» Artykuły » Inne artykuły » PB15: K2 vs. Mount Everest

PB15: K2 vs. Mount Everest


wersja do druku

Planszowe boje - część 15. Który szczyt wolą planszówkowi alpiniści?

Redakcja: Paulina 'Fleschu' Gackowska
Ilustracje: Paweł 'BeeRee' Spryszyński

PB15: K2 vs. Mount Everest
Po wielkim sukcesie gry planszowej autorstwa Adama Kałuży zatytułowanej K2 można by się spodziewać, że jej młodszy braciszek, Mount Everest skazany jest na ten sam los. Czy tę górę będzie się zdobywać tak samo przyjemnie jak K2

Wykonanie

Obie gry zostały wykonane bardzo podobnie i nie ma w tym nic dziwnego - jest to bowiem właściwie jedna rodzina, więc grzechem wydawcy byłoby robienie czegokolwiek inaczej. Jednakże pudełka mają różny rozmiar. Mount Everest (ME) został wypuszczony po standaryzacji pudeł i zacnie wygląda wśród innych hitów na regale. K2 natomiast ma rozmiar, z którym nie bardzo wiemy co zrobić. Pudełko jest wąskie i wysokie, kojarzy mi się raczej z grami z lat '90. Mam również wrażenie, że w Mount Everest lepiej wykonano planszę. Cała reszta elementów takich jak meeple i karty są takiej samej, wysokiej jakości. Punkt dla ME.

Oprawa graficzna

Konwencja graficzna obu tych gier jest identyczna. Grafiki są ładne, przedstawiają alpinistów i himalaistów, a ich autorami są Jarek Nocoń i Bartłomiej Fedyczak. Karty dla każdego z graczy oznaczone są innym kolorem, w formie logo. Moim zdaniem bardziej czytelnym w Mount Everest. Zmiany zostały natomiast wprowadzone na planszy. Trasy w obu grach wyglądają zupełnie inaczej. W K2 mieliśmy okrągłe, obramowane pola połączone karabińczykami. W ME trasa wspinaczki jest mniej symboliczna i pola połączone są w tor. Pola te są zdecydowanie większe i nie ma problemu z pomieszczeniem kilku pionków oraz namiotów. Te dwie minimalne różnice prowadzą do zdecydowanego zwycięstwa Mount Everest.

Mechanika

Wszystkie dobre pomysły z K2 takie jak: kafle pogody, żetony ryzyka czy jednoczesne wybieranie kart przez graczy, zostały przeniesione do mechaniki ME. Jednak Mount Everest jest dużo bardziej skomplikowany. Mamy tu do czynienia z wprowadzaniem na szczyt klientów, o których trzeba dbać, by nie umarli po drodze. Występuje też dużo bardziej złożony mechanizm aklimatyzacji. Do tej pory, w K2 mieliśmy jedną talię ze wszystkimi kartami, teraz natomiast mamy aż dwie, i karty aklimatyzacji wtasowujemy stopniowo do tali, z której korzystamy, o ile mamy butlę z tlenem i jeśli jesteśmy w namiocie na początku swojej tury. Wszystko to jest bardzo ciekawe, niestety z powodu złożoności i trudności tytułu ciężko będzie zagrać z dziećmi w ME. Ukłonem w stronę graczy jest możliwość zastosowania planszy ME do rozgrywek na zasadach gry K2. W tej rundzie muszę ogłosić remis.

Regrywalność

W obu grach zapewniono możliwość dostosowania do siebie poziomu trudności, poprzez dwustronną planszę, z łatwiejszym i trudniejszym wejściem jak i kafle z pogodą letnią i zimową. Dowolnie można te warianty mieszać. Mount Everest jest za to zdecydowanie bardziej złożony i graczy okazjonalnych może zniechęcić. Tacy gracze wolą pograć w K2. Natomiast osoby lubiące wyzwania zapewne chętniej usiądą do ME, bo jest bardziej skomplikowane, dłuższe i trudniejsze. Sam nie wiem, po której stronie się ustawić. Wydaje mi się jednak, że ME będzie częściej ściągany z półki. Ma więcej możliwości. Punkt znów trzeba przyznać grze Mount Everest.

Skalowalność, interakcja i klimat 

Tu trzeba przyznać, że obie gry wypadają bardzo podobnie. Oba tytuły przystosowano dla dwóch do pięciu graczy i w każdej kompilacji gra się wyśmienicie. Tutaj tak naprawdę nie ma o czym pisać, bo  Mount Everest i K2 są tak samo dobrze zeskalowane. W starszym tytule Adama Kałuży przewidziano także wariant familijny, którego zabrakło w Mount Everest. Co prawda to tylko pięć kart ratunku, ale pozwalały pomóc innym graczom. 

Mimo tych wszystkich zalet można przyczepić się do klimatu w ME. Gra, w której dostajemy nieśmiertelnego przewodnika jest mało klimatyczna. W K2 jest to akurat lepiej rozwiązane. Musimy pilnować każdego ze swoich alpinistów, aby wchodząc nie zszedł z braku tlenu. W ME natomiast pilnować trzeba tylko (i aż) turystów. W związku z tym punkt przyznać należy grze K2

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Werdykt

Po formalnym podliczeniu punktów należy ogłosić zwycięzcę, którym został Adam Kałuża. Tak dokładnie. Prawdę mówiąc Mount Everest i K2 są do siebie na tyle podobne, że można by je uznać za jedną grę, z tą uwagą, że ME jest dla zaawansowanych graczy, K2 natomiast, to gra bardziej familijna i przyjazna dzieciom. W związku z tym chciałbym pozostawić ten "planszowy spór" nie do końca rozstrzygnięty, gdyż obie gry powinny wygrać. Cieszy także fakt, że wydawnictwo REBEL.pl słucha graczy i wyciągnęło wnioski z ich opinii. Wszystkie kwestie wydawnicze, takie jak choćby rozmiar pudła i czytelność planszy, zostały poprawione.

 

Dziękujemy wydawnictwu REBEL.pl za przekazanie gry Mount Everest na potrzeby artykułu.

Dziękujemy Centrum Gier Pegaz za użyczenie gry K2 na potrzeby artykułu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

K2
K2
Fotounboxing #9
Mount Everest
Z kamerą wśród pudeł #01
K2
K2
Pokonać siebie i pogodę
- recenzja
K2 vs Jaskinia
Planszowe boje część 11.
K2: Broad Peak
Mroźny sport dla najwytrwalszych
- recenzja
K2
K2
Wyczynowa wspinaczka po punkty
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.