» Blog » O robieniu graczom dobrze
29-01-2014 10:01

O robieniu graczom dobrze

W działach: rpg | Odsłony: 168

O robieniu graczom dobrze

Dziś będzie o innych preferencjach i zabawianiu siebie samego podczas sesji, ale to tylko pretekst, bo w zasadzie chodzi o filozofowanie na temat sesji prowadzonych na konwentach. W końcu Zjava 2014 już za pasem, a na niej trafi się nam kolejna porcja wolontaryjnie prowadzonych sesji rozmaitego autoramentu. Wśród nich pojawi się również taka, która skłoniła mnie ostatnio do refleksji na temat tego, co prowadzącemu na konwentach robić wolno, a czego, z szacunku dla graczy, nie wypada.

Optymistycznie zakładam, że uda mi się zajrzeć w połowie lutego na drugą stronę Warszawy, by pyknąć jakąś sesyjkę czy posłuchać kolejnej boruty z fejsbuniem w tle. Na sesje zapiszę się zapewne dopiero na miejscu, jako że nie wiem jeszcze, czy moje niecne plany się powiodą. Już teraz jednak z ciekawości zapuściłem żurawia do listy sesji dotąd zgłoszonych, aby mieć jako taki chociaż pogląd na to, czego mogę spodziewać się na miejscu.

Pośród rozlicznych przaśnych "Tajemnych wież arcymaga" i "Tańczących wysp" szczególnie wpadł mi w oko "Lód dla zuchwałych" – przygoda Laverisa, której opis fabuły został zredukowany do minimum, ustępując za to miejsca informacji, że sesja ma być tak naprawdę 'testem' nowego Wolsunga 1.5. Informacja o edycji była już widoczna w rubryce mechaniki, co zwróciło moją uwagę – jaki jest sens w tego typu dopiskach?

Zapomnijmy na chwilę, kto ma sesję prowadzić – ten tekst nie jest bowiem o Laverisie, ale o – nazwijmy to – alternatywnym podejściu do celów sesji konwentowej.

Bardzo dobrze moje dotychczasowe wyobrażenie na temat traktowania graczy podczas sesji tego typu określił u siebie na blogu Piastun:
 

"Na konwent przyjeżdżają uczestnicy, którzy płacą za bilet i chcą się dobrze bawić. Jeżeli zapraszasz ich na swoją sesję, bierzesz odpowiedzialność za ich frajdę z gry."

Rozumiem, jakby jeszcze Laverisowi chodziło o testy jakiejś autorki (albo systemu w produkcji) poza zabawą mające na dodatek zainteresować tworzoną grą większą liczbę ludzi. To taki dodatkowy cel, z akcentem na drugą pozycję na liście priorytetów sesji. Ale 'test' (nie takiej znowu zmienionej edycji) systemu o zasięgu Wolsunga? Równie dobrze mógłby tam wisieć 'test' drugiej edycji młotka, bo uwaga sugeruje jasno: MG zamierza skupić się najpierw na przetestowaniu możliwości systemu na własny użytek, dopiero potem istotne są oczekiwania randomowych graczy. Ja się pouczę, a wy w nagrodę za pomoc dostaniecie nieco ekspa, te klimaty. Przynajmniej tak to odczytałem. Mniejsza czy słusznie – to serio nie ma znaczenia.

Myślę, że – podobnie jak większość – nigdy nie poszedłbym na sesję, którą MG organizuje przede wszystkim na własne potrzeby, a dopiero potem, by zrobić dobrze graczom. Wiecie, ja rozumiem w domowym zaciszu, bo to zupełnie inna baja. Chłopaki, Zdzisiek musi się kiedyś nauczyć reguł Młotka i dlatego dziś gramy dla niego. Ale na konwentach? Sięgam znowu do Piastuna. Co prawda tym razem mówi o RPGowych debiutantach, ale i tak pasuje jak ulał:

"Jeżeli nie jesteś pewny umiejętności nie wpychaj się na konwent z swoimi materiałami. Od razu mówię, nie zniechęcam do aktywności! Wręcz przeciwnie (...) Pamiętaj jednak, żeby zanim zaczniesz mistrzować obcym ludziom wypróbować się w gronie zaufanych graczy."

Spójrzmy na to jednak z drugiej strony: nie wiem, czy dobry MG koniecznie musi mieć sprecyzowane poglądy na temat ulubionego sposobu rozrywki. Są jednak tacy, którzy, na przykład, lubią często odchodzić od zasad podręcznikowych. Nie każdemu to odpowiada i nie każdy trafiając na (często losową) sesję do takiego prowadzącego, poczują szybką potrzebę odejścia od stołu.

Czy jest w tym coś złego?

Jako gracz-odbiorca ogłoszenia jestem w stanie zapoznać się tylko z krótką informacją, jaką MG-nadawca raczył w tymże ogłoszeniu zamieścić. Jako gracz, który czerpie radość z gry poprzez rozgrywkę ściśle przestrzegającą zasad nie chcę się dowiedzieć tylko tyle, że jestem mile widziany. Jasne, to bardzo uprzejme, ale dużo bardziej obchodzi mnie, czego mogę się po sesji spodziewać. Czasem zarys fabularny to za mało. A z czasem i jego przecież zabraknie – gdy na Zjavie ogłoszenie ograniczy się do systemu, prowadzącego i numeru salki.

Czy to nie przesada?

Gdy dla MG ważniejsze jest zapoznanie się z systemem, mogę się oburzyć... albo podziękować, że powiedział mi o tym wcześniej i pójść na sesję która mnie nie rozczaruje. Gdybym był tak samo zainteresowany testowaniem mechaniki Wolsunga 1.5, byłbym za taki zapis wdzięczny podwójnie nawet. Spotkajmy się na testy, a przy okazji w coś pogramy. W tej właśnie kolejności. Czasem po prostu dobrze dowiedzieć się, że MG ma sprecyzowane preferencje w kwestii prowadzenia. Dlatego gdy już zgasły pierwsze inkwizycyjne ogniki w moim sercu, wzruszyłem ramionami i powiodłem wzrokiem ku kolejnym ogłoszeniom sesyjnym. "Lód dla zuchwałych" prawdopodobnie nie jest dla mnie, ale to jeszcze nie koniec świata przecież.

Myślę sobie, że będąc MG poza robieniem za kaowca na sesji ważne jest jeszcze zabawianie siebie, zgodnie ze swoimi potrzebami prowadzącego. Nieważne, w domu czy na konwencie. A robić to należy przy pełnej świadomości graczy i za ich zgodą.

Jako gracz uważam zaś, że jeśli czegoś na Zjavie nie wypada, to na pewno zapraszania mnie na sesje, na których zapewne czułbym się źle i na dodatek zawadzał. W końcu RPG nie potrzebuje męczenników.

 

Do komentowania zapraszam na Turkey Enterprises.

Komentarze pod tą notką zostały zablokowane przez autora.