» Blog » Nie płakałem po Google Readerze
27-03-2013 11:50

Nie płakałem po Google Readerze

W działach: technologia | Odsłony: 3

No dobra, prawda jest taka, że trochę było mi smutno ale sentyment wyjątkowo szybko przeminął. Tym większym zdziwieniem było wiele głosów po raz kolejny narzekających na Google. Okazało się, że oto nadchodzi śmierć RSS-a, a wyszukiwarkowy gigant po raz kolejny został okrzyknięty złem wcielonym. Oczywiście trzeba być kretynem żeby brać takie głosy na serio.

Przede wszystkim RSS wcale nie był aż tak popularny jak mogłoby się wydawać.  Owszem, używa go zgraja uzależnionych od informacji geeków (ja również ), ale poza tym mało kogo obchodzi czy strona oferuje kanał RSS czy nie. Google Reader był najpopularniejszym czytnikiem, ponieważ cechowała go prostota oraz integracja z innymi usługami Google. Jego śmierć nie oznacza wcale śmierci całego RSS-a, o czym pisał chociażby Paweł Opydo.

Kiedy trzeba coś zmienić, szczególnie swoje przyzwyczajenia, wszyscy kręcą nosem i narzekają. Google zachował się jednak fair, ogłosił zamknięcie usługi z dużym wyprzedzeniem, więc każdy może poszukać alternatywy. Ja jak na razie testuje Feedly - przeniesienie się z Reader trwa tyle co jedno kliknięcie. Nic prostszego.

Innym problemem jest standardowe wieszanie psów na Google. Teraz już nie można im zaufać, bo każdą usługę mogą zaraz zamknąć! Oczywiście, że może się tak stać, ale myśl o tym że jutro zniknie Gmail znów można przypisać raczej wielbicielom "Pamiętników z wakacji", a nie świadomym użytkownikom Internetu.  Przemek Pająk martwi się, że to samo może spotkać świeżą usługę Google Keep, zamiast  z geekowskim zapałem po prostu zacząć jej regularnie używać. Jeśli Google uzna ją w przyszłości za mało rentowną to oczywiście zamknie, ale przynajmniej zawsze pozostaje pewność, że wszystkie dane będziecie mogli spokojnie eksportować oraz zostanie trochę czasu na poszukanie alternatywy.

Konkluzja tego wpisu będzie banalna - świat idzie do przodu, sporo się zmienia, a każdy rozsądny powinien być przygotowany na zmiany. A jeśli chodzi o tak trywialną rzecz jak zmianę klienta niszowej usługi dla geeków, to na prawdę pozostaje tylko powiedzieć - chill out bitch!

 

[komentarze jak zwykle na Bałaganie właściwym] 

Komentarze pod tą notką zostały zablokowane przez autora.