Nieśmiertelny - Catherynne M. Valente

Magia słowa

Autor: Maja 'Vanth' Białkowska

Nieśmiertelny - Catherynne M. Valente
Któż nie lubi baśni? Chłoniemy je od lat dziecinnych, kiedy stanowią pożywkę dla wyobraźni, będąc jednocześnie ubraną w fantastyczny kostium lekcją życia. Później nadal fascynują, choć może nie aż tak, jak wówczas, gdy stanowiły literacki elementarz. Zmienia się perspektywa postrzegania treści zawartych w owych opowieściach, już nie traktujemy ich jako prawdy ostatecznej, z wiarą, iż obok nas istnieją istoty magiczne, dobro zawsze zostanie nagrodzone, a zło przykładnie ukarane. Bardziej wówczas przemawia do nas warstwa literacka, bogactwo języka, czy też oryginalność pomysłów. Sięgamy zatem po opowieści, które swymi korzeniami tkwią w baśniach, lecz rozwijają się w sposób całkowicie nieprzewidywalny, wydając zadziwiające owoce.

Mistrzynią w kreowaniu takich właśnie, nieraz wielce przewrotnych, baśni dla dorosłych jest Catherynne M. Valente. Udowodniła to już w dwutomowych Opowieściach sieroty, swój pisarski kunszt potwierdzając Palimpsestem, zaś jej najnowsza powieść – Nieśmiertelny, w której w charakterystyczny dla siebie sposób tka historie, opierając się na przebogatym zbiorze baśni, legend i podań rosyjskich, wzbogacone elementami zaczerpniętymi z historii tego kraju, całość doprawiając impetem własnej wyobraźni – to prawdziwa literacka uczta.

"W pewnym nadmorskim mieście, które niegdyś nazywano Petersburgiem, później Piotrogrodem, następnie Leningradem, a potem, znacznie później, ponownie Petersburgiem, przy długiej, wąskiej ulicy stał długi, wąski dom". Te brzmiące niczym klasyczne zagajenie baśniopisarza słowa rozpoczynają historię Marii Moriewny, dziewczynki, która, zamiast jak wszyscy jej rówieśnicy spędzać czas na nauce, jak najlepiej przysłużyć się komunistycznej Rosji, tudzież być dobrą żoną i matką jej przyszłych obywateli, spędzała czas na czynnościach karygodnych. Bo jakże inaczej określić zgubną lekturę dzieł Puszkina, w których opisany jest świat pełen wyglądających ratunku królewien i wyruszających im na ratunek dzielnych młodzieńców. Zafascynowana ową pełną przepychu fantasmagorią, a jednocześnie jakby za jej sprawą odkrywszy (czy może raczej – uświadomiwszy sobie) możliwość widzenia rzeczy, które dla zwykłych ludzi są niedostrzegalne, dziewczynka spędza czas na wyglądaniu przez okno i czekaniu. Kiedy widzi ptaki, które, spadając, zamieniają się w przystojnych mężczyzn chcących poślubić kolejne jej siostry, pragnie, by wreszcie i po nią przyszedł ów wyśniony kawaler. Nie wie, że jej osoba, tak odmienna od wszystkich innych rosyjskich panien, już zwróciła uwagę mężczyzny, który niekoniecznie jest spełnieniem dziewczęcych snów – mrocznego Kościeja Bezsmiertnego, Cara władającego Krainą Życia. Gdy ten zjawi się i porwie Marię do swego świata, dziewczyna doświadczy przygód, o których do tej pory tylko czytała, pozna bizantyjski przepych baśniowych krain oraz ich ponure tajemnice.

Nieśmiertelnego da się odczytywać na wiele sposobów. Można go postrzegać jako klasyczną, niemalże kanoniczną powieść inicjacyjną. Obserwujemy przemianę Marii z nad wiek mądrej, lecz jednocześnie samotnej i nieszczęśliwej dziewczynki, w młodą kobietę, początkowo przerażoną zmianami zachodzącymi w jej życiu, która jednak w miarę upływu czasu staje się coraz bardziej świadoma swej kobiecości, by wreszcie osiągnąć głęboką mądrość. Aby tego dokonać, dziewczyna musi przejść szereg prób, niczym w archetypicznym rytuale przejścia, czy też bardziej nawet wedle reguł, jakimi rządzą się baśnie, gdyż owe zadania przypominają typowe baśniowe wyzwania, nacechowane dodatkowo magicznym znaczeniem numerologicznym. Liczba "3" powtarza się w życiu Marii niczym refren, odmieniana na różne sposoby – trzy siostry, trzy zadania, trzy dary – nadaje jej egzystencji specyficzny rytm i warunkuje jej postępowanie.

Można traktować Nieśmiertelnego jak powieść psychologiczną ukazującą złożoność relacji międzyludzkich, a przede wszystkim wszelkie niemal oblicza miłości. Od niewinnego, panieńskiego zadurzenia, kiedy uczucie pozostaje głównie w sferze wyobraźni, poprzez kolejne fazy uwodzenia, gdy Bezsmiertnyj stara się oczarować swoją wybrankę, lecz czyni to w sposób dość okrutny, świadom, iż sama magia do osiągnięcia tego celu nie wystarczy, zatem odsłania przed dziewczyną swoje prawdziwe intencje, na tyle jednak umiejętnie, by wzbudzić w niej fascynację. Zresztą bardzo szybko zaciera się granica pomiędzy tym, kto uwodzi, a kto jest uwodzony. To gra uczuć, niczym rytualny taniec, kiedy najpierw kochankowie zbliżają się do siebie powolnym krokiem menueta, który szybko przeradza się w hipnotyzujące pas de deux zwieńczone szaleńczym staccato. W końcu Valente ukazuje miłość jako złowrogie, dominujące uczucie na granicy nienawiści, które potrafi niszczyć, w imię którego zadawać można ból i rozkoszować się jego otrzymywaniem. Fizyczną żądzę i psychiczne uzależnienie prowadzące do zdrady, kłamstwa, poniżenia, lecz jednocześnie sprawiające, iż wraca się do osoby, która to uczucie spowodowała. Miłość tej pary to wulkan emocji, lecz niesie w sobie, pomimo tak wielu mrocznych elementów w niej zawartych, ogromną dozę niewinności i piękna. Jest wszechpotężną i tłumaczącą każdy występek pierwotną siłą, równocześnie kreatywną i niszczącą.

Książka ta jest również rodzajem alternatywnej historii Rosji XX wieku, ujętej w sposób ironiczny i nad wyraz oryginalny. Akcja toczy się na przestrzeni kilkudziesięciu lat – od dni sprzed Rewolucji Październikowej do lat pięćdziesiątych, a o upływającym czasie świadczą jedynie drobne sugestie ukryte w tekście – jak chociażby zmiana nazwy miasta, z którego pochodzi Maria, czy też odmienne mundury narzeczonych jej sióstr. Fakty znane z książek historycznych w interpretacji Valente zyskują zupełnie nowy wymiar. Magia wkracza w życie jej bohaterów, splata się z nim w sposób nierozerwalny, zacierając granice pomiędzy naszymi realiami a alternatywną, baśniową rzeczywistością. Mamy zarówno rusałki w Leningradzie, tudzież miniaturowych domowników mieszkających obok ludzi (i – znak czasów – zawiązujących komitety obywatelskie), jak i komunistyczną nomenklaturę w Krainie Życia, gdy Baba Jaga każe się tytułować mianem przewodniczącej. Wojny toczone w Rosji mają swe zwierciadlane odbicie w bataliach rozgrywających się pomiędzy krainą Życia i Śmierci, a nawet – jak to sugeruje autorka – są jedynie cieniem owych prawdziwych starć między armiami Kościeja i Wija.

To także moralitet poruszający filozoficzne kwestie dobra i zła, odpowiedzialności za własne wybory i ceny, jaką się za nie płaci. Dotyczy to zarówno decyzji poszczególnych bohaterów, jak i kwestii znacznie szerszych. Valente ukazuje świat na krawędzi, ludzi zmuszonych do decydowania, po której ze stron konfliktu mają się opowiedzieć w sytuacji, kiedy żadna nie jest do końca słuszna – zaś argumenty, jakie padają z ust zarówno Cara Życia, Cara Śmieci, jak i partyjnych aparatczyków, brzmią bardzo podobnie.

Jest wreszcie Nieśmiertelny baśnią. Lecz nie prostą, radosną historią pisaną ku pokrzepieniu serc, lecz opowieścią mroczną i dramatyczną, choć o tym, jak bardzo, przekonujemy się dopiero wraz z rozwojem akcji – gdyż sam początek jest zwodniczo niewinny i idealnie wpisujący się w baśniową konwencję. Wczesne przygody Marii, która stawia pierwsze kroki w mieście Bujan, pełnym postaci rodem z rosyjskiego folkloru – leszych, chochlików, wił, Żar Ptaków, całej tej fantastycznej menażerii – są wariacją na temat klasycznych baśni o Iwanuszce, czy też Żelaznym Wilku, choć już w tym momencie wkrada się w nie niepokojący ton, stanowiący dysharmoniczny zgrzyt w na pozór sielankowej historii. Jest nim przede wszystkim samo zachowanie Moriewnej, ale i postępowanie postaci, z którymi się ona styka.

Próżno szukać w powieści baśniowego podziału na bohaterów dobrych i złych. Marii nie można określić kryształowo niewinną protagonistką, która za sprawą rozlicznych swych cnót zdobywa obiecaną nagrodę. Jest próżna, samolubna i okrutna, jednocześnie potrafi zdobyć się na najwyższe poświęcenie, walczyć o tych, na których jej zależy. Równie skomplikowany jest Kościej: to nie złowrogi szwarccharakter, na którego pognębienie czeka się z utęsknieniem. Jest potężny, lecz również słaby, można go bezlitośnie zranić, gdy tylko się wie, w który punkt uderzyć (pisarka w mistrzowski sposób wykorzystała podanie o jego życiu ukrytym w jajku, wzbogacając je o całkowicie nową interpretację). Pragnie uczucia z zachłannością ocierającą się o obsesję, zaspokajając swe żądze w ramionach kolejnych kobiet, lecz mimo to wciąż pozostaje przeraźliwie samotny. Jest w tej gmatwaninie uczuć już nie demoniczny, ale niezwykle ludzki.

Czysty zachwyt budzi sposób, w jaki Valente pisze. Zaprawdę jest czarodziejką słów, tkając obrazy tak barwne, tak głęboko działające na wyobraźnię, że jej prozę odbiera się niczym fascynujący gobelin pełen szczegółów, które na pierwszy rzut oka budzą czysto estetyczny podziw, a dokładniejsze im się przyjrzenie wywołuje szacunek dla nieposkromionej wyobraźni autorki. Dokładna zaś analiza rodzi szarpaninę skrajnych emocji: zazdrość, iż sama nigdy nie zdobędę umiejętności ubierania swych wizji w tak wyrafinowaną, poetycką formę, odczucie obcowania z maestrią absolutną, która otwiera portal prowadzący ku całkowicie nowym doznaniom. Słowa uznania należą się tłumaczowi, który potrafił oddać w przekładzie wszystkie językowe i stylistyczne niuanse wprost idealnie. Te zdania, w których "czasowniki są strzeliste jak zamki, a celowniki rozwijają się niczym pielęgnowane róże", akapity pełne "czasowników tańczących po kwadratach i celowników pełnych jak stoły zastawione do uczty" i rozdziały gdzie "czasowniki są sprawiedliwie rozmieszczone między rzeczownikami, a celowniki nigdy nie proszą o więcej, niż potrzebują", czyta się raz i drugi, w myślach, szeptem i wreszcie na głos, by rozkoszować się ich brzmieniem. Ten iście barokowy przepych w żaden sposób nie sprawia wrażenia przeładowania – nie jest to literacki horror vacui, kiedy za pomocą lawiny słów maskowany jest słaby fabularny zamysł. Pisarka znalazła idealną równowagę pomiędzy treścią i formą – żaden z tych elementów nie dominuje, oba zaś idealnie się dopełniają.

Po przeczytaniu Nieśmiertelnego czułam się tak, jakbym doznała nagłej iluminacji; wstrząśnięta, oczarowana, ze świadomością, iż będę do niej wracać jeszcze wielokrotnie, za każdym razem odkrywając coś nowego. To powieść, którą analizowałam podczas kilku bezsennych nocy, zastanawiając się i nad motywami bohaterów, i nad możliwymi alternatywnymi zakończeniami (to, które zaserwowała autorka, jest gorzkie i choć stanowi idealne zwieńczenie opowiedzianej przez nią historii, to jednak budzi sprzeciw). Do tej pory niezaprzeczalnym mistrzem słowa w fantasy był dla mnie G.G. Kay, teraz jednak znalazł godną konkurentkę. Pani Valente – chapeau bas!