O co i po co walczyć w kosmosie?
W działach: science fiction | Odsłony: 206Przy okazji mojego wpisu o tym, jak wyobrażam sobie inwazję planetarną pojawiły się wypowiedzi na temat bezsensowności prowadzenia wojen przez cywilizacje międzygwiezdne. Głównym powodem takiego stanu rzeczy był dostęp do w zasadzie nieograniczonych zasobów, co eliminuje potrzebę zajmowania planet. Przyjrzyjmy się tej kwestii.
Na początku:
Po pierwsze: zgadzam się, że - gdyby ludzkość opanowała technikę lotów międzygwiezdnych - prawdopodobnie nie potrzebowalibyśmy z żadnego powodu zajmować planet w rodzaju Ziemi, zamieszkałych przez rozumne rasy i posiadające bogatą biosferę. Jedyne dwa cele, dla których warto byłoby to robić to: przebadanie owej biosfery i pobranie próbek gatunków gospodarczo przydatnych (co można dokonać rękoma lokalnych badaczy) oraz likwidacja wrogiej siły żywej lub zajęcie nieprzyjacielskich baz rekrutacyjnych. Zdobywanie planety dla jej posiadania byłoby IMHO bez sensu.
W całym wszechświecie istnieje identyczny zestaw pierwiastków i występują one w podobnych ilościach. Tak więc równie dobrze można byłoby zadowolić się otworzeniem kolonii wydobywczych na planetach martwych i asteroidach.
Tlen i wodę ponownie można uzyskać z asteroid.
Dostęp do wody i żywności nie jest problemem. Przy dzisiejszej technologii zbudowanie farm pionowych, które produkowałyby żywność na statkach lub stacjach kosmicznych jest kwestią tylko znalezienia odpowiednich rozwiązań inżynieryjnych, a nie braku technologii.
Wszelkie ziemskie i nieziemskie, bezcenne gatunki (których nie trzeba szukać daleko, jednym z przykładów może być kauczukowiec, bez którego cały nasz przemysł leży, bowiem wielu rzeczy nie da się zrobić z syntetycznego kauczuku) dałoby się zapewne hodować w farmach pionowych.
Co więcej: w ogóle nie widzę planet jako rdzenia cywilizacji międzygwiezdnej (o przyczynach napiszę w jednym z punktów niżej). Jak już to taki rdzeń widziałbym we flotach w rodzaju tej z komiksu Armada, światach-statkach, jak pojazdy Eldarów z Warhammera 40.000 czy gwiezdnych fortecach jak z Macrossa.
Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdybyśmy natknęli się na cywilizację, której droga rozwoju technicznego poszła w inną stronę i części współczesnych rozwiązań nie opracowano.
Mit wojny o zasoby:
Mimo to uważam, że do wojen będzie dochodzić. I to pomimo dostępu do w zasadzie nieograniczonych zasobów naturalnych. Powód jest prosty: teza, jakoby wojny były toczone wyłącznie o zasoby jest niestety głównie tezą propagandową, stanowiącą spłycenie problemu i nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Polemologia (nauka zajmująca się badaniem nad wojną) wylicza trzy typy przyczyn wojen. Są to:
Strukturalne: czyli wynikające z potrzeby czegoś. Te potrzeby mogą przybierać różne postacie. Tak więc wojna może wynikać z chęci zagarnięcia jakiegoś obiektu materialnego (ziemia, zasoby) lub niematerialnego (władza), może też być toczona o zasoby demograficzne (np. przyłączenia miast zamieszkanych przez ludność określonej narodowości). Dobrym przykładem tego typu konfliktu mogą być spory o Gdańsk i Śląsk, gdzie były to obszary zamieszkane zarówno przez ludność polską, jak i niemiecką, które obydwie rościły sobie do nich prawa i chciały ich przyłączenia do właściwego sobie państwa narodowego.
Innym powodem wojny strukturalnej może być chęć wyprzedzającego zniszczenia potencjału wojskowego przeciwnika. Sytuacja taka ma miejsce, gdy dochodzi do nadmiernych zbrojeń: jedno państwo zaczyna się militaryzować, co budzi obawę w innych, że stanie się celem agresji. W końcu, gdy te obawy zyskają uzasadnienie dochodzi do wojny.
Okazjonalne: czyli zainicjowane niespodziewanymi wydarzeniami i prowokacjami. Dobrym przykładem tego typu wojny jest Inwazja na Afganistan z początku obecnego stulecia (cel: zniszczenie baz Al Kaidy po zamachach z 11 września) lub I Wojna Światowa, która wybuchła w skutek zamachu w Sarajewie.
Koniunkturalne: do tej grupy zaliczyć można dwa typy wojen. Po pierwsze: wywołane przez sojusze, zwykle obronne. Po prostu państwo A zostaje zaatakowane z jakiegoś powodu (np. dlatego, że zatopiło obcy kuter rybacki łowiący dorsze na jego wodach przybrzeżnych), państwo B natomiast przystępuje do wojny, bowiem zawarło z nim sojusz obronny.
Drugim typem wojen koniunkturalnych są wojny wywołane przez ideologie lub religie. Przykładowo: jeśli w państwie A istnieje religia wymagająca ofiar z ludzi, a państwo B uznaje, że jego obowiązkiem jest bronić praw człowieka w całym świecie, to populistyczni lub co bardziej ideowo zmotywowani politycy państwa B mogą żywić przekonanie o konieczności uderzenia na państwo A.
Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.
PS. No jasne. Przecież tu nie ma autopublikacji.