» Pawilon herbaciany » Felietony » Niemiłe dobrego początki

Niemiłe dobrego początki


wersja do druku

... czyli jak pokochałam L5K


Preludium: system anime po polsku?!?


Wszystko zaczęło się latem 1999 roku. Zupełnie nieoczekiwanie Mateusz Tomczyk, znany krakowski miłośnik anime i wszelkiej japońszczyzny, ogłosił, że chce wydać jakiegoś orientalnego erpega i spytał, czy nie zajęłabym się tłumaczeniem. Cóż, pomyślałam - nie przepadam za dużymi oczami, na japońcach się nie znam (moje jedyne doświadczenia z kulturą japońską obejmowały kilka ptaszków złożonych z origami i jeden zbiorek haiku) - ale pecunia nie śmierdzi, a do tego jeszcze po raz pierwszy przypadnie mi zaszczyt tłumaczenia podstawki do systemu... Oprócz mnie przystało na propozycję jeszcze kilka zupełnie zielonych w temacie osób, plus jedna grająca z zapałem w karciane L5R. Traf chciał, że oryginalny podręcznik w całości trafił się mnie, razem z przykazem od reszty (w osobie Majkosza): "Przeczytaj to, oceń i poprowadź, zanim siądziemy nad tłumaczeniem - trzeba to przetestować".

Wyzwanie: to się świetnie czyta!

Siadłam do podręcznika początkowo z poczucia obowiązku, ale już po pierwszym odcinku opowiadania zaczęło mnie wciągać. Jest coś w sposobie, w jaki John Wick napisał podstawkę do L5K co sprawia, że czyta się ją jak fascynującą powieść. Coś, dzięki czemu opisany w książce świat staje się czymś więcej, niż tylko zbiorem nazw twierdz, imion BN-ów i statystyk potworów. Mimo że bohaterowie opowieści mieli z początku niewymawialne imiona i niezrozumiałe motywacje, byłam coraz bardziej ciekawa jej rozwoju. Gładko przełknęłam nawet znienawidzoną zwykle mechanikę. Gdzieś w trakcie lektury zadzwoniłam z entuzjastycznym okrzykiem: "To jest fajne! Zbieramy drużynę!" Mój entuzjazm opadł nieco, gdy spojrzałam po raz pierwszy na przygodę. Niby wszystko świetnie, wprowadzenie do świata dla początkujących, ale ta masa testów? Ten turniej? Jak oni to strawią, przecież to doświadczeni, wymagający gracze... Postanowiłam się przekonać i tak to pewnego letniego wieczoru pięć osób siadło nad kartami postaci upstrzonymi dziwnymi kółeczkami...

Koncentracja: ceremonia samurajów w praniu

Po początkowych trudnościach związanych z wymówieniem własnych imion i krótkim kursem ukłonów dla początkujących, pięciu samurajów ruszyło gościńcem do miasteczka Tsuma. Ku pamięci potomnych wymieniam ich imiona: Doji Kisada, Kakita Dashito, Isawa Riku, mistrz Isawa Honakura (tak! ten sam!), oraz Hida Hawa.

Zaskoczenie pierwsze: przełknęli etykietę. Mimo, że musieli ją poznawać wraz ze mną od początku i że była dziwna. Tylko Krab się opierał, nad ukłony przedkładając tetsubo ("to moja pała po przodkach!"), ale od tego są w końcu Kraby. Pozostali "sanowali" się nawzajem bez oporu, a nawet z wyraźną lubością.

Zaskoczenie drugie: przejęli się turniejem. Przeszli przez wszystkie konkurencje, nie zadowalając się tylko ich skrótowym opisem. Emocje sięgały zenitu za każdym razem, gdy wyciągaliśmy z miski karteczki z imionami zawodników. Wszyscy ambitnie napisali haiku, choć nie przeszkadzało im to potem z radością rzucać garściami kości. Mechanika okazała się być niegroźna dla klimatu, a sama forma scenariusza - bardzo sympatyczna.

Zaskoczenie trzecie: doszli do końca w klimacie. Mimo wczesnej porannej godziny, ataku ryb tsu i wymiętej Mistrzyni Gry finał turnieju i pojedynek z Bayushi Sugaim przebiegły w podniosłej atmosferze niczym z samurajskich filmów. W chwilach zwątpienia podtrzymywał nas Mistrz Honakura, przytaczając oświecone anegdoty.

Uderzenie: chcemy więcej!

Niemal wszyscy z obecnych zaczęli grać w L5K regularnie, zanim jeszcze zabraliśmy się porządnie do przekładu. Powstała jedna drużyna, potem druga... Wielu z krakowskich miłośników Pewnego Mrocznego Systemu zaopatrzyło się w podręczniki i dodatki do Legendy, wtedy jeszcze po angielsku. Trzeba przyznać od razu, że bez tej entuzjastycznej atmosfery tłumaczenie nigdy nie wyszłoby nam nawet w połowie tak dobrze. A już na pewno nigdy bez wieczorów przy Soul Blade na Playstation... W przerwach od pracy zaś graliśmy. Tu jedna przygoda, tu mała kampania, gracze przynieśli mi na urodziny pierwszy dodatek, więc podjęłam wyzwanie i kupiłam kolejne. Potem wygrzebałam "Życie codzienne w czasach samurajów", wynaleźliśmy gdzieś jeszcze więcej haiku, obejrzeliśmy "Niebo i Ziemię" oraz trzy części traumatycznego "Lone Wolf and Cub"... i tak już poszło. Zlecenie przekształciło się w przyjemność, a ta w pasję. I tak już zostało. Życzę Wam, drodzy gracze, Mistrzowie Gry i fani L5K, by pasja, z jaką przygotowaliśmy dla was ten system nie opuszczała was niezależnie od tego, jakie koleje czekają go na polskim rynku.

Rokugan wciąż potrzebuje bohaterów. Wy możecie się nimi stać.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.