» Magic: the Gathering » Raporty » Open Qualifier - Kraków

Open Qualifier - Kraków


wersja do druku

Cześć,

W ubiegły weekend brałem udział w krakowskim Open Qualifierze do MP-ków i
udało mi się zająć miejsce w pierwszej szóstce, co oznacza, że pojadę w
kwietniu do Wawy i walczył mistrzostwo Polski.
Oznacza to również, że musiałem napisać raportu z Qualifiera. Dlaczego?
Ponieważ fatalnie poszło mi Enforcerem na regionalsach 2 tygodnie wcześniej
(Poszedłem sycące 0:4 drop. Ciekawe ile to punktów w rankingu?) i nie miałem
decku (do Enforcera się zraziłem, poza tym Chainer's Edict w typie), którym
mógłbym spróbować sił w OQ. Ale w czwartek w bielskim Gnomie spotkałem
Kaspiego, który pożyczył mi swój G/R napór, którym sam wcześniej
zakwalifikował się do MP. Ja z kolei obiecałem Kaspiemu w przypływie
wdzięczności, że jeśli uda mi się jego talią zakwalifikować do MP-ków, to
napiszę raport z turnieju, w którym będę wychwalał go (tzn. Kaspiana) pod
niebiosa. No i stąd ten raporcik.

OK, no to zaczynam się wywiązywać ze złożonej obietnicy: KASPIAN MA BARDZO,
BARDZO DOBRY DECK I WYMIATA NIM JAK ODKURZACZ RAINBOW!

Miałem wielką ochotę napisać, że deck Kaspiego jest naprawdę bardzo, bardzo,
bardzo dobry, ale tylko dzięki dokonanym przeze mnie zmianom :-P No ale to
byłaby oczywiście kompletna nieprawda i jawne nadużycie, bo w zasadzie to
zmieniłem jedną tylko kartę: zamiast 1 FTK w decku znalazł się czwarty Urza'
s Rage. Rage'a pożyczyłem od kolegi bo sam nie posiadam niestety i
oznaczyłem go wkładając pod protektor ten śmieszny tatuaż, który rozdawano
na pre Tormentu. To okazało się to dość istotne, ale o tym później. Aha,
decklisty nie będzie, bo mi się nie chce jej pisać, zainteresowanych odsyłam
do poprzednich raportów Kaspiana. Kaspi nie ukrywa w nich niczego!
Co do OQ: ok. 30 osób, meta typowa - chyba z 8 Atogów (za to 0 Balancing
Tings), pare G/R, 2 Enforcery, 1 mono black, 2 Sligh'e, 1 Opo, 1 G/U
Upheaval, 1 WW (hehe, to dopiero historia), pare U/W kontroli z Millstone'
ami, Finkula, jakiś Counter-Burn i parę innych. Wszystko wie Anonimek, można
go zapytać jeśli ktoś jest zainteresowany. Mnóstwo graczy z Katowic i
okolic, czyli same znajome twarze.
Teraz czas już na raport właściwy. Przepraszam niektórych oponentów za nie
zapamiętanie ich nazwisk - nie robiłem notatek, bo raczej nie liczyłem na
jakiś znaczący wynik. Bo talia nie ograna i w ogóle... Ale niektóre nazwiska
pamiętam.

Runda 1 - Marcin (DUD na Jarmarku), Sligh

Pierwsza gra standardowo, tu G/R ma wielką przewagę, bo w zasadzie
jakikolwiek stwór z toughnessem 3 lub większym to już poważny problem dla
Sligha, zazwyczaj wymagający użycia 2 kart żeby poradzić sobie z jednym
zagrożeniem. G/R ma dzięki temu wielki advantage w kartach, a poza tym
potrafi generować coraz to nowe zagrożenia co turę. Czyli teoretycznie Sligh
to dobry matchup.
Tak to przynajmniej wyglądało w mojej pierwszej grze z DUDem, szybko go
zajechałem moimi potworami. Marcin robił co mógł, wypalał moje krity po
kolei, ale w końcu directy się mu skończyły a parę moich kritów zostało.
W grze drugiej wyszła na jaw moja nieznajomość decku, a konkretnie strategii
sideboardowania (przed turniejem rozegrałem nim tylko 3 gry vs Atog i kilka
vs Tings, w zasadzie 0 playtestów). Rady Kaspiego co do gry jego deckiem
ograniczyły się do cennego stwierdzenia: NAPÓR, NAPÓR, NAPÓR! (ALE I TAK
KASPI RULEZ! I JEGO TALIA TEŻ!) Jakoś zapomniałem o takiej karcie jak
Ensnaring Bridge i wsajdowałem Shivan Wurmy (hehe), które dla direktów
Marcina były prawie nie do ruszenia. No ale po co ruszać coś, co nie może
atakować, wypalać za to można bezpośrednio oponenta. I tak właśnie się
stało, zostałem spalony na śmierć.
W trzeciej grze Shivany znów powędrowały do SB, a weszły do gry Hull
Breache. Ale niestety miałem screw na czerwoną (to już całkiem jak Kaspi,
upodabniam się do Mistrza Naporu), Mostek znów się pojawił i zostałem
spalony zanim zdążyłem zajechać przeciwnika, Breacha miałem co prawda w
ręce, a kolejną dochodzącą mi kartą był Mountain, ale nic z tego, wtopa. I
to w korzystnym matchupie! Marcin doszedł do top8, ale tam niestety poległ w
dwóch kolejnych meczach i nie zakwalifikował się do MP-ków. Szkoda.
0:1


Runda 2 - Watman, Red Zone (czyli kolejny Sligh)

OK., pierwsza gra powinna być moja. Powinna, ale mulliganuję i mam screw,
bronię się jak mogę, ale Watman wystawia 3 Lavamancerów, i wszystko jest
tylko kwestią czasu. Dostałem, ale przynajmniej wiem już jak sideboardować -
Skizziki out, Hull Breache in. W drugiej grze Watman ma screw, ja też nie
mam jakiegoś wielkiego rozdania, ale wystarczyło, zajechałem go Elfami.
Trzema. Hehe. Mostek przeciwnikowi nie doszedł. I dobrze.
Trzecia gra była bardziej wyrównana, ale G/R ma po prostu większe krity, i
jest w stanie zajechać już w 5 turze (w goldfishu), więc Sligh musi się
bronić (to dziwne, ale tak jest). Jedyny niepewny moment był w końcówce
pojedynku, kiedy uratowałem Mongrela ryzykownie discardując Hull Breacha
(zajeżdżałem w następnej turze), na szczęście Mostek Watmanowi nie doszedł.
Uff.
1:1

KASPIAN JEST WIELKI, JEGO DECK JEST WIELKI, A JEGO STRATEGIA WRĘCZ BEZCENNA!
NAPÓÓÓR... AŻ DO ZWYCIĘSTWA


Runda 3 - WUR kontrol

Ech, te problemy z nazwiskami. W każdym bądź razie twarz znajoma z turniejów
w Katowicach. Ta wersja jest mocno kontrolna, ale ja na szczęście mam bardzo
dobre rozdanie - Llanowar i Raging Kavu na pierwszej rece, wkrótce dochodzi
Kavu nr 2. Przeciwnik z kolei nie dostał Fire/Ice i nie jest w stanie się
wybronić. Do tego ma jeszcze kłopoty z mana (brak drugiej białej na Wratha).
W końcu jednak mana się znalazła, Wrath poszedł, ale przeciwnik miał już
mało życia, ja z kolei zachowałem w ręce kilka małych kritów, wystawiłem je
w kolejnej turze i w następnej wygrałem.
W 2 grze liczyłem na wsajdowane Price of Glory, ale doszło dość późno, kiedy
przeciwnik miał już tylko 5 życia (efekt moich ataków i Rage'a). Doszedł
Price. Miałem 7 mana. Wystawiam Price. Wchodzi. Czyli przeciwnik chyba nie
ma kontry. No to Skizzik bez kicka. Wchodzi, okazuje się, że przeciwnik nie
ma też ani Rage'a ani Ice'a. Wygrałem. Po grze okazało się, że przeciwnik
bardzo chciał mieć Price of Glory na stole, bo sam od początku kisił Sacred
Ground na ręce. O rany. Dobrze, że doszło tak późno, bo mogło być mięciutko.
2:1

Runda 4 - Tomek Roszczynialski - Atog

Musiało to w końcu nastąpić, przy tej ilości Atogów na turnieju. Ale byłem
dobrej myśli, w testach pojechałem Atoga 3:0. No ale wtedy miałem jakieś
ludzkie rozdania, niestety w grze z Tomkiem moje drawy były po prostu
fatalne.
Gra 1 - zacząłem od 2 mulliganów i nie chcąc grać z 4 kartami spróbowałem
gry z 1 lądem. Kiedy doszedł następny Tomek mógł skontrować już wszystko,
kiedy zagrałem 3 ląd miał już Atoga w grze, a kiedy doszedł mi lad nr 4
wrócił mi blokera na rękę i zajechał atakiem za bodajże 16. Błee. Rozumiem
przegrać po walce, ale coś takiego... A miał być napór.
Gra 2 - zacząłem z następującą ręką: 5 landów, Elf, Mongrel. Może nie było
to do końca mądre, ale bałem się znów takiego koszmarnego screw jak w
pierwszej grze. Uznałem, że jak mam już tyle lądów, to teraz muszą już iść
krity. Gdzie tam. W następnych 6 draw stepach dociągnąłem jeszczy 4 lądy,
Obliterate'a i jakiegoś małego krita, który poległ od Ghastly Demise'a. Peek
Tomka ujawnił Obliterate w mojej ręce i przeciwnik mógł się już odpowiednio
przygotować. Nazbierał lądów, wystawił Atoga, czym zmusił mnie w końcu do
zagrania Obliterate'a. Po czym nie przyszły mi lądy. Taa, fajna gra.
Tomek wszedł do top8 i awansował do MP-ków. Gratulacje.

Zaczynam tracić wiarę w deck Kaspiego. Za dużo kłopotów z mana.

2:2. Teraz jeśli chcę myśleć o awansie do czołowej ósemki muszę wygrać
kolejne dwie rundy.


Runda 5 - młodszy z braci Zielińskich, G/R napór

Mirror. Na szczęście w mirrorze wersja Kaspiana ma przewagę: 3 Kavu Titany w
main decku. Na pierwszej ręce miałem właśnie Tytana, 3 lądy i parę małych
kritów (bodajże Yavimaya Barbariana i Raging Kavu), więc byłem dobrej myśli.
Tym razem deck mnie nie opuścił, doszły kolejne 2 lądy i w 5 turze na stole
wylądował 5/5 Kavu Titan, który został już do końca. Po raz pierwszy
zaatakował kiedy przeciwnik był na 15 życia, ale że atakował też świeżo
wystawiony Skizzik razem zjechali przeciwnika do 5, potem jeszcze jeden atak
i po wszystkim. Wygrałem zostając na 6 życia. SB: 3 Shivan Wurm in, 3
Yavimaya Barbarian out).
W 2 grze znów dopadło mnie screw. Już czułem nieuniknioną porażkę, ale
jakiś cud się wydarzył i udało mi się wrócić do walki. Wystawiałem co turę
małe krity, które ginęły w walce, potem doszedł jakiś Call, potem FTK,
zrobiło się równo, po paru turach doszedł jeszcze MVP w tym pojedynku Kavu
Titan i nagle zacząłem mieć przewagę. I wygrałem, kończąc Rage'm.
3:2

DECK KASPIEGO JEST WRĘCZ NIESAMOWITY!

Lubię te pojedynki napór vs napór, wszystko kończy się po 15 minutach i
zostaje mnóstwo czasu na coś do zjedzenia i sprawdzenie czy ktoś już zdążył
ukraść mój samochód. Na szczęście nie.


Runda 6 - starszy z braci Zielińskich - Atog

Łukasz obiecał pomścić brata. Ale ja też mam z nim porachunki - pojechał
mnie na regionalsach w mirrorze. Dziś gra Atogiem, czyli może być ciężko.
Napięcie jest duże, bo ta gra decyduje który z nas wejdzie do top8.
I było ciężko, zwłaszcza, że deck znów nie chciał mi dać wystarczającej
ilości lądów (Kaspi, może jednak te 22 lady to trochę za mało?). Jak wygląda
matchup napór vs kontrol wie chyba każdy. Z punktu widzenia naporu wygląda
to tak, że trzeba zabić przeciwnika naprawdę szybko, generując w ciągu kilku
pierwszych tur możliwie dużo zagrożeń, potem ewentualnie dobić directami. W
przeciwnym razie kontrola uzyskuje taki card advantage że przechylenie szali
zwycięstwa na stronę naporu w midgame jest już w zasadzie niemożliwe. No ale
jak uzyskać tę początkową przewagę, skoro pierwszych kilka tur jedzie się na
2 lądach? No way.
I tak właśnie przegrałem pierwszą grę. Łukasz wyraźnie poweselał, a ja
zacząłem sideboarding. FTK out, Price of Glory in.
Po życzeniu sobie nawzajem strasznego screw gramy. Hehe, i wykrakałem!
Łukasz przez dłuższy czas zostaje na 2 Underground Riverach. Nie dość, że
screw to jeszcze 2 pain lądy. Reszta to już w zasadzie była formalność. G/R
jest dobry w wykorzystywaniu złych drawów przeciwnika.
W grze 3 obaj mamy niezłe rozdania, ale mój napór Kaspiego w końcu gra tak,
jak grał w moich niewielu grach testowych - parę kritów (w tym Barbarzyńcy z
prot. przed niebieskim), zagrożenie za zagrożeniem i jedziemy! Przeciwnik
coś tam zabija, coś tam wraca Hibernacją, ale G/R potrafi czasami
wygenerować ogromne ilości kritów (zwłaszcza wersja Kaspiego - 32 krity w
tym 4 Call of the Herd), więc jest cały czas w głębokiej defensywie. W końcu
Łukasz wystawia Atoga, ale jest już tylko na 8 życia. Wjeżdżam Barbarianem i
rzucam 2 Rage'e. To było troche ryzykowne, bo mógł mieć Diverta, ale na
szczęście dla mnie nie miał. Jest, jestem w top8!
Cóż, bracia Zielińscy nie mieli dziś do mnie szczęścia.
4:2

Jest nieźle, jestem w top8 na 7 miejscu, grając nieznanym mi deckiem (choć
trzeba sobie szczerze powiedzieć, że jakichś wielkich umiejętności
potrzebnych do grania nim to nie trzeba), szansa na kwalifikację wielka
(żeby nie wejść musiałbym przegrać kolejne 2 mecze). Na 8 miejscu do top8
kwalifikuje się Bartek Cieśla Atogiem (dzięki temu, że prowadzący po 4
rundzie Karaś zdropował, żeby iść grać drafta). Bartek gra z prowadzącym po
swissie WW, ja trafiam na R/G burn z nietargetowalnymi zielonymi kritami.



Ćwierćfinał - nazwiska nie pamiętam, na ircu ksywka Crowax, R/g burn.

Z matchupu jestem zadowolony, tu stosuje się podobna reguła jak w grze ze
Slighem - moje stwory są większe niż jego, a Kavu Titan rządzi.
Wszystko zaczyna się standardowo, obaj wysypujemy po parę kritów, a
przeciwnik systematycznie mnie wypala directami, krity giną w walce, w sumie
nic ciekawego się nie dzieje. W końcu dochodzi mi Titan, wystawiam go z
kickerem i wszystko byłoby OK., gdyby nie to, że mam już mało życia. W
kolejnych 2 turach wymieniamy ataki i przeciwnik jest na 7 life'a ja na 4.
On ma na stole 2 Barbarian Ringi i osiągnięty threshold, ale tylko 2
Karplusan Foresty jako źródła czerwonej mana. Ja z kolei mam 1 Ringa, 6 kart
w graveyardzie i Rage na ręce. Sytuacja wygląda więc nieźle. Przeciwnik
czując pewną wygraną odpala oba Ringi, zadając przy tym sobie 2 obrażenia
(jest na 5), na to w odpowiedzi ja rzucam w niego Rage, osiągam tym samym
threshold i odpalam Ringa w jego życie. Czyli wygrałem.
No ale przeciwnik ma jakieś "ale". Rage, którym w niego rzuciłem to ten
Rage, który nie należy do Kaspiana, oznaczony tatuażem z Tormentu.
Przeciwnik widząc Rage i rozumiejąc, że przegrał, podnosi rękę i wzywa
sędziego. Nie bardzo wiem o co może mu chodzić. Ale szybko wszystko staje
się jasne. Mój przeciwnik stwierdza, że gram znaczonymi kartami. No dzięki.
Ja rozumiem, że wygrywać chce każdy, ale powinny obowiązywać pewne standardy
zachowania. Gracze stosujący zasadę "po trupach do celu" i nie umiejący
uznać swojej porażki to coś, co niszczy całe piękno gry i ducha zdrowej
rywalizacji. Rozumiem też, że można wezwać sędziego, jeżeli sprawa jest
ewidentna - karty są znaczone, co może stwierdzić każdy świadek, ale tutaj
nie może być mowy o czymś takim, co stwierdza nawet kumpel mojego
przeciwnika mówiąc mu, żeby dał spokój. Ja oczywiście wkurzyłem się lekko i
powiedziałem mu kilka słów, ale przyszedł Animek i szybko rozsądził sprawę
na moją korzyść, przeprowadzając z przeciwnikiem test na rozpoznawanie
odwróconych grzbietami do góry kart z mojego decku. Przeciwnik testu nie
zaliczył i przeszliśmy do sideboardowania.

Ktoś może powiedzieć, że to nic takiego, ale mnie cała ta sytuacja wkurzyła,
zwłaszcza, że nie usłyszałem nawet marnego "przepraszam".
Niby drobiazg, ale niesmak pozostaje.

Stąd też niezbyt miła atmosfera w kolejnej grze. Tu na szczęście udało mi
się gładko wygrać. I bardzo dobrze.
Crowax wygrał kolejną grę z DUDem, moim przeciwnikiem z Rundy 1. Jak już
wcześniej mówiłem, szkoda.


JEST, JESTEM W TOP 6! KASPI, MASZ U MNIE PARĘ PIW! NO I TEN RAPORT.


Półfinał - Bartosz Sikora, G/U Opozycja.
Zakwalifikowałem się, mission accomplished. Do półfinału podchodzę na luzie,
bo teraz to jest mi już w zasadzie obojętne czy wygram, zwłaszcza, że jest
już ok. 20.30 i mam po prostu dość Magica na ładnych parę dni.
No to teraz krótko: pierwszą grę wygrałem ja, drugą Bartek, w trzeciej było
b. blisko, ale popełniłem błąd (do głowy mi nie przyszło, że oponent mógł
zostawić 1 mana na Diverta i rzuciłem w niego Fireboltem, którego on
skierował w mojego Elfa. A to oznaczało, że Elf nie będzie mógł zostać
wykorzystany jako paliwo dla Keldon Necropolis i nie zadam 2 dodatkowych
obrażeń. Trzeba było z tym Fireboltem poczekać 1 turę. Przeciwnik został na
2 życia).

Ponieważ było już naprawdę późno gracze z miejsc 3-6 podzielili się
nagrodami (po 3 boosterki z Tormentu - trafiłem Skullscorch i Nostalgic
Dreams), obejrzałem drugi półfinał i finał bo i tak musiałem poczekać na
Bartka Cieślę, który walczył jeszcze w ćwierćfinale (Atog vs Atog, długie i
nudne jak cholera. Chociaż były 2 fajne momenty: gra 1: chłopcy w 2
kolejnych turach Lobotomizują sobie Atogi z decków; gra 2: Bartek rzuca
Haunting Echoes, jego przeciwnik ma Atoga na stole, ale jakoś zapomina
usunąć graveyard dla Atoga i pozbywa się połowy decku. Brzmi prosto, ale
pomyślcie ile to wszystko trwało).
OQ wygrał white weenie, jadąc po drodze 4 Atogi, wszystkie po 2:0. Był to 2
w życiu turniej constructed tego młodego gracza, startował w nim z
rankingiem ok. 1530 i poszedł 8:1 przy k-value 32. Heh. Warto było na to
popatrzeć.

No to tyle. Jeszcze tylko obowiązkowe:

KASPI JEST POLSKIM KRÓLEM BEATDOWNU A JEGO TALIA JEST PO PROSTU NIESAMOWITA!



Do zobaczenia na Mistrzostwach Polski.

Michał




Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.