Pominąwszy to, że oba należą, mniej lub bardziej metaforycznie, do Ysabell, łączy je przede wszystkim paraliż decyzyjny. W momencie, gdy Ys. musi zbyt długo czekać na swój ruch, wpada w szał dziergania. Iskry trzaskają pomiędzy rozpalonymi do czerwoności drutami, kot zahipnotyzowany gapi się na wirujący kłębuszek włóczki, zaś Ezi (ergo ja) wie, że "jeszcze jedna analiza" a sam będzie grał w planszówkę.
Sam.
Na balkonie. W nocy. Bez herbaty.
Zanim jednak wylecę do krainy, gdzie jest "płacz i zgrzytanie zębów" mam jeszcze 15 sekund na wykonanie ruchu…
Opóźnienia
Czy jednak zbyt długie oczekiwanie na swoją kolej jest zawsze kwestią mechaniki? Na ile zjawisko paraliżu zależy od gry, a na ile od samych graczy? Co można zrobić, aby je zminimalizować? Czy zawsze warto z nim walczyć?
A źródła opóźnień mogą być różne:
1. Gram w planszówki dla satysfakcji intelektualnej. Dobry ruch ma dla mnie charakter estetyczny. Losowość i przypadkowość decyzji psują mi przyjemność z rozgrywki. Przeciągam swoją kolejkę, bo szanuję swojego przeciwnika i nie chcę psuć rozgrywki. Podobnie jak szachista, przyjemność czerpię z abstrakcyjnej elegancji ruchów.
2. Do gry usiadłem z niezbyt świeżym umysłem. Chcę się czymś zająć, zagospodarować stres, rozładować emocje po ciężkim dniu. Przeciągam swoją kolejkę, bo nie umiem skupić się na rozgrywce, mam gorszy dzień.
3. Planszówka jest dla mnie sposobem na spotkanie się z bliską osobą. Zagadałem się, nie zwróciłem uwagi na poprzednie ruchy – przeciągam swoją kolejką, bo wredna Ysabell założyła moją ulubioną bluzkę (tę z dekoltem).
4. Jestem pod wpływem silnego stresu. Za bardzo nakręciłem się na zwycięstwo. Za bardzo zależy mi na optymalizacji każdego ruchu. Jestem fabryką adrenaliny. Stres związany z rozgrywką utrudnia mi podjęcie decyzji. Jakiejkolwiek. Przeciągam swoją kolejkę, bo za bardzo chcę wygrać. A moja dziewczyna bawi się z kotem na podłodze dlatego, że przy stole panuje zbyt duże napięcie.
Zmęczenie
W punkcie drugim, głównym źródłem mojego lagowania (opóźnień) są problemy z koncentracją. Coś przeszkadza mi w skupieniu uwagi na grze. Ponieważ grywam zazwyczaj w mózgożerne tytuły, rozproszenie jednego z uczestników dość skutecznie przedłuża rozgrywkę. Kolejne tury wloką się coraz bardziej, oczekiwanie na swój ruch zaczyna przypominać pływanie w smole.
Nie wiem czy wiecie, ale przeciętny człowiek ma problemy z koncentracją na dłużej niż pół godziny. Po upływie tego czasu coraz trudniej skupić uwagę, coraz więcej czynników ją odciąga. Przedłużające się oczekiwanie na ruch może oznaczać, że jeden z graczy "zaczyna odpadać". Ziewanie udziela się wszystkim, a nawet najlepsza planszówka staje się przeraźliwie nudna. Może warto pomyśleć o zrobieniu przerwy na herbatę?
Spotkanie
Trochę inaczej sprawa wygląda w punkcie trzecim. Przerwy w rozgrywce są tutaj ważniejsze niż sama gra. Planszówka staje się pretekstem do spotkania z innymi, nie zaś wartością samą w sobie. Źródłem przyjemności nie jest zwycięstwo (jak w punkcie czwartym) czy redukcja stresów (jak w punkcie drugim). W tym wypadku przerwy w turach są wręcz pożądane – bo trudno poderwać dziewczynę swojego życia wyłącznie ustawiając elektrownie (Wysokie Napięcie).
Co ciekawe ten aspekt rozgrywki bywa włączany do mechaniki. Negocjacje w Game of Thrones, handel w Osadnikach czy Bohnanzie – tutaj przerwy na gadanie są wręcz niezbędne dla samej gry.
Napięcie
Zajmijmy się teraz ostatnim przypadkiem. Zdarza mi się usiąść do gry ze zbyt silnym pragnieniem zwycięstwa, paraliżuje mnie wówczas lęk przed błędną decyzją. Ysabell tego strasznie nie lubi, bo moje napięcie udziela się również jej. Istnieją gracze, dla których nadmiar możliwości i waga decyzji są przyczyną stresów. Atmosfera przy stole robi się bardzo napięta, powietrze aż kipi od interakcji – ja to lubię, moja dziewczyna niekoniecznie. Konflikty, manewry, paskudne triki – to co dla jednych jest esencją gry, dla innych jest czynnikiem zniechęcającym. Oszustwa i przenoszenie urazów z gry to efekt końcowy zbytniego zaangażowania.
Typową reakcją na nadmiar stresu jest właśnie paraliż decyzyjny. Zbyt napięta atmosfera rozgrywki, zbyt zażarta walka o zwycięstwo, nadmierna ambicja – i opóźnienia gotowe. Wyłączenie się z gry (choćby przez robótki ręczne) pozwala uniknąć frustracji i potencjalnego konfliktu.
Tutaj dochodzimy do pewnego paradoksu. Dowcipy i zajmowanie uwagi innymi rzeczami (oznaki dekoncentracji) mogą pomóc rozładować napięcie. To, co było oznaką zmęczenia w punkcie drugim, staje się w tym wypadku sposobem na pozbycie się zbyt dużych emocji. Paraliż decyzyjny (lagowanie, dowcipy etc.) pełni tutaj rolę zaworu bezpieczeństwa.
Nirvana
Na sam koniec zostawiłem punkt pierwszy. Występuje on najrzadziej, ponieważ dostrzeżenie estetyki w kolejnych ruchach wymaga cieplarnianych warunków. Wola zwycięstwa nie może być zbyt duża, umysł musi być stosunkowo zrelaksowany i wypoczęty, otoczenie nie może zakłócać przepływu Mocy (dobre feng-shui?) – wtedy pojawia się to, co cenię w planszówkach najbardziej: elegancja.
Czas mija niepostrzeżenie, ruchy na planszy są tylko odwzorowaniem idealnych posunięć robionych w głowach, zaś najlepsze planszówki pokazują swój pazur. To tutaj można uśmiechnąć się na myśl o nieudanym "gambicie skoczka", to tutaj radość sprawia właściwa decyzja przeciwnika. Zapadam się w grę tak bardzo, że świat zewnętrzny staje się drugorzędny.
Samo oczekiwanie na własny ruch jest nawet przyjemniejsze od jego wykonania. Bogactwo potencjalnych opcji jest bowiem znacznie ciekawsze niż jakakolwiek już obrana strategia. W głowie gracza tworzy się mandala złożona z różnych możliwości, zaś jej kontemplacja staje się niepostrzeżenie esencją gry. Moim "zen" jest kolejny ruch (zaś "zen" Ysabell - oczko prawe stylem francuskim).
Pożyteczny paraliż
Jak widać długie oczekiwanie na swoją kolejkę może mieć różne przyczyny i skutki. Czasami jego źródłem są gracze, czasem mechanika. Czasami warto w trakcie kolejki przeciwnika spróbować spojrzeć na planszę jego oczami, przewidzieć następny ruch, wymyślić elegancką kontrę. Czasami trzeba odpuścić i wypić swoją herbatę, rzucić dowcipem i rozładować zbyt napiętą atmosferę. Czasami, z kolei - po prostu polubić oczekiwanie na swój ruch.
Zwłaszcza, gdy się dostanie w zamian ciepłą czapkę!