06-05-2012 18:49
O Lwowie opowieść krótka
W działach: Coolinaria, Wyprawy | Odsłony: 1474Wróciłem właśnie z Ukrainy, gdzie wyjechałem z kilkoma znajomymi rusyfikatorami i filologami ukraińskimi. Ekipa zacna, Lwów przepiękny, wrażeń moc i multum, zatem postanowiłem w kilku słowach się nimi podzielić.
Knajpy
Sercem Lwowa są lokale-puby, gdzie można napić się w porządnego, pszenicznego piwa (Biłe, Biłyj Lew, Obołoń) w cenie 4-5 zł. Jednocześnie, co stanowi niezły kontrast z naszymi mordowniami, można tam zamówić masę rzeczy do jedzenia. Ale najważniejsze jest to że praktycznie każda knajpa w której byliśmy miała swój charakterystyczny klimat. Niestety, nasi knajpiarze musza się jeszcze wiele nauczyć. Garść przykładów:
- „Gazowa Lampa” – lokal stylizowany na XIX wiek, pomnik Łukasiewicza przy wejściu, drinki i wódki typu „Gazówka”, „Naftówka”, „Benzynówka”, serwowane w probówkach i menzurkach.
- „Dom Legend” – jako inspirację dla wystroju posłużyły przeróżne nomen omen legendy i historyjki. W toalecie wiszą ekrany, na których co jakiś czas pojawia się dwóch jegomościów, ponaglających do wyjścia („No co tak siedzisz? Inni czekają!”). Kelnerami zaś są… karły (sic!).
- „Kryjówka” – tu zaś wchodzimy do siedziby partyzantów. Poczęstunek wódką przy wejściu, do jedzenia m.in. wędzone świńskie uszy czy smażone świńskie ryjki (delikates!). Menu tej knajpy jest podobno najczęściej kradzione przez klientów, i zresztą trudno się dziwić – bardzo mocne hejtowanie Rosjan. Gdzieś jest zresztą we Lwowie knajpa gdzie przy wejściu pytają o pochodzenie. Moskali nie wpuszczają…
- „Pod Złotą Różą” – żydowska restauracja. Menu bez cen (sic!), za to z informacją że za łapówkę kelner może przynieść sało (słoninę). Z kelnerem tez negocjuje się wysokość rachunku. Pochwalę się, że zaproponowane szalone 280 hrywien (ponad 100 zł) udało mi się w kwadrans zbić do 125 h (i jeszcze wyszarpać kieliszek przepysznej pejsachówki).
- „Drugi brzeg” – Piwnicę Opery Lwowskiej zalano wodą, wstawiono kładkę i urządzono w dalszych pomieszczeniach bardzo przyjemny lokal, stylizowany na fin-de-siecle w klimatach teatralno-operowych (binokle, laseczki, rękawiczki, partytury…)
- „Masoch” – tak, ten pan od masochizmu jest uhonorowany własną knajpą. Tak, używa się w niej pejczy i kajdanek. I nie wchodźmy w detale :)
- „Loża Masońska” – ceny ok. 10-krotnie wyższe niż gdzie indziej. Jednak jeśli zna się hasło/umówiony znak/uotewer – można zjeść i wypić za normalną cenę. Tego nie testowaliśmy :)
Na obiad natomiast należy wybrać się do sieciówki "Pużata Chata", serwującej klasykę kuchni ukraińskiej za śmieszne pieniądze (dwudaniowy obiad ze świetnym piwkiem – ok. 15 zł).
Jedzenie
Zakochałem się w ukraińskim żarciu! Solianka (gulaszowa, kwaśna zupa – zrobiłem od razu po powrocie do domu), ichni barszcz, wareniki (pierożki), wspomniane wyżej pyszne piwa, świńskie ryjki (ojejujeju jakie dobre), słonina w czekoladzie (dyskusyjna potrawa, powiem eufemistycznie – ale zjadłem). Ukraińcy dodają też czosnek do wielu potraw, ale trzeba przyznać że robią to umiejętnie. Na ulicach sprzedawane są… precle, ale inne niż u nas: miękkie i słodkie. Alkohole tradycyjnie tanie i dostępne powszechnie, choć od północy do przedpołudnia panuje prohibicja. Litrową wódkę kupiłem za ok. 22 zł.
Z uwagi na wysokie temperatury i słońce gasiliśmy pragnienie kwasem chlebowym, najlepszym jaki piłem do tej pory. Świetne są zarówno te butelkowane, jak i sprzedawane na ulicy, z odrapanych bud (ok. 2 zł/pół litra).
Miejsca
Warto zobaczyć kościoły wszelakie, zwłaszcza katedrę łacińską (miejsce ślubów lwowskich ICR) i ormiańską (z niesamowitymi zdobieniami i obrazami). Wrażenie robi kościół jezuicki, zwłaszcza stojąca w nawie stara trumna. Cackiem zdobniczym jest kopuła Kaplicy Boymów (choć trzeba się naszukać kogoś kto ma klucze).
Na pewno nie warto iść na wycieczkę „Podziemny Lwów” bo wieje sandałem: jeden korytarz i dwie piwnice pod klasztorem, a przewodniczka napina się jakby były to co najmniej Krzysztofory z Bazyliszkiem na ostatnim levelu. Podobnie jest z tzw. „Wysokim Zamkiem” – zachowała się kupa kamieni, a udać się tam można w zasadzie tylko by popatrzeć na panoramę Lwowa.
Obowiązkowym punktem programu jest oczywiście Cmentarz Łyczakowski (groby Zapolskiej, Konopnickiej, Banacha, Grottgera in., rewelacyjne przykłady sztuki kamieniarskiej) wraz z częścią Orląt Lwowskich.
Warto odwiedzać Rynek, bo non stop dzieje się tam coś ciekawego (występy różnych cudaków, muzycy, sporo kramów, olbrzymi Ratusz), a także targ książek (gdzie za obiektywnie niewielkie pieniądze można kupić cuda, np. stuletnie gazety). Na położonym niedaleko pchlim targu można natomiast kupić przysłowiowe mydło i powidło, zdarzają się interesujące i wymowne towary, jak np. dystynkcje UPA czy złote łyżeczki z herbem Lubicz…
Polecam też wyskoczyć na pół dnia do podlwowskiej Żółkwi (siedziby Żółkiewskich i Sobieskich), gdzie zachował się renesansowy zamek obronny, cerkiew bazylianów z przepięknymi, secesyjnymi – sic! - malowidłami i witrażami. Zwraca uwagę przepiękny anioł w kaplicy (wielkości 2m), a także… Bóg Ojciec z twarzą Szeptyckiego i stojący przy Chrystusie Semen Petlura. Zwiedziliśmy też zdewastowaną synagogę i kolegiatę św. Wawrzyńca (z grobem hetmana Żółkiewskiego i tablicą – „Swojemu szefowi – 6 pułk strzelców konnych 1937”). Zamknięty niestety był kościół dominikanów (remont) z nagrobkiem ściętego pod Batohem Marka Sobieskiego.
Ukraińcy
Wbrew uporczywej a krzywdzącej obie strony plotce Ukraińcy odnoszą się do Polaków dość życzliwie (zarówno obsługa hotelu, kelnerzy, czy nagabywani na ulicy lwowianie), ich „przeciwnikiem” są przede wszystkim Rosjanie (złość/smutek/zniechęcenie wywołuje zazwyczaj u Zachodnich Ukraińców mówienie do nich po rosyjsku). Wspominałem wyżej o knajpie antyrosyjskiej, powszechnie można kupić koszulki z napisem „Dzięki Ci Panie Boże, że ja nie Moskal”. Nawiasem dodam, a spostrzeżenie to potwierdzają mieszkający ostatnio na Ukrainie przez pół roku znajomi, że dla Z.Ukraińców Smoleńsk był zamachem (chętnie sami poruszają ten temat), a polskie informacje w mediach o „wypadku”, „niedopatrzeniach” itp. kwitują uprzejmym uśmiechem. "Wy ich nie znacie tak dobrze jak my". Ot, ciekawostka.
Na ulicach Lwowa ma się też momentami wrażenie uczestniczenia w polskiej scenie politycznej – na prospekcie Swobody (główna aleja komunikacyjno-spacerowa miasta) pole namiotowe, głodówka w intencji Tymoszenko, krzyki i kłótnie przy punktach informacyjnych „Ruchu dla Julii” (czy jakoś tak). Zbieranie podpisów, plakaty anty-janukowyczowskie, zarzuty kolaboracji z Rosją… Jak u nas!
Dodam na koniec że jeśli chodzi o ruch samochodowy to Ukraińców należałoby zwać „Włochami Wschodu”, gdyż bardzo pomagają sobie w tym zakresie fantazją i beztroską.
Podsumowanie
10 lat temu Lwów zrobił na mnie wrażenie bardzo przygnębiające – piękna, polska miejscowość zaatakowana rakiem sowieckiej dewastacji. Pamiętam zwłaszcza odrapaną wieżę polskiej-łacińskiej katedry. Teraz jednak była stolica Królestwa Galicji i Lodomerii prezentuje się jako odnowione, stricte europejskie miasto. Czysto (w miarę), jest co zwiedzić, gdzie wypić i czym zakąsić. Polecam gorąco!
24
Notka polecana przez: Alamo, Albiorix, Andman, Cooperator Veritatis, Dark_Archon_, dzemeuksis, earl, gangrel, Grom, Jade Elenne, Klapaucjusz, Mag_Mag, Marigold, Obca, Planetourist, Radagast Bury1, ram, Scobin, strateks, Tarkis, Tyldodymomen, voynar
Poleć innym tę notkę