» Blog » Opowiadanie Kasia
16-01-2012 17:04

Opowiadanie Kasia

Odsłony: 35

Kasia

   Drżące palce kurczowo trzymały ostrą ojcowska żyletkę. Konwulsje targały młodym ciałem. Nieszczęśliwa dziewczyna siedziała w wannie płacząc. Obok wanny poniewierała się opróżniona paczka tabletek na kaszel. 

   Tani lek był wykorzystywany nie tylko przy chorobach układu oddechowego, ale często też do innych, niezbyt leczniczych celów. Młodzież odurzała się gorzkimi, białymi pastylkami niszcząc swój młody mózg, jak i rujnując wątrobę.

   Organizm dziewczyny zaczął już reagować na trzysta miligramów specyfiku. Zaczęły się pierwsze halucynację i straszne nie chciane myśli.

   Miłość, wielka szalona ekstaza radości i szczęścia, tak szybko zniszczona jednym smsem.

   Kochała go, szczerze, młodzieńczą głupią, ślepią miłością. Teraz została sama.

   Nieopodal w magnetofonie Ania Ortodox wyśpiewywała smętnie – „ Sama – oczy zamknięte a dusza płonie. Wieje wiatr ty na morzu, nikt nie wie że toniesz...”

   Świat był tak bardzo wrogi i nieprzyjazny, tak zły i okrutny, że życie nie miało sensu. Tylko On Marek ,jedyna istota na ziemi mogła być oparciem dla dziewczęcych problemów i rozterek. Tak ten dwa lata starszy chłopak pokazywał jej świat. Był latarnią pośród burzy i schronieniem w mrocznych, trudnych chwilach. On był tym jedynym. 

  Odszedł. Nie pomogły płacze, histerie i krzyki. Nie było już w nim miłości, tylko pustka i zniecierpliwienie.

   Tłumaczyła Markowi, błagała by nie odchodził. Rzęsy szkliły się solą po wyschniętych łzach. Chłopak stał tylko milcząc. Wyszedł, zamknął za sobą drzwi i serce.

   Po nim do małego pokoiku na drugim piętrze wojewódzkiego mrówkowca, zawitała rozpacz.

   Noce nieprzespanych godzin, doprowadzały do obłędu zmęczone zmysły. Ciemne, mroczne myśli zasnuły głowę, otaczając hebanową chmurą cały zewnętrzny świat.

   Potem przyszła rezygnacja. Pozorując chorobę wieku dojrzewania Kasia ubłagała ojca by ten pozwolił jej pozostać w domu. Podkrążone oczy, napuchła twarz i mokra poduszka, mylnie kojarzona z udawaną gorączką, przekonały surowego, zazwyczaj ojca. Katarzyna została sama.

   Powoli woda w wannie zmieniała swoja barwę Najpierw delikatnie zaróżowiła się by po kilku minutach przybrać mocny purpurowy kolor Rh+.

   Nagle mięśnie zwieraczy rozluźniły się, mózg powoli odcinał dolne partie organizmu od mózgu, musiał ratować najważniejsze organy w maleńkim ciele. Smród kału zabił delikatna won matczynych drogich perfum. Łazienka cuchnęła okropnie, tego było za wiele dla umierającej dziewczyny.

  Odruch wymiotny był nie do powstrzymania, rzygając do wanny, Katarzyna zdała sobie sprawę, że odbijające się od wody resztki jedzenia lądują wprost na jej twarzy. Obrzydzenia nie było końca. Miotana torsjami, niechcący kopnęła kurek. Woda powoli zaczynała opadać. Wstrząsana kolejnymi torsjami Kasia próbowała wydostać się ze śmierdzącej brei fekaliów i rzygowin. Kilka razy uniosła się na kilka centymetrów by za chwilę wylądować z pluskiem w szambie. 

   Odchody zatkały wylot wody w wannie. Skutkiem tego było wolniejsze opadanie wody.

   Zasrana, obrzygana z podciętymi żyłami siedziała nieszczęśliwa w wannie dygocząc z zimna i przerażenia. Kasia nie tak wyobrażała sobie romantyczny koniec swojego życia. Planowany od tygodni akt samozagłady przerodził się w tragikomedię. Wszystko poszło nie tak.

   Dziewczynie już nie chciało się jej umierać. Miała wszystkiego dość. Umęczona mocno przycisnęła ranę na nadgarstku. Ostatkiem sił, powoli uniosła się na kolanach i chwyciła ręcznik, który wisiał nad jej głową. Pociągając go strąciła niechcący magnetofon, który roztrzaskała się o ziemie.

   Płacząc wstała i... poślizgnęła się. Tracąc równowagę, chwyciła się za junkersa zrywając go ze ściany. Tuż przed upadkiem w czarną śmierdząca kałużę Kasia usłyszała suchy trzask pękającej kości. Padając złamała sobie nogę i wybiła nadgarstek.

   Wrzeszcząc z bólu, zasrana, obrzygana, zasmarkana, połamana, powyginana w trzy światy, Katarzynka przeklinała swój los. Nic jej nie wychodziło, nawet zwykłe samobójstwo. Świat był straszny, a ona sama.

   Mijały minuty, dziewczyna, leżała nie zdolna by się poruszyć. Jedna noga skręcona pod dziwnym kontem została w wannie, reszta marzła na gresowych płytkach, nadgarstek pulsował bólem.

  Rana na przedramieniu piekła jak cholera, jednak na szczęście zasklepiła się na tyle by dziewczynie nie groziła śmierć z wykrwawienia.

  Obraz nędzy i rozpaczy kwilił nieszczęśliwie w łazience czekając na nadejście pomocy.

   Nagle usłyszała otwierany zamek. Ktoś wszedł do domu. Usłyszała kroki i znajomy głos jej ojca. Kochany ojczulek. Tak bardzo ją kochał. Zawsze pomagał, zawsze przy niej był.

   Jakaże była głupia chcąc się zabić. Jakimż strasznym ciosem byłby ten wybryk dla tego surowego, lecz jakże kochanego człowieka.   Przecież miała rodzinę, która ją bardzo kochała. Ojca wyrozumiałego i spokojnego, matkę nauczycielkę bardzo rozważna i mądrą. 

   Przecież dla nich była skarbem, była perełką.

- Kasia córeczko – krzyknął. – gdzie jesteś. Tatuś ma dla ciebie prezent.

   Dziewczyna zrezygnowała już dawno ze swojej dumy. Dziewczyna marzyła tylko by wydostać się z uścisku lodowatych płytek i wanny.

   Pisnęła cicho i przygotowując się na najgorsze zamknęła oczy. Ojciec otworzył drzwi. Mały torcik z jedną palącą się świeczką, zadrżał w reku starszego mężczyzny. Dziewczyna otworzyła oczy. Prezent w dłoni stojącego w osłupieniu ojca przypomniał jej o swoich urodzinach. Właśnie dziś kończyła szesnaście lat.

 

   Wieczorne wiadomości w TVN podały wstrząsające informacje o nieszczęśliwym wypadku jaki zdarzył się na jednym z robotniczych osiedli w wielkim mieście z betonu i stali.

   Zwyrodniały ojciec po zaspokojeniu swych chorych dewiacji seksualnych, których obiektem była jego małoletnia córka, odkręcając gaz w junkersie wysadził w powietrze siebie i dziecko.

   Matka, która zapewne wiedziała o kazirodczych praktykach w tej chwili znajdowała się w szoku pod obserwacją psychiatrów.

2
Notka polecana przez: Grom, Szarlih
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Szarlih
   
Ocena:
0
Świetna puenta, bardzo życiowa :)
16-01-2012 18:41
Lenartos
    Cytując klasyka
Ocena:
0
"Popatrz sobie, Szczurzyco. To jest śmierć. Tak się umiera. Popatrz, to są flaki. To krew. A to gówno. To człowiek ma w środku."

No turpizm w, pun not intended, czystej postaci. I do tego społecznie zaangażowany.
16-01-2012 23:22
Aravial Nalambar
   
Ocena:
0
"wielka szalona ekstaza radości i szczęścia", masło maślane trochę.

"straszne nie chciane myśli.", dość kolkwialne i nieładne.

Nie lepiej napisać, że to był Akodin? Opis wydaje mi się osobiście tłumaczeniem, że niebo jest niebieskie. Choć pewnie jestem skrzywiony.

"Wieje wiatr ty na morzu, nikt nie wie że toniesz..." "Tak ten dwa lata starszy chłopak pokazywał jej świat." Interpunkcja. I w kilku innych miejscach też.

Ogólnie narracja wydaje mi się dosyć naiwna, choć robimiem, że miało to wskazać na subiektywizm Kasi. Może lepiej w takim wypadku zastosowac narrację pierwszoosobową? To by spotęgowało efekt.

Epitety i styl są często dość banalne. Osobiści temat też niezbyt mnie powalił.

Moim zdaniem, nie jest to zbyt dobre opowiadanie.

17-01-2012 00:11

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.