O fantastyce...

Autor: A 'rara_avis' A

Po artykule Jędrzeja 'Bukinsa' Bukowskiego na Polterze wywiązała się dyskusja dotycząca nie tyle poziomu literackiego polskiej fantastyki (o czym pisał autor), lecz znaczenia samego pojęcia "dzieła literackiego" i zapotrzebowania na fantastykę w dzisiejszych czasach. Artykuł ten był jednak dla mnie motywacją do innych przemyśleń – polska fantastyka, choć dobra, jest uważana przez wielu (nawet, a często przede wszystkim – przez intelektualistów) za sztukę drugiej kategorii. Książka fantastyczna może być co najwyżej rozrywką, nie jej konkurować z gatunkami bardziej "szlachetnymi".

W Polsce "przyznanie" się do czytania fantastyki to narażenie się na śmieszność. Rozmawiając z przyjaciółmi o literaturze, w środowisku raczej bibliofilskim, bywam często przyczyną zadziwienia lub pełnych ironii uśmiechów. Gdy deklaruję miłość do fantastyki, obok miłości do prozy Gombrowicza, Cortázara czy Dostojewskiego, najpopularniejszym komentarzem jest – "no tak, trochę prymitywnej rozrywki nie zaszkodzi". Kiedyś próbowałem perswadować i polemizować, dziś jestem już tym zmęczony. Jednakże zainspirowany nieco wspomnianym artykułem Jędrzeja 'Bukinsa' Bukowskiego, wywiadem z Konradem Lewandowskim w ostatniej Lampie (polecam!) i esejem na podobny temat w którejś z najnowszych Nowych Fantastyk, postanowiłem jeszcze raz wgłębić się w nieprzebyte otchłanie grupowej świadomości Polaków, by poszukać przyczyn ostracyzmu dotykającego fantastykę.

Pierwsze pytanie, które się nasuwa – czy tak jest tylko w Polsce? Muszę przyznać, że nie wiem, jak wygląda sytuacja w Hondurasie czy Kamerunie, ale w większości krajów szeroko pojętego Zachodu jest inaczej. Angielscy krytycy i czytelnicy wybrali Władcę Pierścieni jedną z najważniejszych książek wieku, na Wyspach mawia się zresztą, że Szekspir to mistrz snu, a Tolkien – magii. W Rosji czytanie braci Strugackich uchodzi za szczyt intelektualizmu. Co ciekawe – wielu krytyków uznaje Bułhakowa za protoplastę fantastyki. Można to zrozumieć czytając książki Wiktora Pielewina, dla którego autor Mistrza i Małgorzaty jest duchowym przewodnikiem. Również za oceanem sytuacja jest odmienna od polskiej – Neil Gaiman przyczynił się do uznania fantastyki w Stanach za element kultury wysokiej, twórcę Amerykańskich Bogów porównuje się z Edgarem Poe, a o większego amerykańskiego pisarza trudno. Neil Gaiman (wraz z np. Mignolą) przyczynił się do czegoś jeszcze bardziej niesamowitego (w polskich realiach) – pokazał światu piękno sztuki komiksu. Czy wyobrażacie sobie sytuację, w której jakiś polski profesor czy autorytet społeczny przyznałby się do półki z komiksami?

Dlaczego u nas jest inaczej? Może przez czynnik historyczny – twórczość Zajdla i Lema była niewygodna dla władz PRL-u, które czasami wyśmiewały ich i gatunek przez nich "uprawiany". Może przez fakt, że dla wielu być uznanym za marzyciela to grzech? Może winne jest przekonanie, że brak wyobraźni to niemal chluba, a nie ubóstwo duchowe? To bardzo niedobrze, jeśli żyjemy w kraju, gdzie pragmatyzm jest cnotą. A może jest tak przez amerykanizację życia, figurki Legolasa i czapki Harry’ego Pottera? A może winna jest po prostu bezmyślność tłumu i wykorzystywanie każdej sytuacji, by okazać czemuś niezrozumiałemu pogardę i poczuć się przy tym lepszym?

Przeraża mnie fakt, że 70% Polaków od początku tego stulecia nie przeczytało niczego prócz "twórczości" Browna czy jakiejś książki Karola Wojtyły, wydanej na fali Jego śmierci. Może ktoś, kupując dziecku Pottera, coś tam przejrzał, może śmierć Lema i Kapuścińskiego skłoniła kogoś do odwiedzenia Empiku. Większość tej "nieczytającej" części społeczeństwa, choć popada powoli w intelektualny analfabetyzm, uśmiecha się pobłażliwie, patrząc na ludzi, którzy czytają o smokach czy innych elfach. Nazywają ich eskapistami, dużymi dziećmi, spotkałem się nawet z opinią (właściwie jest to opinia pedagoga szkolnego), że sympatia do fantastyki jest formą niedostosowania społecznego i autyzmu. Nie czyta się u nas książek, ale jakże łatwo można poczuć się lepszym od kogoś, kto czyta.

Chciałbym zająć się jeszcze jednym problemem – niesamowitą plastycznością granic tego, co w opinii naszego społeczeństwa jest fantastyką. Doszedłem do całkiem ciekawych wniosków. Gdy jakiegoś przeciwnika uznania fantastyki za literaturę piękną pytałem o jego stosunek do Lema, odpowiadał zazwyczaj – "No, ale twórczość Lema to właściwie nie fantastyka, ona jest tylko formą". Dla wielu dobra książka nie może być fantastyką, w fantastyce nie może być czegoś głębszego, jeśli jednak jest (jak u Lema), to automatycznie fantastyka nie jest fantastyką, lecz tylko formą. A przez to, że jest to forma ośmieszona, nawet wartościowe książki są pogardzane i odrzucane.

Żeby nie być gołosłownym – czy polska fantastyka naprawdę jest na wysokim poziomie? Trochę czytam innej współczesnej literatury i nie uważam, by istniała przepaść między poziomem gatunków "szlachetnych" a fantastyką. Dukaj tworzy rzeczy niewyobrażalne – dla przykładu – posługując się koncepcjami zaczerpniętymi z Witkacego i Platona, tworzy cudowną historię, mądrą, oryginalną i przede wszystkim spójną. Inne Pieśni to tylko jedna z książek Jacka Dukaja, a – moim zdaniem – każda jest na arcymistrzowskim poziomie. Popatrzmy na twórców już klasycznych – Zajdla i Lema. Ich bogaty dorobek nie może zostać uznany za infantylny, także wpływ, jaki wywarł on na Polaków, nie może być nazwany błahym. Osobiście równie wysoko cenię twórczość mało znanego Twardocha, prozy Soboty też nie można pominąć. Polska fantastyka to przede wszystkim oni, a nie Pilipiuk czy Ziemiański. Może problem w tym, że Pilipiuk jest w każdej księgarni, a Dukaja trudno gdziekolwiek uświadczyć?

Na początku tego artykułu przyznałem się do niecierpliwości i zarzucenia "krucjaty" o dobre imię fantastyki. Na pewno moja bierność nie potrwa długo, wkrótce wyciągnę spod szafy miecz (a raczej tarczę) i dalej będę starał się pokazać piękno tkwiące w tym gatunku literackim. Wiele mądrych osób mawia, że wartość książki nie może być definiowana przez formę, w którą autor zamknął treść. Jeżeli ktoś osiągnie sukces i uciszy w kimś uprzedzenia do formy fantastyki, to jestem pewien, że piękno prozy Dukaja czy Soboty załatwi resztę.


Chciałbyś zamieścić felieton lub artykuł? Napisz! wyślij e-mail