Okno na świat: Metro 2033

Homo sapiens czy Homo novus?

Autor: Kinga 'Gata' Kowalewska

Okno na świat: Metro 2033
Im więcej książek czytamy, tym bardziej jesteśmy wybredni, czepiamy się szczegółów, szukamy dziury w całym i generalnie każdej kolejnej lekturze coraz trudniej wydobyć z nas spontaniczny okrzyk zachwytu. Jeśli ograniczyć się do rosyjskiej literatury fantastycznej, ostatnią pozycją, która wciągnęła mnie bez reszty i oczarowała, był Brudnopis Łukjanienki. Większość z tego, co trafiło do moich rąk później, zdała mi się mniej czy bardziej pospolita. Przyznaję się bez bicia, że choć szanuję i pochwalam przesłania wyższego rzędu zawarte w utworach z gatunku fantastyki, to do pełni szczęścia potrzeba mi także emocji, wywołanych przez żywą, urozmaiconą i dobrze uzasadnioną akcję. O Metrze 2033 Dmitrija Głuchowskiego dowiedziałam się przypadkiem i stanowczo zbyt późno. Co tu dużo mówić – gdy jedynym źródłem wiedzy o tym, co się dzieje w rosyjskiej fantastyce, jest Internet, wiele umyka. W dodatku nie lubię czytać z ekranu, to mocno niekomfortowe. Jednakże dowiedziawszy się o szaleństwie, które ogarnęło Rosję w związku z tą książką, po prostu musiałam zapoznać się z nią za wszelką cenę. Nieco nieufnie zaczęłam lekturę, lecz już po kwadransie przebywałam w postnuklearnej Moskwie. Powieść najzwyczajniej mnie porwała i nie wypuściła do ostatniej strony, tak że nawet jadąc tramwajem, myślami byłam w metrze...

Książka nie jest nowa, jej pierwsza wersja została zamieszczona w sieci w 2002 roku. Nosiła wówczas tytuł Metro i składała się z 13 rozdziałów. Inne było zakończenie – bohater ginął, trafiony przez zabłąkaną kulę. Próby wydania drukiem spełzły na niczym, żadne wydawnictwo nie było zainteresowane publikacją, zatem Dmitrij Głuchowskij zamieścił tekst na własnej stronie internetowej, która w krótkim czasie zyskała ogromną popularność. Do autora zwracali się czytelnicy, prosząc o ożywienie bohatera i kontynuację powieści. Kilka lat później pisarz przemyślał sprawę (według jego własnego określenia: "dojrzał") i przerobił książkę. Nowa, licząca 20 rozdziałów, wersja została zamieszczona w sieci w 2005 roku i szybko znalazła wydawcę. Wydawnictwo Eksmo zdecydowało się jednak na nieduży nakład, liczący kilkanaście tysięcy egzemplarzy. Tak sobie myślę, że teraz to wydanie jest pewnie nielichym rarytasem. Dwa lata później, w 2007 roku, wydawnictwo Popularnaja literatura opublikowało książkę w nowej redakcji i łącznym nakładzie... ćwierć miliona egzemplarzy, z czego pierwsze dwa rzuty wydawnicze po 100 tysięcy rozeszły się w Rosji w ciągu roku. Komentatorzy podkreślają bezprecedensową na rosyjskim rynku księgarskim sytuację – ogromny (nawet jak na rosyjskie warunki) nakład debiutanta i zakup wielkich partii (co nietypowe, opłacanych z góry) przez hurtownie. Rosja oszalała na punkcie Metra 2033 – powstały liczne powieści-naśladownictwa, telewizja poświęciła książce cykl specjalnych reportaży, dla spotkań prezentujących tom znajdowano oryginalną lokalizację (np. w odtajnionym podziemnym bunkrze rządowym na Tagance), a ukraińska firma 4A Games pracuje obecnie nad grą komputerową Metro 2033. The Last Refuge z premierą zapowiadaną na 2010 rok (oficjalna prezentacja nastąpiła w listopadzie na moskiewskich targach IgroMir 2009). Reszta świata również doceniła Głuchowskiego, honorując go nagrodą za najlepszy debiut 2007 roku na kopenhaskim Euroconie. Ale w tym samym 2007 roku Głuchowskij wydał już kolejną powieść Sumierki ("Zmierzch"), której pierwsze, liczące 100 tysięcy egzemplarzy wydanie rozeszło się w ciągu pół roku Natomiast wiosną 2009 odbyła się premiera książki Metro 2034, która według słów autora nie jest kontynuacją Metra 2033, lecz równoległą historią z innymi bohaterami.

Autorzy powieści fantastycznych stosują najrozmaitsze metody wprowadzania czytelnika w wykreowany przez siebie świat. Bywa, że po otwarciu tomu zostajemy rzuceni w kompletnie nieznane i niezrozumiałe środowisko, które badamy mozolnie, składając informacje z drobiazgów i usiłując zrozumieć, co jest czym, nieraz do połowy książki. Głuchowskij darował sobie te testy inteligencji czytelnika, poprzedzając pierwszy rozdział przedmową, dokładnie określającą czas i miejsce akcji, a nawet, do pewnego stopnia, przebieg fabuły. Poza tym trzy pierwsze rozdziały są statyczne i służą budowaniu atmosfery oraz informowaniu czytelnika o szczegółach, istotnych dla dalszej części tekstu. Akcja toczy się w podziemiach moskiewskiego metra, niegdyś pomyślanego i zbudowanego także jako gigantyczny schron przeciwatomowy, zdolny pomieścić dziesiątki tysięcy uciekinierów. Tyle też posiada mieszkańców w 20 lat po ataku nuklearnym, który zmienił świat na powierzchni w radioaktywną pustynię, zamieszkałą jedynie przez niebezpieczne mutanty. Główny bohater, Artiom, rozmyśla o swojej przeszłości (tej, którą pamięta, i tej najwcześniejszej, znanej z opowieści starszych), rozmawia z towarzyszami o tajemnicach metra, słucha "miejskich legend", przekazywanych z ust do ust strasznych opowieści, dyskusji bardziej doświadczonych osób na temat możliwych wariantów przyszłości. Sam ma 24 lata i nie pamięta świata na powierzchni, choć urodził się "przed" – jak mówią ocaleni, nie precyzując, co ich spotkało, nie wymawiając słów "bombardowanie" czy "atak nuklearny". Nie ma rodziny, ojciec prawdopodobnie nie zdołał się uratować, matka zaś zginęła już pod ziemią, podczas ataku zmutowanych szczurów. Artioma wychował mężczyzna, który go wówczas ocalił. To, jak go wychował, jest bardzo istotne, stanowi bowiem jedną z głównych przyczyn podjętej przez Artioma decyzji. Suchoj, ojczym bohatera, to osoba tajemnicza i o barwnym życiorysie. Uczestniczy w zbrojnych potyczkach, znika na długie tajne misje, dla swego wychowanka zaś pragnie życia spokojnego i bezpiecznego, będącego przeciwieństwem jego własnego losu. Jest oczywiste, że Artiom pragnie naśladować ojczyma, chce zostać bohaterem, stalkerem, dokonywać wielkich czynów. Prośba tajemniczego Huntera staje się dla młodzieńca doskonałą okazją do rozpoczęcia samodzielnego życia, zgodnego z hołubionymi marzeniami. Wychowanek Suchoja bez wahania rezygnuje ze względnie bezpiecznego życia na stacji WDNCh i wyrusza z misją powierzoną przez niemal obcego człowieka, z którym nic go nie łączy. Owszem, otrzymuje odpowiedzialne zadanie, ale to nie chęć zlikwidowania zagrożenia powoduje nim w pierwszej kolejności, a właśnie młodzieńcze marzenie o przygodzie. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że to on jest być może odpowiedzialny za napady tajemniczych Czarnych – jako dziecko podczas zabawy na sąsiedniej opuszczonej stacji Ogród Botaniczny otworzył wraz z przyjaciółmi zaporę, oddzielającą metro od zewnętrznego świata. Właśnie od tamtej pory zaczęły się pojawiać dziwne, odporne na kule czarnoskóre istoty, których bronią jest swoista hipnoza. Jeśli stacja WDNCh nie zdoła ich powstrzymać, w krótkim czasie zaleją całe metro i niedobitki ludzkości wyginą. Artiom ma zanieść tę informację oraz prośbę o interwencję do Miasta (zwanego także Polis) – jedynej w metrze ostoi wiedzy z dawnych czasów, wielkiej aglomeracji znajdującej się w największym węźle przesiadkowym złożonym z czterech stacji. Gdy spojrzymy na plan metra, trasa zdaje się niedługa, ale wiemy już przecież z pierwszych rozdziałów, jakie czyhają tam niebezpieczeństwa. Zagrożenia są przy tym dwojakiej natury. Po pierwsze – w niektórych tunelach mają miejsce niewytłumaczalne zjawiska, grożące śmiercią lub szaleństwem tym, którzy się tam zapuszczają. Po drugie – podziemny świat nie jest jednością. Każda stacja to osobna społeczność, rządząca się własnymi prawami, decydująca kogo wpuścić, a komu odmówić gościny. Hale, perony i przejścia, zastawione namiotami mieszkalnymi i straganami, oraz przyległe fragmenty tuneli, zagospodarowane pod uprawy i hodowle – to w gruncie rzeczy miasta-państwa. Walczą ze sobą lub zawierają sojusze. Bogacą się lub popadają w ruinę. Ich los wyznacza zarówno charakter władzy (te rządzone twardą ręką radzą sobie lepiej – w końcu cały czas obowiązuje kodeks karny stanu wyjątkowego), jak i przypadek. Od tego, co znajdowało się w bezpośrednim sąsiedztwie stacji na powierzchni, zależało, jacy ludzie znaleźli na niej schronienie: handlarze, naukowcy, rzemieślnicy czy wojskowi; od położenia zaś samej stacji – jej możliwości. Tak oto stacje linii okrężnej, krzyżujące się z liniami rozchodzącymi się promieniście od centrum, utworzyły sojusz zwany Hanzą, odgrywają bowiem rolę analogiczną do dawnych miast portowych: służą jako miejsce przeładunku towarów dostarczanych z peryferii i handlu nimi. W metrze jest miejsce dla wszystkich światopoglądów – jedna z linii prawie w całości stanowi państwo komunistyczne, aglomeracja trzech stacji ogłosiła się faszystowską Czwartą Rzeszą, gdzieś w opuszczonym wagonie nauczają świadkowie Jehowy, gdzie indziej sataniści kopią głęboki dół do piekła. Czytelnik ledwo się spostrzeże a już plan metra stanie się dla niego mapą kontynentu targanego wojnami i wojenkami, mimo to jednak usiłującego jakoś żyć i przetrwać. Dla mnie to spostrzeżenie było wyjątkowo zaskakujące. Moskiewskie metro znam doskonale, a nazwy stacji kojarzyły mi się dotąd ze sklepami, zabytkami czy adresami przyjaciół. Po lekturze Metra 2033 to się zmieniło...

Przez ten niespokojny kontynent Artiom zmierza do Miasta. Dręczy go niepewność, co rusz przypomina sobie cel swojej misji, by odsunąć pokusę zrezygnowania. Tak naprawdę to spora część jego energii uchodzi właśnie na to, bowiem kolejne etapy podróży pokonuje w przypadkowym, ale bardzo pożytecznym towarzystwie. Wygląda to chwilami nieco dziwnie, a taki splot szczęśliwych okoliczności mógłby wydać się naciągany – ile razy można spotkać osobę, która umożliwi pokonanie akurat powstałej trudności? Ile razy przypadkowy mądry rozmówca rozwieje wątpliwości i doda otuchy na dalszą drogę? Nie odbierałabym tego jednak jako chwytu deus ex machina, a raczej jako dowód na to, że w trudnych i prymitywnych warunkach uchowali się jeszcze ludzie czynu, gotowi wziąć los we własne ręce, a także podać innym pomocną dłoń oraz podzielić się namiotem czy posiłkiem. W tym sensie społeczność metra wydaje się bardziej cywilizowana, niż nasza współczesna. Jest jeszcze coś – teoria usłyszana przez Artioma na tajemniczej stacji Polanka, mówiąca, że gdy człowiek jest na właściwej drodze i realizuje swoje przeznaczenie, los mu sprzyja, a niebezpieczeństwa omijają. Czy tak jest w przypadku Artioma, dręczonego w dodatku przez natarczywe, powtarzające się, częściowo prorocze sny? Tego już nie zdradzę...

Co stanowi o wyjątkowości świata wykreowanego przez Głuchowskiego? Przecież tematyka postnuklearna jest już porządnie oklepana, zwłaszcza w produkcji filmowej. Ale w wielkich amerykańskich obrazach kładzie się nacisk na walkę o przetrwanie, walkę w sensie dosłownym – zbrojnych potyczek między ocalałymi grupami. Zaś Metro 2033 to tak naprawdę rodzaj antyutopii, społeczno-obyczajowa powieść o jednym z możliwych wariantów niedalekiej przyszłości. Cel podróży Artioma jest mniej ważny od jej przebiegu. Poznając różne oblicza życia metra, młody człowiek poznaje też siebie, a słuchając i obserwując nowo poznanych towarzyszy, zastanawia się nad sensem i perspektywami istnienia tych, którzy przeżyli, wraca myślami do zasłyszanej przed odejściem z WDNCh dyskusji ojczyma z Hunterem o przyszłości rodzaju ludzkiego. Czy ludzkość przeżyje pod ziemią, zachowa swoje człowieczeństwo i wiedzę, by kiedyś wrócić na powierzchnię i zacząć od nowa, czy też na nasze miejsce przyjdzie inny gatunek, zmutowany i przez to lepiej przystosowany Homo novus? Czy jest sens uczyć urodzone w podziemiach dzieci o świecie, którego już nie ma, chronić ocalone książki, opisujące niezrozumiałe dla nowego pokolenia zjawiska? Głuchowskij wybrał czas akcji nieprzypadkowo – pomoc i rada ludzi pamiętających świat sprzed katastrofy jest nieoceniona, a stalkerzy wciąż znajdują na powierzchni wartościowe przedmioty i broń. Ale pokolenie czy dwa później będzie już zupełnie inaczej, a związek z przeszłością i jej wiedzą osłabnie i z czasem zupełnie zaniknie. Co wtedy? Jak podziemny lud da radę żyć, gdy całym jego bagażem staną się umiejętności nabyte w metrze, a nowe pokolenie stalkerów nie będzie już znało przeznaczenia znajdowanych przedmiotów? Wygląda na to, że niemało racji ma Suchoj, prorokując rychły koniec ludzkości, zmienionej w nową wersję wellsowskich morloków, albo też Chan, widzący w metrze jedyne pozostałe miejsce życia zarówno doczesnego, jak i wiecznego, gdy po zniszczeniu raju i piekła w podziemnych korytarzach pozostają nawet dusze zmarłych. Szczególną nutą brzmi w tym kontekście finał, zaskakujący i niejednoznaczny. Jakie znaczenie ma ostatecznie dla resztek ludzkości misja ratunkowa Artioma – czy przynosi ocalenie, czy odbiera nadzieję na przyszłość?

Tym, co ogromnie przybliża czytelnikowi opisywany świat i stwarza niejednokrotnie podkreślane przez rosyjskich wielbicieli wrażenie obecności, zagłębienia się w wykreowanych realiach są perfekcyjnie dopracowane szczegóły i detale. Pisarz drobiazgowo wyjaśnia, jak wygląda metro i jak toczy się w nim życie. Opisy położenia i wystroju poszczególnych stacji są niezwykle dokładne i zgodne z rzeczywistością. Dowiadujemy się o tym, jak mieszkają ludzie na różnych stacjach, o pochodzeniu żywności, ubrań, przedmiotów codziennego użytku. Wszystko jest starannie uzasadnione – które rośliny i zwierzęta mogły przetrwać bombardowanie, jak przynoszone z powierzchni przez stalkerów przedmioty i urządzenia są wykorzystywane lub sprzedawane, jakie i dlaczego zawody i specjalności przetrwały i są cenione najwyżej, jak stacje kontaktują się ze sobą i dbają o bezpieczeństwo, jak jest zorganizowany dzień pracy, dzielony między fabryki i dyżury na granicy, na jakich zasadach odbywa się handel i zawierane są sojusze. Bogactwo szczegółów jest niesamowite, poza tym większość z nich nie ma związku z akcją, służy jedynie jako sztafaż, dodając kolorytu i czyniąc opisywany świat wyjątkowo nasyconym. Mimo to pisarzowi czyniono zarzuty braku realizmu z naukowego punktu widzenia, podkreślając, że metro jako schron nie jest przystosowane do tak długotrwałego przebywania, a opisywane mutacje nie mogły powstać w tak krótkim czasie.

Dmitrij Głuchowskij nie przejmuje się jednakże tymi zarzutami i nie ukrywa, że w pierwszym rzędzie powieść niesie wysokie przesłanie: jest przestrogą i apelem do ludzkości o opamiętanie, zanim jej resztki nie wylądują w schronie przeciwatomowym, mając nad głowami nuklearne piekło. Pesymistyczne wizje autora Metra 2033 tracą jednak odrobinę na znaczeniu, gdy wychodzi na jaw, że wpisują się w popularny obecnie nurt "końca świata według Majów". Co prawda w książce nie jest wymieniona dokładna data globalnego ataku nuklearnego, ale można ją łatwo obliczyć, zestawiając kilka z podanych informacji (tytułowy rok akcji, wiek Artioma obecnie i w chwili katastrofy), by wyszedł nam fatalny rok 2012. Tę tematykę podejmuje zresztą druga powieść Głuchowskiego Sumierki, wprost opisująca związek współczesnych światowych katastrof i klęsk żywiołowych ze słynnym indiańskim proroctwem.