecydowanie inne.

Najfajniejsza rzecz:

Komfortowe warunki do prowadzenia.

Najmniej fajna rzecz:

Ex equo trzy:
- Harmonogram ułożony tak, że pomiędzy półfinałem a finałem było pół godziny na przygotowanie, zaś półfinałowe scenariusze trzeba było układać w środku nocy kosztem snu, przez co Puchar uzyskał przydomek Pucharu Najtwardszego Mistrza Gry
- Dziwne zwyczaje niektórych sędziów – przeszkadzanie graczom podczas sesji poprzez proszenie ich o karty postaci, nierzetelność oceny (bo trudno mówić o ocenianiu sesji, gdy na ponad połowie nie było żadnego sędziego z zewnątrz) czy zablokowanie drzwi do sali
- Scenariusz, którego zdecydowanie nie dało się poprowadzić w niektórych settingach i pod niektórych graczy. Choć w porównaniu do tego z ’03 był zdecydowanie lepszy.

Podsumowując

Do zobaczenia na następnym PMM na Pyrkonie. Bo warto zobaczyć, zagrać czy poprowadzić.

Komentarze do relacji uczestników