» Artykuły » Inne artykuły » Nowa Fantastyka 2/2012 - omówienie

Nowa Fantastyka 2/2012 - omówienie


wersja do druku

Nie tylko Watts

Redakcja: Alicja 'cichutko' Laskowska

Nowa Fantastyka 2/2012 - omówienie
Sześć utworów literackich, pięć felietonów, pięć dłuższych artykułów publicystycznych i spora porcja recenzji. W lutowym wydaniu Nowej Fantastyki uwagę przykuwa szczególnie nazwisko Petera Wattsa, ale również teksty kilkorga innych autorów zasługują na gorącą rekomendację. Co prawda dwa z opowiadań są słabsze, lecz pozostałe materiały – niezłe lub nawet dobre – wynagradzają to z nawiązką.

Na część publicystyczną składają się felietony Jakuba Ćwieka (o literackim naśladownictwie), Michaela J. Sullivana (o minihistoriach i zasadzie show, don't tell), Rafała Kosika (o radzeniu sobie z globalnym przeludnieniem), Petera Wattsa (o wysoko postawionych psychopatach) i Łukasza Orbitowskiego (o kwestiach egzystencjalnych w filmie Drzwi), a ponadto pięć artykułów. Przeczytamy w nich o historii oraz najbliższej przyszłości hollywodzkich baśni (Jerzy Rzymowski), poznamy zapomniane odmiany starogermańskich smoków (Artur Szrejter), odwiedzimy studio Asylum produkujące filmy klasy Z (Mateusz Albin). Szczególnie interesujące wydały mi się dwa teksty: Doktor Jekyll i Mister Joker Michała Hernesa, przedstawiający karierę potworów – od Hyde'a do Shreka – na deskach współczesnych polskich teatrów, a także Głównonurtowy coming out, w którym Jakub Winiarski prezentuje motywy fantastyczne w twórczości takich pisarzy, jak Cormack McCarthy, Wiktor Pielewin oraz Haruki Murakami. Warto zajrzeć do tych artykułów, ponieważ podział na fantastykę oraz mainstream (być może nieistniejący w książkach, ale na pewno obecny w głowach) podtrzymujemy przecież i my sami, swoje czytając, cudzego nie znając.

Dział prozy polskiej tworzą trzy opowiadania oznaczone nagłówkiem "Odkrycie ze strony www.fantastyka.pl" (teksty te nie były poprzednio publikowane – zostały specjalnie pozyskane od autorów, których wcześniejszy dorobek z witryny pisma zwrócił uwagę redakcji). Pierwsze z nich, Konfrontacja Elaine Housemann Istvana Vizvaryego, zaczyna się jak klasyczna historia o pięknej kobiecie szukającej pomocy prywatnego detektywa, jednak szybko pokazuje, że jest czymś więcej. Na zaledwie sześciu stronach wytarty schemat kryminalny odnowiony został za pomocą psychologizacji i fantastyki, a końcowy dialog zarazem wyjaśnia istotę zdarzeń i pozostawia niepokojące niedopowiedzenia. Gdyby nie liczyć Ambasadora Wattsa, pomysł na Konfrontację… byłby najciekawszym konceptem literackim w tym numerze. (Aha, drobna sugestia: podobnie jak poprzednio w opowiadaniu Rafała Kosika, starajcie się nie oglądać ilustracji na stronie 21, zanim nie przeczytacie strony 20. Unikniecie spoilera).

Zniesmaczyło mnie z kolei opowiadanie Karola Mitki Eustachy Soplica kontra półdemon, w którym pewien bernardyn otrzymuje od Boga zadanie walki ze złem. Tekst ten – napisany niewątpliwie dla zabawienia czytelnika – jest niezły stylistycznie i w paru miejscach całkiem dowcipny, ale zdominowała go tematyka, przy jakiej historie o Jakubie Wędrowyczu wznoszą się na wyżyny subtelności. Pozwolicie, że wskażę parę przykładów: "[…] fantazjował o pani Kowalskiej, wychowawczyni z gimnazjum. Oczyma wyobraźni widział ją ubraną jedynie w stringi, biorącą do ust jego członka"; "Diabeł […] rzucił drgające truchło na ziemię i oszczał. Zielonkawy mocz spalił zwłoki na popiół"; "Pani Kowalska […] masturbowała się wibratorem przypominającym trąbę słonia"; "[…] do sypialni wpadł ogromny, cuchnący siarką osobnik. Powalił ją na podłogę i brutalnie w nią wszedł. […] Już prawie szczytował, gdy niespodziewanie ktoś zdzielił go czymś twardym w łeb". Rzeczywiście, boki zrywać.

Przyzwoity poziom literacki powraca w opowiadaniu Jarosława Sopińskiego. Zapisane w snach to opowieść o spotkaniu z obcymi w pozaziemskiej bazie badawczej, będąca dziennikiem naukowca i malarza z XXV stulecia. Owszem, tekst ma swoje słabsze strony, do których należą: powierzchowność techniczna, psychologiczne anachronizmy (po bohaterach oraz ich otoczeniu zupełnie nie widać tego, że od naszych czasów minęło cztery i pół wieku), zdawkowo potraktowane relacje między postaciami. Niemniej fabuła utworu została bardzo sprawnie opracowana: napięcie stopniowo wzrasta, a w powietrzu od samego początku wisi parę strzelb Czechowa, które następnie jedna po drugiej wypalają. Sopiński posługuje się też umiejętnie motywem snu, wykorzystując chyba najważniejsze z tradycyjnych jego znaczeń: stan ten zarówno zbliża śniącego do śmierci, jak i stanowi bramę do innego świata. Cieszy również zakończenie, rozwiązujące większość wątków, ale uchylające się przed pokusą ostatecznego odsłonięcia tajemnicy. Klasyczny pomysł (w swojej strukturze utwór dość mocno przypomina Solaris), nieco niedopatrzeń, ale ogólnie dobre wykonanie – całość na plus.

Literaturę zagraniczną reprezentują również trzy teksty, a pierwszym z nich jest Dzień Niepodległości Sarah Langan. W Stanach Zjednoczonych trzysta lat po podpisaniu Deklaracji Niepodległości ludzie radzą sobie z nieznośną rzeczywistością, usuwając bolesne wspomnienia. Jednak u głównej bohaterki stosowana powszechnie aparatura medyczna nie do końca się sprawdza… Dystopijność przedstawionego świata ujawnia się zarówno w całym społeczeństwie (ogłupiające media, inwigilacja, skażenie środowiska), jak i w domu nastoletniej Triny (ojciec alkoholik i przegrany naukowiec, matka uzależniona od telewizji niczym Sara Goldfarb w Requiem dla snu). Dramat rodzinny konsekwentnie łączy się z dramatem publicznym, oba prowadzą do kulminacji, w której bohaterka przekształca gniew na rodziców w nienawiść do systemu, naprawiając swoje wcześniejsze błędy – kompozycji opowiadania trudno cokolwiek zarzucić. Jego mocną stronę stanowi także narracja, obrazowa ("Poczekalnia jest lśniąca i jasna, ale ludzie w niej są brudni") i żywa ("Jej ojciec, damski bokser bez zasad. Kolejny powód, by go nienawidzić"), pełna pomysłów na zajmujące przedstawienie poszczególnych zdarzeń (najsilniej utkwił mi w głowie opis sceny, w której jedną z postaci wyprowadzają z mieszkania funkcjonariusze, ukazany w postaci nagrania puszczonego od tyłu). Ogólnie: pomysł dość standardowy, ale naprawdę świetne wykonanie.

We wspomnianym już Ambasadorze Peter Watts zabiera nas na wyprawę w znacznie bardziej odległą przyszłość. Już inicjalne zdanie, "Pierwszy kontakt miał wszystko rozwiązać", zapowiada, że nie ma co liczyć na optymistyczną wizję spotkania ludzkości z pozaziemską inteligencją. Ludzi zresztą narrator nazywa niedwuznacznie: "te chaotyczne bestie, które mnie zbudowały", a wizja rozwoju cywilizacji, jaką kreśli w końcowej części tekstu, jest straszna, mimo że dwadzieścia stron później w felietonie Watts określi swoją twórczość jako "dziecinnie optymistyczną w portretowaniu ludzkiej natury" (polecam zresztą łączną lekturę obu tekstów Kanadyjczyka, wyjątkowo dobrze ze sobą współgrają). Dodatkowo w Ambasadorze mieści się radykalny zwrot akcji, skłaniający do powtórnej lektury. Szkoda tylko uproszczenia dotyczącego genezy religii ("Bóg […] rodzi się ze strachu"), ale to jedyny zgrzyt w znakomicie obmyślanej i rozpisanej całości. A to wszystko na niecałych pięciu stronach.

Najbardziej problematyczny w dziale prozy obcej jest tekst S.L. Farrella Bogowie co drugiej środowej nocy. Oparty na podobnym pomyśle co Game Night Jonny'ego Nexusa, skupia się na relacji łączącej bohaterów gry fabularnej z graczami. Co by się działo, gdyby ci pierwsi mieli własne życie, w które czasami wtrącaliby się ci drudzy? I czy postać może się wyrwać spod kontroli tego, kto nią kieruje? Dla gracza role-playing games taki eksperyment myślowy zapewne będzie zajmujący, ale nie mam pewności, czy zainteresuje niegrającego miłośnika literatury. Żałuję, że Farrell nie rozwinął analogii między czytaniem a grą w RPG – temat ten pojawia się dopiero w końcówce, gdzie poświęcone mu akapity stanowią jeden z dwóch najbardziej intrygujących fragmentów opowiadania. Drugim takim miejscem jest początkowa scena ze świata gry, przedstawiająca postacie, którym dopiero co pozwolono odzyskać władzę nad własnymi czynami. Reszta tekstu to dość porządnie spisana, niekiedy humorystyczna, ale ogólnie bardzo prosta historia, przeplatana komentarzami auktorialnego narratora. Urozmaicają one lekturę, lecz często powtarzają rzeczy oczywiste ("Zauważyliście […] pewnie powtórzenie odnoszącego się do elfów słowa «dupki»"; "[…] dowiedzieliście się, czym elfy zasłużyły sobie na taką opinię"), moim zdaniem bez dostatecznego uzasadnienia. Jeżeli chcecie przeczytać o grach, sięgnijcie raczej po prześmieszne Game Night czy też ambitne tematycznie W magicznym królestwie Davida Molesa (tym razem o MMORPG) z listopadowego wydania Nowej Fantastyki.

Jeżeli spuścimy zasłonę na tekst Mitki i darujemy Farellowi, że w jego opowiadaniu ciekawe są głównie wstęp i zakończenie, to lutowy numer Nowej… okaże się satysfakcjonujący. Rarytasami są w nim bez wątpienia obydwa teksty Wattsa, które – choć krótkie – mogą stanowić niemałe wyzwanie światopoglądowe. Do tego jeszcze trzy dobre opowiadania oraz niezła publicystyka (zwłaszcza dwa teksty ważne dla rozumienia opozycji między fantastyką oraz tak zwanym głównym nurtem). Krótko mówiąc, następny porządny numer.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Maciej Szraj
   
Ocena:
0
Felietony i artykuły w tym nr. bardzo zgrabne. Szczególnie "Głównonurtowy coming out" Jakuba Winiarskiego przypadł mi do gustu. Oby więcej takich tekstów. Z polecankami (bo recenzjami nazwać to trudno) mogę się nie zgadzać ideologicznie, ale zapewne spełniają swoją rolę, więc nie będę specjalnie krytyczny.
Traf chciał, że przygodę z prozą w tym numerze zacząłem od "Eustachego Soplicy..." i to skutecznie zniechęciło mnie do czytania kolejnych opowiadań (jeszcze tylko przez Wattsa przebrnąłem). Miałem identyczne skojarzenie jak Scobin z Pilipiukiem. Tekst ten odrzuca po pierwszym rozdziale. Toż to zieje prymitywizmem, w żaden sposób śmieszne nie jest i stoi w jawnej sprzeczności ze zdaniem z okładki "Miesięcznik miłośników fantastyki". Nie wiem jaki miłośnik to doceni.
Powtórzę, część publicystyczna na duży plus, a do prozy będę musiał zrobić drugie podejście.
13-02-2012 20:01
malakh
   
Ocena:
0
Mnie Farell urzekł nie analogią do RPG (swoją drogą, nie jestem graczem, więc masz odpowiedź na swoje pytanie), ale właśnie ciekawą konstrukcją - Farell przeplata wymyśloną historię z autorskimi komentarzami na temat tworzenia historii i warsztatu autorskiego. Coś ciekawego, nieczęsto spotykanego - stąd publikacja.
13-02-2012 20:09
Scobin
   
Ocena:
0
Dzięki za komentarze!

@Obłęd

A jak podobał Ci się Watts?

@malakh

Komentarze autora na temat własnej pracy – zgoda, to interesujący pomysł i w omówieniu mogłem napisać o tym nieco więcej.
13-02-2012 20:55
Maciej Szraj
   
Ocena:
+1
Watts wypadł dla mnie nadspodziewanie dobrze. Należę do tych, których „Ślepowidzenie” wcale nie porwało, szczególnie ze względu na warstwę stylistyczną. A tutaj mamy tekst krótki, ale obfity w treść. Po pierwsze duży plus za to, że całość bazuje na niedopowiedzeniu i niewiadomej. Obcy jest prawdziwie obcy. Możemy oczywiście stosować analogie do Lema etc. ale w tym wypadku Watts idzie trochę dalej i wchodzi na poziom metaepistemologiczny. Nie potrafimy zrozumieć jednej rzeczy, skupiamy się na niej, a tu nagle boom, okazuje się, że prawdziwe niewiadome dopiero przed nami. W ten sposób można stopniować w nieskończoność i to jest fajnie ukazane. Do tego niczego sobie teoria technologicznej wojny, chociaż najbardziej interesujące jest dla mnie właśnie to mnożenie niewiadomych. Jako czytelnik od razu zadaję sobie pytania ile tych niepoznanych i może niepoznawalnych bytów jeszcze jest, co w sobie kryją i czy jakieś ziarnko prawdy tkwi w podejrzeniach co do walki owych tajemniczych bytów.
Tekst solidny, aczkolwiek wciąż Wattsowi zarzucam brak kunsztu literackiego. Dobre pomysły, warsztat średni. Dlatego nie zawsze przyjemnie mi się tego pana czyta.
13-02-2012 23:07
disapoint
   
Ocena:
0
Konfrontacja Elaine Housemann zupełnie mnie nie przekonała - tekst jest chaotyczny, niespójny, nielogiczny - rozumiem, że zakończenie ma to "usprawiedliwić", wg mnie jednak tego nie czyni - bardzo mnie zmęczyło te kilka stron onirycznych wynurzeń.
Watts przyzwoity, inteligentny i przyjemny w odbiorze. Opowiadanie Farrella świeże, lekkie, zdecydowanie na plus(mimo, że nigdy nie grałem w żadne z gier RPG).
14-02-2012 11:08
Scobin
   
Ocena:
0
@disapoint

Dzięki za komentarz!


Konfrontacja Elaine Housemann zupełnie mnie nie przekonała - tekst jest chaotyczny, niespójny, nielogiczny - rozumiem, że zakończenie ma to "usprawiedliwić", wg mnie jednak tego nie czyni - bardzo mnie zmęczyło te kilka stron onirycznych wynurzeń.

Ciężko się pisze o tym tekście bez spoilerów, więc...

SPOILERY do "Konfrontacji Elaine Housemann

W moim przekonaniu ten utwór jest spójny, ale w dość szczególny sposób. Traktowałbym go jako próbę oddania tego, co dzieje się w głowie człowieka po traumatycznych doświadczeniach (oraz tego, jak w przyszłości może wyglądać terapia takiej osoby). Sięgając na chwilę po terminologię psychiatryczną: zanim osoby z PTSD (post-traumatic stress disorder) dojdą do ładu z własną pamięcią, często uświadamiają sobie tylko porwane strzępki wspomnień. Moim zdaniem podobnie jest tutaj i dlatego warto rozpatrywać zdarzenia w "Konfrontacji..." jako odbicie psychiki Elaine (oczywiście zmodyfikowane przez Charlesa). Jeżeli tego nie zrobimy, to rzeczywiście fabuła może wyglądać jak zlepek nielogicznych scen.

Koniec spoilerów do "Konfrontacji Elaine Housemann


Opowiadanie Farrella świeże, lekkie, zdecydowanie na plus

Z tą świeżością to dosyć ciekawa sprawa. Z jednej strony zabieg "komentowania przez autora własnego procesu twórczego" nie jest nowością w literaturze (słowa kluczowe: autotematyzm, metafikcja), z drugiej – trudno mi sobie przypomnieć coś podobnego w fantastyce.

Co do lekkości, to OK, czytało mi się to szybko, ale mam wrażenie, że równie szybko zapomnę. :-)

(mimo, że nigdy nie grałem w żadne z gier RPG).

No, to jest to druga (po malakhowej) odpowiedź na moje pytanie. ;-)
14-02-2012 13:19
disapoint
   
Ocena:
0
@Scobin

Konfrontacja Elaine Housemann - domyśliłem się, że autor podążył schematem mistrzowsko zastosowanym w Wyspie Skazańców Dennisa Lehane - tam całkowicie uległem złudzeniu, uwierzyłem - w przypadku tego opowiadania to chyba tylko zirytowałem.
15-02-2012 13:29
Scobin
   
Ocena:
0
Nie znam niestety "Wyspy skazańców", trudno mi się do niej odnieść. ;-/
15-02-2012 16:51
27383
   
Ocena:
0
Konfrontacja głupia bo nie zrozumiałem (czyli pewnie ja jestem głupi), Eustachy żałosny w każdym calu (ani śmieszne to ani ciekawe), Sopiński bardziej podobał mi się niż Watts, Farell nie przypadł mi do gustu, Dzień Niepodległości nawet mogą być. Felietony bardzo spoko, jak zawsze zresztą.

Zaraz po przeczytaniu miałem wrażenie, że to najsłabszy numer NF od czerwca 2011 (odkąd kolekcjonuję znaczy się), ale po przemyśleniu stwierdzam, że po prostu średniawy.

16-02-2012 17:18
Scobin
    @Thoctar
Ocena:
0
Czy to, co napisałem poniżej o "Konfrontacji..." w jednym z komentarzy, wpływa jakoś na Twoje zdanie? :)
16-02-2012 17:48
27383
   
Ocena:
0
To, że po 10 lekcjach omawiania Dziadów cz. 3 skumałem o co chodzi nie zmienia faktu, że zacząłem uważać tę lekturę za lepszą książkę :P

EDIT: Ja jestem prosty (prostacki?) człowiek, średnio interesuje mnie tekst literacki, z którego nic nie rozumiem. No chyba że napisany jest ciekawie i wciągająco (jak Ślepowidzenie, gdzie co drugiego słowa mającego więcej niż 4 sylaby nie rozumiałem :P ), a tego o Konfrontacji bym nie powiedział.

Z drugiej strony na mój odbiór wpłynął może fakt, że czytając pierwsze wersy miałem nadzieję na fajny tekst w jednej z moich ulubionych konwencji (cukier, kawa, kawa, cygara, detektyw i dama w potrzebie), a dostałem coś, czego nie rozumiem bez przeczytania mądrego komentarza w necie.

16-02-2012 18:22
Scobin
   
Ocena:
0
Mnie się czasami opinia na temat utworu zmieniała pod wpływem tego, co ktoś miał o nim do powiedzenia. Ale nie zawsze. :)
16-02-2012 23:29

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.