» Blog » PMM - bardzo subiektywnie
06-12-2012 01:17

PMM - bardzo subiektywnie

W działach: rpg, pmm, falkon | Odsłony: 14

Notkę można także przeczytać tu.

Nie znam historycznych flejmów dotyczących PMM, nigdy nie brałam udziału w nim czy podobnym konkursie twierdząc, że nie mam ochoty łączyć takiej fajnej zabawy z zawodami. 
Potem się okazało, że ktoś (Jade?) zgłosił mnie jako kandydata na sędziego w tym konkursie w ramach małego plebiscytu na Polterze.

Nah, nikt tego zgłoszenia nie weźmie na poważnie, przecież się nie znam.

O dziwo, dostałam wiadomość repka z zapytaniem o potwierdzenie kandydatury. Uznałam, że może być fajnie oraz że warto zrobić coś innego. Nie wróżyłam sobie zwycięstwa, zastanawiało mnie tylko, jaką przewagę będzie miał zegarmistrz. O północy powiedziałam “wow” i zaczęłam zastanawiać się, jak dojechać do Lublina. Jakikolwiek by PMM nie był oraz jakiego flejmu by nie wzniecał, to stwierdziłam, że naprawdę fajnie będzie pojechać chociażby po to, by rozwiać lub potwierdzić swe wątpliwości związane z tym konkursem.

Będzie źle!

Kiedy zostałam wybrana na sędziego, wszyscy obiecali mi, że nie będę miała życia, będę słaniać się na nogach, a potem zostanę wrzucona do morza hejtu oraz nic na konwencie nie zobaczę. Zastanawiałam się wtedy, o co wszystkim chodzi i… Zastanawiam się do tej pory.

Brak konwentu nie przeszkadza mi. Jestem mało konwentowa (wyciągnięcie mnie poza Warszawę na coś takiego jest dużym wyczynem). Niemniej jednak, udało mi się na Falkonie zrobić małe zakupy oraz zobaczyć figurki do Wolsunga SSG, a także prace konkursowe w ramach malarskich zawodów “Master of Imagination”. Nawet spotkałam koleżankę, której nie widziałam od pół roku, a która mieszka dwie ulice dalej. Myślę, że nie będę płakać z tego powodu, iż nie widziałam innych atrakcji, bo konwentowe obowiązki wypełniłam należycie (łącznie z tymi w Szewcu).

Co do monstrualnego zmęczenia, z jakim się muszą zmierzyć sędziowie… Czy rozmowy o RPG są naprawdę tak wycieńczające? Nie mówię tu o siedzeniu do późna, bo przecież na konwentach się nie śpi. Czerpałam niesamowitą przyjemność z obrad, zważywszy na to, że sędziować przyjechali różni ludzie i każdy miał coś ciekawego do powiedzenia. Nie sądzę, żeby to miało sprawić, bym potem czołgała się do łóżka. Podglądanie MG też nie było dla mnie powodem do cierpienia, a wręcz stało się ciekawym doświadczeniem - dzięki temu sama zaczęłam zauważać własne błędy, a przy okazji mogłam podejrzeć parę sztuczek. Gdzie tu krew, pot i łzy? Co najwyżej można zgłodnieć chodząc cały dzień po wszystkich trzech piętrach.

Ale to nie oznacza, że nie miałam co robić.

Coś, co rzeczywiście napawało mnie strachem, to nadchodząca perspektywa odwiedzenia pierwszej sesji oraz rozpoczęcia oceniania.
Na spotkaniu organizacyjnym Wojtek Rzadek krótko nam przedstawił system oceniania, poinstruował na co powinniśmy zwrócić uwagę oraz ile czasu należy przeznaczyć na oglądanie sesji. Następnie wylosowaliśmy sale oraz przydzieliliśmy graczy. Niestety z tym ostatnim było trochę problemów, bo o ile niektórzy po prostu zagrali ze znajomymi, o tyle większość tuż przed samym rozpoczęciem eliminacji musiała jeszcze szukać graczy (kartki z zapisami były wywieszone trochę wcześniej, ale nie wszystkim to pomogło). Wydaję mi się, że warto byłoby to jakoś inaczej zorganizować. Zdaję się, że Krzyś w trakcie jednej z naszych rozmów, wspominał o wcześniejszych zgłoszeniach zarówno MG jak i graczy. Na miejscu też można byłoby umożliwić wzięcie udziału w PMM.

Na całe szczęście w miarę sprawnie poradziliśmy sobie z stworzeniem drużyn, toteż wkrótce ruszyliśmy zobaczyć, jak radzi sobie dziesiątka MG. Pomimo udzielonych przez Wojtka instrukcji, nadal czułam się niepewnie wchodząc na pierwszą sesję - “a co jeśli będę faworyzować tych, których znam?”, “co, kiedy nie będę widzieć błędów i zostanie mi tylko moje widzimisie?”. To było naprawdę dla mnie trudne. Postawiłam sobie za punkt honoru oceniać wszystkich sprawiedliwie, starać się zwracać uwagę na to, na co zawsze patrzę, gdy przychodzi mi grać z nowym MG, wyłapywać rzeczy, które rzeczywiście wpływają na jakość prowadzenia. Moje widzimisie oczywiście też gdzieś się pojawiło, ale sądzę, że jego nie można w pełni uniknąć. Dużo dawały mi “korytarzowe” rozmowy z pozostałymi sędziami - w biegu uczyłam się, na co zwracać uwagę, także weryfikowałam poglądy odnośnie MG. Wymienialiśmy się wrażeniami, co naprawdę pomagało, gdy po raz n-ty wchodziło się na tą samą sesję.


Kiedy zakończyły się eliminacje, Wielka Rada Trolli zasiadła w swej sali i rozpoczęła naradę. Tu pojawia się znów lekki stres, no bo co wtedy, kiedy nie będę miała nic ciekawego do powiedzenia? Ale chyba nie było tak źle. Rozpoczęliśmy rozmowy oraz liczenie punktów, a także spisywanie ewaluacji dla mistrzów gry. W trakcie obrad zobaczyłam, na ile różnych rzeczy zwracamy wszyscy uwagę oraz jak odbija się to w punktacji. Nawet mój domniemany hejt znalazł w nich odzwierciedlenie, jednakże muszę przyznać, że wszyscy byli zgodni co do wyłonionych półfinalistów. Co prawda rezygnacja jednego z półfinalistów sprawiła, że musieliśmy się chwilę zastanowić, co z tym zrobić, ale myślę, że wybrnęliśmy z tej sytuacji obronną ręką. Po ogłoszeniu wyników mogliśmy zacząć regenerować siły. Ja wybrałam Szewca i, co może się niektórym wydawać niezwykłe, doszłam do niego o własnych siłach.

W rzeczywistości, eliminacje nie były trudne w ocenie. Poziom sesji był naprawdę zróżnicowany - począwszy od takich, na które nie chciałam wchodzić, poprzez takie, które były średnie, a skończywszy na naprawdę ciekawych. Na tym etapie chyba jeszcze nikt z nas nie miał faworyta, ja tym bardziej. Półfinały dopiero pokazały, kto ma szanse na wygraną, a jednocześnie dla mnie były bardzo trudne w ocenie. W tej rundzie poziom był niezwykle wyrównany. Miałam wrażenie, że każda sesja oraz każdy MG podobają mi się tak samo (z drobnymi wyjątkami, dla niektórych byłam sroga tak samo i w trakcie obrad półfinałowych;)). To zmusiło mnie do wyszukiwania bardziej wysublimowanych błędów, zwłaszcza w momencie, gdy Azarin, którego sesja w trakcie eliminacji niespecjalnie mi się podobała, poprowadził w półfinałach coś, co z ogromną przyjemnością oglądałam - zarówno z punktu swojego widzimisie jak i sędziowskiego. Na całe szczęście, niezwykle pomocne były rozmowy z graczami (przeprowadzane były także z rundzie eliminacyjnej) oraz sędziami uczestniczącymi w sesjach, aczkolwiek nadal byłam momentami niepewna swoich ocen. Tym bardziej, że naprawdę starałam się być obiektywna, co wcale nie było łatwe, kiedy przychodziłam posłuchać sesji Włodiego prowadzącego Warhammera (system, którego naprawdę nie lubię!). U faworytów wytypowanym w głowie trudniej szukać błędów czy się tego chce, czy nie. Dodatkowo wyżej wspomniany wyrównany poziom sprawiły, że dla mnie półfinały były najtrudniejsze. Wydaję mi się, że zadecydowaliśmy dobrze, co zresztą pokazała naprawdę ciekawa finałowa potyczka.

W szranki stanęli Włodi z Azarinem - dwa zupełnie różne style prowadzenia. Włodi, który nie potrzebuje muzyki na sesji, gdyż tak dobrze operuje swoim głosem (nawet jeśli momentami ma problem z emfazą). Co mnie w nim urzekło, to kontakt z graczami. Zawsze siedział blisko ich, utrzymywał kontakt wzrokowy, każdy był dla niego ważny. Azarin zaś, to MG, który świetnie operuje muzyką, będącą integralnym elementem jego sesji. Dodatkowo udaje mu się z powodzeniem wpleść w swoje prowadzenie bardzo dużo teatralnych elementów (momentami za dużo, ale tu już odzywa się moje widzimisie). Obydwaj wywarli na mnie tak samo dobre wrażenie, u obydwu chciałabym zagrać. Kiedy nadszedł finał, to wydawało mi się, że już wiem, kto wygra, chociaż to, co Włodi oraz Azarin poprowadzili, było słabsze od sesji półfinałowych i sprawiło, że po każdym wejściu na ich sesje miałam masę wątpliwości, które pogłębiły rozmowy z graczami. Poza tym bardzo trudno wybrać było lepszą sesję z dwóch kompletnie odmiennych. MG popełniali różne błędy. Pozostało zadać pytanie, które były większe, chociaż uważam, że zarówno Włodi, jak i Azarin spisali się naprawdę nieźle oraz przede wszystkim zasłużyli sobie na ten finał. Droga do niego była naprawdę ciężka, zważywszy na to, że sesje półfinałowe musiały spełniać wymogi zarysu scenariusz, który napisał Craven. Było w nim opisane motywy, które musiały zostać zawarte w sesji (z tego, co pamiętam, to było w nim na pewno licho, zwierzę, magiczny przedmiot i parę innych), także w półfinałach mieliśmy dodatkowy wyznacznik, który pomagał w ocenie. W finałach zaś, należało się naprawdę głęboko zastanowić nad każdą sesją, ale o dziwo, obrady trwały dosyć krótko (albo tylko mi się tak wydawało?) chociaż dopiero wtedy można było zobaczyć, przy omawianiu każdego MG, jak momentami diametralnie różnimy się w ocenie niektórych elementów. To było naprawdę fajne, bo pozwalało uniknąć faworyzacji, gdy nagle okazywało się, że nie zwróciliśmy uwagi na jakiś błąd. Przynajmniej dla mnie tak to działało.
Po finałowych obradach pozostało nam tylko rozejść się z trollerskim uśmiechem na ustach oraz z zakazem rozsiewania (aż tylu) plot.

Podobało mi się. Fajna i ciekawa przygoda. Sądzę, że mogłabym to powtórzyć, bo jest to naprawdę niezłe przeżycie, które przy okazji niesie ze sobą sporo doświadczenia. Być może odnoszę takie wrażenie, bo nigdy wcześniej nie byłam sędzią w żadnym konkursie, dlatego też PMM był dla mnie wyzwaniem i to jest pewnie jeszcze jeden powód, który sprawił, że dobrze się bawiłam. Patrząc z perspektywy czasu, wydaję mi się, że inaczej rozdawałabym punkty, udałoby mi się zauważyć inne rzeczy, o których wcześniej nigdy bym nie pomyślała. Pozostaję mi teraz wyrazić nadzieję, że pozostałym sędziom dobrze się ze mną pracowało.

Pragnę im także podziękować za spędzenie wspólnie całego konwentu (konwent? Tam był jakiś konwent?;)). Ja z Wami bawiłam się świetnie. Podziękowania należą się także Wojtkowi Rzadkowi oraz repkowi, którzy poniekąd umożliwili mi udział w tym wydarzeniu, a także wszystkim Polterowiczom, którzy wzięli udział w głosowaniu (niezależnie od tego, na kogo głos oddali). Specjalne podziękowania należą się także earlowi, który mnie przenocował oraz Jade i Krzysiowi, którzy nie dość, że suszyli mi głowę o wyjazd na ten konwent, to jeszcze mnie znosili przez cały czas jego trwania. Dziękuję także wszystkim pozostałym osobom, które na wiele różnych sposobów ubarwiły mój pobyt na konwencie (Piotr Skobel!;)).


Komentarze


Hastour
   
Ocena:
+4
Lubię polterowego femflejma do porannej kawy, ale w tym przypadku akurat proponowałbym odrobinę cenzury... Rzadko się zdarza wpis, który poleciłbym zgodnie z Petrą, niech jeszcze trochę powisi na głównej ;)
06-12-2012 11:30
Szponer
   
Ocena:
+4
Ponieważ nie życzę sobie femiflejma pod tą notką z racji tego, że nie miałam na celu go wywoływać, blokuję tyldy.
06-12-2012 11:36
Salantor
   
Ocena:
+5
Biedny Tymen, nie dają mu trolować :<
Brawa dla bota za dobrze wykonaną robotę :]
06-12-2012 12:14
Gerard Heime
   
Ocena:
+6
Ja akurat do półfinału rok temu dostałem się mając graczy zupełnie zielonych, tak na oko 14-16 letnich. Ale miałem trochę szczęścia, bo tematyka (sesja wojenna) im pasowała, a że byli młodzi, to było łatwo nimi kierować (co miało też tę wadę, że byli strasznie bierni).

Wciąż jednak uważam, wbrew temu co napisał Krzyś, gracze mają wpływ na grę.

Przede wszystkim dobierając graczy wśród znajomych:
- wszystko idzie płynniej, bo znają mechanikę gry, łapią szybko nasze opisy czy aluzje, dostosowują się do naszego tempa prowadzenia
- mamy jako MG większy komfort psychiczny
- wszelkie niedociągnięcia narracji, fabuły czy przygotowania do sesji mają większą szansę umknąć uwadze graczy i sędziów

Na Polconie 2007 nie było graczy z wyboru tylko z losowania i nawet wtedy było widać, że gracze potrafili położyć MG sesję.

Moja skromna (i niezbyt oryginalna) obserwacja jest taka, że PMM najczęściej wygrywali MG, umiejący prowadzić sesje "konwentowe" czy "obozowe", vide Rzadek, Skała, Inki.

Dlatego też PMM premiuje specyficzne umiejętności i nie uważam go za uniwersalną ocenę jakości MG (ale czy PMM, poza nazwą, do czegoś takiego aspiruje?).

Owszem, PMM to jest ciekawe wyzwanie, ale osobiście uważam, że premiuje nie to, co chciałbym w sobie rozwijać jako MG (tj. zdolność prowadzenia obcym ludziom, w trudnych, nowych warunkach). By być jasnym: MG dochodzący daleko w PMM to dobrzy MG, tylko w przypadku zmierzenia się dwóch naprawdę dobrych MG najpewniej zadecyduje doświadczenie z sesjami konwentowymi/obozowymi i zdolność do prowadzenia w trudnych warunkach. Np. na PMM-ie 2007 w Warszawie Skała wygrał z Rzadkiem kondycyjnie, a i taka sytuacja się powtarzała nie raz. Poprowadzenie 3 sesji czasem w ciągu 30 godzin (1 w pt i 2 w sob) to nie lada wyzwanie.
06-12-2012 13:02
kaduceusz
   
Ocena:
+14
> własni gracze Kadu nie pomogli.

Chciałbym zdementować te banialuki, które opowiadacie o "własnych graczach" na moich sesjach. Z beaconem, Urkiem, repkiem i Magdą znam się nie od dziś, ale z żadnym z nich nie grywam zbyt często (w każdym przypadku mówimy o kilku - nie wiem, czterech - sesjach w przeciągu jakichś siedmiu lat). Magdzie i Alicji (eliminacje) jeszcze nigdy nie prowadziłem, tak samo jak Darii, repkowi i Filo (półfinały). Z siedmiu osób, które grały u mnie z trzema (Alicja, Daria, Filo) nie grałem wcześniej ani jednej sesji.

O ile sobie przypominam, zapis o nie graniu z graczami, których się dobrze zna powstał po tym jak ktoś prowadził na PMMie swojej regularnej drużynie, z którą gra na co dzień. Oczywiście chciałbym grywać na co dzień z moimi erpegowymi znajomymi, zwłaszcza tak zacnymi jak wymienieni powyżej, ale nie mam takiej możliwości, bo mieszkamy w innych miastach.

Przed rozpoczęciem eliminacji jasno postawiłem sprawę mówiąc sędziom komu będę prowadził i dając im wybór, czy chcą oceniać moją sesję, czy nie. Dla mnie ważniejsze było poprowadzenie sesji znajomym, z którymi okazja do zagrania nie zdarza się znowu tak często. A jeżeli mogę przy okazji wziąć sobie udział w moim ulubionym konkursie na prowadzącego - tym lepiej dla mnie.

Sędziowie zdecydowali że będą mnie oceniać (bo niby czemu nie). Z mojego punktu widzenia była to decyzja zgodna z duchem konkursu. Tym, którzy o tym nie pamiętają, chciałem przypomnieć, że tradycją eliminacji PMMa było to, że sędziowie odwiedzali każdą sesję na konie goszczącym puchar i pytali, czy prowadzący chce brać udział w konkursie - komu i czego by nie prowadził.

Przy okazji zaznaczę, że uznaję za zabawne i kuriozalne sugestie, że mistrz mistrzów powinien prowadzić jakimś przeszkadzającym mu nieustannie tłukom z kosmosu, żeby pokazać swoje umiejętności. Być może niektórzy woleliby, żeby ten konkurs był ćwiczeniami z erpegowego sado-maso, ale moim zdaniem umiejętność doboru sobie odpowiednich graczy (i powiedzenia "nie" pozostałym - Kosmit, patrzę na Ciebie) to jedna z cennych umiejętności prowadzącego.
06-12-2012 13:12
Wlodi
   
Ocena:
0
@Gerard

Może jestem tym wyjątkiem potwierdzającym regułę.

"MG dochodzący daleko w PMM to dobrzy MG, tylko w przypadku zmierzenia się dwóch naprawdę dobrych MG najpewniej zadecyduje doświadczenie z sesjami konwentowymi/obozowymi i zdolność do prowadzenia w trudnych warunkach. "

Na tegorocznym PMMie prowadziłem swoje pierwsze 3 sesje na konwentach. Nigdy nie prowadziłem/ i nie byłem na obozach.

Regularnie grałem tylko i wyłącznie w dwóch stałych grupach. W ciągu ostatnich X lat tylko kilka razy zdażyło mi się wyłamać z reguły i prowadziłem komuś innemu/ grałem u innej drużyny (zresztą też w domowym zaciszu ;) ).



W ramach dopowiedzenia:

Drużyna aktywna i drużyna bierna, to dwa przypadki. Co nie zmienia faktu, że dużo łatwiej prowadzi się dla drużyny aktywnej. Również nawet jeśli jakiś gracz zwykle jest aktywny, to może mu nie podpasować konwencja przygody.
Coś czuję, że odświeżę swoją bardzo starą notkę i opiszę ją na nowo w najbliższym czasie.
06-12-2012 13:32
earl
   
Ocena:
+1
Drużyna aktywna i drużyna bierna, to dwa przypadki. Co nie zmienia faktu, że dużo łatwiej prowadzi się dla drużyny aktywnej.

Na tym właśnie polega kunszt MG aby z drużyny biernej zrobić aktywną. Nie sztuka bowiem grać z dobrymi graczami, sztuka zrobić przyzwoitą sesję mając graczy słabych.
06-12-2012 13:56
Gerard Heime
   
Ocena:
0
@Wlodi

Oczywiście to co napisałem to nie jest prawda objawiona, po prostu pewne wnioski jakie wyciągnąłem z moich obserwacji. Nie musisz być nawet wyjątkiem, moje wnioski mogą być po prostu błędne - i tego też nie wykluczam.
06-12-2012 14:06
Urko
   
Ocena:
+6
Doh, to tak jakby mówić, że to żadna sztuka namalować ładny obraz, jak ma się drogie farby, albo że szczytem kunsztu jest namalowanie arcydzieła plakatówkami na pięć złotych.
Co za wałowy sposób na umniejszanie czyichś umiejętności, doprawdy.
06-12-2012 14:10
Wlodi
   
Ocena:
+6
Jedynie się zastanawiam i myślę, że może coś w tym być. Tzn. prowadzenie na konwentach nie jest podstawą, podstawą byłby kontakt z odbiorcą.

Kiedyś pracowałem, jako przedstawiciel handlowy. Miałem kontakt z różnymi klientami. Na każde spotkanie miałem określony czas, przez co zmuszony byłem przygotować odpowiednią prezentację. Ciężko było też poznać preferencje klienta bez spotkania.
Kiedy już znalazłem się w siedzibie, zmuszony byłem w krótkim czasie znaleźć wspólny język, jak również poznać oczekiwania potencjalnego kupca.

W przypadku prowadzenia na konwencie jest trochę podobnie.

Wiem, że dość drastyczne porównanie, ale myślę, iż odpowiadające trochę na "problem".

Przypuszczam, że nie tylko samo prowadzenie uczy nas stylu gry. Życie codzienne ma również duży wpływ.

Gdybym nie zdobył doświadczenia, jako przedstawiciel handlowy, to zapewne czułbym większy stres przed prowadzeniem obcym osobom. Również spotkania biznesowe nauczyły mnie wyczucia czasu, który na PMMie wydawał mi się dość istotny.

Byłoby w tym wszystkim nie w porządku jeśli nazwałbym swoich graczy po prostu klientami. Jest, to jedynie odniesienie, w którym szukam uzasadanienia co mogło wpłynąć na mnie, jako MG. :)

06-12-2012 14:23
Gerard Heime
   
Ocena:
+5
@earl

Tylko, że w normalnych warunkach zgrywasz się ze swoją drużyną czasem miesiącami. A i czasem się zdarza, że komuś dziękujesz za grę, bo nie chcesz z nim grać i tyle - macie na tyle różne gusta, że dalsze granie razem nie ma sensu.

A na PMM-ie, musisz im wytłumaczyć mechanikę, wprowadzić w świat i zagrać sesję w ca. 4 godziny.

Jest to wyzwanie? Jest. Wygranie pomimo takich trudności zasługuje na szacunek? Zasługuje, z pewnością.

Ale czy na pewno chcemy, by o zwycięstwie w PMM decydowało, kto potrafi prowadzić w bardziej hardkorowych warunkach, że tak się wyrażę? Czy to jest jedna z ważniejszych cech dobrego GM?

@Wlodi

Moim zdaniem to bardzo dużo tłumaczy, naprawdę :-)
06-12-2012 14:24
kaduceusz
    @earl
Ocena:
+5
Nie no, nie mogę, co za flamebait :D

> Na tym właśnie polega kunszt MG aby z drużyny biernej zrobić aktywną. Nie sztuka bowiem grać z dobrymi graczami, sztuka zrobić przyzwoitą sesję mając graczy słabych.

I to mówisz ze swojego doświadczenia, co? ;-)

W erpegi gra się drużynowo. To nie prowadzący "robi sesję", tylko prowadzący wspólnie z graczami. Z pustego i Salomon nie naleje.

Zresztą wyobraźmy sobie taką hipotetyczną sytuację:
A1] prowadzący A gra z samymi fatalnymi graczami - biernymi i miernymi. Railroaduje ich przez sceny, których superowość tworzy właściwie sam. Sesje są udane.
A2] prowadzący A gra druga sesję z graczami aktywnymi, wrzucającymi własne pomysły, przejmującymi inicjatywę. Ponieważ ma swoja wizję, ucina ich pomysły, blokuje deklaracje, robi po swojemu. Sesja ssie.
B1] Prowadzący B gra z fatalnymi graczami. Nic nie jest w stanie wycisnąć z tego próchna. Sesja ssie.
B2] Prowadzący B gra ze świetnymi graczami. Podchwytuje ich pomysły i razem z niczego tworzą sesję życia.
Kto jest prowadzącym bardziej zasługującym na PMMa - A czy B?
06-12-2012 14:56
earl
   
Ocena:
+1
@ Urko
Przeczytaj uważnie, co napisałem. Jeśli ma się dobrych graczy to nie jest wielką sztuką poprowadzić sesję, jeśli jest się przyzwoitym MG. Sztuką jest zachęcić słabych graczy do dobrej gry, wykrzesać z nich chęć do poprawnego odgrywania swoich ról i zaktywizować ich do większej autonomiczności i samodzielności.

@ kadu
Akurat mam doświadczenie innego rodzaju, chociaż podobnego - jako promotor prac naukowych. I wiem, że o klasie promotora nie świadczy to, że wypromuje znakomitą pracę uzdolnionego studenta, ale to, jak z lesera i opieprzacza uczyni gościa, któremu będzie chciało się sięgnąć do źródeł, popracować samodzielnie i stworzyć strawną i przyzwoitą pracę. Tak też postrzegam rolę MG - jeśli nie zaktywizuje graczy, to znaczy, że się nie nadaje na MG. Tak jak nauczyciel, który nie zainteresuje swoim przedmiotem przynajmniej części grupy, nie nadaje się na pedagoga. Proste? Dla mnie jak najbardziej.
06-12-2012 17:14
Tyldodymomen
   
Ocena:
+1
To żadna sztuka zaktywizować biernego gracza.Po czteropaku poziom immersji i wczuwy w postać jest tak wysoki, że można odłożyć kostki i przejść na storytelling.
06-12-2012 17:39
Kot
   
Ocena:
+5
Poważna dyskusja na temat. Ktoś się włamał na poltera i botuje sam ze sobą?

A tak na serio, Gerardzie, to doświadczenie w pracy z młodzieżą na obozach jest takie, że oni praktycznie wszystko łykną i do wszystkiego się zapalą. Moi koledzy-wychowawcy potrafili prowadzić totalnie "na odwal się" (w gwarze nazywa się to "rzeźbieniem") a mimo to uczestnicy byli zachwyceni.

Co zaś do udziału kobiet w prowadzeniu PMMu, to widzę dużo osób zapomniało kto był duszą i żaglem tego turnieju jeszcze kilka lat temu. A szkoda...
06-12-2012 20:42
Gerard Heime
   
Ocena:
+1
Hmmm, no może i masz rację. Ja odniosłem wrażenie, że prowadzenie młodzieży jest o tyle kłopotliwe, że często są fatalnie wręcz bierni, a brak doświadczenia przejawia się w decyzjach czy deklaracjach. Czyli dobry MG musi z jednej strony ich aktywizować, a z drugiej kierować na tory rozsądku i czasem przycinać wyskoki nadmiernej... kreatywności.

Z graczami konwentowymi jest z kolei o tyle problem, że tam na wierzch może wyjść totalna niekompatybilność erpegowych preferencji. A umiejętność radzenia sobie z czymś takim bardzo ciężko wypracować sobie grając ciągle z tą samą grupą.

I oczywiście Kocie nie zapomnieliśmy. Ja tę całą bzdurną dyskusję pomijam milczeniem po prostu.
07-12-2012 01:56
Wojtek Rzadek
    PMM i po PMM'ie
Ocena:
+1
@ Kot - Nie, nie zapomnieliśmy.

Szponner - bardzo fajna rzeczowa i wartościowa relacja - dzięki wielkie!

No i znów widzę, że po PMM'ie pojawiają się podobne komentarze jak co roku. I tak, jak przewidziałem w komentarzu pod jednym zdjęciem z nagrodami na Facebooku (o, tym : http://www.facebook.com/photo.php? fbid=507752359248577&set=a.168417913 182025.36593.168412873182529&type=1& theater) najgłośniej słyszy się malkontentów i flejmerów szukajacych na siłę dziury w całym. Niewiele jest natomiast dobrych słów popierających fajną inicjatywę. Taka nasza polska specyfika. :)

Natomiast mimo wszytsko bardzo się z tego powodu cieszę - to i tak pokazuje, że PMM budzi coraz więcej emocji. I bardzo dobrze. :)

I zawsze mnie, moi Drodzy strasznie bawi to wieczne pomawianie o kolesiostwo w tej malutkiej, hermetycznej społeczności fandomowej. Czy myślicie, że tak trudno jest znać wiele osób, jak się jest przez kilka lat aktywnym fandomowo?

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i dziękuję tym, którzy uczestniczyli w PMM'ie, czy to jako MG'cy czy jako Śędziowie, czy też jako Gracze.
Wojtek
07-12-2012 02:40
Ifryt
   
Ocena:
+1
Wojtek, myślę, że przesadzasz. Patrząc z boku dostrzegam, że owszem jest kilku "malkontentów", jak to nazywasz, ale też dużo osób wyraża się pozytywnie o konkursie. A na pewno tak bogatych wpisów o poszczególnych sesjach i indywidualnych doświadczeniach wcześniej nigdy nie było. W ten sposób konkurs nie zakończył się w tamtą niedzielę, ale wciąż trwa w żywych wspomnieniach i dyskusjach.
07-12-2012 08:47
Wlodi
   
Ocena:
+2
Trzeba również zauważyć, że PMM zaczął przyciągać ludzi z dziczy.
Mimo, że słyszałem różne opinie o PMMie pojechałem z pozytywnym nastawieniem. Nie oceniam dopuki sam się nie przekonam.

Dlatego również wiem, że będę powtarzał wielokrotnie i przy każdej możliwej okazji.

Jeśli chłopak z "prowincji fandomu" mógł przyjechać i bawić się świetnie. Ba! Do tego również wygrać. To Ty też możesz!
07-12-2012 09:20
Urko
   
Ocena:
+2
Wlodi, nie myśl sobie - teraz stałeś się fandomowym celebrytą ex tunc, Twoja wygrana potwierdza tylko fakt, że wygrywa zawsze ktoś z TWA i w ogóle PMM jest głupi, bo nigdy nie wygrywa nikt z zewnątrz!
07-12-2012 09:39

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.