» Recenzje » Na skraju jutra

Na skraju jutra


wersja do druku
Na skraju jutra
Szóstego czerwca żołnierze ponownie wylądowali na plażach Normandii. W tym dniu nie tylko uczczono pamięć poległych podczas sławetnego D-Day, ale również polską premierę miał obraz Na skraju jutra, którego spora część akcji też dzieje się na południowym wybrzeżu kanału La Manche.

Omawiany film jest ekranizacją powieści Hiroshiego Sakurazaki All You Need Is Kill z roku 2004. Niniejszy tekst dotyczy jednak wyłącznie filmu, bowiem autorowi nie dane było – jeszcze – zapoznać się z literackim pierwowzorem. Czy jest to dzieło jedynie na motywach, jak choćby Żołnierze kosmosu, o których będzie jeszcze mowa w dalszej części artykułu, czy raczej szczegółowa adaptacja? Tego nie wiem, ale w efekcie, choć z jednej strony obraz Edge of Tomorrow wynikający z recenzji może wydawać się "niepełny", to z drugiej – nie ciąży na nim wizja nakreślona uprzednio przy okazji lektury powieści. Natomiast jak najbardziej możliwe jest wciąż odniesienie się do samego filmu oraz ulokowanie go w szerszym kontekście wyznaczonym przez inne dzieła z gatunku science fiction.

Na skraju jutra rozpoczyna się źle. I to nie tylko za sprawą fabuły, w której to ludzkość po raz kolejny dostaje mocnego łupnia od najeźdźców z kosmosu. Pierwsze minuty zdają się komunikować widzowi, iż ma do czynienia z nachalnym połączeniem Kodu nieśmiertelności oraz Żołnierzy kosmosu, co akurat dotyczy zarówno literackiego pierwowzoru Roberta Heinleina, jak i jego filmowej adaptacji. Czary goryczy dopełnia Tom Cruise, który przejął z rąk Bruce'a Willisa pałeczkę etatowego aktora filmów science fiction. Po raz kolejny powierzono mu także zadanie uratowania Ziemi przed "zielonymi ludzikami". Owo rozczarowanie dotyczące głównej roli jest prawdopodobnie wynikiem przełamania pewnego utartego, skonwencjonalizowanego emploi Cruise'a. Jego bohater, bowiem, to na początku typ tchórzliwej postaci, w niczym nie przypominającej poprzednich kreacji tego aktora, przez co kłócący się z wyrobionym wyobrażeniem na temat granych przezeń charakterów. Ale to tylko pierwsze minuty projekcji.

Później jest już tylko lepiej. Widzowie, którzy postanowili wybrać się na seans do kina, nie mają żadnych powodów do narzekań. Zresztą nie może być inaczej, skoro film kosztował 180 milionów dolarów. Śmiało można napisać, iż jest "na bogato". Mimo to, przepych efektów specjalnych nie przesłania najważniejszego, czyli fabuły, co jest niewątpliwą zasługą reżysera, Douga Limana, znanego z sensacyjnych produkcji Tożsamość Bourne'a oraz Pan i Pani Smith. Liman, realizując wymienione przedsięwzięcia, zebrał doświadczenie, które zauważalnie zaowocowało podczas kręcenia omawianego obrazu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

"To jest kalka Kodu nieśmiertelności!" – pierwsze wrażenie, sprowadzające się właśnie do takiego skojarzenia, nie nastraja optymistycznie. Wątek przewodni (to jest powtarzanie tego samego dnia od początku), wydaje się bowiem żywcem skopiowany z przytoczonego tytułu. Jednak odczucie, jakoby twórcy "poszli na łatwiznę" i dokonali plagiatu szybko mija. Odpowiedzialni za fabułę Christopher McQuarrie, Jez Butterworth oraz John-Henry Butterworth stanęli na wysokości zadania i dostarczony przez nich scenariusz nie okazuje się prostą kopią wspomnianej wyżej produkcji. Wprost przeciwnie, obraz bardzo pozytywnie zaskakuje, ponieważ mimo powagi sytuacji, jaką jest nieuchronna zagłada ludzkości, udało się w poszczególne sceny wpleść całkiem sporo interesujących, niekiedy nawet całkiem zabawnych sytuacji związanych z wielokrotnym odtwarzaniem przeżytego dnia. Co więcej, widz przez większą część filmu nie może być pewien, czy to, co właśnie dzieje się na ekranie, jest oryginalnym przeżyciem bohaterów, czy też kolejną repetą. Owa igraszka z odbiorcami to jeden z niepodważalnych atutów filmu.

Podobna metamorfoza wrażeń dotyczy także Toma Cruise'a. Pierwsze minuty pozwalają sądzić, iż będzie to najgorzej obsadzony filmu roku. Można nie lubić "aktorów jednej miny", lecz niestety wepchnięcie w określony szablon stało się nieodłączną częścią wizerunku wielu gwiazd, w tym również Cruise'a, twardziela kina akcji. W związku z tym fakt, że początkowo jego postać zdaje się mięczakiem, tchórzem, dezerterem, może mierzić. Dyskomfort ten, zapowiadający dalsze rozczarowania, szybko jednak mija – i to nie tylko za sprawą tego, iż z czasem bohater znów staje się taki, jakim być "powinien" (a więc herosem, urodzonym wyzwolicielem Ziemi). Bodaj jeszcze ważniejsze jest to, że Cruise nie zasypia gruszek w popiele, lecz bawi się swoją rolą, co rusz puszczając do widza przysłowiowe oczko i udowadniając, iż jest po prostu dobrym aktorem. Mimo tego sprawę należy postawić jasno: Na skraju jutra wyczerpało popyt na Toma w filmach sci-fi.

Podobnie "Stalowa Suka", znana także jako Emily Blunt, wypadła doskonale. Lodowate spojrzenie, beznamiętne i obojętne, świetnie pasuje do kobiety zakutej w stalowy pancerz. Na skraju jutra to przede wszystkim film tego duetu aktorskiego, świetnie współpracującego na ekranie. Drugoplanowi aktorzy zostali przez nich zepchnięci de facto na plan trzeci, chociaż zarówno Billowi Paxtonowi, jak i Brendanowi Gleesonowi niczego zarzucić nie można. Obaj mają swoje pięć minut, które wykorzystują należycie. Zwłaszcza Paxtonowi należą się słowa uznania za świetny warsztat zawodowy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Wizualnie, omawiany obraz może kojarzyć się przede wszystkim ze wspomnianymi wcześniej Żołnierzami kosmosu, gdzie także rzesze wojsk ludzkich ścierały się z nieznanym bliżej wrogiem. Zmasowane, lecz bezowocne i obfitujące w kolosalne ofiary ataki, piechota ginąca tysiącami, przeciwnicy o wielu odnóżach... To wszystko dobrze znamy. Samych najeźdźców też już widzieliśmy: w Skyline, a może Matriksie? Gdzieś już to było grane... Egzoszkielet jako odzież wierzchnia najwyraźniej także jest od jakiegoś czasu w modzie. Z ostatnich produkcji, które tego dowodzą, wystarczy wspomnieć o ubiegłorocznym Elizjum. Ogólnie rzecz ujmując, uczucie déjà vu nie opuszcza widza nawet przez moment, lecz mimo to, nie wpływa negatywnie na ostateczny odbiór, albowiem wszystko zostało zgrabnie połączone w całość, w dodatku szalenie widowiskową. Także udźwiękowieniu nie można niczego zarzucić, ponieważ współgra ono wybornie z tym, co dzieje się na ekranie. Odpowiedzialny za ten element Christophe Beck z powierzonego zadania wywiązał się bardzo dobrze.

Na skraju jutra otwiera sezon na wakacyjne blockbustery. Czyni to z impetem, co pozwala żywić nadzieję, iż obecny rok będzie bogaty w dobre science fiction (z niecierpliwością czekam na Interstellar Christophera Nolana!); ewentualnie wywołuje obawę, że niczego lepszego widzowie w roku 2014 już nie dostaną. Osobiście wolę jednak z optymizmem zapatrywać się w przyszłość, wobec czego liczę na to, że ów lęk okaże się bezzasadny.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
7.87
Ocena użytkowników
Średnia z 15 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Edge of Tomorrow
Reżyseria: Doug Liman
Scenariusz: Christopher McQuarrie, Jez Butterworth, John-Henry Butterworth
Muzyka: Christophe Beck
Zdjęcia: Dion Beebe
Obsada: Tom Cruise, Emily Blunt, Lara Pulver, Jeremy Piven, Bill Paxton, Madeleine Mantock, Charlotte Riley
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2014
Data premiery: 6 czerwca 2014
Czas projekcji: 1 godz. 53 min.
Dystrybutor: Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o.



Czytaj również

Mission: Impossible – Fallout
Niemożliwy Cruise po raz szósty
- recenzja
Mary Poppins powraca
Londyn pełen nadziei
- recenzja
Ciche miejsce
Musisz być cicho
- recenzja
Dziewczyna z pociągu
Nie pamiętam
- recenzja
Na skraju jutra
SF z japońską precyzją
- recenzja
Kolonia
A gdy minie już Pojutrze
- recenzja

Komentarze


leto_ii
   
Ocena:
0

Byłem, widziałem, książkę nabędę jak tylko wyjdzie ebook - wydawnictwo na FB dało znać, że to kwestia dni.

Co do recenzji - ja nie wiem skąd te porównania (nie tylko tutaj) do Kodu Nieśmiertelności. Tam była zupełnie inna sytuacja, bohater wchodził i wychodził z postaci, miał własne życie (kiepskie, ale miał), a to zasadnicza różnica. Jedyne porównanie, które doskonale oddaje o co chodzi (a tutaj go nie ma) to Dzień Świstaka, który jest dokładnie taki sam - bohater budzi się zawsze tego samego dnia rano i nie ma to tamto (przeniosę się do własnego ciała i pogadam z szefem vide wspomniany Kod Nieśmiertelności). 

Tom pozytywnie mnie zaskoczył w Oblivion, gdzie nie gwiazdorzył, tutaj poszedł dalej i dodał trochę humoru. A i sam film poprzez wracanie ciągle do tego samego początku dnia też był zabawny. Emily jak zawsze pokazała klasę - świetna aktorka. Fabuła fajna, efekty dobre, zaskoczenia były, zakończenie... SPOILER? typowo amerykańskie, nie chce mi się wierzyć, że takie samo było w książce - END SPOILER? co w sumie dobrze, bo tym chętniej ją przeczytam :)

Bardzo liczyłem na ten film, a co jak wiadomo zwiększa ryzyko rozczarowania, ale na szczęście tutaj tak nie było. Film spełnił wszystkie pokładane w nim nadzieje. Mam nadzieję, że z Interstellar będzie tak samo.

Dla porównania Godzilla też mnie nie zawiódł, ale X-Men DotFP już niestety tak, poprzednia część (First Class) wydaje mi się znacznie lepsza.

 

15-06-2014 21:17
balint
   
Ocena:
0

Poza Kodem Nieśmiertelności i Dniem Świstaka widzę, że mamy dokładnie taki sam odbiór filmu i Toma Cruisa w nim. :)

PS: książka już do mnie dotarła i już sama tylnia strona okładki zdradza, iż różnice pomiędzy filmem a powieścią niewątpliwie będą. 

15-06-2014 21:21
leto_ii
   
Ocena:
+1

Jak mówiłem, tak zrobiłem i kupiłem. A więc, książka:

  • jest krótka, ale wciągająca
  • fabuła jest prostsza niż w filmie, film jest pełniejszy i zabawniejszy, dobra robota scenarzystów
  • zakończenie jest inne niż w filmie, jest też istotna różnica w samej fabule (pomijam drobnostki typu kim jest bohater, młody rookie z książki vs stary specjalista PR z filmu)
  • bardzo dobrze czytało mi się po filmie, czyli mając już pewną wizję tego wszystkiego
  • polecam, moim zdaniem warto przeczytać jak się komuś film podobał.
  • książka fajna, na pewno za jakiś czas do niej wrócę, dobrze się czytało, w sam raz do pociągu czy autobusu.

 

30-06-2014 12:13
balint
   
Ocena:
0

Dzięki za rekomendację!

30-06-2014 13:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.