» Recenzje » Nova Swing - M. John Harrison

Nova Swing - M. John Harrison


wersja do druku

Kwantowy sen

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Nova Swing - M. John Harrison
Istnieją pisarze, których styl rozpoznać można już po pierwszych kilku zdaniach. Ich charakterystyczny sposób prowadzenia narracji albo specyficzne maniery językowe na długo zapadają nam w pamięć. Do takich właśnie autorów niewątpliwie należy Michael John Harrison. Polscy czytelnicy mieli okazję zapoznać się do tej pory z dwiema jego książkami, wydanymi przez MAG-a w serii Uczta Wyobraźni – były to kolejno Viriconium oraz Światło. Tym razem wydawnictwo zaprezentowało nam Nova Swing – historię osadzoną w tym samym uniwersum, co drugi z wymienionych tytułów.

Nie sposób przejść do opisu najnowszego dzieła M.J. Harrisona bez odniesienia się do wcześniejszych doświadczeń z jego pisarstwem. Jest tak z kilku powodów. Jeden z nich to z pewnością charakterystyczny sposób snucia przez tego pisarza wątków i konstruowania akcji. Najbardziej jaskrawym przykładem tego, posuniętym niemal do ekstremum, jest Viriconium, które swego czasu bardzo mnie zmęczyło. Oniryczne wizje, płynność świata, który przechodzi od jednego stanu do drugiego, kompletne ignorowanie podstawowych praw przyczynowości i ciągłości – oto obraz, jaki malował mi się przed oczami podczas wizyty w tytułowym mieście. Światło było pod tym względem nieco normalniejsze, choć także i tutaj mieliśmy do czynienia ze specyficznymi zniekształceniami otaczającego bohaterów świata. Nova Swing jest rozwiązaniem pośrednim – jej akcja została osadzona w niezwykłej metropolii, Saudade, które dotknęła niecodzienna katastrofa: na jedną z dzielnic opadała kwantowa osobliwość, pochłaniająca jedną rzeczywistość, a stwarzająca we własnym wnętrzu zupełnie inną. Nietrudno zgadnąć, do czego to prowadzi – po raz kolejny M.J. Harrison zabiera nas w podróż, która zdaje się majakiem sennym. Spora część akcji rozgrywa się jednak w zwyczajny sposób, w części miasta niedotkniętej katastrofą.

Dla osób, które wcześniej nie zetknęły się ze Światłem, istotna będzie informacja, że Nova Swing, choć nie stanowi bezpośredniej kontynuacji, jest jednak bardzo mocno osadzona w uniwersum stworzonym uprzednio. Autor wielokrotnie wspomina różne zdarzenia, bez których znajomości nie będziemy w stanie wykryć i docenić wielu drobnych niuansów. Jest to bardzo podobne zjawisko, jak w przypadku cyklu o Ambergis Jeffa Vandermeera – choć Miasto szaleńców i świętych, Shriek: Posłowie oraz Finch nie są jedną całością, to nowicjusze, zaczynający przygodę od końca, będą bardzo zagubieni. M.J. Harrison nie tłumaczy w Nova Swing, kim są Nowi Ludzie, ubóstwiani piloci K-Statków, albo co to takiego tajemniczy Trakt Kefahuchiego – choć można to wyczytać z kontekstu, to jednak zabawa jest dużo lepsza, jeśli wiemy, z czym przyszło nam się stykać.

Nova Swing jest jednak przede wszystkim historią kilku bardzo zagubionych osób, których życie jest równie zawikłane, co kwantowe bezdroża. Barmanka Liv Hula, dawna poszukiwaczka przygód i gwiezdna podróżniczka, szuka dla siebie nowego miejsca. Vic Serotonin, przewodnik wycieczek do zakazanej strefy, sprawia wrażenie, jakby sam potrzebował przewodnika – ale takiego, który przeprowadziłby go przez labirynt uczuć i emocji. Pojawia się genetycznie skrojona kurtyzana, która wchodzi w osobliwy związek z zakompleksionym Grubasem – byłym pilotem. Jest wreszcie detektyw Aschemann – z pozoru dobrotliwy staruszek, genetycznie spreparowany, aby przypominać Einsteina (według mnie jedna z najgenialniejszych postaci Harrisona), całkowicie pochłonięty śledztwem i zmaganiem się z własną, trudną przeszłością. To właśnie bohaterowie są najmocniejszą stroną książki. O każdej z nich trzecioosobowy narrator opowiada w nieco inny sposób, pozwalając na spojrzenie w głąb danej postaci – mamy możliwość obserwacji i oceny moralnej poczynań jednych osób oczami innych, tylko po to, by w kolejnym rozdziale zmienić punkt widzenia. Sprawia to, że dobrze poznajemy każdego z bohaterów. Historii jest całkiem sporo, co stanowi rozwinięcie pomysłu ze Światła, gdzie mieliśmy do czynienia z trzema odrębnymi z pozoru intrygami, które poprzez temporalne machinacje zbiegały się w jedno. Nova Swing oferuje nam bardziej konwencjonalne podejście, co nie znaczy, że schematyczne.

Następny z elementów, które zasługują na uwagę, to świat. Jego bogactwo jest niesamowite, a ogrom pomysłów chwilami przytłacza. Harrison opisuje nam ludzkość całkowicie oddaną pogoni za genetycznymi modyfikacjami (Wujek Suwak skroi Cię tak, jak chcesz) oraz doskonaleniem siebie jako gatunku. Obserwujemy powolne staczanie się i upadek gladiatorów tego świata – wojowników, którzy bez litości dla siebie samych okaleczają się na arenach, tylko po to, by po regeneracji zmów stawać do zawodów. Otwiera się przed nami także głębia świata cyfrowego, który tak ściśle przecieka (dosłownie i w przenośni) do rzeczywistości, że staje się od niej nieodróżnialny. Co ciekawe, autorowi udało się to wszystko wprowadzić bardzo subtelnie i niejako w tle. O ile w przypadku Alastaira Reynoldsa, Petera F. Hamiltona czy Bruce'a Sterlinga (którzy do ułomków literackich nie należą) można czasem odnieść wrażenie, że nowinki techniczne stanowią oś fabuły i współtworzą ją niemal równorzędnie z bohaterami, o tyle M.J. Harrison technikę stawia jako tło, na którym rozgrywają się ludzkie dramaty. Dzięki temu drobne uwagi związane z postludzką kondycją, które wielokrotnie wtrąca mimochodem, sprawiają tym większe wrażenie. Parafrazując tezę Jacka Dukaja z opowiadania Oko potwora, można by rzec, że największe wrażenie robi na nas to, co tylko częściowo odsłonięte i pozostawione do własnej interpretacji.

Sama intryga, w którą rzuca swoich bohaterów Harrison, przy całościowym spojrzeniu nie wydaje się szczególnie zwiła. To właśnie meandry wewnętrznych przeżyć postaci sprawiają, że wszystko zagęszcza się i gmatwa. Nie oznacza to jednak, że można się nudzić czy narzekać na przesadną prostotę – nie, po prostu nie jest to tego rodzaju powieść, gdzie do końca nie znamy rozwiązania zagadki. Tu chodzi o coś innego. Bardzo budujący jest przy tym fakt, że pomimo raczej smutnego wydźwięku większości z przedstawianych losów, końcówka stanowi akcent optymistyczny i jak najbardziej pozytywny, choć niepozbawiony pewnej przewrotności.

Jak więc ocenić Nova Swing? Niewątpliwie jest to książka, która na każdej stronicy podpisana jest tak rozpoznawalnym stylem Harrisona. Jednym przypadnie on do gustu, inni nie będą w stanie się przebić przez senne wizje i majaki. Nie da się jednak odmówić jej literackiej wartości i bardzo dobrych kreacji postaci, które wzbudzają szczere emocje i pozwalają na wspólne przeżywanie wzlotów i upadków. Może zabrzmi to banalnie, ale ci, którym podobało się Światło, będą bez wątpienia zadowoleni. Tym, którzy nie mieli jeszcze okazji zetknąć się z uniwersum Plaży oraz Traktu Kefahuchiego, radziłbym zacząć od poprzedniej pozycji – wrzucenie w głęboką wodę, jaką jest ciężki język i brak wprowadzenia do świata, może skończyć się nieciekawie. Ja zaliczam Harrisona do swoich ulubionych pisarzy i był to pewnie jeden z powodów, który zadecydował, że Nova Swing spełniła wszystkie moje oczekiwania i dała pretekst do bardzo intrygujących przemyśleń.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
6.5
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Nova Swing
Cykl: Trakt Kefahuchiego
Tom: 2
Autor: M. John Harrison
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawca: MAG
Data wydania: 11 marca 2011
Liczba stron: 240
Oprawa: twarda
Format: 135x202 mm
Seria wydawnicza: Uczta Wyobraźni
ISBN-13: 978-83-7480-195-9
Cena: 39 zł



Czytaj również

Nova Swing - M. John Harrison
Kosmiczny szkic
- recenzja
Nova Swing
Jeden
Urządzenie Centauryjskie
Wyścig donikąd
- recenzja
Droga serca
Stąd do nicości
- recenzja
Pusta przestrzeń - M. John Harrison
W gwiazdach nie ma nic
- recenzja
Pusta przestrzeń - M. John Harrison
Trudna przyszłość
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.