» Blog » O żelaznych elfach p.t. "A Darkness Forged In Fire" - czyli nie natnij się, jako ja się naciąłem
01-06-2012 19:13

O żelaznych elfach p.t. "A Darkness Forged In Fire" - czyli nie natnij się, jako ja się naciąłem

W działach: recka, prywata | Odsłony: 5

O żelaznych elfach p.t.
Polter ma badziewiasty przełącznik edytora. Zmienia Ci to draństwo formatowanie, daje encje HTMLowe i nie przywraca jak edytor wyłączasz - a co najbardziej uciążliwe, zżera odstępy i paragrafy. Pfft. Problemy z formatowaniem proszę zgłosić w komentarzach, jak jakieś przeoczyłem poprawiając, a dokonam dalszych korekt.



Zaznaczę, to tylko moja recka - czyli pisana skrótowo, na brudno, itp. Jest ujawniony kawałek fabuły na samym końcu recenzji. Czytałem wersję angielską, z okładką jak na zdjęciu.

W skrócie: NIE WARTO.


Rozwijając:

Naprawdę nie warto. ;-)

Autor ma podobno doświadczenie w edycji / pisaniu książek militarystycznych i/lub historycznych, ale - jak dla mnie - mało z niego korzysta.
Fabułę ma prostą jako konstrukcja cepa:
- wielkie, zapomniane zło, co powraca - elfia wiedźma (dobrze, że choć elfia), zwana Królową Cieni (Shadow Monarch), nekromantka
- potężny artefakt, zdolny zmienić losy świata - Gwiazda
- bohater-wyrzutek - Konowa

Ot, mamy główne składniki dania. Jako przyprawy dorzucono:
- imperium i rebelię - obie kompletnie zmanipulowane przez wiedźmę, obojętnie czy uważają, że ona istnieje czy nie
- nekromancję - zaledwie szczyptę, a szkoda, poprawiła by smak
- nekromancję - pod koniec nagle jest jej sporo ale tak jakoś dziwnie podanej
- romans - cokolwiek specyficznie podano, cokolwiek dziwnie smakuje.
- dwie ciekawe postacie - drugoplanowe, a szkoda
- nieco zwierząt - chyba po to, by zupa była 'z kością' - zabieg nawet udany
- ci dobrzy walczą głównie muszkietem - względnie ok, niestety za mało, byś wyczuł smak tej akurat przyprawy, choć sama potrawa ma to w nazwie.


A teraz porzucając analogię kulinarną i nie owijając w bawełnę, czemu się naciąłem?

Bo autor nie potrafi stworzyć postaci. Naprawdę, nie wiem co Chris Evans czytał, ale było tego za mało. Postacie są (niemal wszystkie) tak szablonowe, że szkoda zapamiętywać ich imion. Książe wzbudza chęć przerzucania kartek do przodu, byle jego imię zniknęło ze stron. Wicekróle tak samo, choć na plus książki, by byli groźniejsi, dano im inną czcionkę. To zabieg wart wzmianki, wzbogaca i upraszcza czytanie dialogów.

Niefortunnie, niewiele lepiej od księcia wypadają żołnierze - to po prostu chodzące stereotypy. Zły Drań, Dobry Sierżant, Hipokryta Świętoszek, Naiwny Młodzik, Poharatany Twardziel, Poczciwy Olbrzym. Żołnierzy na szczęście jest mniej - można ich znieść.

Co jest prawdziwie przykre, to fakt, że bohaterów głównych można opisać tak samo:

Major-wyrzutek z sumieniem i przysięgą dbający o swój oddział.
Dobra czarodziejka buntowniczka kochająca swój lud.

Zatem nie, postacie tego nie ratują.

Kładzie książkę też to, że autor, dla większego dramatyzmu, kazał dobrym postaciom zgłupieć. Te posłusznie zgłupiały i nagle źle się zrobiło, po prostu pełen suspens i o mój Boże, czy się uratują!

No więc tak, uratują się. Bo aby było sprawiedliwie i dla szczęśliwego zakończenia zgłupieli z kolei Ci źli. Bo jeśli masz potężny artefakt zmieniający świat na wyciągnięcie ręki, to

================ tu ujawniam kawałek fabuły ================



musisz zawrócić, jeśli stół palą.




Bo to mroczny stół był.




================ tu koniec ujawniania ================




Sceny batalistyczne? Nie ma. Jest jedna, finałowa. Niestety... słaba. Więcej tam przemyśleń bohaterów o sytuacji, klątwach, magii, niż walki. A pod koniec więcej tam magii niż walki, czy muszkietów, które tak zachwalano w opisach książki.

Generalnie szkoda czasu, poczytaj coś dobrego. Tu są okazjonalne dobre motywy i kilka niezłych pomysłów na wykorzystanie zwierząt w książkach. Niestety, nie zapełnia to 560 stron książki i można wykorzystać czas lepiej.

Komentarze


Eva
   
Ocena:
+3
by byli groźniejsi, dano im inną czcionkę - prychnęłam :D
01-06-2012 19:23

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.