» Teksty » Z Innej Bajki (dawniej: Poza Fantastyką) » Ostrza chwały

Ostrza chwały


wersja do druku

Faceci na łyżwach

Redakcja: Iwona 'Ivrin' Kusion

Ostrza chwały
Z jednej strony to dobrze, że twórcy tego filmu postanowili stworzyć coś oryginalnego, wyróżniającego się spośród natłoku głupkowatych komedii, zalewających kina (w końcu nie co dzień mamy okazję podziwiać Willa Ferrella w obcisłym stroju i z łyżwami na nogach). Nie zmienia to jednak faktu, iż na świeżym pomyśle owa unikatowość się kończy. Owca, nawet jeżeli przywiążemy jej kilka kokardek i ufarbujemy wełnę, nadal pozostanie owcą.

Zacznijmy od scenariusza. Jak już wspominałem, bohaterami są łyżwiarze. Dwaj z nich (Will Ferrell i Jon Heder) to niekwestionowani mistrzowie, którzy między sobą dzielą zwycięstwa w kategorii jazdy indywidualnej mężczyzn. Wydarza się jednak coś, co sprawia, że obaj zostają ukarani przez federację dożywotnią dyskwalifikacją. Jedynym sposobem na powrót na lód jest połączenie sił. I to jakie połączenie! Jak nie trudno się domyślić, od tej pory panowie będą tworzyć parę, przynajmniej w sferze sportowej. Haczyk tkwi jednak w tym, że próby namówienia ich do współpracy przypominają starania o połączenie ognia z wodą.

I na tym opiera się fabuła Ostrzy chwały. Zetknięcie ze sobą tych dwóch skrajnych osobowości to w zasadzie cała akcja filmu, gdzieniegdzie przeplatana wątkiem rywalizacji z bliźniętami Van Waldenberg, które to do tej pory niezagrożenie władały w kategorii par. W całej historii mnóstwo jest prostego jak konstrukcja cepa komizmu, typu: on zrobił sobie krzywdę, a my się śmiejemy.

Rozbawić nas mają także – do granic możliwości przekoloryzowane - postacie. Głupkowaty, uzależniony od seksu macho, grany przez Ferrella, zniewieściały prawiczek (Jon Heder) oraz groteskowe rodzeństwo (Will Arnett i Amy Poehler). Problem jednak w tym, że filmowcy za daleko posunęli się w chęci stworzenia bohaterów charakterystycznych. Owszem, na początku mogą przywołać na nasze usta uśmiech, jednakże już po kilkunastu minutach widz może czuć się znudzony. Przypomina to nagminne powtarzanie tego samego kawału, który choć na początku śmieszny, po kilkukrotnym wysłuchaniu staje się już tylko irytujący.

Tak więc, kolejne sceny urozmaicane są jedynie coraz to bardziej ekwilibrystycznymi popisami łyżwiarskimi dwójki bohaterów, a także perypetiami miłosnymi młodszego z nich. Fabuła jednak jest do granic przyzwoitości banalna i przewidywalna, przez co mało co może nas zaskoczyć. I chociaż od czasu do czasu rozśmieszyć nas mogą kolejne głupkowate gagi, produkcji tej daleko do przyzwoitego poziomu.

Will Ferrell gra na normalnym dla siebie poziomie. Z każdym kolejnym filmem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że został wprost stworzony do ról w głupkowatych komediach (zazwyczaj wciela się w nierozgarniętego moczymordę, jak na przykład w Old School). Najbardziej odpowiadają mu postacie idiotów, nagminnie robiących sobie krzywdę i emanujących dziwaczną, wręcz obleśną seksualnością. Śmieszny był w Starski i Huch, nawet niezły w Old School, ale w Ostrzach chwały nie był w stanie pokazać niczego nowego (nie licząc obcisłego wdzianka). Jego role to kolejne wariacje tej samej postaci, niekiedy tylko urozmaicane nowymi szczegółami (w Starski i Huch grał homoseksualistę).

W sumie otrzymujemy powtórkę z poprzednich produkcji z Willem Ferrellem, a zmienia się jedynie tło. Może i Ostrza… miały w sobie pewien potencjał do stania się czymś oryginalnym, ale najwidoczniej twórcy uznali, że nie ma o się zbytnio przemęczać, a to z kolei sprawiło, że humoru w filmie starcza zaledwie na pierwszych kilkanaście minut.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


nana122
   
Ocena:
0
Nie słyszlam o tym filmie :)
15-06-2008 20:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.