Następcy

Nanothriller

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Następcy
Brent Cleary jest prawdziwym akwizytorem XXI wieku. Zajmuje się sprzedażą nanostrojów, nowoczesnych kombinezonów ochronnych – wyrusza na patrole wraz z policjantami, aby pokazać im, jak bardzo najnowocześniejsza technologia mogłaby zwiększyć efektywność ich pracy, zarazem poprawiając bezpieczeństwo. Podczas jednej z takich rutynowych wypraw Brent trafia do slamsów, których mieszkańcy trudnią się kradzieżą paliwa wprost z rurociągu. Kończy się to – w oczywisty sposób – wybuchem, a nasz bohater ma szansę przeżyć tylko dzięki nanitom, które dostają się do jego krwi zaraz po katastrofie.

Tym, co najbardziej przyciąga w Następcach jest swoista klarowność, jaką narzucił sobie Edward M. Lerner. O czym mowa? Przede wszystkim o bardzo przejrzystej wizji świata, o dopracowanym pomyśle na powieść. Pisarz od początku skupia się na nanotechnologii, zarówno jeśli chodzi o warstwę teoretyczną (czyli "science"), jak i o praktykę (czyli "fiction"). Autor kreuje uniwersum w odniesieniu do swojej idée fixe i nie poświęca zbyt wiele miejsca innym, niezwiązanym z nią elementom świata przedstawionego. Dzięki temu czytelnik otrzymuje utwór klarowny, z konkretnym przekazem, którego ogromną zaletą jest zrozumiałość (choć twórca nie stroni od zagłębiania się w sprawy naukowe).

Nie zaskoczę więc chyba nikogo, kiedy oznajmię, iż fabuła Następców jest bardzo spójna, niemal jednowątkowa. Wszystko kręci się wokół nanotechnologii i tego, jak mogłaby ona namieszać w aparacie ewolucji. Trzeba przyznać autorowi, że niemal idealnie panuje nad tempem rozwoju akcji. Prolog to hitchcockowskie trzęsienie ziemi, po którym następuje stopniowe uspokojenie akcji. Potem znowu wszystko się rozkręca, aż do emocjonującej końcówki. Jednak to właśnie ona jest największą wadą powieści. Odniosłem wrażenie, że Lerner zbyt szybko przeszedł do punktu kulminacyjnego Następców. Próbował spiętrzyć uczucia czytelnika, które stopniowo wywoływał nagłymi zwrotami akcji, ale trochę się przeliczył – końcowe rozdziały powieści zajmują około stu stron, czyli prawie jedną czwartą całego tekstu. Pisarz nie był w stanie tak długo utrzymywać buzujących we mnie emocji; w pewnym momencie poczułem się po prostu zniechęcony i chciałem, żeby Lerner wreszcie przeszedł do epilogu. Na nim jednak się nie zawiodłem – został doskonale dopasowany do niepokojącej historii, wywołuje wrażenie zaszczucia, które świetnie oddaje charakter całej książki.

Autora pochwalić należy za kreację bohaterów. Brent (który jest typem bardzo podobnym do protagonisty z opowiadania Zrozum Chianga) to postać niesamowicie interesująca. Początkowo śledzimy jego postępujący rozwój intelektualny, potem jesteśmy świadkami psychomachii, aby w końcu ujrzeć próbę moralnej rehabilitacji. Dawno nie spotkałem się w tekście fantastycznym z tak dynamiczną, a zarazem autentyczną postacią. Ogromne uznanie wzbudziła we mnie też przyjaciółka Brenta, Kim. W końcu bohaterka, która jest inteligentna nie tylko w zapowiedziach narratora, ale rzeczywiście posługuje się rozumem: rozwiązuje oczywiste problemy bez nadnaturalnych objawień, wnioskuje i dedukuje. W technothrillerze, w którym skomplikowana intryga jest jednym z najważniejszych elementów, taka postać to najprawdziwszy skarb. Lerner dopełnił świat przedstawiony także świetnymi aktorami drugiego planu, jak doktorowie Aaron Sanders i Charles Walczak – pełnymi autentyzmu, podobnie jak Brent i Kim.

Następcy to bardzo ciekawa propozycja dla każdego fana science fiction, szczególnie jeśli prócz fantastyki lubi czasami zapoznać się z interesującym thrillerem. Porywająca, spójna intryga, połączona z doskonałymi bohaterami i solidnie wykorzystanymi podstawami naukowymi, czyni z tekstu świetną lekturę, którą mogę polecić z czystym sumieniem.