06-12-2012 01:17
PMM - bardzo subiektywnie
W działach: rpg, pmm, falkon | Odsłony: 13
Notkę można także przeczytać tu.
Nie znam historycznych flejmów dotyczących PMM, nigdy nie brałam udziału w nim czy podobnym konkursie twierdząc, że nie mam ochoty łączyć takiej fajnej zabawy z zawodami.
Potem się okazało, że ktoś (Jade?) zgłosił mnie jako kandydata na sędziego w tym konkursie w ramach małego plebiscytu na Polterze.
Nah, nikt tego zgłoszenia nie weźmie na poważnie, przecież się nie znam.
O dziwo, dostałam wiadomość repka z zapytaniem o potwierdzenie kandydatury. Uznałam, że może być fajnie oraz że warto zrobić coś innego. Nie wróżyłam sobie zwycięstwa, zastanawiało mnie tylko, jaką przewagę będzie miał zegarmistrz. O północy powiedziałam “wow” i zaczęłam zastanawiać się, jak dojechać do Lublina. Jakikolwiek by PMM nie był oraz jakiego flejmu by nie wzniecał, to stwierdziłam, że naprawdę fajnie będzie pojechać chociażby po to, by rozwiać lub potwierdzić swe wątpliwości związane z tym konkursem.
Będzie źle!
Kiedy zostałam wybrana na sędziego, wszyscy obiecali mi, że nie będę miała życia, będę słaniać się na nogach, a potem zostanę wrzucona do morza hejtu oraz nic na konwencie nie zobaczę. Zastanawiałam się wtedy, o co wszystkim chodzi i… Zastanawiam się do tej pory.
Brak konwentu nie przeszkadza mi. Jestem mało konwentowa (wyciągnięcie mnie poza Warszawę na coś takiego jest dużym wyczynem). Niemniej jednak, udało mi się na Falkonie zrobić małe zakupy oraz zobaczyć figurki do Wolsunga SSG, a także prace konkursowe w ramach malarskich zawodów “Master of Imagination”. Nawet spotkałam koleżankę, której nie widziałam od pół roku, a która mieszka dwie ulice dalej. Myślę, że nie będę płakać z tego powodu, iż nie widziałam innych atrakcji, bo konwentowe obowiązki wypełniłam należycie (łącznie z tymi w Szewcu).
Co do monstrualnego zmęczenia, z jakim się muszą zmierzyć sędziowie… Czy rozmowy o RPG są naprawdę tak wycieńczające? Nie mówię tu o siedzeniu do późna, bo przecież na konwentach się nie śpi. Czerpałam niesamowitą przyjemność z obrad, zważywszy na to, że sędziować przyjechali różni ludzie i każdy miał coś ciekawego do powiedzenia. Nie sądzę, żeby to miało sprawić, bym potem czołgała się do łóżka. Podglądanie MG też nie było dla mnie powodem do cierpienia, a wręcz stało się ciekawym doświadczeniem - dzięki temu sama zaczęłam zauważać własne błędy, a przy okazji mogłam podejrzeć parę sztuczek. Gdzie tu krew, pot i łzy? Co najwyżej można zgłodnieć chodząc cały dzień po wszystkich trzech piętrach.
Ale to nie oznacza, że nie miałam co robić.
Coś, co rzeczywiście napawało mnie strachem, to nadchodząca perspektywa odwiedzenia pierwszej sesji oraz rozpoczęcia oceniania.
Na spotkaniu organizacyjnym Wojtek Rzadek krótko nam przedstawił system oceniania, poinstruował na co powinniśmy zwrócić uwagę oraz ile czasu należy przeznaczyć na oglądanie sesji. Następnie wylosowaliśmy sale oraz przydzieliliśmy graczy. Niestety z tym ostatnim było trochę problemów, bo o ile niektórzy po prostu zagrali ze znajomymi, o tyle większość tuż przed samym rozpoczęciem eliminacji musiała jeszcze szukać graczy (kartki z zapisami były wywieszone trochę wcześniej, ale nie wszystkim to pomogło). Wydaję mi się, że warto byłoby to jakoś inaczej zorganizować. Zdaję się, że Krzyś w trakcie jednej z naszych rozmów, wspominał o wcześniejszych zgłoszeniach zarówno MG jak i graczy. Na miejscu też można byłoby umożliwić wzięcie udziału w PMM.
Na całe szczęście w miarę sprawnie poradziliśmy sobie z stworzeniem drużyn, toteż wkrótce ruszyliśmy zobaczyć, jak radzi sobie dziesiątka MG. Pomimo udzielonych przez Wojtka instrukcji, nadal czułam się niepewnie wchodząc na pierwszą sesję - “a co jeśli będę faworyzować tych, których znam?”, “co, kiedy nie będę widzieć błędów i zostanie mi tylko moje widzimisie?”. To było naprawdę dla mnie trudne. Postawiłam sobie za punkt honoru oceniać wszystkich sprawiedliwie, starać się zwracać uwagę na to, na co zawsze patrzę, gdy przychodzi mi grać z nowym MG, wyłapywać rzeczy, które rzeczywiście wpływają na jakość prowadzenia. Moje widzimisie oczywiście też gdzieś się pojawiło, ale sądzę, że jego nie można w pełni uniknąć. Dużo dawały mi “korytarzowe” rozmowy z pozostałymi sędziami - w biegu uczyłam się, na co zwracać uwagę, także weryfikowałam poglądy odnośnie MG. Wymienialiśmy się wrażeniami, co naprawdę pomagało, gdy po raz n-ty wchodziło się na tą samą sesję.
Kiedy zakończyły się eliminacje, Wielka Rada Trolli zasiadła w swej sali i rozpoczęła naradę. Tu pojawia się znów lekki stres, no bo co wtedy, kiedy nie będę miała nic ciekawego do powiedzenia? Ale chyba nie było tak źle. Rozpoczęliśmy rozmowy oraz liczenie punktów, a także spisywanie ewaluacji dla mistrzów gry. W trakcie obrad zobaczyłam, na ile różnych rzeczy zwracamy wszyscy uwagę oraz jak odbija się to w punktacji. Nawet mój domniemany hejt znalazł w nich odzwierciedlenie, jednakże muszę przyznać, że wszyscy byli zgodni co do wyłonionych półfinalistów. Co prawda rezygnacja jednego z półfinalistów sprawiła, że musieliśmy się chwilę zastanowić, co z tym zrobić, ale myślę, że wybrnęliśmy z tej sytuacji obronną ręką. Po ogłoszeniu wyników mogliśmy zacząć regenerować siły. Ja wybrałam Szewca i, co może się niektórym wydawać niezwykłe, doszłam do niego o własnych siłach.
W rzeczywistości, eliminacje nie były trudne w ocenie. Poziom sesji był naprawdę zróżnicowany - począwszy od takich, na które nie chciałam wchodzić, poprzez takie, które były średnie, a skończywszy na naprawdę ciekawych. Na tym etapie chyba jeszcze nikt z nas nie miał faworyta, ja tym bardziej. Półfinały dopiero pokazały, kto ma szanse na wygraną, a jednocześnie dla mnie były bardzo trudne w ocenie. W tej rundzie poziom był niezwykle wyrównany. Miałam wrażenie, że każda sesja oraz każdy MG podobają mi się tak samo (z drobnymi wyjątkami, dla niektórych byłam sroga tak samo i w trakcie obrad półfinałowych;)). To zmusiło mnie do wyszukiwania bardziej wysublimowanych błędów, zwłaszcza w momencie, gdy Azarin, którego sesja w trakcie eliminacji niespecjalnie mi się podobała, poprowadził w półfinałach coś, co z ogromną przyjemnością oglądałam - zarówno z punktu swojego widzimisie jak i sędziowskiego. Na całe szczęście, niezwykle pomocne były rozmowy z graczami (przeprowadzane były także z rundzie eliminacyjnej) oraz sędziami uczestniczącymi w sesjach, aczkolwiek nadal byłam momentami niepewna swoich ocen. Tym bardziej, że naprawdę starałam się być obiektywna, co wcale nie było łatwe, kiedy przychodziłam posłuchać sesji Włodiego prowadzącego Warhammera (system, którego naprawdę nie lubię!). U faworytów wytypowanym w głowie trudniej szukać błędów czy się tego chce, czy nie. Dodatkowo wyżej wspomniany wyrównany poziom sprawiły, że dla mnie półfinały były najtrudniejsze. Wydaję mi się, że zadecydowaliśmy dobrze, co zresztą pokazała naprawdę ciekawa finałowa potyczka.
W szranki stanęli Włodi z Azarinem - dwa zupełnie różne style prowadzenia. Włodi, który nie potrzebuje muzyki na sesji, gdyż tak dobrze operuje swoim głosem (nawet jeśli momentami ma problem z emfazą). Co mnie w nim urzekło, to kontakt z graczami. Zawsze siedział blisko ich, utrzymywał kontakt wzrokowy, każdy był dla niego ważny. Azarin zaś, to MG, który świetnie operuje muzyką, będącą integralnym elementem jego sesji. Dodatkowo udaje mu się z powodzeniem wpleść w swoje prowadzenie bardzo dużo teatralnych elementów (momentami za dużo, ale tu już odzywa się moje widzimisie). Obydwaj wywarli na mnie tak samo dobre wrażenie, u obydwu chciałabym zagrać. Kiedy nadszedł finał, to wydawało mi się, że już wiem, kto wygra, chociaż to, co Włodi oraz Azarin poprowadzili, było słabsze od sesji półfinałowych i sprawiło, że po każdym wejściu na ich sesje miałam masę wątpliwości, które pogłębiły rozmowy z graczami. Poza tym bardzo trudno wybrać było lepszą sesję z dwóch kompletnie odmiennych. MG popełniali różne błędy. Pozostało zadać pytanie, które były większe, chociaż uważam, że zarówno Włodi, jak i Azarin spisali się naprawdę nieźle oraz przede wszystkim zasłużyli sobie na ten finał. Droga do niego była naprawdę ciężka, zważywszy na to, że sesje półfinałowe musiały spełniać wymogi zarysu scenariusz, który napisał Craven. Było w nim opisane motywy, które musiały zostać zawarte w sesji (z tego, co pamiętam, to było w nim na pewno licho, zwierzę, magiczny przedmiot i parę innych), także w półfinałach mieliśmy dodatkowy wyznacznik, który pomagał w ocenie. W finałach zaś, należało się naprawdę głęboko zastanowić nad każdą sesją, ale o dziwo, obrady trwały dosyć krótko (albo tylko mi się tak wydawało?) chociaż dopiero wtedy można było zobaczyć, przy omawianiu każdego MG, jak momentami diametralnie różnimy się w ocenie niektórych elementów. To było naprawdę fajne, bo pozwalało uniknąć faworyzacji, gdy nagle okazywało się, że nie zwróciliśmy uwagi na jakiś błąd. Przynajmniej dla mnie tak to działało.
Po finałowych obradach pozostało nam tylko rozejść się z trollerskim uśmiechem na ustach oraz z zakazem rozsiewania (aż tylu) plot.
Podobało mi się. Fajna i ciekawa przygoda. Sądzę, że mogłabym to powtórzyć, bo jest to naprawdę niezłe przeżycie, które przy okazji niesie ze sobą sporo doświadczenia. Być może odnoszę takie wrażenie, bo nigdy wcześniej nie byłam sędzią w żadnym konkursie, dlatego też PMM był dla mnie wyzwaniem i to jest pewnie jeszcze jeden powód, który sprawił, że dobrze się bawiłam. Patrząc z perspektywy czasu, wydaję mi się, że inaczej rozdawałabym punkty, udałoby mi się zauważyć inne rzeczy, o których wcześniej nigdy bym nie pomyślała. Pozostaję mi teraz wyrazić nadzieję, że pozostałym sędziom dobrze się ze mną pracowało.
Pragnę im także podziękować za spędzenie wspólnie całego konwentu (konwent? Tam był jakiś konwent?;)). Ja z Wami bawiłam się świetnie. Podziękowania należą się także Wojtkowi Rzadkowi oraz repkowi, którzy poniekąd umożliwili mi udział w tym wydarzeniu, a także wszystkim Polterowiczom, którzy wzięli udział w głosowaniu (niezależnie od tego, na kogo głos oddali). Specjalne podziękowania należą się także earlowi, który mnie przenocował oraz Jade i Krzysiowi, którzy nie dość, że suszyli mi głowę o wyjazd na ten konwent, to jeszcze mnie znosili przez cały czas jego trwania. Dziękuję także wszystkim pozostałym osobom, które na wiele różnych sposobów ubarwiły mój pobyt na konwencie (Piotr Skobel!;)).
Nie znam historycznych flejmów dotyczących PMM, nigdy nie brałam udziału w nim czy podobnym konkursie twierdząc, że nie mam ochoty łączyć takiej fajnej zabawy z zawodami.
Potem się okazało, że ktoś (Jade?) zgłosił mnie jako kandydata na sędziego w tym konkursie w ramach małego plebiscytu na Polterze.
Nah, nikt tego zgłoszenia nie weźmie na poważnie, przecież się nie znam.
O dziwo, dostałam wiadomość repka z zapytaniem o potwierdzenie kandydatury. Uznałam, że może być fajnie oraz że warto zrobić coś innego. Nie wróżyłam sobie zwycięstwa, zastanawiało mnie tylko, jaką przewagę będzie miał zegarmistrz. O północy powiedziałam “wow” i zaczęłam zastanawiać się, jak dojechać do Lublina. Jakikolwiek by PMM nie był oraz jakiego flejmu by nie wzniecał, to stwierdziłam, że naprawdę fajnie będzie pojechać chociażby po to, by rozwiać lub potwierdzić swe wątpliwości związane z tym konkursem.
Będzie źle!
Kiedy zostałam wybrana na sędziego, wszyscy obiecali mi, że nie będę miała życia, będę słaniać się na nogach, a potem zostanę wrzucona do morza hejtu oraz nic na konwencie nie zobaczę. Zastanawiałam się wtedy, o co wszystkim chodzi i… Zastanawiam się do tej pory.
Brak konwentu nie przeszkadza mi. Jestem mało konwentowa (wyciągnięcie mnie poza Warszawę na coś takiego jest dużym wyczynem). Niemniej jednak, udało mi się na Falkonie zrobić małe zakupy oraz zobaczyć figurki do Wolsunga SSG, a także prace konkursowe w ramach malarskich zawodów “Master of Imagination”. Nawet spotkałam koleżankę, której nie widziałam od pół roku, a która mieszka dwie ulice dalej. Myślę, że nie będę płakać z tego powodu, iż nie widziałam innych atrakcji, bo konwentowe obowiązki wypełniłam należycie (łącznie z tymi w Szewcu).
Co do monstrualnego zmęczenia, z jakim się muszą zmierzyć sędziowie… Czy rozmowy o RPG są naprawdę tak wycieńczające? Nie mówię tu o siedzeniu do późna, bo przecież na konwentach się nie śpi. Czerpałam niesamowitą przyjemność z obrad, zważywszy na to, że sędziować przyjechali różni ludzie i każdy miał coś ciekawego do powiedzenia. Nie sądzę, żeby to miało sprawić, bym potem czołgała się do łóżka. Podglądanie MG też nie było dla mnie powodem do cierpienia, a wręcz stało się ciekawym doświadczeniem - dzięki temu sama zaczęłam zauważać własne błędy, a przy okazji mogłam podejrzeć parę sztuczek. Gdzie tu krew, pot i łzy? Co najwyżej można zgłodnieć chodząc cały dzień po wszystkich trzech piętrach.
Ale to nie oznacza, że nie miałam co robić.
Coś, co rzeczywiście napawało mnie strachem, to nadchodząca perspektywa odwiedzenia pierwszej sesji oraz rozpoczęcia oceniania.
Na spotkaniu organizacyjnym Wojtek Rzadek krótko nam przedstawił system oceniania, poinstruował na co powinniśmy zwrócić uwagę oraz ile czasu należy przeznaczyć na oglądanie sesji. Następnie wylosowaliśmy sale oraz przydzieliliśmy graczy. Niestety z tym ostatnim było trochę problemów, bo o ile niektórzy po prostu zagrali ze znajomymi, o tyle większość tuż przed samym rozpoczęciem eliminacji musiała jeszcze szukać graczy (kartki z zapisami były wywieszone trochę wcześniej, ale nie wszystkim to pomogło). Wydaję mi się, że warto byłoby to jakoś inaczej zorganizować. Zdaję się, że Krzyś w trakcie jednej z naszych rozmów, wspominał o wcześniejszych zgłoszeniach zarówno MG jak i graczy. Na miejscu też można byłoby umożliwić wzięcie udziału w PMM.
Na całe szczęście w miarę sprawnie poradziliśmy sobie z stworzeniem drużyn, toteż wkrótce ruszyliśmy zobaczyć, jak radzi sobie dziesiątka MG. Pomimo udzielonych przez Wojtka instrukcji, nadal czułam się niepewnie wchodząc na pierwszą sesję - “a co jeśli będę faworyzować tych, których znam?”, “co, kiedy nie będę widzieć błędów i zostanie mi tylko moje widzimisie?”. To było naprawdę dla mnie trudne. Postawiłam sobie za punkt honoru oceniać wszystkich sprawiedliwie, starać się zwracać uwagę na to, na co zawsze patrzę, gdy przychodzi mi grać z nowym MG, wyłapywać rzeczy, które rzeczywiście wpływają na jakość prowadzenia. Moje widzimisie oczywiście też gdzieś się pojawiło, ale sądzę, że jego nie można w pełni uniknąć. Dużo dawały mi “korytarzowe” rozmowy z pozostałymi sędziami - w biegu uczyłam się, na co zwracać uwagę, także weryfikowałam poglądy odnośnie MG. Wymienialiśmy się wrażeniami, co naprawdę pomagało, gdy po raz n-ty wchodziło się na tą samą sesję.
Kiedy zakończyły się eliminacje, Wielka Rada Trolli zasiadła w swej sali i rozpoczęła naradę. Tu pojawia się znów lekki stres, no bo co wtedy, kiedy nie będę miała nic ciekawego do powiedzenia? Ale chyba nie było tak źle. Rozpoczęliśmy rozmowy oraz liczenie punktów, a także spisywanie ewaluacji dla mistrzów gry. W trakcie obrad zobaczyłam, na ile różnych rzeczy zwracamy wszyscy uwagę oraz jak odbija się to w punktacji. Nawet mój domniemany hejt znalazł w nich odzwierciedlenie, jednakże muszę przyznać, że wszyscy byli zgodni co do wyłonionych półfinalistów. Co prawda rezygnacja jednego z półfinalistów sprawiła, że musieliśmy się chwilę zastanowić, co z tym zrobić, ale myślę, że wybrnęliśmy z tej sytuacji obronną ręką. Po ogłoszeniu wyników mogliśmy zacząć regenerować siły. Ja wybrałam Szewca i, co może się niektórym wydawać niezwykłe, doszłam do niego o własnych siłach.
W rzeczywistości, eliminacje nie były trudne w ocenie. Poziom sesji był naprawdę zróżnicowany - począwszy od takich, na które nie chciałam wchodzić, poprzez takie, które były średnie, a skończywszy na naprawdę ciekawych. Na tym etapie chyba jeszcze nikt z nas nie miał faworyta, ja tym bardziej. Półfinały dopiero pokazały, kto ma szanse na wygraną, a jednocześnie dla mnie były bardzo trudne w ocenie. W tej rundzie poziom był niezwykle wyrównany. Miałam wrażenie, że każda sesja oraz każdy MG podobają mi się tak samo (z drobnymi wyjątkami, dla niektórych byłam sroga tak samo i w trakcie obrad półfinałowych;)). To zmusiło mnie do wyszukiwania bardziej wysublimowanych błędów, zwłaszcza w momencie, gdy Azarin, którego sesja w trakcie eliminacji niespecjalnie mi się podobała, poprowadził w półfinałach coś, co z ogromną przyjemnością oglądałam - zarówno z punktu swojego widzimisie jak i sędziowskiego. Na całe szczęście, niezwykle pomocne były rozmowy z graczami (przeprowadzane były także z rundzie eliminacyjnej) oraz sędziami uczestniczącymi w sesjach, aczkolwiek nadal byłam momentami niepewna swoich ocen. Tym bardziej, że naprawdę starałam się być obiektywna, co wcale nie było łatwe, kiedy przychodziłam posłuchać sesji Włodiego prowadzącego Warhammera (system, którego naprawdę nie lubię!). U faworytów wytypowanym w głowie trudniej szukać błędów czy się tego chce, czy nie. Dodatkowo wyżej wspomniany wyrównany poziom sprawiły, że dla mnie półfinały były najtrudniejsze. Wydaję mi się, że zadecydowaliśmy dobrze, co zresztą pokazała naprawdę ciekawa finałowa potyczka.
W szranki stanęli Włodi z Azarinem - dwa zupełnie różne style prowadzenia. Włodi, który nie potrzebuje muzyki na sesji, gdyż tak dobrze operuje swoim głosem (nawet jeśli momentami ma problem z emfazą). Co mnie w nim urzekło, to kontakt z graczami. Zawsze siedział blisko ich, utrzymywał kontakt wzrokowy, każdy był dla niego ważny. Azarin zaś, to MG, który świetnie operuje muzyką, będącą integralnym elementem jego sesji. Dodatkowo udaje mu się z powodzeniem wpleść w swoje prowadzenie bardzo dużo teatralnych elementów (momentami za dużo, ale tu już odzywa się moje widzimisie). Obydwaj wywarli na mnie tak samo dobre wrażenie, u obydwu chciałabym zagrać. Kiedy nadszedł finał, to wydawało mi się, że już wiem, kto wygra, chociaż to, co Włodi oraz Azarin poprowadzili, było słabsze od sesji półfinałowych i sprawiło, że po każdym wejściu na ich sesje miałam masę wątpliwości, które pogłębiły rozmowy z graczami. Poza tym bardzo trudno wybrać było lepszą sesję z dwóch kompletnie odmiennych. MG popełniali różne błędy. Pozostało zadać pytanie, które były większe, chociaż uważam, że zarówno Włodi, jak i Azarin spisali się naprawdę nieźle oraz przede wszystkim zasłużyli sobie na ten finał. Droga do niego była naprawdę ciężka, zważywszy na to, że sesje półfinałowe musiały spełniać wymogi zarysu scenariusz, który napisał Craven. Było w nim opisane motywy, które musiały zostać zawarte w sesji (z tego, co pamiętam, to było w nim na pewno licho, zwierzę, magiczny przedmiot i parę innych), także w półfinałach mieliśmy dodatkowy wyznacznik, który pomagał w ocenie. W finałach zaś, należało się naprawdę głęboko zastanowić nad każdą sesją, ale o dziwo, obrady trwały dosyć krótko (albo tylko mi się tak wydawało?) chociaż dopiero wtedy można było zobaczyć, przy omawianiu każdego MG, jak momentami diametralnie różnimy się w ocenie niektórych elementów. To było naprawdę fajne, bo pozwalało uniknąć faworyzacji, gdy nagle okazywało się, że nie zwróciliśmy uwagi na jakiś błąd. Przynajmniej dla mnie tak to działało.
Po finałowych obradach pozostało nam tylko rozejść się z trollerskim uśmiechem na ustach oraz z zakazem rozsiewania (aż tylu) plot.
Podobało mi się. Fajna i ciekawa przygoda. Sądzę, że mogłabym to powtórzyć, bo jest to naprawdę niezłe przeżycie, które przy okazji niesie ze sobą sporo doświadczenia. Być może odnoszę takie wrażenie, bo nigdy wcześniej nie byłam sędzią w żadnym konkursie, dlatego też PMM był dla mnie wyzwaniem i to jest pewnie jeszcze jeden powód, który sprawił, że dobrze się bawiłam. Patrząc z perspektywy czasu, wydaję mi się, że inaczej rozdawałabym punkty, udałoby mi się zauważyć inne rzeczy, o których wcześniej nigdy bym nie pomyślała. Pozostaję mi teraz wyrazić nadzieję, że pozostałym sędziom dobrze się ze mną pracowało.
Pragnę im także podziękować za spędzenie wspólnie całego konwentu (konwent? Tam był jakiś konwent?;)). Ja z Wami bawiłam się świetnie. Podziękowania należą się także Wojtkowi Rzadkowi oraz repkowi, którzy poniekąd umożliwili mi udział w tym wydarzeniu, a także wszystkim Polterowiczom, którzy wzięli udział w głosowaniu (niezależnie od tego, na kogo głos oddali). Specjalne podziękowania należą się także earlowi, który mnie przenocował oraz Jade i Krzysiowi, którzy nie dość, że suszyli mi głowę o wyjazd na ten konwent, to jeszcze mnie znosili przez cały czas jego trwania. Dziękuję także wszystkim pozostałym osobom, które na wiele różnych sposobów ubarwiły mój pobyt na konwencie (Piotr Skobel!;)).
40
Notka polecana przez: AdamWaskiewicz, Aesandill, baczko, Cooperator Veritatis, Czarna Owca, dzemeuksis, earl, etcposzukiwacz, Eva, Ezechiel, gower, GRAmel, Hastour, Ifryt, Inkwizytor, Jade Elenne, jakkubus, Jingizu, Klapaucjusz, Kot, Krzyś, nerv0, Ninetongues, oddtail, Pahvlo, Petra Bootmann, postapokaliptyk, Radagast Bury1, Repek, Salantor, Scobin, Senthe, Siman, Sting, Szary Kocur, Szczur, Tyldodymomen, Wlodi, Wojtek Rzadek, Zsu-Et-Am
Poleć innym tę notkę