» Literatura » Opowiadania » Ostatni pojedynek – część 3

Ostatni pojedynek – część 3


wersja do druku
Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek
Ilustracje: Tomasz 'AT-ST' Matynia

Ostatni pojedynek – część 3
Niszczyciel Gwiezdny klasy Imperial dryfował spokojnie ponad czerwonobiałą tarczą globu, pilnując aby Mroczny Lord Sithów mógł bez przeszkód kontynuować swoją misję. Spokój na orbicie, nie do końca przekładał się jednak na spokój na pokładzie okrętu.

- Kapitanie?
- Tak? – Thrawn odwrócił się od iluminatora. Podporucznik w perfekcyjnie wyprasowanym mundurze, z nietęgą miną oznajmił:
- W sektorze trzecim z nadprzestrzeni wyskoczyło kilka małych jednostek. Wszystkie kierują się w stronę planety.

Thrawn promieniował pewnością siebie, co tylko w nieznacznym stopniu poprawiło samopoczucie podwładnego.

- Czy zidentyfikowano te jednostki?
- Tak, sir. Siedem Z-95, trzy zmodyfikowane myśliwce ARC-170 i jeden lekki frachtowiec typu YT-1300. – Podoficer zerknął raz jeszcze na monitor i dodał: - Znajdują się dwadzieścia sześć kilometrów od nas, kapitanie. Formacja... zdaje się, że "rój".

Thrawn skinął głową i nacisnął zielony guzik, znajdujący się na mini pulpicie, tuż pod iluminatorem. Wokół dowódcy rozbłysły hologramy zabarwione na słabą czerwień. Ukazywały one na bieżąco dosłownie wszystkie parametry okrętu, począwszy od tablic z danymi, a skończywszy na kilku dwu i trójwymiarowych mapach taktycznych. System ten był bardzo rzadko stosowany przez innych kapitanów Niszczycieli Gwiezdnych, co Thrawn zawsze uważał za poważne uchybienie, prowadzące do licznych błędów i zaniedbań.

- Proszę oznaczyć te jednostki jako wrogów i wysłać na nie wszystkie nasze TIE Fightery.

Podporucznik zawahał się.

- Wszystkie, sir? Czy nie lepiej byłoby najpierw...
- Rozkazy Lorda Vadera są chyba oczywiste, poruczniku. – Głos Thrawna nie miał w sobie nic z ciepła. – Proszę wykonać rozkaz.

Zawstydzony podoficer kiwnął głową.

***


Nadiru Radena stopniowo wycofywał się, odpierając kolejne ataki zgodnie z planem ułożonym na długo przed walką. Ponieważ grota składała się z dwóch części, jednej położonej wyżej – gdzie toczył się pojedynek – a jednej umiejscowionej niżej, za swój cel obrał przedostanie się na dół.

W pewnym momencie dwa miecze świetlne starły się ze sobą i zablokowały w klasycznej próbie sił fizycznych i mentalnych. Klingi napierały na siebie, a ich właściciele starali się osiągnąć przewagę w tym nierównym starciu.

- Nie masz wyboru, Radena – rzekł Darth Vader. – Jedyną alternatywą jest twoja śmierć. I zagłada twojego długiego rodu.
- Wolę śmierć, niż hańbę i poniżenie pod obcasem twojego Imperatora – odparował Jedi, jeszcze mocniej naciskając na Lorda Sithów. Ku jego zdumieniu, Darth Vader rozłączył ostrza i cofnął się.
- Naprawdę tak uważasz? – Zapanowała swego rodzaju napięta cisza, którą potęgowało budzące grozę buczenie dwóch śmiercionośnych broni. – U boku Imperatora i mnie nauczysz się niewyobrażalnych i wspaniałych rzeczy, których nasi dawni Mistrzowie bali się nam pokazać.
- Skoro się bali, to chyba mieli ku temu dobre powody, czyż nie?

Pogardliwa riposta Mistrza Jedi zdała się odbić od hełmu Mrocznego Lorda, niczym gumowa piłeczka.

- Poznasz prawdziwą potęgę Mocy, nieporównywalną do tych nędznych ochłapów, którymi karmili cię Jedi. – Darth Vader zbliżył się, a jego głos stał się jeszcze bardziej doniosły. – Za sprawą Ciemną Strony Mocy będziesz mógł robić rzeczy, o których nawet nie marzyłeś. Będziesz miał władzę nad wszystkim co żywe i martwe. Przyłącz się, a Imperator da ci wszystko, czego tylko zapragniesz!

Nadiru Radena w odpowiedzi uniósł gardę. Jego oczy zaświeciły niezwykłym blaskiem i spytał:
- A cóż tobie dał Imperator, prócz namiastki władzy i owej potęgi, którą tak zachwalasz? Ciemna Strona nie dała ci nic więcej niż cierpienie, rozpacz i iluzję, że żyjesz w świecie idealnym. Świecie, który w rzeczywistości nie istnieje. Czy jest więc jakikolwiek powód, bym miał się do ciebie przyłączyć? Wątpię.

Darth Vader przez chwilę milczał.

- A więc wciąż wierzysz w te banały. I to po tylu latach...
- Tak. I będę wierzył do końca – odparł ze stanowczością, która zdziwiła nawet jego samego.

Mroczny Lord Sithów zaczął zataczać wokół Radeny koła.

- Czy Nur Taris był wart poświęcenia w imię tych ideałów?

Rycerz uśmiechnął się blado.

- Nie zmieniaj tematu. Już ci powiedziałem, Vader. Klamka zapadła.
- Może – rzekł niespiesznie. – Ale Nur Taris nie był przecież jedyny. Rivert Fateborn, Axel Nyon, Ulyss... i jeszcze jedna, ostatnia osoba.
- Ach tak? – Nadiru Radena ledwo przełknął ślinę przez ściśnięte gardło. Lodowaty chłód przeszył jego kręgosłup i brzuch. I nie był to bynajmniej efekt wymienienia nazwisk osób, które były mu bliskie. – Któż to taki?
- Myślę, że doskonale wiesz, Radena.

Poczuł w sercu ukłucie czegoś ostrego. Czy Vader sugerował... Wszystkie wymienione osoby nie żyją. Sięgnął Mocą w kierunku swojego przeciwnika i choć ten pozostawał nieprzenikalny, wychwycił nutkę goryczy zabarwionej nienawiścią. Elin Vass żyła... Minęło tak wiele czasu odkąd ostatni raz spoglądał na jej piękną, łagodną twarz, czuł jej kojącą obecność i ciepło jej objęć. Wspomnienia z Alaris Prime, kiedy pierwszy raz ją poznał, i z Rhen Var, gdzie zmierzyli się z Rozkazem 66, zatarły się – ale pamięć o niej samej pozostała żywa i czysta, niczym klejnot corusca. W kącikach jego oczu skrystalizowały się łzy. Jakże historia Nadiru Radeny podobna była do historii Aruna Radeny... Jego najodleglejszy przodek musiał czuć się podobnie jak on teraz, kiedy lata Pierwszej Czystki oddzieliły go od ukochanej Vimy Sunrider. Musiał czuć ten sam niematerialny, ściskający wnętrzności ból. I olbrzymią, bezdenną tęsknotę.

Mistrz Yoda powiedział mu kiedyś, że tęsknota, czyli preludium strachu, prowadzi na Ciemną Stronę Mocy. Jednak Wielki Mistrz Jedi nie zawsze miał rację, bowiem sama tylko świadomość, że istnieje ktoś, dla kogo warto żyć, była wystarczającym powodem, aby odrzucić Ciemność. Mroczny Lord Sithów mógł być wszechpotężny, lecz nie mógł zmusić go do poddania się. Byłoby to równoznaczne ze zdradą Elin, i tym samym zdradą jednego dziedzica rodziny liczącej cztery tysiąclecia.

- Zabierasz się nie od tej strony co trzeba. – Radena pokręcił głową. Najwyższy czas przerwać tą rozmowę. – Zresztą, czy to ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie?

Mistrz Jedi zakręcił młynka mieczem świetlnym i ruszył do ataku. Zadał dwa precyzyjne ciosy na wysokości ramion Dartha Vadera, zamarkował trzeci, potem uderzył z góry, odbił mizerny kontratak i potężnie zamachnął się przez prawe ramię. Mroczny Lord Sithów – zamiast wykonać szybki unik, jak uczyniłby doświadczony, zwykły szermierz – przestąpił krok do przodu, przechwytując purpurowe ostrze w połowie jego długości. I nie poprzestał na tym. Oderwał energetyczną klingę od drugiego miecza i z całej siły pchnął rękojeść do przodu.

Nadiru Radena nie miał szans sparować tego natarcia mieczem świetlnym, toteż błyskawicznie wygiął się do tyłu w rozpaczliwym uniku, który uratował mu życie. Czerwona klinga zabuczała parę milimetrów ponad jego piersią, po czym została odparowana przez ametystowe ostrze. Powrócił do pionu i z całej siły odepchnął Lorda Sithów. Dwaj władcy Mocy stanęli naprzeciw siebie, zająwszy lustrzane względem siebie pozycje. Teraz Darth Vader znajdował się parę metrów od krawędzi, dzielącej jaskinię na dwie części.

Wir purpurowej energii zakręcił się wokół Radeny i runął na karmazynową klingę niczym uderzenie tsunami. Ciął raz po lewej, raz po prawej, daremnie starając się zaskoczyć Mrocznego Lorda ciosami wyprowadzonymi ze skrajnie odmiennych kątów. Oszałamiająca fioletowa nawałnica za każdym razem natrafiała na mur czerwonego ognia. Jedi spróbował sprawdzonej kombinacji celów - głowa, lewa łydka, głowa, tułów – lecz poniósł klęskę i został zmuszony do wycofania się. Lekko zirytowany niepowodzeniami, a także – przed czym nie potrafił się sam przyznać – trochę wytrącony z równowagi przez niedawne słowa Dartha Vadera, z większym animuszem ruszył do przodu, celując ostrzem w lewe przedramię przeciwnika... i wtedy właśnie nadział się na błyskawiczną, niemal niedostrzegalną kontrę.

Wrzasnął dziko i zatoczył się do tyłu. O mało nie wypuścił miecza z dłoni. Niewielka rana na lewym ramieniu eksplodowała bólem, lecz powstrzymał się przed dotknięciem jej ręką. Wystarczyło, że woda lejąca się ze stropu, wgryzała się w rozcięcie, potęgując jego cierpienia.

- A jednak ma to dla ciebie jakieś znaczenie – rzekł Darth Vader. Rycerz Jedi postawił krok do tyłu i zdenerwowanym tonem odparł:
- Wypchaj się.
- Intrygujące. – Głos Mrocznego Lorda, lekko podsycony ironią, zrobił się głębszy. – Doskonale wiesz, że możesz ją uratować. Wystarczy, że się do mnie przyłączysz.
- Kto tutaj potrzebuje ratunku? – Radena zgrzytnął zębami, rzucając się na wroga. Tylko walka i ruch mogły odepchnąć od niego uczucia, których nie pożądał. Albo je wzmocnić. Fioletowa klinga niebezpiecznie zabuczała ponad czarnym hełmem, lecz została przechwycona i na moment przetrzymana przez Vadera.
- Dobrze wiesz, że to jedyny sposób.

Mistrz Jedi nie odpowiedział, na wpół świadom tego, że przez chwilę stracił nad sobą panowanie, co było celem słownych zaczepek jego wroga. Wciągnął do płuc potężny haust powietrza. To było absurdalne. Zirytowała go sugestia Vadera, iż wie gdzie jest Elin Vass, gdy tymczasem gdyby tak w rzeczywiści było, Radena już by nie żył. Mroczny Lord potrzebował go, tak więc cały czas siał w jego głowie wątpliwości. To z nimi musiał walczyć w swej duszy.

Odbił klingę przeciwnika do góry i zakręcił się dookoła własnej osi, wyprowadzając miażdżący cios na łydki Dartha Vadera. Mroczny Lord sparował go jedną ręką, po czym zrobił szybki wypad w przód. Zdumiony Jedi omal nie stracił równowagi, broniąc się przed zaskakującym kontratakiem, jednak w zamian otrzymał jedyną w swoim rodzaju okazję, by polepszyć swe szanse w tym pojedynku.

Szybkie salto wsparte siłą Mocy, wyniosło go aż pod najeżony stalaktytami strop i poniosło dwa metry za plecy przeciwnika. Skarpa znowu była za jego plecami. Darth Vader niespiesznie, wręcz arogancko odwrócił się.

- Nie masz szans, Radena. Wraz z twoim upadkiem, zginie nadzieja dla twoich przyjaciół. Czy tego właśnie chcesz?

Mistrz Jedi wymierzył kolejny cios prosto w szyję przeciwnika, podbudowany wrażeniem, że Vader zaczyna się motać w swych słowach. Mroczny Lord Sithów nawet specjalnie się nie wysilił na unik. Zamiast tego z całej siły zamachnął się i wytrącił rękojeść miecza świetlnego z rąk Radeny.

- Widzisz? – Słowa odbiły się echem po całej grocie. – Twoja siła jest niczym wobec potęgi Ciemnej Strony Mocy.
- Może istotnie jest niczym – odparł, prychnąwszy. – Ale kiedyś znajdzie się ktoś, kto pokona ciebie i twojego Imperatora. Nie wiesz o tym, że Sithowie zawsze przegrywają?

Rycerz Jedi wykonał salto w tył, chwycił Mocą rękojeść utraconej broni i wylądował kilka metrów niżej, w dolnej części groty. Natychmiast pobiegł w stronę bezpiecznej czeluści wlotu korytarza, prowadzącego w głąb góry.
Runda pierwsza zakończona.

***


Trzy i pół eskadry gwiezdnych myśliwców z pełną mocą silników zbliżały się do jedenastu niezidentyfikowanych jednostek, na czele z korelliańskim frachtowcem. Odległość malała. Pięć kilometrów raptem było czterema, a cztery trzema. Gdy trzy zmieniły się dwa i wydawało się, że czterdzieści dwa TIE Fightery zmiotą swoje ofiary, te rozpierzchły się i wykonały zgrabny zwrot w tył, zmykając ile sił w silnikach. Trójca starych ARC-170 rozpoczęła ostrzał z rufowych działek laserowych, zmuszając imperialne maszyny do rozproszenia szyku. Dystans utrzymywał się na poziomie półtora kilometra i bardzo powoli malał.

Thrawn, obserwujący to wszystko na jednym z hologramów, powiedział:
- Niech myśliwce kontynuują pościg.
Stojący obok podporucznik zaprotestował:
- Kapitanie, to nie ma sensu...
- Ależ ma, poruczniku. – Thrawn nie wygospodarował nawet ułamka sekundy, aby spojrzeć na swojego podwładnego. – Proszę dokładnie obserwować granice studni grawitacyjnej Restuuri.

Podoficer obrzucił dowódcę skonsternowanym spojrzeniem, aczkolwiek nie wypowiedział swoich obaw na głos, wychodząc z założenia, że skoro Thrawna wybrał sam Lord Vader, to o czymś to świadczy. Zgodnie z sugestią, przypatrzył się dokładnie monitorom sekcji sensorów z zamiarem przekonania się, co chodzi po głowie dowódcy... o ile to w ogóle możliwe. Chwila obserwacji wystarczyła do zorientowania się, że przestworza są puste – nie licząc Niszczyciela i myśliwców. Co więcej, sensory nie wykryły wokół planety żadnych zakłóceń nadprzestrzennych, które mogły by być symptomami...

Podporucznik ściągnął brwi.

...przybycia jakiegoś statku.

- Kapitanie. – Wyprostował się. – Sensory wykryły obecność niezidentyfikowanej jednostki w sektorze ósmym. Zgodnie z odczytami, jest to statek wielkości frachtowca, kształtem pasujący do korelliańskich standardów.
- Proszę udawać, że go pan nie spostrzegł i nie kierować tam żadnych sensorów – powiedział pospiesznie Thrawn, pierwszy raz wykazując jakąś odmienną od spokoju emocję. – Kiedy myśliwce naszych niezidentyfikowanych przeciwników wskoczą w nadprzestrzeń, proszę natychmiast odwołać nasze.

Podporucznik tym razem nie zadał żadnego pytania.

Do pobrania
Pobierz opowiadanie w pliku PDF (1 MB).
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


~Iroden

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Zirytowała go sugestia Vadera, iż wie gdzie jest Elin Vass, gdy tymczasem gdyby tak w rzeczywiści było, Radena już by nie żył." - o jedno "gdy" za dużo.
26-08-2009 13:42

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.