» Literatura » Opowiadania » Ostatni pojedynek – część 4

Ostatni pojedynek – część 4


wersja do druku
Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek
Ilustracje: Tomasz 'AT-ST' Matynia

Ostatni pojedynek – część 4
Mistrz Radena otarł pot z czoła, ponaglony do dalszego marszu przez niewytłumaczalny lęk i świadomość bliskości Mrocznego Lorda Sithów. Biegnąc, zahaczył głową o wystającą skałę i poczuł, jak na jego ciele rozpala się kolejne ognisko bólu. Przemoczony lodowatą wodą i przybity ranami, które w istocie bardziej przeszkadzały niż bolały, dał się ponieść rozdrażnieniu. Zaczęły go przenikać nieprzyjemne dreszcze, a to jeszcze pogorszyło sprawę. Musiał się uspokoić, zaczerpnąć oddechu, uwolnić myśli od bólu spowijającego potłuczone kolana i łokcie, przysmażony bok i rozbitą głowę. Sęk w tym, że nie miał na to czasu.

Przebiegł labirynt podobnych do siebie korytarzy i jaskiń, co kosztowało go wiele wysiłku, kilka nowych zadrapań i całkowicie zmoczone buty, jako, że sekundy wcześniej przedzierał się przez zalaną do cna grotę. Kiedy wreszcie dotarł na miejsce – do ogromnej jaskini, której strop przypominał gigantyczne sito, pozwolił sobie na krótki odpoczynek... i niestety na nic więcej.

Oczy zalewane przez jego własny pot i przysłonięte pozlepianymi kosmykami włosów, rozwarły się ze zdumienia, a zgrabiałe z zimna ręce mimowolnie rozluźniły uchwyt na rękojeści miecza świetlnego.

- Nie uciekniesz, Radena.

Darth Vader wysunął się z korytarza, zalany rubinowym blaskiem miecza świetlnego. Kolejna kaskada lodowatych dreszczy przeszyła mięśnie Radeny, gdy pomyśl o tym z jakich mocy musiał skorzystać Mroczny Lord Sithów, aby go dogonić. Choć może to była tylko iluzja, mająca na celu wprowadzenie go w błąd i osłabienie woli walki? Nie ma takich technik Mocy, które pozwalałyby na teleportację. Ale nawet jeżeli to była tylko iluzja, a Vader rzeczywiście za nim biegł, nie dostrzegł u niego żadnych oznak zmęczenia.

Przymknął na moment powieki w nadziei, że to pozwoli mu uspokoić się i zaczerpnąć więcej siły z potęgi Jasnej Strony Mocy.

- Skąd myśl, że chcę uciec?

Otworzył oczy. Efekt chwili skupienia wahał się pomiędzy żadnym, a mizernym i Radena zaczął się obawiać, że przegra nie osiągając żadnego celu. Krwawił, cierpiał, opuściły go siły i Moc. Gdyby tylko Vader nie przybył tak prędko...

- Moja cierpliwość ma swoje granice, Radena. Twoja śmierć jest bezcelowa... Nie uratujesz w ten sposób swojej wybranki.

Oczy Mistrza Jedi rozbłysły nowym światłem. To była jego szansa!

- I kto to mówi? – Roześmiał się pogardliwie. – Osoba, która nie potrafiła powstrzymać śmierci swojej ukochanej?

Darth Vader nie odpowiedział. To tylko zachęciło go do pójścia za ciosem.

- Słyszałem nawet plotkę... że to ty ją osobiście uśmierciłeś!

Nadiru Radena bezczelnie wyszczerzył zęby i to przeważyło szalę. Natychmiast zrozumiał jak wielką potęgę wyzwolił swoimi słowami. Zrozumiał i boleśnie poczuł.

Prawdziwa burza Mocy uniosła go w górę jakby ważył zaledwie kilka gramów i rzuciła o skalistą ścianę. Było to uderzenie tak silne, że na moment utracił zmysły wzroku i słuchu. Mrok, pisk w uszach i przejmujący chłód wprawiły go w niemożliwy do opanowania lęk, jakiego nigdy w swoim życiu nie doświadczył. Gdy gigantyczny podmuch wreszcie osłabł, Rycerz runął na kolana i wypuścił miecz świetlny z rąk. Z nosa i tyłu głowy zaczęła lecieć mu krew, plecy zaś odezwały się spazmatycznym bólem. Wiedział już, że przesadził i popełnił błąd, który może kosztować go zbyt wiele.

Resztkami sił poderwał się z ziemi, schwycił rękojeść i nie zważając na swoje rany, krew broczącą na ubranie, przeraźliwy szum w głowie, ani mroczki w oczach, zaczął uciekać.

Byle jak najdalej od Mrocznego Lorda Sithów.

Byle jak najdalej od jego potęgi.

***


Jedenaście niezidentyfikowanych maszyn rozmyło się w otchłani nadprzestrzeni, a czterdzieści dwa imperialne myśliwce wykonały idealnie zgrany zwrot w tył. Po pięciu sekundach intensywnego wpatrywania się w powracające TIE Fightery, podporucznik pokręcił głową.

- Proszę mi wybaczyć, ale nic z tego nie rozumiem, kapitanie. – Podoficer łypnął okiem na dowódcę. - Puściliśmy ten korelliański frachtowiec, dając się złapać na najprostszą sztuczkę w historii Imperialnej Floty... i nie dorwaliśmy też tych myśliwców.
- Cierpliwości – odparł Thrawn, ze śladem irytacji w głosie. – Pozwólmy sądzić naszym wrogom, że nas przechytrzyli.

Czoło podporucznika zamieniło się w jeden wielki zygzak.

- Pozwólmy sądzić...? A co przed chwilą... – Podoficer silniej ściągnął brwi i nagle doznał olśnienia. – Eskorta Lorda Vadera.
- Najwyższy czas – skomentował cierpko szybkość dedukcji podwładnego Thrawn i powrócił do wnikliwego badania hologramów taktycznych Niszczyciela Gwiezdnego klasy Imperial. Podporucznik zamknął usta przygotowujące się do przeproszenia kapitana i z najwyższym trudem zignorował rozbawione spojrzenia pozostałych członków załogi.

***


Nadiru Radena stanął, próbując zaczerpnąć powietrza równie gwałtownie, jak ryba rzucona na brzeg morza. Wiedział, że jest już blisko swojego celu, ale obawiał się, że nie starczy mu sił, żeby zrealizować swoje zamiary. Pomimo ponurych myśli, nie miał zamiaru się poddać. Ciężkim krokiem przemierzał kolejne metry jaskini, prowadzące go do wylotu na powierzchnię. W jego uszach powoli rósł dźwięk szalejącego na zewnątrz deszczu, aż w końcu stanął tuż pod łukiem ciasnego wyjścia z obszernych górskich grot. Zadarł głowę. Punkt przełomu znalazł się tuż przed nim, co oznaczało, że dotarł na miejsce.

Odwrócił się z westchnieniem do wnętrza kompleksu jaskiń. Struktura Mocy była napięta do granic możliwości i nie sposób było zorientować się co przyniesie przyszłość. W pewnym momencie zaczęła jednak falować i wyczuł jakieś dziwne, aczkolwiek znajome wibracje w polu Mocy. Z każdą sekundą rosły w siłę, tak jakby zbliżał się do niego ktoś o przyjaznych zamiarach. Przyjaciel w czasach krucjaty przeciwko Rycerzom Jedi? Nadiru Radena nie miał żadnych przyjaciół – a już z pewnością nie tutaj, na tym ponurym, pozbawionym duszy świecie. Pomimo wszystkich wątpliwości, w jego sercu nieśmiało zakwitła nadzieja na to, że jego los nie jest jeszcze ustalony, że starcie z Mrocznym Lordem nie musi zakończyć się w sposób, jaki sobie zaplanował. Ale czy plan był na pewno sensowny? Czy, gdyby była szansa na ucieczkę, powinien przystąpić do jego realizacji? A może to wszystko jakaś sztuczka Mrocznego Lorda?

Nie, powinien raz na zawsze porzucić nadzieję. Dzisiaj toczy walkę z Darthem Vaderem. Nikt nie wychodzi z tego żywy.

Najpotężniejszy uczeń Imperatora Palpatine’a wyłonił się z ciemności jaskiń Restuuri, tak jakby te przez wieki były jego domostwem.

- To twoja ostatnia szansa, Radena.

Mistrz Jedi wysilił się na prawie beznamiętne wzruszenie ramionami.

- Niech i tak będzie.

Darth Vader zaatakował pierwszy i nie zamierzał się więcej bawić. Jego ciosy były silne, precyzyjne i nie pozostawiły Mistrzowi Jedi żadnych złudzeń, co do wyniku konfrontacji. Purpurowe ostrze przecinało powietrze, stojąc na drodze karmazynowej klindze, ale to było tylko odwlekanie nieuniknionego... Przynajmniej do chwili, gdy Radena zorientował się, że się mylił – ktokolwiek leciał w jego kierunku, istotnie był przyjacielem... Tylko dlaczego jego determinacja, rozpływająca się falami w Mocy, była tak ogłuszająca?

Wytężył wszystkie siły, wytrącając na moment Vadera z morderczego transu. Poczuł, że nie może zawieść tego, kto przybył mu z pomocą. Moc podpowiadała mu, że samobójstwo, nawet takie, które miałoby się zakończyć śmiercią Mrocznego Lorda Sithów, było błędem. To zaś oznaczało, że plan pogrzebania Dartha Vadera pod zwałami skał przestał być aktualny. Bo czyż Moc mogła go oszukać? Czy może źle ją interpretował?

Radena skoczył do tyłu i rzucił miecz świetlny prosto w strop korytarza. Ametystowa energia rozcięła potężny kamienny blok, zapoczątkowując reakcję łańcuchową. Mistrz Jedi popędził do wyjścia, przywołując myślą rękojeść broni. Gigantyczne kawałki skał runęły na dno jaskini i po chwili Darth Vader zniknął, przesłonięty gruzowiskiem. Kamienie nie ominęły też samego Radeny. Kiedy rumor skał ustał, poobijany mężczyzna podniósł się z kałuży wody, w którą wpadł uciekając i rozejrzał się w poszukiwaniu swojej broni. Gdy tylko znalazła się w zasięgu jego ramion, aktywował ostrze. Darth Vader, tak jak zresztą można się było spodziewać po Mrocznym Lordzie, przeżył spotkanie z kilkutonowymi „skutkami” zawału. Wiedział, że tylko będąc w środku kamienistej nawałnicy, byłby w stanie zabić Vadera... co jeszcze minutę wcześniej planował uczynić.

A teraz chodziło wyłącznie o zyskanie czasu. Jego sojusznik lada moment mógł się zjawić. W powietrzu rozchodziły się już leciutkie drgania, które przekształciły się w szum silników zbliżającego się pojazdu. Wyszedł na otwarty teren, nie zwracając uwagi na lejący się z nieba deszcz.

Głazy w rumowisku poruszyły się. Kamienie zaczęły pękać, osuwać się i przemieszczać w różnych kierunkach. Kilka sekund później ukazała się czarna sylwetka Mrocznego Lorda Sithów, która bez wahania przestąpiła przez gruz.

Ale Nadiru Radena na nią nie patrzył. Spomiędzy czerwonoszarych chmur wyłonił się srebrzysty dysk. Dwa silniki żarzące się błękitem, zaryczały jak rozjuszona bestia... i Jedi wiedział już, że płonne były jego nadzieje. Mogąc poświęcić siebie, aby zabić Mrocznego Lorda Sithów, zawiódł. Dał się zwieść fałszywym uczuciom. Najbardziej zaś żałował nieznanego przyjaciela, którego już nigdy nie zobaczy – a także tego, że to on, Nadiru Radena, był przyczyną jego śmierci. Gdyby tydzień wcześniej nie wysłał tego feralnego komunikatu... To od niego wszystko się zaczęło. Po jego stronie leżała wina i odpowiedzialność.

Zbyt nieopatrznie sprowadził śmierć na kogoś, kto chciał mu pomóc.

Zanim jeszcze statek kosmiczny zbliżył się do gór, tuż nad głową Mistrza Jedi rozległ się charakterystyczny jazgot podwójnych silników jonowych. Sześć TIE Fighterów jednocześnie zanurkowało, aby rozszarpać swą zdobycz. Srebrzysty statek szarpnął się w rozpaczliwym uniku, ale zaskakujący atak był zbyt silny. Burza szmaragdowych błyskawic najpierw gładko przebiła tarcze spodkowatej maszyny, a następnie wlała się do jej kadłuba.

Wszystko co pozostało z nadziei Nadiru Radeny można było policzyć w milionach kawałków, które rozpoczęły swą wędrówkę ku powierzchni planety. Gdyby choć wiedział, kto podjął się tej samobójczej misji... Choćby to jedno. Z jego piersi wyrwało się głośne westchnienie. Pomimo bólu, pewnie stanął na nogach, gotowy do finalnej części konfrontacji. Darth Vader nie zatrzymał się i nie powiedział żadnego słowa. Po prostu zaatakował.

Za pierwszym razem rubinowa klinga natknęła się na blok. Za drugim zaskwierczała, przechwycona przez purpurowe ostrze. Za trzecim przecięła powietrze. Za czwartym odrzuciła na bok strugę fioletowego światła. Za piątym rozpołowiła rękojeść miecza świetlnego, wraz z kruchymi kośćmi, trzymającymi go w dłoni. Za szóstym bez oporu wniknęła w ciało Nadiru Radeny.

Mistrz Jedi stał się nicością.

***


Imperialny Niszczyciel Gwiezdny „Zemsta” był niczym bolesna drzazga wbita w przestrzeń kosmiczną Restuuri. Olbrzymi trójkątny obiekt nie pasował tu pod żadnym względem, a mimo to nie zmieniał swojej pozycji, gotowy do zademonstrowanie pełni swej potęgi. To jednak przestało być konieczne kiedy pod jego podbrzuszem znalazł się pojedynczy prom klasy Lambda i sześć myśliwców eskorty. To oznaczało, że już wkrótce naturalny porządek na Restuuri zostanie przywrócony.

Darth Vader wkroczył na pokład mostka, stawiając stopy w rytm miarowego oddechu. Thrawn odwrócił się do niego i niezobowiązującym tonem spytał:

- Czy misja zakończyła się sukcesem, mój panie?

Mroczny Lord Sithów nie odpowiedział na pytanie kapitana, patrząc nieobecnym wzrokiem w przestrzeń międzygwiezdną tak, jakby znajdowały się w niej odpowiedzi na wszystkie najważniejsze pytania tej galaktyki. Gdy Thrawn stracił już nadzieję, że kiedykolwiek uzyska odpowiedź, w tło mrocznego oddechu wkradło się jedno krótkie słowo:

- Tak.

Do pobrania
Pobierz opowiadanie w pliku PDF (1 MB).
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


mOrF3u$
    Rozumiem...
Ocena:
0
... ze to juz ostatnia czesc? Skoro Radena nie zyje, nie ma o czym pisac. Musze powiedziec, ze fajnie mi sie to czytalo, aczkolwiek ten Radena jakis niezniszczalny. Tyle razy go rzucalo itp. Wiem, ze Moc itd lae mogl dostac jakies wpsarcie, chocby przez ducha swojego Mistrza albo cos w tym stylu. Ale powtorze jeszcze raz, fajnie mi sie czytalo :)
22-03-2007 11:24
Jedi Nadiru Radena
    Re.
Ocena:
0
No, ostatnia.
A co do "nieśmiertelności" Radeny: cóż, Vader się z nim bawił - bo gdyby od samego początku chciał go zwyczajnie zabić, mógłby to zrobić w ciągu pół minuty.
22-03-2007 18:33
~Escaladr

Użytkownik niezarejestrowany
    Ostatni Pojedynek
Ocena:
0
No, Radena jak zwykle czaruje. Znakomite opowiadanie, aczkolwiek moim zdaniem, bardziej pasowałaby tu zwykła śmierć. Żadnych nowych widm, trochę to przesadzone :)
Btw. -> Rivert Fateborn przeżył :P

Pozdro,
Szkoda, że trochę późno sobie przypomniałem o Twoich znakomitych pracach, Radena :)
30-12-2009 01:17

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.