Na początku był "miszczowski" dowcip prima-aprilisowy braci Minkiewiczów. Właściwie był to jedyny dowcip Pierwszego Kwietnia, na który się nabrałem. Pic polegał na tym, że byłem przekonany, iż premiera Wilqa 1 kwietnia jest żartem, a się okazało… że właśnie tego dnia owa premiera się odbyła. Masakra. Szacunek, chopaki, respekt. No i w sumie warto kupić Wilqa… Bo to Wilq i już.
No i potem było niedobrze. Taki "z dupy" miesiąc. Aż któregoś dnia…
Jak ktoś mnie zna od strony półki z dvd to wie, że największą serią filmową, jaką posiadam (zaraz po filmach z Arią Giovanni), są Hellraisery. Filmy to głupie, jak mało co, i tak piękne zarazem, że szok. Jedynkę Hellraisera obejrzałem z piętnaście razy na pewno. Chyba tylko Barbarellę oglądałem częściej. I Dagona… (to oddzielna historia na oddzielny tekst cały - kiedyś o tym filmie napiszę). No właśnie. A tu któregoś dnia zachodzę do księgarni i bach: Hellraiser na półce. Nie zaglądając do środka (w folii w sumie był), nie zaglądając na cenę (kufa! 70 zeta!), podszedłem do lady i mam. W drodze do domu odkryłem nazwisko Mignoli na okładce. Łał. W samym domu rozerwałem folię i przejrzałem. Git.
Czytam do tej pory… Bo, zgodnie z moimi przewidywaniami, są to toporne i nudne jak flaki z olejem historyjki. Seria Hellraiserów (filmów) trzyma się kupy do czwartej części (tej z kosmosem), dalej głupota fabuły pożera samą siebie i już nie można tego oglądać na trzeźwo. Tu jest jeszcze gorzej. Nikt tak naprawdę nie korzysta z potencjału tej serii, wszystko jest do bólu naiwne i wtórne. Scenarzyści chyba pisali to za karę. Opowiastki denne absolutnie. Nie potrafię dokończyć czytania żadnej z nich, bo po prostu zasypiam z nudów. Ale w sumie to nie jest ważne. Właściwie to w ogóle nie jest ważne…
Bo to jest to najbardziej zajebisty zakup, jakiego dokonałem w tym roku. Bo TO JEST HELLRAISER!!! JEST KREW, SĄ MÓZGI NA WIERZCHU, GWOŹDZIE W GŁOWIE I TA WYJEBANA KOSTKA!!! JEST BÓL, ŁAŃCUCHY, KOLESIE ZE ŚRUBAMI W CYCKACH, GOŁE BABY, HAKI, ZERWANE ŚCIĘGNA, CIEKAWSCY LUDZIE, KTÓRZY ZARAZ ZGINĄ, ZDARTE TWARZE I POKIERESZOWANE O KLAWISZE FORTEPIANU PALCE!!! JEST WSZYSTKO, CO TRZEBA!!! Dla mnie bomba.
PS. Czekamy na Potwora z Bagien. Egmont zasłużył na brawa.
Karol 'KRL' Kalinowski, autor komiksów, m.in. Liga Obrońców Planety Ziemia,
Yoel, Kaerelki i inne takie
Po marcowym wysypie komiksowym (nie tylko ilościowym, ale i jakościowym) kwiecień prezentuje się bardzo skromnie. W zasadzie na uwagę zasługują tylko dwie pozycje. Po pierwsze egmontowski Hellraiser - gatunkowy cykl horrorów spod znaku Clive'a Barkera, tutaj rozpisany na scenariusze takich gwiazd współczesnej popkultury jak Neil Gaiman, czy Larry Wachowski, a graficznie oprawiony przez takie tuzy komiksowej kreski jak Dave McKean i Mike Mignola. Wydatek 69 złotych za 160 stron strachu w obrazkach, choć dość spory, na pewno opłaci się miłośnikom gatunku. I mimo, że w albumie koszmar króluje w tekstach i obrazach, to jest to koszmar wyjątkowo atrakcyjny.
Druga pozycja to kolejny (11) zeszyt z serii Wilq Superbohater braci Minkiewiczów zatytułowany Z piekła lobem. Premiera tego komiksu odbyła się pod przykryciem primaaprilisowego żartu, który jednak zmaterializował się w postaci niewirtualnej. Tym razem krótkie historyjki i rysunkowe żarty o przeróżnej wartości, ale konsekwentnym charakterze. Cykl albo się kończy, albo zbiera siły do następnego uderzenia, być może po dłuższej przerwie. Tymczasem jeden z autorów Wilq'a zapowiada nową serię komiksową Salwator.
Witold Tkaczyk, szef wydawnictwa Zin Zin Press, redaktor naczelny pisma AQQ
Z czystym sumieniem mogę polecić jedynie Wilq #11.
Po pierwsze dlatego, że wydany został pierwszego kwietnia (przez co większość czytelników potraktowała informacje o jego publikacji jako żart).
Po drugie, albumik stanowi ciekwe uzupełnienie serii, bo zbiera w jednym miejscu krótkie formy publikowane przez Minkiewiczów tu i ówdzie.
Po trzecie, wbrew powszechnej opinii, Wilq nadal trzyma poziom.
Po czwarte, zawsze wiedziałem, że komisarz Gondor jest komandosem na miarę Rambo, a teraz utwierdziłem się w przekonaniu, że znacznie przewyższa swojego konkurenta z USA.
A po piąte przez dziesiąte, Wilq to Wilq, gwarantowane pół godziny dobrej zabawy, czego jeszcze można chcieć od tego typu komiksu?
Marek Turek, autor komiksów, m.in. Fastnachtspiel i SOTHIS