08-06-2010 02:49
Of neuroinformatics and man
W działach: fizykowo, obietnice, nałka, życie, uniwersytet | Odsłony: 10
Gdybym poszedł na studia do Lublina, zamiast rozkminiać, jak zmieścić w jednym semestrze dwa, rozkminiałbym LARPy, RPGi i inne fantastyczno-fandomowe rzeczy. Tymczasem zajmuję się programowaniem, rachunkiem różniczkowym, sygnałami bioelektrycznymi i innymi rzeczami, z którymi przeciętny człowiek nie ma ochoty się stykać.
Rok takiej zabawy nauczył mnie paru rzeczy. Przede wszystkim dużo większego zrozumienia nauki i dystansu do wszelkiego rodzaju wiedzy z popularnonaukowych źródeł. Już teraz, bawiąc się neuroinformatyką i fizyką, jestem w stanie wytknąć różnym Focusom i Wiedzom i Życiom kardynalne błędy, oraz wskazać co rzeczywiście jest osiągnięciem, a co nie (to się tyczy zwłaszcza działu technologicznego gazety wyborczej).
Chociaż w tej chwili moja wiedza na te tematy jest dosyć ograniczona, de facto jestem jedną z nielicznych osób mających jakiekolwiek pojęcie o interfejsach mózg-komputer w kraju (doh ;-)).
Zatem postanowiłem przybliżyć na poziomie popularnonaukowym działanie tych urządzeń, trudności związane z ich zastosowaniem i nadzieje z nimi wiązane.
Na początek - dlaczego tak mało ludzi się tym zajmuje?
Wg wikipedii:
"Neuroinformatyka - interdyscyplinarna dziedzina nauki starająca się stosować w neurobiologii metody pomiarów, analizy i modelowania pochodzących z nauk fizycznych. Jest to dziedzina powstająca na pograniczu nauk o mózgu, informatyki, biologii, kognitywistyki, neurokognitywistyki, medycyny, fizyki i matematyki."
Koniec, oprócz tego dwa linki. Jak widać, do zajmowania się modnymi dzisiaj BCI potrzebna jest wiedza z wielu różnych dziedzin nauki, których zakresy badań nie są oczywiste - np. neurokognitywistyka nie doczekała się jeszcze swojego artykułu na wiki - a jeszcze trudniej jest uchwycić między nimi związek.
Mimo wszystko, definicja z wiki jest w sumie trafna i jak to definicje, niewiele mówiąca. Ale w tej chwili nie jest to ważne, wezmę się za to następnym razem. Pozostaje tylko wybrać z tych dziedzin to, co jest potrzebne, a co nie, nauczyć tego ludzi i przystąpić do badań.
W tym momencie pojawia się pierwszy problem. Przede wszystkim, nie wiadomo kogo spośród naukowców zajmujących się powyższymi dziedzinami najlepiej jest nauczyć brakującej wiedzy, aby mogli w miarę samodzielnie prowadzić badania neuroinformatyczne, oraz gdzie to robić.
Ludzie z wykształceniem biologicznym i medycznym mają najgłębszą wiedzę odnośnie funkcjonowania mózgu, ale brak im ścisłej wiedzy o falach i sygnałach elektrycznych, umiejętności informatycznych i wprawy doświadczalnej. Matematycy i informatycy mają lepiej - wygimnastykowany równaniami umysł łatwiej przyswoi wiedzę fizyczną, ale oni nigdy nie widzieli laboratorium i nie mają żadnej wiedzy biologicznej. W tym rachunku stosunkowo najlepiej wypadają fizycy.
W tej chwili pozostajemy przy douczaniu doktorów i magistrów pod kątem neuroinformatyki. Wszyscy obecni specjaliści od neuroinformatyki, niezależnie od miejsc, w których się kształcili, sami musieli szukać brakującej wiedzy w miarę potrzeb. W tej chwili doraźnym dokształcaniem zajmuje się organizacja o wdzięcznej nazwie International Neuroinformatics Coordinating Facility. INCF powstał w 2005 roku i obecnie zrzesza piętnaście państw (USA, Japonię, Indie i dwanaście państw europejskich, w tym Polskę), organizuje doroczne konferencje (w tym roku w Japonii) oraz koordynuje badania neuroinformatyczne. Dalej pozostaje pytanie - co ze studentami?
Studentów naucza się neuroinformatyki w tylko jednym miejscu na świecie i to dopiero od roku - na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest to eksperyment, w którym biorę udział niejako z doskoku. Nie wiadomo, jakie będą efekty, kiedy zrobimy licencjat, ale przypuszczalnie wkrótce na całym świecie uniwersytety będą się opierać na naszym programie, a Polacy trząść INCFem. Już teraz nasz opiekun, dr. hab. Durka, jest na świecie szychą od edukacji.
To w skrócie tłumaczy, dlaczego neuroinformatyka jest w takiej kiepskiej sytuacji. Można ją obecnie porównać do fizyki jądrowej z lat dwudziestych i trzydziestych dwudziestego wieku - była to wtedy na tyle hermetyczna nauka, że w zasadzie wszyscy specjaliści z całego świata się znali, wszyscy mieli te same autorytety itd. Inaczej mówiąc, jest to nauka raczkująca, chociaż mająca pewne osiągnięcia. Tymi zajmę się następnym razem.
Rok takiej zabawy nauczył mnie paru rzeczy. Przede wszystkim dużo większego zrozumienia nauki i dystansu do wszelkiego rodzaju wiedzy z popularnonaukowych źródeł. Już teraz, bawiąc się neuroinformatyką i fizyką, jestem w stanie wytknąć różnym Focusom i Wiedzom i Życiom kardynalne błędy, oraz wskazać co rzeczywiście jest osiągnięciem, a co nie (to się tyczy zwłaszcza działu technologicznego gazety wyborczej).
Chociaż w tej chwili moja wiedza na te tematy jest dosyć ograniczona, de facto jestem jedną z nielicznych osób mających jakiekolwiek pojęcie o interfejsach mózg-komputer w kraju (doh ;-)).
Zatem postanowiłem przybliżyć na poziomie popularnonaukowym działanie tych urządzeń, trudności związane z ich zastosowaniem i nadzieje z nimi wiązane.
Na początek - dlaczego tak mało ludzi się tym zajmuje?
Wg wikipedii:
"Neuroinformatyka - interdyscyplinarna dziedzina nauki starająca się stosować w neurobiologii metody pomiarów, analizy i modelowania pochodzących z nauk fizycznych. Jest to dziedzina powstająca na pograniczu nauk o mózgu, informatyki, biologii, kognitywistyki, neurokognitywistyki, medycyny, fizyki i matematyki."
Koniec, oprócz tego dwa linki. Jak widać, do zajmowania się modnymi dzisiaj BCI potrzebna jest wiedza z wielu różnych dziedzin nauki, których zakresy badań nie są oczywiste - np. neurokognitywistyka nie doczekała się jeszcze swojego artykułu na wiki - a jeszcze trudniej jest uchwycić między nimi związek.
Mimo wszystko, definicja z wiki jest w sumie trafna i jak to definicje, niewiele mówiąca. Ale w tej chwili nie jest to ważne, wezmę się za to następnym razem. Pozostaje tylko wybrać z tych dziedzin to, co jest potrzebne, a co nie, nauczyć tego ludzi i przystąpić do badań.
W tym momencie pojawia się pierwszy problem. Przede wszystkim, nie wiadomo kogo spośród naukowców zajmujących się powyższymi dziedzinami najlepiej jest nauczyć brakującej wiedzy, aby mogli w miarę samodzielnie prowadzić badania neuroinformatyczne, oraz gdzie to robić.
Ludzie z wykształceniem biologicznym i medycznym mają najgłębszą wiedzę odnośnie funkcjonowania mózgu, ale brak im ścisłej wiedzy o falach i sygnałach elektrycznych, umiejętności informatycznych i wprawy doświadczalnej. Matematycy i informatycy mają lepiej - wygimnastykowany równaniami umysł łatwiej przyswoi wiedzę fizyczną, ale oni nigdy nie widzieli laboratorium i nie mają żadnej wiedzy biologicznej. W tym rachunku stosunkowo najlepiej wypadają fizycy.
W tej chwili pozostajemy przy douczaniu doktorów i magistrów pod kątem neuroinformatyki. Wszyscy obecni specjaliści od neuroinformatyki, niezależnie od miejsc, w których się kształcili, sami musieli szukać brakującej wiedzy w miarę potrzeb. W tej chwili doraźnym dokształcaniem zajmuje się organizacja o wdzięcznej nazwie International Neuroinformatics Coordinating Facility. INCF powstał w 2005 roku i obecnie zrzesza piętnaście państw (USA, Japonię, Indie i dwanaście państw europejskich, w tym Polskę), organizuje doroczne konferencje (w tym roku w Japonii) oraz koordynuje badania neuroinformatyczne. Dalej pozostaje pytanie - co ze studentami?
Studentów naucza się neuroinformatyki w tylko jednym miejscu na świecie i to dopiero od roku - na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest to eksperyment, w którym biorę udział niejako z doskoku. Nie wiadomo, jakie będą efekty, kiedy zrobimy licencjat, ale przypuszczalnie wkrótce na całym świecie uniwersytety będą się opierać na naszym programie, a Polacy trząść INCFem. Już teraz nasz opiekun, dr. hab. Durka, jest na świecie szychą od edukacji.
To w skrócie tłumaczy, dlaczego neuroinformatyka jest w takiej kiepskiej sytuacji. Można ją obecnie porównać do fizyki jądrowej z lat dwudziestych i trzydziestych dwudziestego wieku - była to wtedy na tyle hermetyczna nauka, że w zasadzie wszyscy specjaliści z całego świata się znali, wszyscy mieli te same autorytety itd. Inaczej mówiąc, jest to nauka raczkująca, chociaż mająca pewne osiągnięcia. Tymi zajmę się następnym razem.