» Recenzje » Naznaczeni błękitem - Ewa Białołęcka

Naznaczeni błękitem - Ewa Białołęcka


wersja do druku

Czy odgrzewane (powtórnie zmielone) kotlety mogą smakować dobrze?

Redakcja: Grzegorz 'Thoron' Tusznio

Naznaczeni błękitem - Ewa Białołęcka
Od pierwszego tomu Kronik Drugiego Kręgu jestem fanem tego cyklu. Tym trudniej jest mi opisać uczucia kłębiące się we mnie po przeczytaniu Naznaczonych błękitem. Głównie dlatego, że przed lekturą byłem nastawiony negatywnie, chociaż koniec końców do czytania podszedłem ze sporym entuzjazmem. Jest to bowiem napisana od nowa książka Tkacz Iluzji, czyli rzecz na pewno fanom pisarki (a także i mi) dobrze znana. Nie wypada jednak opierać recenzji na porównaniach, na początek więc zajmę się krótkim opisem podmiotu całego zamieszania.

Ostatnim słowem wstępu chciałbym dodać, że Naznaczonych błękitem traktuję tutaj jako całość. Nie widzę sensu pisania dwóch recenzji. Tym bardziej, że pierwsza część właściwie nie kończy opowieści, a jedynie pozwala na zaczerpnięcie oddechu. Trzeba tu także dodać, że tak samo urywa się część druga i najlepiej byłoby od razu sięgnąć po następny tom - Kamień na szczycie.

Naznaczeni błekitem - Ewa Białołęcka, cz. 2
Naznaczeni błękitem w znacznej części opowiadają o przygodach młodego, upośledzonego maga, Kamyka. Jego olbrzymi talent Tkacza Iluzji uczynił go głuchoniemym, przez co nastolatek ma wielkie problemy nie tylko ze sobą i otaczającym go światem, ale także z kreowaniem dźwięcznych iluzji. W trakcie swoich perypetii poznaje młodego smoka (stworzenia te u Białołęckiej podobne są do dużych, futrzastych psów) - Pożeracza Chmur, który pomaga mu poradzić sobie z kalectwem. Dalsze dzieje młodzieńców obejmują wyprawy na Smoczy Archipelag a także chwile nauki w Zamku Dłoni, gdzie zapoznajemy się z innymi niepokornymi, wyjątkowymi nastolatkami.

Obszerna część książki dotycząca szkolenia młodych magów może kojarzyć się z przygodami Harry'ego Pottera w Hogwarcie. Trudno żeby było inaczej, gdyż autorka słynie z zamiłowania do książek pani Rowling i zdarzało jej się pisać fanfiki osadzone w tych realiach. Tutaj jednak osią całej historii nie jest walka z Wielkim Złym, ale dorastanie "młodych gniewnych", problemy, jakie się z tym wiążą oraz tajemnice nastolatków.

Treść jest co najmniej interesująca, a poparta bardzo dobrym warsztatem autorki sprawia, że mamy do czynienia niemal z ideałem. Zostajemy wciągnięci w wir wydarzeń i jedynie poza kilkoma fragmentami od powieści nie sposób się oderwać. Niechlubnym wyjątkiem jest tu prolog, który czytać odradzam (mnie zanudził na śmierć, dwukrotnie), najlepiej w ogóle zapomnieć o jego istnieniu. Jeśli ktoś nie ma szacunku do książek - niech go wyrwie. Całość jedynie na tym zyska.

Sama narracja w książce jest żywa, a bohaterowie bardzo realni, podobnie jak świat, w którym znajdzie się miejsce zarówno na dworskie maniery, jak i na krew, pot i łzy. Z głównym bohaterem bardzo łatwo się zidentyfikować, co pozwala z zapartym tchem śledzić jego fascynujące przygody. Po pewnym czasie przywykniemy nawet do śmiertelnie niebezpiecznych sytuacji, z których zawsze wszyscy wychodzą cało. Taki urok książek młodzieżowych, gdzie główni bohaterowie zdają się być nieśmiertelni, a całość jest po trosze przewidywalna.

Ewa Białołęcka w swojej powieści przemyca dużo treści wychowawczych. Nie tylko pokazuje właściwe zachowania i bez zbędnego moralizatorstwa unaocznia, że bycie złym nie popłaca i trzeba stawać w obronie słabszych. Oswaja także czytelnika z tak trudnymi sprawami jak tolerancja, homoseksualizm czy prostytucja. Jest to delikatne oddziaływanie na młode umysły, które prawdopodobnie stanowią grupę docelową. Oczywiście, przy tak sprawnie napisanej książce każdy, kto zabierze się za czytanie będzie zadowolony, a i starszym osobom nie zaszkodzi przypomnienie kilku podstawowych zasad moralnych. Czasami może zbyt wyraźnie widać "morał" płynący z opowieści, ale nie przeszkadza to w trakcie czytania.

Na koniec chciałbym przyczepić się jeszcze (bo to zwykłe czepialstwo będzie) do okładek obu tomów. Są one lustrzanymi odbiciami tej samej grafiki, przedstawiającej psowatego smoka autorstwa Stephanie Pui Mun-Law. Okładki różnią się jedynie kolorami napisów i orientacją nota bene całkiem ładnej ilustracji. Ale spróbujcie tylko chwycić właściwy tom, gdy szybko wybiegacie gdzieś z domu.

Jeśli nie czytałeś(aś) do tej pory Tkacza Iluzji, mogę z całym sercem polecić Naznaczonych błękitem jako książkę niezwykle interesującą, wciągającą i - chociaż nie lubię tego określenia - po prostu fajną. Pamiętaj tylko, że ta część ma dwa tomy, a cały cykl liczy trzy księgi i jeszcze się nie zakończył.

Jeśli natomiast znasz Tkacza Iluzji...

Opowiadanie, które przerobiono na książkę, którą przerobiono na dwa tomy. Jak inaczej nazwać takie zjawisko, jak nie powtórnym przemieleniem odgrzewanego kotleta? Że jest to danie smaczne, to inna sprawa, ale jak mam się czuć potraktowany takim specjałem? Czym się różnią obie wersje?

Trzeba zaznaczyć, że książka została całkowicie przeredagowana. Owszem, odnajdziemy w niej znajome fragmenty - czasami ucięte zbyt wcześnie, innym razem interesująco rozwinięte. Tkacz Iluzji był w większości pamiętnikiem Kamyka, natomiast tutaj zapiski bohaterów przewijają się sporadycznie. Narracja trzecioosobowa pozwala dużo więcej powiedzieć o uczuciach i czasami dodać coś, czego Kamyk by nie napisał. Także opisy oraz dialogi są pełniejsze i, co tu dużo pisać - ciekawsze. Widać także doświadczenie w operowaniu słowem, jakiego nabrała autorka.

Dodane zostały także dwa opowiadania - nudny prolog o Białym Rogu (legendzie Tkaczy Iluzji) oraz historia Nocnego Śpiewaka (jednego z młodych magów). To drugie całkiem sprawnie wpasowało się w treść. Na początku mamy poczucie czytania zbioru opowiadań, które dopiero później się zazębiają. Sprytne.

Pozostaje jednak pytanie - czy jest sens pisać praktycznie to samo i sprzedawać jako nowość? Tkacz Iluzji miał duży potencjał, który został tutaj w pełni wykorzystany, można by więc sądzić, że warto było. Treść pozostała jednak ta sama i z punktu widzenia czytelnika nie widzę potrzeby wydawania takiej pozycji. Ja to już czytałem. Ja, jako fan, chcę kolejnej części cyklu, który strasznie polubiłem i na którego zakończenie czekam już strasznie długo.

Oczywiście wydawnictwo i autorka mogą być rade - to pierwsze, bo ma w końcu wśród swoich książek pierwszy tom cyklu (Tkacza Iluzji wydała superNOWA, a nie Runa). Obie strony są zadowolone z zysków, bo przecież płacimy 55 złotych za dwie części zamiast 25 za jedną książkę. Łatwiej jest też napisać od nowa to samo, niż zakończyć cykl, gdy wątków pobocznych natworzyło się wiele i nie za bardzo można to sprawnie uciąć.

Podsumowując - jeśli chcesz się przekonać, jak wyszło odświeżenie powieści, bądź też chcesz zacząć przygodę z Kronikami Drugiego Kręgu - kupuj w ciemno. Jeśli natomiast czekasz na następne części cyklu, to dobrze się zastanów przed wydaniem pieniędzy na Naznaczonych błękitem.
Ocena końcowa dotyczy oczywiście książki, bez zagłębiania się w zawiłości wydawnicze, a połówka oceny odjęta została za prolog.

Dziękujemy wydawnictwu Runa za udostępnienie książek do recenzji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Naznaczeni błękitem. Tom 1
Cykl: Kroniki Drugiego Kręgu
Tom: 1
Autor: Ewa Białołęcka
Autor okładki: Stephanie Pui-Mun Law
Autor ilustracji: Joanna Michalak
Wydawca: Agencja Wydawnicza RUNA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 10 października 2005
Liczba stron: 368
Oprawa: miękka
Format: 125 x 185 mm
ISBN-10: 83-89595-20-6
Cena: 27,50 zł



Czytaj również

Kroniki Drugiego Kręgu - przekrojowo
Opowieść o magii, przyjaźni i dorastaniu
- recenzja
Niezwyciężone. Antologia opowiadań science fiction
Celebracja twórczości Stanisława Lema
- recenzja
Harda Horda
Dwanaście niezwykłych opowiadań
- recenzja
Rozmowa z Ewą Białołęcką
Żyję książkami i wśród książek
- wywiad

Komentarze


~Ewa Białołęcka

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Pierwsza wersja "Tkacza Iluzji" została wydana w roku 1997, rozdział dotyczący magicznej szkoły już w niej funkcjonował. "Harry Potter i kamień filozoficzny" w Polsce został wydany w roku 2000. Miło byłoby, gdyby recenzent opanował odejmowanie w zakresie klasy podstawowej. Miło byłoby, gdyby nie robił błędów merytorycznych.
20-07-2006 12:54
!Blob!
    Hm?
Ocena:
0
Miło by mi było, gdybym nie był posądzany o nieodrobienie pracy domowej. Wydanie "Tkacza" i Harry'ego zbiegło się w roku 1997, to oczywiste, że nie mają nic wspólnego.

Ale jeśli "Nazanczonych" mam oceniać jako coś nowego (tudzież "książkę powstałą na kanwie opowiadań o Kamyku"), to właśnie - w moim odczuciu - książka została nieco upotterowiona w stosunku do pierwowzoru. Może to zasługa wszechobecnej potteromanii, nie wiem. Naznaczeni kojarzą mi się bardziej z Potterem niż sam Tkacz.

Dla bezpieczeństwa poradziłem się osoby, która tak jak ja przeczytała obie książki, ale w odwrotnej kolejności ("Tkacza" później) i odczucia ma podobne.

O nic nie posądzam, o nie! Po prostu zaznaczam, że się kojarzy. To nic złego, prawda?

Serdecznie pozdrawiam,
20-07-2006 13:27
~Ewa Białołęcka

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Obszerna część książki dotycząca szkolenia młodych magów ma całkiem sporo wspólnego z przygodami Harry'ego Potteraw Hogwarcie. Trudno żeby było inaczej, gdyż autorka słynie z zamiłowania do książek pani Rowling i zdarzało jej się pisać fanfiki osadzone w tych realiach." - nie widzę tu słowa "kojarzy" ani żadnego jego synonimu. Natomiast wmawia mi się coś, czego nie zrobiłam. Co do sytuacji, kiedy wszystko kojarzy się z jednym, istnieje o tym dość znany dowcip, którego tu nie zacytuję. To mój ostatni komentarz tutaj, gdyż nie przywykłam do dyskutowania z osobami, które oficjalnie zalecają wyrywanie kartek z książek.
Pozdrawiam, EB
20-07-2006 13:50
!Blob!
    Uznaję, poprawiam
Ocena:
0
Faktycznie, można odczytać to sprzecznie z moimi intencjami, kilka fragmentów tej recenzji przepisywałem kilka razy, żeby tylko nikogo nie urazić... Jak widać - nie udało się, przepraszam. To tylko jedno zdanie (już poprawione zresztą).

A książki osobiście szanuję i nigdy nawet nie zdarzyło mi się pisać ołówkiem po marginesie, ale potrzebowałem dosadniego wyrażenia swojej niechęci do prologu.

Słowa są napisane, każdy może je odczytać tak jak chce. Dziękuję i tak za te dwa komentarz oraz zainteresowanie się recenzją.

Z niecierpliwością czekam na zakończenie cyklu, pozdrawiam i życzę weny,
20-07-2006 14:11
Supr
    Gdy czytam wymianę zdań
Ocena:
0
między autorką a recenzentem, myślę sobie: ja też chcę zostać magiem! :D :D :D
20-07-2006 16:39
Ausir
    Prolog...
Ocena:
0
mi się akurat podobał. Cóż, DGCC...
22-07-2006 20:34
~Pati/Sówka

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Naznaczeni błękitem to świetna książka dla młodzieży. Zastanawiam się tylko czym różnią się obydwa wydania książki( ta z białym napisem "Naznaczeni błękitem" a ta z tym samym napisem tylko że kolorowym). Czytałam wszystkie części " Kronik Drugiego Kręgu" nowszego wydania " Naznaczonych błękitem" nie znam. Jeżeli ktoś zna odpowiedź na moje pytanie to niech zawrze ją w formie komentarza na tej stronie. Dzięki.
31-03-2007 18:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.