» Opowiadania » Ostatni lot Jastrzębia

Ostatni lot Jastrzębia


wersja do druku

Dziennik pokładowy, czas gwiezdny XXIYso7: Przestrzeń jak zawsze pozostaje nieprzenikniona. Miliony gwiazd i planet krążą dookoła w niesamowitej ciszy. Zawsze, kiedy widzę kosmos przez jedno z okien mojego wahadłowca, zdaje mi się, że taki twór jest niemożliwy. I dziś dostrzegam jego absurdalność. Jego ociekające życiem istnienie pośród mrozu i ciszy. Ten ocean gwiazd przeraża mnie. Wracam do pilotażu.

Wahadłowiec Jastrząb dokonywał kolejnego okrążenia planety Xaron, okrytego galaktycznym pyłem, nieprzeniknionego ciała niebieskiego klasy H11. Po czwartym okrążeniu wahadłowiec miał dokonać pierwszego lądowania na tym globie. Naukowcy przewidzieli, że być może są tam warunki do zamieszkania. To byłby najlepszy prezent, jaki na Nowy Rok kosmos mógł dać ludzkości - rozwiązanie problemów z przeludnieniem. Tymczasem załoga Jastrzębia w osobie Roberta Bryczewskiego dokonywała ostatnich pomiarów. Wszystko zdawało się być w idealnym stanie. System lamp i wskaźników, który dla laika byłby nieprzeniknioną mozaiką, umacniał przekonanie pilota o doskonałym stanie sprzętu. Zresztą sam Robert też czuł się bardzo dobrze, był mocno podniecony tym, że to być może on jako pierwszy postawi stopę na nowej Ziemi.

Tymczasem, właśnie z Ziemi, obserwowano lot niezwykle starannie. Cała sala ludzi z NASA z minami pełnymi napięcia czuwała przy setkach ciekłokrystalicznych monitorów. Najnowsza technologia przesyłu informacji pozwalała im obserwować całe wydarzenie prawie w czasie rzeczywistym. Również tu, w ojczyźnie ludzkości, wszelkie raporty o stanie sprzętu i pilota dawały spore nadzieje na powodzenie misji. Kolejni obserwatorzy w milczeniu zagryzali wargi, oto wahadłowiec rozpoczynał swoje czwarte okrążenie.

Robert podrapał się po dwudniowym zaroście, nie miał ostatnio czasu na golenie się, ciągłe sprawdzanie sprzętu zajmowało całą uwagę. Za to miał pewność, że jest gotowy, że jego misja musi się powieść. Skoncentrowany sprawdził po raz kolejny czy wszystkie mechanizmy działają, czy wszystkie odczyty są w normie. Po chwili nacisnął parę przycisków. Sekwencja lądowania rozpoczęła się.

Naukowcy i pracownicy biura śledzili wszystko z uwagą, gdy na monitorach ukazał im się obraz wahadłowca. Potężny, a jednocześnie tak malutki na tle Xaronu. Tamtejsze słońce właśnie wychyliło się zza planety oświetlając pojazd kosmiczny. Szary, z dwoma poprzecznymi skrzydłami, na których widniało logo Zjednoczonej Ziemi. Promienie gwiazdy otoczyły go jasnością, tworząc wokół swoistą aureolę. Pojazd otworzył wloty silników manewrowych i już po chwili skierował się w gęstą mgłę, którą otoczona była planeta.

Pilot Jastrzębia usiadł wygodnie w swoim fotelu i zapiął pasy. Przed nim rozpościerał się widok na dziewiczą planetę, której defloracji miał dokonać. Podziękował za spóźnione życzenia dobrego lądowania, które z minutowym opóźnieniem dotarły z Ziemi, i rozpoczął wejście w pas mgły. Pokrywała ona cała planetę, prawdopodobnie kilka tysięcy kilometrów nad jej powierzchnią. Robert nie wiedział z jakiego materiału wykonany jest kosmiczny pył otaczający Xaron, nie udało się tego zbadać. Teraz jednak nie miało to znaczenia, grunt, że w promieniach wschodzącej gwiazdy wyglądał całkiem ładnie, mieniąc się różnorodnymi barwami dostarczał przyjemnego widoku.

Wahadłowiec powoli znikał z pola widzenia. To było do przewidzenia. Ziemscy obserwatorzy byli prawie pewni, że po wejściu w tak zwaną mgłę nie będzie można dalej przyglądać się pojazdowi z zewnątrz, na szczęście pozostawały wewnętrzne kamery i łączność głosowa.

Czerwona lampka zapaliła się jakby od niechcenia. Robert jednak nie miał wątpliwości, że nie wróży to nic dobrego. Już od kilku minut penetrował pas otaczający Xaron i awaria była ostatnią rzeczą, jakiej by sobie życzył. Błyskawicznie zajął się naprawianiem prawdopodobnej usterki. Ale w tym samym momencie zabłysła następna czerwona lampka, i jeszcze jedna, i kolejna. Zawyły systemy alarmowe.

Ziemscy obserwatorzy zamarli. Urwała się łączność głosowa, a ostatnie komunikaty mówiły coś o prawdopodobnych awariach. Czekali tylko na kolejne dane, które dotrą do nich z opóźnieniem już za parę minut. Wszyscy trzymali kciuki, mając nadzieję, że kolejne komunikaty okażą się pomyślne.

Robert nie wiedział co się dzieje. W przerażeniu wydawał pokładowemu komputerowi dziesiątki poleceń, na które on zupełnie nie reagował. Tego nie było w planie, ani w symulacjach lądowania. Tego nie przewidzieli. Nagle na głównym monitorze ukazał się niezwykły widok. Skończył się pas kosmicznego pyłu, a zamiast niego ukazała się planeta. Piękna planeta. Wielkie równiny kwiatów oblane były różnokolorowym światłem. Potężne drzewa, pełne owoców i kwiecia jednocześnie, rosły nad brzegiem lazurowych rzek, tak czystych, że nawet z tej wysokości zdawało się dostrzegać pluskające się w nich wesoło ryby...

Komunikaty docierające do Ziemi były coraz dziwniejsze. Coś o braku tlenu, potem o wyjściu z mgły i o potrzebie awaryjnego lądowania. Oczywiście wysłali zgodę, choć wątpili, by miało to jakiekolwiek znaczenie. Teraz wszystko było w rękach doświadczonego pilota.

Wahadłowiec miękko osiadł na oceanie kwiatów. Mimo iż wszystkie systemy zdawały się nie działać, statek zachowywał się prawidłowo, a całe lądowanie przebiegło wręcz z regulaminową dokładnością. Robert nie dowierzał własnym oczom. Dokoła niego latały rajskie, wielobarwne ptaki. Z ich gardeł wydobywał się figlarny śpiew. W powietrzu czuć było słodki aromat kwiatów i owoców, ich intensywny zapach wdarł się nawet do wnętrza statku. Pilot Jastrzębia nie mógł już usiedzieć w fotelu, szybko odpiął pasy, ominął blokady komputera i ręcznie otworzył właz.

Dziennik pokładowy, czas gwiezdny XXIYso12, ostatni zapis z Jastrzębia, który udało się przechwycić: Tu Robert. Tu jest tak pięknie! Musicie to zobaczyć. Nie martwcie się o mnie, wszystko w porządku. Idę tam, gdzie rosną kwiaty, wrócę niedługo...


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~Jarek

Użytkownik niezarejestrowany
    Taaa
Ocena:
0
Zapis z dziennika pokładowego przypomina mi radość bohaterów filmu "Seksmisja", którym udało się wydostać na Ziemię :)

A czytało się przyjemnie...
15-10-2004 19:32
Rege
   
Ocena:
0
A mi się skojarzyło z mitem o Ikarze nie wiedzieć czemu. Choć upadek Roberta Bryczewskiego był o wiele przyjemniejszy :)
15-10-2004 21:58
~DRAGON

Użytkownik niezarejestrowany
    OSTATNI LOT JASTRZĘBIA
Ocena:
0
PO DODANIU KILKU PRZERÓBEK BYŁOBY CAŁKIEM FAJNE
15-11-2004 17:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.