» Recenzje » Ostatni rejs "Fevre Dream" - George R.R. Martin

Ostatni rejs "Fevre Dream" - George R.R. Martin


wersja do druku
Ostatni rejs
George R. R. Martin to przede wszystkim autor Pieśni lodu i ognia, jednak bez wątpienia jego wcześniejszym dziełom również warto poświęcić nieco uwagi. Choćby ze względu na to, jak dalekie są od konwencji epickiego fantasy, z którą zazwyczaj pisarz jest kojarzony. Ostatni rejs ''Fevre Dream'' – horror historyczny – zalicza się właśnie do tej kategorii. Oryginał został wydany w 1982 roku, lecz polscy czytelnicy pierwszy raz mogli zapoznać się z powieścią dopiero dwadzieścia lat później. Teraz – zapewne ze względu na trudną do przeoczenia modę – wydawnictwo Zysk zdecydowało się zaserwować nam drugie wydanie. Tak, będzie o wampirach.

Abner Marsh przez całe życie związany był z żeglugą rzeczną po Missisipi – podejmował się najróżniejszych prac, by w końcu zostać właścicielem kilku statków, składających się na Kompanię Żeglugi Śródlądowej ''Fevre River''. Przez pewien czas interes przynosił zyski, a firma powiększała się o kolejne parowce. Niestety, ukochana Missisipi nie była dla Abnera łaskawa – pewnej srogiej zimy lód skuł rzekę, miażdżąc kadłuby większości jednostek należących do kompanii. Na horyzoncie pojawiła wizja upadłości. I byłby kapitan Marsh zbankrutował, gdyby nie zgłosił się do niego pewien ekscentryczny osobnik, o imieniu Joshua York. Mimo oporów – wszak ktoś, zgłaszający się z wyjątkowo korzystną finansowo propozycją do właściciela prawie upadłej firmy, a na dodatek prowadzący nocny tryb życia może budzić pewne wątpliwości – Abner zdecydował się wejść w spółkę. To, oczywiście, okazało się początkiem naprawdę dużych kłopotów – wszak pływanie po Missisipi z wampirem z pewnością nie jest przyjemnym zajęciem.

Szczególnym atutem rzeczonych problemów jest fakt, że rozgrywają się w niezmiernie ciekawej scenerii. Martin umieścił akcję powieści w drugiej połowie XIX wieku, na wodach Missisipi oraz w mieszczących się u brzegów rzeki miastach. Już na pierwszy rzut oka widać ogrom pracy, jaki autor musiał włożyć w pisanie Ostatniego rejsu ''Fevre Dream'' – w książce znajdziemy mnóstwo informacji dotyczących żeglugi śródlądowej, budowy parowców oraz zwyczajów ludzi rzeki, a także co nieco na temat ówczesnej sytuacji politycznej kraju, niewolnictwa i rozwoju abolicjonizmu. To właśnie dzięki temu z niecierpliwością przewraca się kolejne strony – pomimo dość prostej fabuły, która zaskoczyć może chyba tylko naprawdę wyjątkowo niedoświadczonych czytelników.

A fabuła oraz sposób prowadzenia narracji są w mojej opinii tym, co sprawia, że Ostatni rejs ''Fevre Dream'' horrorem jest jedynie z nazwy. Początkowo historia toczy się powoli, a akcja koncentruje przede wszystkim na sprawach nowo zawiązanej spółki – czytelnik może ulec wrażeniu, że to tylko cisza przed burzą. Niestety, wkrótce kapitana Marsha zaczyna ogarniać niepokój, co ów szczery i prostolinijny człowiek decyduje się rozwiązać w zgodzie ze swoim charakterem – żąda wyjaśnień od tajemniczego wspólnika. Tu Martin popełnia rzecz niewybaczalną: zamiast zwodzić i mamić, wykłada swoją koncepcję wampiryzmu i odsłania motywacje Yorka, przez co nie może być mowy o napięciu. W tej sytuacji trudno oczekiwać, by książka wzbudziła strach w odbiorcy, jeśli jest on osobnikiem odpornym na rozmaite okropności, których zresztą w Ostatnim rejsie... nie ma wielu.

Jakie są Martinowskie wampiry? Szczęśliwie daleko im do kuzynów zasiedlających karty kolejnych popłuczyn Zmierzchu – przypominają raczej te znane z powieści Anne Rice. Piękne i majestatyczne. Groźne i przerażające. Mroczne. Naprawdę? Jestem pewna, że dwadzieścia osiem lat temu, kiedy Ostatni rejs ''Fevre Dream był pachnącą farbą drukarską nowością rzeczywiście tak było, bo obecnie wszystkie te epitety ciężko potraktować z należytą powagą – przynajmniej mi. Odnoszę bowiem wrażenie, że postać wampira zdewaluowała się w popkulturze i zamiast kojarzyć się z budzącym grozę krwiopijcą przywodzi na myśl zakochanego wiecznego nastolatka. Teraz opisanie wampira w sposób, który u dojrzałego czytelnika nie wzbudzi uśmiechu politowania wymaga nie lada kunsztu literackiego, a przede wszystkim mnóstwa niedomówień i delikatnych aluzji. Oczywiście, trudno oczekiwać od Martina – jakkolwiek wybitnym nie byłby autorem – aby przewidział tę sytuację niemal trzydzieści lat wcześniej. Nie można jednak nie zauważyć, że Ostatni rejs ''Fevre Dream'' wśród wydawanych teraz książek o wspomnianej tematyce wybija się ponad przeciętność.

Nie sposób także przeoczyć, że powieść trafiła do Polski zdecydowanie zbyt późno, a co gorsza można było to stwierdzić już w przypadku pierwszego wydania. Uważny czytelnik natychmiast zauważy, że powieść znacznie różni się od powstającej współcześnie literatury. Sposób prowadzenia narracji czy opisywania zachowań postaci wyraźnie trąci myszką. Wprawdzie, jeśli porównać ją z wpisującymi się w wiodący trend ''post-zmierzchowymi'' dziełkami, wypada świetnie, lecz w zestawieniu z dobrą fantastyką może budzić rozczarowanie.

W związku z powyższym, Ostatni rejs ''Fevre Dream'' ciężko jednoznacznie ocenić – napisany swobodnym, wciągającym stylem, budzi zainteresowanie, jak na niezłą powieść przystało, jednak trudno pozbyć się wrażenia, że w latach osiemdziesiątych była to książka o klasę lepsza. Niestety, nie zdołała pomyślnie przejść próby czasu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
Tytuł: Ostatni rejs Fevre Dream (Fevre Dream)
Autor: George R.R. Martin
Tłumaczenie: Robert P. Lipski
Wydawca: Zysk i S-ka
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 20 lipca 2010
Liczba stron: 588
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7506-497-1
Cena: 35,90 zł



Czytaj również

Porozmawiajmy o fan fiction. Część 3
Po co właściwie ludzie piszą fiki? Pytanie o motywacje
Lodowy smok
Baśń o wojnie
- recenzja
Niebezpieczne kobiety
Niebezpieczne i nużące
- recenzja
Świat Lodu i Ognia
Ogień i Lód
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.