» Blog » Nad czym pracuję, część IV
14-11-2022 08:22

Nad czym pracuję, część IV

Odsłony: 70

Nad czym pracuję, część IV

Trailer nr 6, czas na fantasy. Fragment "W szponach mroku" z drugiego tomu "Z krwi i ognia". Napisane w 2018, publikacja...? Miejmy nadzieję, że 2023 lub 2024
(...)
Koldarzy pochodzili w prostej linii właśnie od nich. Gdy osiemset lat przed założeniem Królestwa Talamudu przybyli na bezimienne wówczas ziemie, byli znacznie bardziej rozwinięci cywilizacyjnie niż zamieszkujące je dzikie ludy różnych ras. I choć koldarów nie było wielu, przewaga ta sprawiła, że szybko podbili większość plemion i przemienili je w swych niewolników. Dzięki ich wysiłkowi zbudowali swoje miasta i twierdze, umacniając się na zajętych terenach. Wśród ludów tych byli również thalowie - nie znający pisma, narzędzi, ani broni.
Morandor urodził się w kolejnym pokoleniu niewolników, którym od dzieciństwa wpajano wyższość koldarów nad innymi rasami. Kolejne generacje posłusznie spełniały ich rozkazy, nie śmiejąc podnosić głów. Morandor był przywódcą buntu, który wyzwolił setki thalów z niewoli. Zbiegł z nimi w góry zwane obecnie Koldar i przeszedł na ich drugą stronę - może właśnie tym samym szlakiem, które teraz przemierzała Północno-Wschodnia Armia Talamudu? Jakby nie było, Królestwo zostało założone i choć od tego dnia minęło dokładnie tysiąc siedemset dwadzieścia sześć lat, koldarzy wciąż traktowali talamudczyków jako swoich zbiegłych niewolników.
Obecnie Khol-Ada-Ria, państwo liczące sobie osiemdziesiąt miast-twierdz i setki pomniejszych osad, rozciągało się od gór Koldar i Kolid po wody zatoki Kharvadun. Władali nim od dwunastu wieków królowie-kapłani, wierni wyznawcy Przodków i Zjednoczenia. Wierzono powszechnie, że misją żyjących jest połączenie się z przodkami, których dusze - po zgonie ciała - trafiają do wnętrza Jold. Miała tam znajdować się potężna, obsydianowa kraina Ria, gdzie wśród sal o diamentowych podłogach i ścianach Przodkowie badają sekrety działania Mechanizmu Świata. Nauki te dają im wiedzę, dzięki której mogą tworzyć wspaniałe mechanizmy, bronie i narzędzia, jakich świat nie widział, a dzięki którym ich żyjący potomkowie mogliby nie tylko zdominować wszystkie ludy i rasy, ale również zapanować nad śmiercią i czasem. Dlatego próbowano dostać się do nich, tworząc podziemne kopalnie, a jako że koldarowie byli zawsze ludem praktycznym - od razu wydobywano z nich surowce.
Wierzono również, że wysoko wśród chmur znajduje się kraina Khol, gdzie znajdują dusze tych, którzy mają dopiero narodzić wraz z ciałami. I że można do niej dotrzeć, budując wystarczająco wysokie wieże - czego również na podległych koldarom terenach próbowano. Religia Przodków i Zjednoczenia chciała złączyć w jeden świat niebo, ziemię i podziemne głębiny, a gdyby do tego doszło, koldarzy połączyliby przeszłość z teraźniejszością i przyszłością, stając równi bogom wyznawanym przez inne rasy. Dlatego nie czcili żadnych istot wyobrażających siłę, potęgę czy miłosierdzie, lecz swych Przodków, którzy niegdyś żyli naprawdę i pozostawili swe dziedzictwo. Składano im ofiary z niewolników, wierząc, że trafiają w ten sposób do Ria, aby wspomóc swych panów w ich pracach.
Zdarzały się dziesięciolecia, w czasie których pomiędzy Talamudem a Khol-Ada-Rią panował pokój. Koldarzy mieli wówczas wystarczająco dużo problemów z granicami na południu i wschodzie, aby interesować się zachodem. Jednak gdy sytuacja się uspokajała, królowie przypominali sobie o zbiegłych niewolnikach i posyłali armie, aby ukarać potomków tych, którzy ośmielili się przed wiekami obrazić Przodków swym nieposłuszeństwem. Skutki tych wypraw bywały różne - pod koniec drugiego wieku istnienia Królestwa, potomek Morandora - nazwany przez kolejne pokolenia Morandorem Zwycięzcą - nie tylko odparł wrogie siły, ale przeprowadził armię przez góry, rozgromił przeważające liczebnie wojska koldarów nad Czarną Rzeką i ruszył na ówczesną stolicę przeciwnika. Władający wówczas Khol-Ada-Rią król zaproponował zapłacenie wysokiego okupu i wyzwolenie ponad tysiąca ludzi, aby Morandor wycofał swe wojska - na co ten przystał. A talamudzcy historycy przez wiele lat spierali się, jakby wyglądałby świat, gdyby miasto Halaman zostało zdobyte przez thalów? Dwa wieki później to koldarzy oblegali stolicę Talamudu, miasto Thalamud i dopiero po półrocznych walkach udało się ich odeprzeć, jednak przez kilkanaście kolejnych lat wschodnie części Królestwa - w tym Amara - pozostawały pod ich kontrolą.
Trzy wieki przed rokiem tysiąc siedemset dwudziestym szóstym kalendarza Talamudu, w jednym z miast-twierdz Khol-Ada-Ria żył prorok DangaThon. Twierdził, że Przodkowie zsyłają mu wizje tego, co nadejdzie. Był to człowiek charyzmatyczny i mający wielki dar przekonywania. Sprawił, że uniknięto kilku nieszczęść związanych z aktywnością sejsmiczną i trzęsieniami ziemi. Dzięki temu jego słowa było powszechnie poważane. Pod koniec swego żywota, nim sam przeszedł do krainy Przodków, miał niepokojący sen, w którym widział thalów wędrujących swobodnie przez Khol-Ada-Ria, gdzie nie było już koldarów. Wizja ta sprawiła, że kolejni królowie zaczynali coraz częściej niepokoić granice Talamudu, planując w przyszłości zalanie Królestwa thalów swoimi wojskami oraz armiami wyszkolonych niewolników i najemników.
Ostatnie starcia miały miejsce pięćdziesiąt lat wcześniej. Od tego czasu koldarzy mieli problemy wewnętrzne - niewolnicy wszczynali bunty, wojowniczy królowie gorańskich państw prowadzili swe wojska na Khol-Ada-Ria, pragnąc bogactw zgromadzonych w skarbcach miast, a wulkany w Thalgaddi i Halatu dawały o sobie coraz częściej znać, poruszając ziemią nawet setki stajań dalej i zawalając strzeliste wieże, podobne piramidom twierdze i kopane od lat systemy podziemnych tuneli. Gdy w Królestwie Talamudu trwała Wojna Chłopska, kapłani koldarów po wielu dniach medytacji i modlitw przynieśli królowi ZarkarAlinowi wiadomości: Przodkowie dymami wulkanów i trzęsieniami ziemi dawali znaki, że brak im niewolników. Dlatego należy złożyć w ofierze dziesięć tysięcy z nich, aby zasilili Ria. Tak też się stało - podziemne i wolnostojące ołtarze spłynęły krwią tysięcy thalów, silganów i goran. Jednak po dziewięciu latach spokoju pomruki wulkanów znów zaczęły dochodzić od północy. Tym razem na wspomożenie przodków przeznaczono piętnaście tysięcy dusz.
Gdy czekano na efekty kolejnej hekatomby, niespodziewanie okazało się, że zabrakło rąk do pracy. Niewolnicy byli podstawą gospodarki i ekonomii - budowali, kopali, wydobywali minerały, służyli przy niezliczonych pracach. W przeciągu dekady znikło ich ponad dwadzieścia pięć tysięcy. Praktyczny ZarkarAlin postanowił zatem posłać do odwiecznych wrogów armię, która zdobędzie nowych, a przy okazji przetestuje pewien wynalazek, jaki przybył do Khol-Ada-Rii z krain Marah.
Trzon armii stanowili hordzy - rasa ludzi, którzy przybyli pół tysiąca lat wcześniej ze wschodniego kontynentu i wdarli się od południa do Khol-Ada-Ria. Mieli skóry ciemne niczym wydobywane w Thalgaddi bryły węgla i byli prymitywni - nomadzi od pokoleń, nigdzie nie zagrzali dłużej miejsca. Piętnaście lat trwała krwawa wojna - mimo przewagi w uzbrojeniu i posyłaniu kolejnych koldarskich armii na pozycje przybyszów, ci nie tylko nie poddawali się, ale postępowali wolno do przodu. W końcu zawarto z nimi rozejm - mogli osiedlić się we wschodniej części władztwa koldarów i żyć tam w pokoju, jednak warunkiem było uznanie ich jako swych władców i oddanie części ludzi na służbę. Starszyzna rasy, zwącej siebie „hor-hogh”, przystała na te warunki. Przez kolejne lata hordzy uczyli się pod okiem koldarów, jednak zawsze dawano im czuć dystans. W Khol-Ada-Ria stali się obywatelami drugiej kategorii - byli wolni, jednak musieli słuchać rozkazów, a wiele pozycji społecznych było dla nich wykluczonych. Lecz nie uskarżali się na to, a kolejne pokolenia, urodzone już w miastach z kamienia, uważały to za naturalny stan rzeczy.
(...)

Pokaż mniej
0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.