Nowa Fantastyka 01/2012 - omówienie

To będzie kraj dla młodych ludzi

Autor: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Nowa Fantastyka 01/2012 - omówienie
Styczniowy numer Nowej Fantastyki zawiera wiele materiałów przeznaczonych dla czytelników prozy młodzieżowej oraz young adult fiction, czyli twórczości skierowanej zarówno do nastolatków, jak i do dorosłych. Opowiadaniu Rafała Kosika oraz dwóm utworom Josepha Delaneya towarzyszy wywiad z tym ostatnim, a także artykuł przeglądowy o wymownym tytule Fantastyka młodnieje, przychylnie oceniający ten kierunek przemian rynku literatury fantastycznej. Tekstów tego rodzaju jest więc tyle, że nietrudno określić główny temat numeru.

Nie cała publicystyka dotyczy fantastyki młodzieżowej – jest również artykuł o kinowym steampunku, zwięzłe opracowanie poświęcone Maciejowi Wierzbińskiemu, zapomnianemu twórcy międzywojennych historii alternatywnych (żałuję, że autorzy nie pokusili się o głębszą analizę tych utworów, pozostając przeważnie na poziomie streszczenia), oraz zestaw felietonów. Jakub Ćwiek w inicjalnym tekście nowego cyklu "Pop, goes my heart" pisze o niemożności sporządzenia recepty na postać kultową, Michael J. Sullivan prezentuje trzy zasadnicze składniki każdej historii oraz trzy techniki ich kształtowania. Rafał Kosik omawia koncepcję wieloświata (multiverse) oraz możliwe konsekwencje komunikacji między równoległymi wszechświatami, a Peter Watts (oczywiście na podstawie teorii ewolucji) stawia tezę, że z niektórymi ludźmi nie da się racjonalnie dyskutować. Łukasz Orbitowski wreszcie chwali Drugą Ziemię i próbuje zrozumieć rolę, którą odgrywa w filmie tajemnicza kopia naszej planety. Jak zawsze, możemy też przeczytać około dwudziestu recenzji – w większości krótkich, ale jest wśród nich także stosunkowo obszerny opis wersji beta gry Star Wars: The Old Republic. Ciekawe, jak sprawdzi się przygotowane przez BioWare połączenie MMORPG i bardziej tradycyjnego cRPG.

Pierwsze opowiadanie w numerze, Felix, Net i Nika oraz Wędrujące Samogłoski, przenosi nas do Warszawy i Londynu roku 2060, gdzie znani już z wielu książek bohaterowie zmagają się z absurdami wszechobecnej biurokracji. Satyryczne przedstawienia robotów policyjnych, antyterrorystów czy systemów informatycznych, pozbawione wszelkich dłużyzn dialogi, pratchettowskie komentarze Neta ("Samolot do Omska się nam już omsknął", "[…] po co marudzisz? Nie wystarczy, że ja marudzę?") i, last but not least, zwariowane przygody trójki przyjaciół w świecie pełnym futurologicznych wynalazków – wszystko to sprawia, że lektura jest prawdziwą przyjemnością. Dodatkowy smaczek stanowi przewrotny finał, choć trochę szkoda, że można się go częściowo domyślić dzięki pewnym szczegółom (oraz ostatniej ilustracji). Ten tekst był moim pierwszym spotkaniem z Feliksem, Netem oraz Niką – i na pewno nie ostatnim.

Drugim utworem literackim rodzimego autora jest Krypta Dnia Sądu Ostatecznego Filipa Haki, która zawiera cztery hasła z publikowanego w różnych miejscach "słownika postaci literatury nieznanej", tym razem przedstawiające bohaterów nieistniejącego tryptyku dramatycznego. W sumie składają się one na historię Everymana – mężczyzny, który "uświadomił sobie, że […] był […] każdym człowiekiem. W przeszłości i w przyszłości" – oraz na losy trojga ludzi zmienionych przez spotkanie z nim. Podstawową formą narracyjną haseł jest relacja, sprawozdanie ze zdarzeń, lecz znajdziemy tu także dłuższe cytaty z wypowiedzi bohaterów przydające tekstowi barw i przekazujące poglądy Everymana. Niecodzienna forma pozwala na wyjątkowo zwięzłe ukazanie opowieści, w której sensacyjny miejscami bieg wypadków przeplata się z metafizycznymi i antropologicznymi refleksjami (sam Haka jest z zawodu nauczycielem filozofii). Cztery hasła Krypty… tworzą pieczołowicie opracowaną historię o interesującej wymowie intelektualnej i symbolicznej, godną przeczytania i rozważenia.

Następne dwa teksty to Opowieść stracharza oraz Wiedźma zabójczyni. Są one utrzymane w podobnym nastroju co Zemsta czarownicy i choć nie miałem okazji czytać dalszych tomów Kronik Wardstone, domyślam się, że miłośnicy serii będą z tej dość ponurej atmosfery zadowoleni. Z pewnością ucieszy ich także to, że najważniejszą postacią pierwszego utworu jest John Gregory, a drugiego – wiedźma Grimalkin; są oni wszak jednymi z istotniejszych bohaterów cyklu. Fani dowiedzą się, co sprawiło, że Gregory został stracharzem (zanim trafił do seminarium, wplątał się w niebezpieczną grę z potężną czarownicą i pozostającym na jej usługach boginem), oraz w jaki sposób Grimalkin osiągnęła pozycję zabójczyni klanu (stawiając czoło swojej poprzedniczce w pojedynku na śmierć i życie).

Niestety fabuła opowiadań jest dość banalna i nad wyraz przewidywalna, a Wiedźma… mogłaby wręcz być adaptacją bardzo krótkiej gry komputerowej (mniej więcej połowa czterostronicowego tekstu to omijanie pułapek i starcia z kolejnymi przeciwnikami zakończone paroetapową walką z bossem). Co gorsza, Opowieść… aż zanadto przypomina Zemstę czarownicy: relacja między stracharzem a protagonistą, opowieść o niezwykłych zdolnościach siódmego syna siódmego syna, przedstawienie rodzajów boginów, dom wiedźmy i pułapka na łamacza – to tylko niektóre z powtórzeń. Dlatego zawiodły mnie utwory Delaneya i nie mogę wystawić im pozytywnej oceny.

Dział prozy zagranicznej zamyka Eliminacja Roberta Reeda – niedługi tekst, w którym niezwykła lekarka pracująca w miejscu nazywanym "stacją" musi poradzić sobie z nieposłusznym czternastolatkiem, zagrażającym wspomaganej chemicznie stabilności i szczęśliwości lokalnego mikrospołeczeństwa. Utwór ten można czytać jako nietypową antyutopię (opowiedzianą z perspektywy funkcjonariusza systemu, a nie buntownika), ale też jako fikcję spekulatywną (poszukującą odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób można byłoby podtrzymywać dobry nastrój u astronautów odbywających dalekie podróże kosmiczne i jakie mogłoby to wywołać skutki uboczne), a nawet jako prozę psychologiczną usiłującą przeniknąć umysłowość dziwnej i nie do końca ludzkiej bohaterki. Tekst wywraca na nice kilka schematów science fiction, a w jednej z ostatnich rozmów lekarka sięga po przejmujące kłamstwo, grając zarówno z oczekiwaniami swego towarzysza, jak i z nadziejami czytelnika. Gdyby tylko całość nie była tak oczywista, gdyby było w niej więcej niedopowiedzeń lub może nawet niespójności (jak u Dicka), to moglibyśmy mieć do czynienia z wyjątkowo niepokojącym opowiadaniem. Ta szansa została zmarnowana, lecz i tak warto tekst przeczytać i poświęcić kilka chwil na jego przemyślenie.

Już w marcu czeka nas premiera opartego na twórczości Kosika polskiego filmu Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa, a w ciągu najbliższych paru lat (wykorzystuję tu zestawienie z tekstu Fantastyka młodnieje) na ekranach kin pojawi się kilka następnych fantastycznych ekranizacji z młodymi bohaterami w rolach głównych – od Igrzysk śmierci, The Seventh Son i Gry Endera, po Maximum Ride i dwie kolejne części Kronik Narnii. W połączeniu z literaturą oznacza to, że fantastykę młodzieżową i "young adulty" czekać mogą dobre czasy, a lektura najnowszego numeru Nowej Fantastyki – w szczególności opowiadania Kosika – przyczyniła się do tego, że chętnie przyjrzę się takiej twórczości bliżej. Tekstów Haki i Reeda również zbyt szybko nie zapomnę (w przeciwieństwie do utworów Delaneya). Ogólnie mówiąc, styczniowe wydanie pisma to całkiem udane otwarcie nowego roku.