Nebula 2012: O tworzeniu książek przez wybrane gatunki - Ken Liu

Wszyscy tworzą książki. Nie wszyscy otrzymają Nebulę

Autor: (zob. niżej)

Nebula 2012: O tworzeniu książek przez wybrane gatunki - Ken Liu
Poniżej znajdziecie trzecią z naszych rozmów o opowiadaniach nominowanych do Nebuli. Do Bartka Łopatki, Staszka Krawczyka oraz Bartka Szczyżańskiego dołączył Maciej Szraj. Dyskusja skupia się na tekście Kena Liu O tworzeniu książek przez wybrane gatunki (pod koniec marca opublikowaliśmy polski przekład Bartka Łopatki, a z oryginałem można się zapoznać tutaj), ale nie brakuje dygresji dotyczących innych opowiadań tego autora, a nawet literatury w ogóle.

____________


Staszek Krawczyk: Papierowa menażeria bardzo mi się podobała, ale będę zawiedziony, jeżeli O tworzeniu książek… otrzyma Nebulę. Zbyt mało tutaj tego, co uważam za najciekawsze w literaturze, to znaczy przedstawiania ludzkich (bądź nieludzkich) losów i doświadczeń. Techniczne opisy poszczególnych odmian książek-nieksiążek są niewątpliwie pełne inwencji, ale cóż z tego? Szkoda też, że Ken Liu nie zdecydował się przedstawić dokładniej dwóch–trzech gatunków. Mógłby wtedy bliżej opisać relację między materialną formą książek a społeczeństwem i kulturą. Teraz mamy na ten temat jedynie króciutkie fragmenty, które wzbudziły we mnie głównie niedosyt.

To nie jest zły tekst, ale mógł być o wiele lepszy.

Bartek Łopatka: Sam zastanawiam się skąd nominacja do Nebuli dla Kena Liu – jak trafnie zauważyłeś, nie jest to jego najlepszy tekst. Jest wręcz odmienny od tego, do czego autor zdążył nas przyzwyczaić, tj. ludzkich emocji, swoistej obyczajowości, rozrysowywania relacji międzyludzkich i raczej skąpej zawartości fantastyki.

Może stąd wynika Twoje rozczarowanie – przykładasz do tego tekstu miarę choćby Papierowej menażerii, widzisz nominację do Nebuli i od razu: "kurde, to mnie aż tak nie poruszyło, co jest?". A jako gra wyobraźni, zabawa słowami oraz skupienie się na motywie czytania i książki tekst Liu wypada świetnie.

Staszek Krawczyk: Potraktujmy Papierową menażerię jako przykład pokazujący, czego między innymi szukam w literaturze. Moja ocena byłaby identyczna, gdyby Ken Liu wcześniej tamtego opowiadania nie napisał (i gdyby obecny tekst nie otrzymał nominacji do Nebuli).

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że kryterium, którym się kieruję, może być przedmiotem sporu. Z pewnością dla wielu osób np. popisy wyobraźni w kreowaniu fantastycznych światów są cenniejsze od koncentracji na człowieku (bądź nieczłowieku) i jego doświadczeniu. Moje stanowisko bierze się z przeświadczenia, że sam worldbuilding równie dobrze mógłby się sprawdzać w eseistyce, a największy potencjał prozy narracyjnej tkwi gdzie indziej – i w tym tekście Ken Liu go nie wykorzystuje.

Maciej Szraj: Podobnie jak Staszek na co innego zwracam uwagę w literaturze i czego innego oczekuję. Nie znaczy to, że tekst Liu z góry odrzucam. Niemniej zatrzymuję się na wyżej postawionym pytaniu: "i cóż z tego?". Mamy kreację wyobraźni, wcale ciekawą ale na tym koniec. I co dalej? Brakuje spoiwa między tymi historiami, jakiejś syntezy. Liu przedstawia tworzenie książek z różnych perspektyw, bawi się tym, daje upust wyobraźni, wygląda to jednak trochę tak, jakby za pierwszą myślą nie szła druga. Koncepcja ciekawa, ale urwana, niekompletna.

Bartek Szczyżański: Pozwólcie, że dołączę do Waszego skromnego chóru uważających Papierową menażerię za małe arcydzieło i raczej zaintrygowanych niż zachwyconych przez O tworzeniu książek…. Mówisz, Staszku, o wordbuildingu, a ja od razu widzę pisarzy, którzy swoim światom poświęcili lata pracy: Eriksona, Forda, Donaldsona. Tekst Liu jest natomiast grą wyobraźni, błyskiem ciekawym, ale na pewno nie oślepiającym.

Jeśli już pozwoliliśmy sobie na odrobinę prywaty, to i ja dorzucę coś od siebie: dla mnie opowieść stanowi zdecydowanie najważniejszy aspekt beletrystyki. Styl, relacje między bohaterami, intertekstualność i wyobraźnia autora bez wątpienia wpływają na odbiór tekstu, ale ten w końcu musi o czymś opowiadać. O czym jest O tworzeniu książek…? O tworzeniu książek? Mało.

Maciej Szraj: To może ja sprzeciwię się wam i opiniom pochlebiającym Liu, ponieważ akurat mnie jego teksty nie odpowiadają, co tyczy się również zachwalanej Papierowej menażerii. Mam problem z tym autorem o tyle, że jest to pisarz kierujący się (tak mi się przynajmniej wydaje) metodą zaczerpniętą od Poego. Opowiadanie ma wywołać u odbiorcy z góry założoną reakcję emocjonalną. Pisząc w zgodzie z tym założeniem, trzeba mieć świadomość dużego ryzyka i niemal zero-jedynkowej skali, którą się do takiego tekstu przykłada. Albo emocje zostały nam przekazane, albo nie. Ken Liu jest pod tym względem jednowymiarowy. Jego utwory opierają się na jednym zagadnieniu i skrupulatnie tworzą naokoło niego emocjonalną otoczkę. Jeśli mnie pamięć nie myli, tak było tak zarówno w przypadku Zapisanych w węzłach, jak i Papierowej menażerii. Ten sposób tworzenia fabuły pojawił się również w O tworzeniu książek…, gdzie ponownie bazujemy na jednym składniku, czyli wyobraźni.

Nie chodzi o krytykę tego typu metody, bo ona nieraz się sprawdza (Poe napisał w ten sposób wiele świetnych tekstów). Tylko z takim utworami trzeba trafić w dziesiątkę. Jeśli coś pójdzie nie tak, to nie ma żadnego punktu zaczepienia, aby taki tekst został uratowany. Żeby zobrazować, o co mi chodzi, posłużę się przykładem z Cyberiady Lema, którą ostatnio czytam. Zawarte tam opowiadania bazują jednocześnie na humorze, problemach filozoficznych, grze słowem, wykorzystywaniu popularnych schematów etc. Jeśli w takim utworze, złożonym z tylu elementów jeden wypadłby słabiej, to te pozostałe sprawiają, że tekst i tak utrzymuje wysoki poziom. Jeśli natomiast emocje zaplanowane przez Liu nie trafią do odbiorcy, to automatycznie cały plan spali na panewce.

Staszek Krawczyk: Mogę się zgodzić, jeśli chodzi o Papierową menażerię. Ona rzeczywiście wydaje się utworem obliczonym na wywołanie określonej emocji w czytelnikach. Natomiast w Zapisanym w węzłach moją uwagę zwróciła raczej tematyka naukowa, sam tekst zresztą – jeśli dobrze pamiętam notkę redakcyjną w Nowej Fantastyce – był zainspirowany właśnie artykułem z fachowego pisma akademickiego. Z kolei utwór, który omawiamy teraz, podobnie jak Ty uważam za jednoaspektowy, ale skupienie na wyobraźni uznałbym jednak za inny rodzaj pracy pisarskiej niż koncentracja na emocjach.

Maciej Szraj: Może trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem, ale na przykładzie emocji chciałem zwrócić uwagę na wspomnianą przez Ciebie jednoaspektowość tekstów Liu. Co do Zapisanego w węzłach, tam chyba inspiracją była tematyka naukowa, natomiast sam autor skupił się na relacji między dwiema kulturami. I to już był moment wchodzenia w sferę uczuć. Zgadzam się, że w omawianym przez nas opowiadaniu pierwsze skrzypce gra wyobraźnia, starałem się jednak zaznaczyć ogólną tendencję.

Staszek Krawczyk: W porządku – sprawa wyjaśniona, możemy więc pewnie wrócić do samego O tworzeniu książek…. Przede wszystkim nie chciałbym, abyśmy z mojego powodu spędzili całą rozmowę na sarkaniu! Zwykle bardziej produktywne są rozmowy o tym, co w tekście jest, niż o tym, czego w nim nie ma (nawet jeśli być powinno). Jeśli w ocenie opowiadania przyjmiemy jego wewnętrzną logikę, niewątpliwie ujawni ono swoje zalety. Bartek zresztą zaczął już wcześniej o nich mówić.

Bartek Łopatka: Skoro mowa o zaletach, to znowu się odezwę – poza wspomnianą wyobraźnią w tym konkretnym tekście Liu spodobał mi się jego styl. Rozbudowane, bogate opisy sprawiały mi niesamowitą frajdę podczas czytania i tłumaczenia tego opowiadania.

Drugim aspektem, na który chciałbym zwrócić uwagę, jest, może nieco niezauważalna, spójność naszkicowanego uniwersum. Te wszystkie rasy nie istnieją w pustce, one wzajemnie na siebie wpływają, przenikają się kulturowo w pewnym stopniu, a jednocześnie sposób pojmowania rzeczywistości każdej z nich, przedstawiony w formie stosunku do książek i ich czytania, pozostaje calkowicie obcy i niezrozumiały dla pozostałych opisanych gatunków. Podoba mi się konsekwencja i rozmysł, z jakim Liu planował ten tekst.

Bartek Szczyżański: Zgadzam się z Bartkiem, szczególnie jeśli chodzi o wewnętrzną spójność i bogactwo wykreowanej przez Liu rzeczywistości. Jej narodziny odbywają się na oczach odbiorcy, a ich interpretacja to najważniejsze stojące przed nim zadanie. Można się zastanawiać, czy nie jedyne, ale to już trochę inny temat.

Wielu czytelników może lekceważyć fantastykę – bo przecież tutaj wszystko jest dozwolone, wszystko można. My, miłośnicy tego typu literatury, wiemy, że logika rządząca światem przedstawionym, choćby najbardziej niesamowitym, musi być zauważalna i niepodważalna – jest w końcu fundamentem opowiadania czy powieści. Nie trzeba dużo wyobraźni, aby wiedzieć, co stanie się z gmachem bez solidnych podstaw. Liu jest budowniczym, któremu można zaufać.

Staszek Krawczyk: A mnie się w tym miejscu przypomina wypowiedź Wita Szostaka z prelekcji na którymś z konwentów: "Gwiżdżę na spójność świata przedstawionego". Innymi słowy, w literaturze można z powodzeniem budować również taką rzeczywistość, której poszczególne części do siebie nie przystają – nie zachowują realistycznej, faktograficznej konsekwencji, ale łączą się w inny sposób, np. na poziomie symbolicznym. Ten rodzaj budowania świata nie jest łatwy i oczywiście nie stanowi niezbędnej cechy dobrej literatury, chciałbym jednak go tutaj bronić. Może zresztą niepotrzebnie, ale wolę dmuchać na zimne.

Skoro już jednak jesteśmy przy bogactwie uniwersum: czy ktoś z Was mógłby podać przykłady "wzajemnego wpływania" i "przenikania kulturowego"? W trakcie lektury nie wydawało mi się, aby poszczególne części tekstu były w jakiś szczególny sposób powiązane, ale mogłem czegoś nie zauważyć. Chętnie natomiast przyklasnę przychylnej opinii o stylu Kena Liu, pod tym względem tekst z całą pewnością się broni.

Bartek Łopatka: Staszku, mam dziwne wrażenie, że od początku rozmowy deprecjonujesz ten utwór Liu, próbując doszukiwać się głębszego sensu, atakując bezprzekazowość i to, że opowiadanie nie ma ambicji być tekstem głębokim, niezwykle złożonym czy niekonwencjonalnym formalnie. Krytykujesz go nie za to, czym jest – zwracając uwagę na to, co się nie udało – ale za to, czym (wbrew Twoim nadziejom lub gustom literackim) nie jest.

Wzajemne wpływanie? Choćby wzmianki o wojnach i wymianach handlowych wspominanych przez Liu. Na przykład książki jednej rasy są trzymane jako wojenne trofeum przez rasę drugą.

Staszek Krawczyk: Oj, chyba już ustaliliśmy, że nadzieje nie miały wielkiego znaczenia. Co do gustów, to sam zaproponowałem powrót do oceniania tekstu Liu w jego własnych kategoriach. Owszem, przed chwilą stwierdziłem, iż faktograficzna spójność światów przedstawionych nie jest koniecznym warunkiem udanego tekstu (wydawało mi się, że wypowiedź Bartka sugeruje coś innego), ale przecież nie postawiłem tezy, iż każda dobra fantastyka może się bez niej obejść.

Tak czy inaczej, wracam do samego tekstu, przeglądam go znowu i… nadal nie widzę, aby relacje między rasami były szczególnie istotne. Rozumiem, że odnosisz się do akapitów rozpoczętych zdaniami: "Niektóre z bardziej brutalnych ras kosmosu, jak Hesperoni, rozmiłowały się w wydobywaniu i zbieraniu kamieni-mózgów Quatzoli", a także "Albo weźmy Quatzoli, którzy zorientowali się, że Caru'ee przeznaczyli jeden z ich utraconych kamieni-mózgów na kompleks badawczy". Czy w tekście zmieniłoby się coś ważnego, gdyby te akapity wyciąć? Nie, to są tylko okazjonalne interakcje, niemające większego znaczenia dla charakterystyki któregokolwiek z kosmicznych gatunków. Na końcu zresztą znajduje się fragment, który odczytuję jako świadectwo odosobnienia poszczególnych ras: "Ogniska świadomości świecą w ciemnej, zimnej pustce kosmosu jak pęcherzyki powietrza w rozległym, mrocznym morzu" (wyraz "łącząc", który też się tam pojawia, w świetle całego tekstu zdaje się pełnić głównie funkcję grzecznościową).

Inna rzecz, że przytoczone przed chwilą zdanie pod względem stylistycznym naprawdę się autorowi udało, podobnie jak cały przedostatni akapit oraz wiele innych fragmentów tekstu. Warto zwrócić baczniejszą uwagę na obrazowanie, którym posługuje się Liu. Dla przykładu, początkowe porównanie książek do falochronu opierającego się przypływom czasu to nie tylko zgrabna figura stylistyczna, lecz także pokazanie czegoś, co wydaje się bardzo ważne dla wymowy całego tekstu. Bo też nie jest tak, aby brakowało tutaj jakiegokolwiek sensu nadrzędnego – zestawienie zdań "Czas pożera wszystko" oraz "Wszyscy tworzą książki" w kontekście historii poszczególnych gatunków to coś, nad czym zdecydowanie można się zastanowić. Moglibyśmy też zadać sobie pytanie, czy ludzkość jest od tych wszystkich ras tak bardzo różna. (Zanim mnie zjecie: wyrazy "rasa" i "gatunek" mieszam bezczelnie, ale świadomie, odwołując się do fantastycznonaukowego uzusu).

Trzymam się tego, co powiedziałem na samym początku: to naprawdę nie jest złe opowiadanie.

Maciej Szraj: Widzę, że wracacie poniekąd do dyskusji, które swojego czasu toczył Jacek Dukaj z innymi pisarzami i krytykami (Ewą Białołęcką, Małgorzatą Wieczorek, Piotrem Dębkiem), a które dotyczyły spójności światów fantastycznych oraz ich wewnętrznej logiki.

Co do zarzutów Bartka, trzeba sobie jasno powiedzieć. Niezależnie od tego, czy poszczególne teksty są dydaktyczne, czy rozrywkowe, mogą być świetną literaturą. Truizm, ale lepiej go utrwalać.

Nie jest to ani złe, ani dobre opowiadanie. Klasyczny średniak, o którym za miesiąc wszyscy zapomnimy. Czy którykolwiek z Was z czystym sumieniem poleciłby O tworzeniu książek… znajomemu? Wątpię. Można oczywiście szukać zalet w języku oraz wewnętrznej spójności, ale czy to wystarcza? Jest to chyba najsłabszy tekst Liu tłumaczony na język polski. Moim zdaniem sama stylistyka i nawet nie pomysł, a jego zarys nie wystarczają aby stworzyć coś godnego uwagi. Dziwić może fakt, że udało się w ogóle przefiltrować to opowiadanie do ścisłej czołówki tegorocznych Nebuli.

Staszek Krawczyk: Może będzie to zaskakujące, ale ja oceniam ten tekst wyżej. Zwłaszcza po tym, jak przyszło mi na myśl, że można go z powodzeniem czytać jako opowieść o zmaganiach z przemijaniem. Nebuli nadal bym nie przyznał, ale w trakcie naszej rozmowy moja opinia na temat utworu się polepszyła.

Bartek Szczyżański: Nie jestem w stosunku do O tworzeniu książek… tak krytyczny jak Maciej, ale największy problem tekstu widzę gdzie indziej. Od razu po jego lekturze musiałem walczyć z rozczarowaniem zrodzonym z banalnego pytania: to wszystko? Tylko tyle? I nie był to klasyczny czytelniczy niedosyt, który pojawia się w momencie zakończenia przygody z doskonałym utworem, a raczej zdziwienie, że te kilka intrygujących notatek ma stanowić pełnoprawne opowiadanie. Mało tego – opowiadanie jednej z młodych gwiazd światowej fantastyki, nominowane do bodaj najbardziej prestiżowej nagrody w branży. Kiedy O tworzeniu książek… się przetrawi i głębiej przemyśli, łatwo dostrzec, że Liu miał kilka pomysłów, ale temu spostrzeżeniu towarzyszy natrętna myśl: te idee to trochę za mało, aby powstał tekst, który pamięta się przez lata. Za mało, aby nagrodzić tekst Nebulą.

Rozmowa odbyła się jeszcze przed przyznaniem tegorocznej nagrody.