» Recenzje » Opiekunowie - Dean Koontz

Opiekunowie - Dean Koontz


wersja do druku

Dreszczowiec kynologiczny?

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Opiekunowie - Dean Koontz
Przeczytałem chyba z dziesięć książek Koontza jeszcze w podstawówce i nawet wtedy nie byłem nimi zachwycony. Od wielu lat jednak stykałem się z opinią, że Opiekunowie to najlepsza powieść tego autora. W jednym z wywiadów pisarz biadolił nawet, że żadna z czterech adaptacji filmowych nie zdołała dorównać pierwowzorowi i oddać jego głębi psychologicznej. Dość buńczucznie to brzmiało, ale zachęciło mnie do lektury. A teraz mogę się jedynie zastanawiać, czy jako nastolatek byłbym nią równie rozczarowany.

____________________


Nie rozumiem przyczyn gigantycznej popularności Deana R. Koontza (około 400 mln sprzedanych egzemplarzy – więcej niż Stephen King!). Mam wrażenie, że ten pisarz po prostu miał szczęście kilkadziesiąt lat temu wpasować się w jakiś trend, popyt na specyficzny typ dreszczowców (wykorzystujących elementy konwencji sensacyjnej, kryminalnej i fantastycznonaukowej), i tak już zostało. Nazwisko Koontza stało się marką samą w sobie (w znaczeniu ściśle komercyjnym, abstrahuję tutaj od poziomu literackiego) i w ten sposób narodził się jeden ze stereotypowych już autorów bestsellerów.

Rzecz zaczyna się obiecująco. Z tajnego rządowego laboratorium genetycznego uciekają superinteligentny pies i zdeformowany, aczkolwiek również obdarzony intelektem, morderczy potwór zwany Obcym. Ich tropem ruszają spece z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Psa przygarnia Travis Cornell, żyjący w izolacji były komandos. Nadaje mu imię Einstein, ponieważ od początku czworonóg zaskakuje go licznymi umiejętnościami, między innymi rozumienia ludzkiej mowy – dzięki niemu Travis wreszcie może się porządnie wygadać. Einstein poniekąd doprowadza też do spotkania mężczyzny z Norą Devon, niemal kompletnie zamkniętą w sobie dziewczyną, która po śmierci wychowującej ją od dziecka okrutnej ciotki powoli wychodzi ze swej skorupy. Nie pozostaje jej nic innego, jak tylko zakochać się ze wzajemnością we właścicielu zwierzęcia – Nora i Travis pasują do siebie idealnie. Oboje boleśnie doświadczeni przez życie, nie ufający innym ludziom, obdarzają się nawzajem uśpionymi do tej pory uczuciami.

Taka sielanka nie może jednak trwać długo (i całe szczęście – z opisami romantycznych uniesień i quasi-terapeutycznymi dialogami Koontz nie radzi sobie najlepiej): nie tylko ABN interesuje się genialnym zwierzakiem. Vince Nasco, mafijny płatny morderca o sadystycznych skłonnościach, wynajęty przez tajemniczego klienta, ma za zadanie zlikwidować naukowców związanych z tym projektem. Z przesłuchań kolejnych ofiar dowiaduje się o niezwykłych talentach psa i postanawia go odnaleźć dla własnych korzyści. Ale nie zapominajmy o Obcym – także on poszukuje Einsteina.

Jak widać, dużo w tej powieści ścigania, tropienia i śledzenia. I trochę smutne jest to, że prawie cały suspens ma się tu brać właśnie z takich, przyznajmy, niezbyt przerażających czynności. Od połączenia dreszczowca, horroru i SF oczekiwałbym raczej innego rodzaju emocji, takich jak głębokie napięcie, czasem groza, a nawet obrzydzenie, także zadziwienie odważnymi spekulacjami naukowymi w dziedzinie genetyki. Trudno też lękać się o los bohaterów, gdy są tak papierowi i nieprzekonywający. Koontz jedynie umieszcza ich w kolejnych sytuacjach i każe postępować zgodnie z wymogami akcji. Dla przykładu, bohaterowie nie mają żadnego życia zawodowego – Travis żyje z oszczędności, a Nora ze spadku. Mogą więc jeździć gdzie im się tylko zamarzy i kupować dowolny sprzęt i broń. Bardzo to wygodne, ale postacie są przez to płytsze.

W świecie sensacji Koontz czuje się zdecydowanie najlepiej, subtelna poetyka horroru i erudycyjna finezja SF zdają się ciążyć mu jak kula u nogi. Groza to u niego głównie krwawe opisy ofiar Obcego: zwłoki pokryte ekskrementami, wydłubane oczy (taki, a nie inny sposób okaleczania ofiar i bezczeszczenia ciał ma zresztą niby-psychologiczne wyjaśnienie w powieści). Przeważająca część książki to właśnie śledztwo, opisy technik inwigilacyjnych stosowanych przez agentów, wszystkie te szczegóły związane z podsłuchami, tropieniem itd., przetykane szybką, sensacyjną (choć niestety zazwyczaj mocno liniową) akcją z częstym używaniem różnego rodzaju broni palnej. Mam wrażenie, że Koontz czasami trochę na siłę próbował podpiąć się pod literaturę grozy, choć jego miejsce jest raczej w innym gatunku. Poza tym szkoda, że finałowa konfrontacja jest tak krótka i raczej mało ekscytująca.

Zastanawiające jest, że wszystkie główne postaci mają spore problemy emocjonalne, albo są wręcz obciążone jakimiś poważnymi chorobami psychicznymi. Travis po utracie żony, rodziny i przyjaciół wycofał się z życia społecznego, wytworzył mechanizm obronny polegający na tłumieniu emocji, prowadzący wręcz do swoistej wegetacji. Jedyne, co czuje, to rezygnacja, przygnębienie, trapią go również myśli samobójcze. Nora, która całe życie spędziła z ciotką, po jej śmierci ma kłopoty z wychodzeniem z domu, a ludzie (zwłaszcza mężczyźni okazujący dziewczynie zainteresowanie) napawają ją przerażeniem. Mafijny morderca zaś jest już po prostu niebezpiecznym szaleńcem: uważa, że od każdej zabitej osoby przejmuje energię życiową i jeśli wchłonie odpowiednią liczbę dusz, uzyska nieśmiertelność. Trudno powiedzieć, skąd u niego takie przekonanie. Obcy nie jest wcale pod tym względem gorszy – od małego był zawsze tym brzydkim, zniekształconym i jakby niechcianym produktem ubocznym całego eksperymentu, nie dziwne więc, że zapałał do Einsteina taką nienawiścią, bo ten, śliczny i uroczy, był oczkiem w głowie wszystkich wokół. Także agent śledczy Lem Johnson musi się zmagać z obsesją dorównania nieżyjącemu ojcu… Uff, prawdę powiedziawszy, chyba jedyną normalną osobą jest tutaj pies.

Niestety, wszystkie te psychologiczne zakrętasy donikąd nie zmierzają, postaci pozostają w moim odczuciu niemrawe jak manekiny. Ot, Koontz łaskawie informuje nas, że mają te czy tamte skrzywienia, i na tym koniec. Cechy te nie pogłębiają charakterystyki, czyniąc ją bardziej realistyczną, a raczej sprawiają wrażenie dodanych w ostatniej chwili. Zupełnie, jak gdyby pisarz przeglądał pobieżnie jakiś podręcznik dla przyszłych psychoterapeutów i wybierał z niego jednostki chorobowe na chybił trafił, żeby domalować je na pobieżnych szkicach. Ambitna, ale jednak porażka.

Dość intrygującą rzeczą było dla mnie to, z jak wielkim zachwytem autor pisze o Einsteinie i o psach w ogóle. Zwierzęta te są przedstawione w książce jako chyba najwięksi męczennicy w świecie przyrody, zawsze ofiarne, lojalne i odważne, wręcz nieskalane. I to jest w zasadzie jeszcze w porządku, wiadomo, "pies najlepszym przyjacielem człowieka", ale w Opiekunach taka charakterystyka przybiera niemal formę jakiegoś absolutnie bezkrytycznego peanu kynologicznego. Pisarz zaopatrzył książkę nawet w stosowne cytaty opiewające wspaniałość tego gatunku, między innymi z senatora George'a Vesta (jego egzaltowana "Pochwała psa" pojawia się w tekście jako napis oprawiony w ramki i powieszony na ścianie!), a także z Biblii, co wskazywałoby już na świętość psów. Żeby nie było nieporozumień – ja też lubię te zwierzęta, ale taka psia martyrologia to już dla mnie trochę za dużo. We wspomnianym wywiadzie Koontz przyznał, że Einstein to prawdopodobnie jego ulubiona samodzielnie wymyślona postać i że chętnie napisałby o nim kiedyś jeszcze jedną książkę. Nie powiem, żebym zaszczekał z tego powodu z radości…

I tak to właśnie wygląda. Opiekunowie to umiarkowanie udany, sporadycznie wciągający dreszczowiec akcji, z nie do końca zrealizowanymi ambicjami psychologiczno-weterynaryjnymi, nieco okraszony grozą i makabrą. Niemal na każdej stronie sprawiający wrażenie powieści nie do końca przemyślanej, jakby niedokończonej, pisanej przez jeszcze niewyrobionego autora (co akurat nie jest, niestety, prawdą – Koontz był już wtedy po czterdziestce i opublikował ponad pięćdziesiąt powieści, nie miał więc prawa być początkującym rzemieślnikiem). Fani horroru i SF niewiele tu dla siebie znajdą, wbrew temu, co książka wydaje się z początku obiecywać. Za to już czytelnicy preferujący lekkie książki sensacyjne będą znacznie bardziej usatysfakcjonowani, w szczególności wielbiciele psów. A niezależnie od przypadku jest to lektura przede wszystkim dla człowieka bardzo młodego. Takiego jak czternastoletni Patryk, uczeń szkoły podstawowej. Ale tego chłopca już nie ma.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
8.25
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Opiekunowie (Watchers)
Autor: Dean Koontz
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Wydawca: Albatros
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 15 czerwca 2012
Liczba stron: 512
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7659-860-4



Czytaj również

Smocze łzy
Niespodzianka od pana Koontza
- recenzja
Odd Thomas #1: Diabelski pakt
Diabeł tak straszny, jak go rysują
- recenzja
Złe miejsce - Dean Koontz
Koontz w świetnej formie
- recenzja

Komentarze


chimera
   
Ocena:
+1
Koontz jest słabiutki. Chyba tylko filmowa adaptacja jego powieści "Słudzy ciemności" nieźle wyszła, chociaż oglądałem dawno i nie wiem, czy teraz też by mi się podobało.
07-10-2012 19:42
Patryk Cichy
   
Ocena:
0
Książka "Słudzy ciemności" jest, z tego co pamiętam, całkiem niezła, choć z pewnością niewybitna. Natomiast film był taki sobie, dość znośny. Oglądałem go kilka miesięcy temu i była to całkiem niezła rozrywka. Pod warunkiem, że się lubi takie niskobudżetowe, trochę tandetne horrory. Można obejrzeć.
"Opiekunowie" są za to naprawdę przeciętną książką.
07-10-2012 19:47
Ninetongues
   
Ocena:
+1
Lubię książki Koontza bardziej niż Kinga, choć King lepiej pisze. End of story.
07-10-2012 20:41
Patryk Cichy
   
Ocena:
0
To bardzo dojrzałe z Twojej strony - ja również staram się podchodzić do twórczości różnych pisarzy zarówno obiektywnie, jak i subiektywnie. W ten sposób można mieć ulubionych autorów - pisarzy, reżyserów, muzyków, nieważne - mimo świadomości ich wad i potknięć, szczególnie w porównaniu z innymi twórcami. Którzy czasami wydają się nam lepsi od ulubieńców, a mimo z jakichś niemożliwych do przewidzenia osobistych powodów nie mogą nam tak dobrze przypasować.
07-10-2012 21:05
Melanto
   
Ocena:
+2
Dla mnie Koontz to jest taki byt pisarski jak James Patterson w kryminale - na jedno kopyto, trochę niesamowitości, próba suspensu ( Pattersonowi czasem wychodzi, Koontzowi rzadziej). Recenzowanej książki nie czytałam - czytałam ze 30 innych - ale podobna wydaje mi się rzecz pod tytułem "Mroczne popołudnie". Też pean o psach, ich intucji niezwykłeji, bodajże nawet reinkarnacja tam wchodziła w grę. I te psy były ciekawsze od bohaterów powieści...
Kilka książek Koontza naprawdę lubię - podobało mi się "Twoje serce należy do mnie" i "Odd Thomas" - w których to ksiązkach suspens się udał, niesamowitośc była niesamowita, akcja trzymała w napięciu, a bohater nie był niewiarygodny i płaski jak osoba z "Chwili dla Ciebie" czy innego "zyciowego szmatławca".
07-10-2012 21:44
Patryk Cichy
   
Ocena:
+1
Otóż to! I właśnie o tym piszę w recenzji - ten facet ma jakiś tam podstawowy rzemieślniczy talent, ale nic szczególnego. Zdecydowanie sprawia wrażenie autora zwykłych powieści sensacyjno-kryminalnych, który po prostu dorzuca do nich wątki SF, romantyczne, coś tam z horroru, żeby przyciągnąć większą liczbę czytelników. I wyraźnie mu się udaje, stąd te setki milionów sprzedanych książek. Może być jednak rozczarowaniem dla kogoś, kto dał się przyciągnąć licząc właśnie na grozę i fantastykę naukową. Koontz to taka trochę niespełniona obietnica. Ale czasem mu się udaje całkiem nieźle - na przykład "Złe miejsce" czy "Odwieczny wróg". A czasem wręcz bardzo dobrze, jak w powieści "Smocze łzy", o której będę pisał na Poltku bardzo niedługo. Rozpływając się w pochwałach.
07-10-2012 21:52
Melanto
   
Ocena:
+2
Patterson (ewentualnie Patterson plus ktośtam) też ma miliony sprzedanych egzemplarzy i masy czytelników. Ja czytam jego powieści z ciekawości - u Koontza z ciekawości czytam tylko cykl o Oddzie Thomasie, chociaz powoli zaczyna mnie złościc brak rozwoju tej postaci - jakiegoś mnie, autorze, na początku stworzył, takiego mnie, czytelnicy, macie w tomie którymśtam.
Kilka lat temu czytałam Koontza hurtem - brałam z półki bibliotecznej jak leciało, ale po dwóch książkach potrzeba było przerwy. Teraz czytam raz na rok, jak pojawi się coś nowego - i dzięki temu mniej mnie złoszczą braki.
07-10-2012 22:08
Scobin
   
Ocena:
+1
(Dygresyjnie).

Z książek Koontza, które wymieniliście, chwalony był u nas "Odd Thomas": klik! Do grona opinii o pisarstwie Koontza można więc dorzucić także zdanie Jakuba Nowaka. Zresztą nie tylko jego – pod bieżącą recenzją są linki do wielu innych materiałów. :-)
07-10-2012 22:45
Salantor
   
Ocena:
+1
"Złe miejsce" i "Grom" były całkiem niezłe. Co prawda te pierwsze z deka przegadane i w paru momentach usypiające, drugie zaś oparte o dość wytarty już pomysł, ale w porównaniu do takiego "Lśnienia" wypadają zdecydowanie lepiej.
08-10-2012 01:07
Patryk Cichy
   
Ocena:
+1
"Grom" trochę zbyt mocno inspirowany "Terminatorem", ale podobał mi się. "Złe miejsce" znacznie lepsze. Natomiast w porównaniu ze "Lśnieniem" obie te książki właściwie nie istnieją. Trudno by mi było znaleźć powieść Kinga gorszą od jakiejkolwiek pozycji autorstwa Koontza.
08-10-2012 01:28
Salantor
   
Ocena:
+1
No właśnie "Lśnienie" świetnie pasuje. Tak jak Kinga lubię (choćby za "Mroczną Wieżę"), tak przy historii nawiedzonego hotelu wielokrotnie zdarzało mi się przysnąć (sceny rozkmin psychologicznych, akcja posuwająca się do przodu tempem wspinającego się na K2 żółwia). W porównaniu do "Lśnienia" dowolna książka Koontza to mistrzostwo świata :P
08-10-2012 01:41
chimera
   
Ocena:
+1
I kolejny dowód na to, jak bardzo ludzie różnią się gustami. Ja akurat uważam "Lśnienie" za bardzo dobre. Koontz nigdy nie zbliżył się do tego poziomu nawet na kilometr, ba, 1000 kilometrów. Podobnie jak do poziomu "Christine", "Salem's Lot" czy w przypadku opowiadań "Night Shift".
08-10-2012 06:47
~PK

Użytkownik niezarejestrowany
    Koontz był dobry... ale 20 lat temu
Ocena:
+1
Osobiście mam słabość do tego pisarza, ponieważ to od niego zacząłem swoją przygodę z książkami fantastycznymi\horrorami. "Grom" "Złe Miejsce" "Zimny Ogień" czy "Zmrok" to naprawdę dobre książki z pogranicza gatunków, dobrze napisane z szybką akcją i bohaterami których można polubić. Niestety potem Koontz zszedł na drogę kryminałów i już tak dobrze mu to nie wychodziło. Może chodziło o kasę (wiadomo kryminały lepiej się sprzedają), a może wyczerpał się już twórczo. Tak czy inaczej większość jego najnowszych książek jest na jedno kopyto.

PS. Jego słabość do psów, a w szczególności golden retriverów z początku była całkiem fajna, ale teraz kiedy pies jest jednym z bohaterów w niemal każdej książec, staje się to irytujące.
08-10-2012 13:55
In flagranti
   
Ocena:
+1
Już czytając o superinteligentnym psie i Obcym poczułam, że chyba nie spodoba mi się ta historia... Komandos mnie, nie wiedzieć czemu odrzucił. Dziewczynę z traumą jestem w stanie zaakceptować i polubić, a płatny zabójca psychopata też może być ciekawy... ale wszyscy naraz? I w dreszczowcu?

Za to wyobrażam sobie świetnie tę opowieść w animacji w stylu "Tria z Bellville". Tempo, zabawne postacie, szczypta smutku i nostalgii, niepokój i strach, jaki mogą budzić tylko animowane potwory :)
Mogłabym obejrzeć.
15-10-2012 21:21
Patryk Cichy
   
Ocena:
0
To jest ex-komandos. I ex-handlarz nieruchomościami. Obecnie depresant.
Morderca właśnie nie był interesujący: po prostu jest pieprznięty i tyle. Wcale mnie nie zaciekawił.
Dziewczyna: rzeczywiście, to jedna z ciekawszych postaci w książce. Co nie znaczy, że ma ona udaną charakterystykę - jest ciekawa, jak na tę powieść, ale nic ponadto.
Pies jest najlepszy z nich wszystkich i, jak pisałem, to jedyna normalna, nieobciążona psychologicznie postać w "Opiekunach". Można go polubić. Zrobiło mi się trochę przykro, kiedy w połowie książki... ale może nie będę psuł lektury tym, którzy jednak chcieliby przeczytać. Nie jest to gniot i komuś jednak może się spodobać.
A jeśli chodzi o oglądanie "Opiekunów": masz aż cztery filmy do wyboru! I żaden nie jest powiązany z pozostałymi, mimo że mają kolejne cyferki w tytułach! Intrygujące!
15-10-2012 22:06

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.