Nowa Fantastyka 03/2012 - omówienie

Autor: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Nowa Fantastyka 03/2012 - omówienie
Na okładce marcowego numeru Nowej Fantastyki widnieje nazwisko Johna Cartera, któremu z okazji premiery filmowej poświęcono trzystronicowy artykuł. Miłośników filmu zainteresować też może tekst o twórczości Tarsema Singha, ale najciekawsze materiały publicystyczne otrzymują czytelnicy polskiej literatury. Autorka pierwszego z tych dwu artykułów stara się uargumentować tezę o pozornym tylko podziale na męską i kobiecą fantastykę, natomiast autor drugiego opracowania przedstawia ciekawą krytykę rodzimego pisarstwa historycznego. Oprócz tego w numerze dostępny jest też następny tekst o mało znanym fantastycznym twórcy z polskiej przeszłości, tym razem dotyczący Aleksandra Junoszy-Olszakowskiego. Nie zabrakło również, tradycyjnie, felietonów Jakuba Ćwieka, Rafała Kosika (obydwaj piszą o piractwie i prawach autorskich, przyjmując przeciwstawne perspektywy), Michaela J. Sullivana (omawiającego trzy rodzaje narracyjnych punktów widzenia w literaturze), Petera Wattsa (streszczeniem jego wypowiedzi niech będzie cytat: "naukowcy od małego są aktywnie szkoleni, by być kiepskimi pisarzami") oraz Łukasza Orbitowskiego (o tym, kim właściwie jest pisarz).

Jeżeli chodzi o opowiadania, to dział prozy polskiej rozpoczyna Tomasz Przewoźnik, autor Najlepszego hycla w mieście. Utwór koncentruje się na Marku, mężczyźnie, który zarabia na życie zabijaniem dzikich psów powstałych w wyniku genetycznych manipulacji, w czym pomagają mu zdobycze techniki opracowane pierwotnie na potrzeby wojska. Akcja dzieli się na dwie płaszczyzny czasowe – rozmowa protagonisty z lekarzem, który ma zadecydować o możliwości dalszego wykorzystywania przez mężczyznę pancerza LiveShell, przeplatana jest opowieścią głównego bohatera o szczególnie ważnym dla niego zleceniu z przeszłości. Dzięki tej naprzemienności utwór jest całkiem ciekawy, ale raczej nie zapamiętam go na długo ze względu na dość prostą w gruncie rzeczy fabułę, zgrubnie naszkicowany świat oraz niezbyt skomplikowaną psychikę postaci.

Lilka Radosława Raka rozgrywa się na galicyjskiej wsi jakiś czas po rabacji Jakuba Szeli. Bohaterką tej historii jest młoda dziewczyna żyjąca od paru lat z rozbójnikiem, który czeka na syna, a zabija niechciane córki. Autorowi udała się trudna sztuka opowiedzenia z kobiecej perspektywy o tak intymnych doświadczeniach, jak seks, poród, utrata dzieci. Rak znajduje trafne przenośnie dla mówienia o emocjach i cielesności, z niemałym wyczuciem stylu: "Ból rozrywał dziewczynę aż do czarnej bezświadomości", "Lilkę ścięło przerażenie, zimne i mokre", "Zazdrość żarła go przez to jak robak". Co więcej, osobistą historię dziewczyny wpisuje w opowieść, w której do świata człowieka coraz mocniej przenika rzeczywistość wierzeń ludowych, zamieszkana przez żmije, latawce i inne, straszniejsze stwory. Jest w tym utworze ból kobiety, zimna zaciętość mężczyzny, jest codzienność, jest piękno, ale są także chwile czystej grozy. Lilka to nadzwyczaj udany tekst i z ciekawością wypatruję debiutanckiej powieści pisarza o zaczarowanym Lublinie.

Trująca relacja kobiety z mężczyzną pojawia się także w Legendzie Tomasza Kaczmarka, wzbogaconej przez niepokojące ilustracje. Tym razem przyjmujemy męski punkt widzenia, śledząc losy dziwnego mechanika. Zniekształcony w specjalnych zabiegach człowiek, żyjący głęboko pod ziemią, kręci gałkami, naciska przełączniki i przesuwa koła zaworów; w ten sposób zapewnia miastu, z którego pochodzi, odpowiednie ocieplenie. Jego cenę stanowi przysłana z powierzchni kobieta, którą maltretuje psychicznie i fizycznie, a zarazem nazywa swoją muzą – jest przecież nie tylko oprawcą, lecz także artystą, przynajmniej we własnym mniemaniu. Cały koncept opowiadania kryje w sobie pewną słabość: kiepsko uzasadnione założenie, że władzę nad życiem i śmiercią miasta trzeba było oddać w ręce jednego człowieka. Na szczęście wada ta traci na znaczeniu ze względu na to, iż wydarzenia na powierzchni są tutaj tylko tłem. To, co najciekawsze, rozgrywa się w głowie bohatera oraz pomiędzy nim i zakutą w kajdany Legendą. Narrator krąży między frustracją a przekonaniem o własnej niezmiernej wartości, między rolami strażnika i poety; mniej dowiadujemy się o dziewczynie, ale ona również ma swoją motywację, otrzymuje literackie prawo głosu i podejmuje pewne działania, nie będąc tylko przedmiotem pragnień groteskowego protagonisty. Nie można też pominąć tego, że Kaczmarek po prostu dobrze pisze, zarówno przedstawiając świat ("Siadłem na rozklekotanym krześle. Zatrzeszczało […]. Mówiło metalem, drewnem i plastykiem […]. Zazgrzytało śrubami, zaśpiewało skruszałą taśmą"), jak i dokumentując wypaczony bieg myśli głównego bohatera. Zdecydowanie warto przeczytać.

Znacząco słabsze wydało mi się – najkrótsze w numerze – opowiadanie Jakuba Wojnarowskiego Cała prawda o Angleterre. Alternatywna historia zabójstwa Sergiusza Jesienina, zakończona jednym z jego wierszy i przejmującą decyzją głównego bohatera (sowieckiego funkcjonariusza z wątpliwościami), z pewnością pomyślana została świadomie jako tekst oniryczny i absurdalny… ale nie dostrzegłem w niej nic, co na dłużej przykułoby moją uwagę. Być może jednak utwór będzie bardziej wartościowy dla osób, które dobrze znają wydarzenia, do jakich nawiązuje Wojnarowski.

Pierwszy z dwóch tekstów w dziale prozy zagranicznej, Księga Feniksa Nnedi Okorafor, opowiada o mieszkance potężnego wieżowca, w jakim hoduje się ludzi posiadających określone cechy. Znajdziemy wśród nich człowieka jedzącego tłuczone szkło, mężczyznę przenikającego przez podłogi i ściany, a także samą protagonistkę, która osiągnęła dorosłość w niewiarygodnym tempie i potrafi przeczytać grubą książkę w parę minut, jej ciało zaś rozgrzewa się do temperatur przekraczających sto stopni Celsjusza. Zdarzenia w utworze przebiegają tak, jak to zwykle ma miejsce w dystopiach (bohaterka stopniowo poznaje ciemną stronę rzeczywistości, a w końcu postanawia się zbuntować, do czego inny bohater namawia ją zresztą już na drugiej stronie), dlatego pod względem fabularnym opowiadanie jest dość przewidywalne. Księga Feniksa nie wyróżnia się również stylem. Wartość tego tekstu tkwi gdzie indziej: w sposobie ukazania postaci i samej Wieży. Bohaterowie pomimo swych zniekształceń są bardzo ludzcy: rozmawiają ze sobą, szukają wsparcia i zrozumienia, potrzebują siebie nawzajem. Najlepiej widać to po samej protagonistce. Z kolei personel wieżowca – nazywany przez narratorkę zbiorowo Wielkim Okiem – to nie totalitarni maniacy jak u Orwella, tylko sprawnie działający urzędnicy, traktujący swoje zadania jako biurokratyczny obowiązek, a nie okazję do celowego gnębienia niezwykłych więźniów. W racjonalnie zorganizowanym nowoczesnym społeczeństwie taka wizja jest niebezpiecznie prawdopodobna (dobrze nadaje się też na metaforę dzisiejszej kontroli społecznej i stosunku do odmienności), toteż tekst Okorafor wydaje się dość istotnym głosem w kwestiach bioetyki.

Została jeszcze Magia Leonida Kaganowa – utwór, który przewrotnie łączy konwencje fantasy oraz prozy postapokaliptycznej. Przewrotnie, ponieważ najpierw musimy samodzielnie zrekonstruować nadprzyrodzone zasady rządzące światem przedstawionym (pisarz udziela nam pewnych wskazówek, ale dość długo nie odkrywa kart), a potem dowiadujemy się, że obecne już od pierwszych stron pozostałości dawnej cywilizacji – pod względem technicznym przewyższającej naszą własną – wiążą się z tytułową magią w sposób zgoła nieoczekiwany. Oprócz tego konceptu autor serwuje nam także sprawnie przygotowaną historię, w której przybywający do małego miasteczka podróżny usiłuje rozwikłać zagadkę tajemniczych zabójstw, a zarazem nie stać się kozłem ofiarnym dla podejrzliwych mieszkańców. Na uwagę zasługuje jeszcze sposób, w jaki poznajemy prawdziwe oblicze świata: wędrowiec objaśnia je małej dziewczynce, dzięki czemu niektóre kwestie doczekują się tylko przenośnych, uproszczonych wytłumaczeń (woda na młyn czytelników lubiących samodzielne dociekania). Co prawda zaprezentowane pomysły wydają się dosyć chwiejne logicznie, ale nie będzie to przeszkodą, gdy uznamy tekst Kaganowa za pewnego rodzaju alegorię, umowną wypowiedź o naturze ludzkiej. Funkcję tę spełnia on całkiem dobrze.

W marcowym wydaniu pisma nie ma żadnego słabego opowiadania (może oprócz Całej prawdy o Angleterre, ale to ledwie cztery strony), a jest jedno bardzo dobre (Lilka) i parę co najmniej porządnych. Nie zabrakło także ciekawej publicystyki, w której szczególnie godne podkreślenia wydają mi się dwa teksty na temat rodzimego rynku literackiego, traktujące o fantastycznej prozie kobiecej i męskiej (a może raczej o bezużyteczności tych dwu kategorii) oraz o fantastyce historycznej. Ostatni numer Nowej Fantastyki jest zatem zupełnie przyzwoitą lekturą.