» Blog » Mrok of Darkness
11-06-2009 23:53

Mrok of Darkness

W działach: Drużyna QQ, ConQuest, Wampir | Odsłony: 5

Mrok of Darkness
Jak obiecałem jeszcze w styczniu (eek, ale ten czas leci!), zamierzam odświeżyć komiksowy cykl Drużyna QQ, jaki zrobiliśmy z Basią Lach. Poprzednio opisałem głównych bohaterów naszej serii oraz ich historię – pierwszy odcinek komiksu również miał na celu ich krótką prezentację.

Pomysł na kolejne części był taki, że każdy z bohaterów po kolei bierze jeden z najpopularniejszych systemów RPG i prowadzi innym przygodę. Oczywiście okazuje się, że sposoby prowadzenia, grania oraz zainteresowania bohaterów są tak różne, że każda sesja kończy się klapą.

Na pierwszy ogień poszedł nasz kochany WoD, którego bezkonkurencyjnym mistrzem był Marcus – uosobienie cierpiącego WoDziarza. Postaraliśmy się, żeby uosabiał wszystkie wady skrajnych Odgrywaczy, czyli intro-werterzenie i brak komunikatywności. Osobiście jestem zadowolony z głupich onomatopei *BLASK* i *MROK* ;)

Wampir: Maskarada był systemem, w który najdłużej grałem. Sądzę, że mógł konkurować tylko z Warhammerem, którego prowadziłem na początku kariery erpegowej. No tak, ale to prowadzenie – więc WoD jednak wygrywa.

Romans z Wampirem zaczął się bodaj w siódmej klasie podstawówki. Pewnego razu, kiedy przyszedłem do szkoły, Basia i jej przyjaciółka, Karolina – grywaliśmy razem – miały bardzo chytre miny. Wkrótce przekonałem się, co było powodem ich niezwykłego zadowolenia – była to spora książka w twardej, zielonej okładce, którą Basia kurczowo przytulała do siebie. Dowiedziałem się, że kupiła nowy system RPG i że jak będę grzeczny, to może poprowadzi. Albo i poprowadzą, bo obie z Karoliną świetnie się bawiły wspólnym wymyślaniem fabuł. A stopień wspólnej zabawy był tym większy, im bardziej ja byłem z niej wykluczony.

Przez cały dzień dziewczyny ze złośliwą satysfakcją odchodziły gdzieś na bok, otwierały książkę na przypadkowej stronie, czytały ją sobie przez ramię i ewidentnie nakręcały się na nowe wampiryczne smaczki. Kiedy tylko zbliżyłem się na kilka kroków, książka *puff* została zamknięta, a ja rozbijałem się o ścianę perfidnych uśmiechów. Okazało się, że wspólna tajemnica – podszyta siostrzeństwem... tych, no... krwinek – była fantastyczną zabawą dominacyjną.

Basia z Karoliną z perfidią i rozkoszą wiktoriańskich nauczycielek postanowiły łaskawie podrzucić mi jakieś drobiazgi, żeby rozbudzić apetyt, ale broń Kainie niczego nie wyjaśnić. Ze strzępków wypowiedzi dowiedziałem się, że system jest o wampirach, które używają fajnego słowa "kamarilla"; wśród nich spotkać można toreadorów i trenerów, co powinno mi się bardzo podobać; padło też słowo "sabat" ale długo jeszcze nie wiedziałem, co to w ogóle jest. Z tych krótkich informacji nie wynikało zupełnie nic, ale wypieki na twarzach dziewczyn wskazywały, że będzie świetnie.

No i było.

Całe szczęście, nigdy nie należeliśmy do żadnego klubu RPG, więc nasz styl grania ukształtował się niezależnie od różnych mód. Nigdy nie wpadliśmy na pomysł, żeby "cierpieć", choć owszem, dostrzegaliśmy, że jest to jeden z tematów bądź elementów estetyki Świata Mroku. Chyba bliżej nam było do wszystkich innych krwiopijców z Wywiadu z Wampirem poza Louisem – tamci przecież mieli rozmaite problemy wynikające z nie-życia, ale jednocześnie świetnie się bawili! Grając nie poszliśmy też w wygrzew – nie pamiętam, żeby którekolwiek z nas wydawało kiedykolwiek punkty na Potencję, Akcelerację czy Odporność. Skoro można czytać aurę, gotować komuś krew w żyłach czy zamieniać się we mgłę – kto by się przejmował pakowaniem mięśni czy maratonami?

Takie podejście zdeterminowało również tematy naszych przygód. Niewiele w nich było konfliktów siłowych, a to dlatego, że szybko zrezygnowaliśmy z kostek jako czegoś, co odwraca uwagę od rozmowy i gładko płynącej opowieści. Preferowaliśmy przygody "salonowe", czyli bardziej nakierowane na politykę, kwestie społeczne. Być może wynikało to z doświadczenia społecznych marginesów i miało stanowić kompensację? Jeżeli tak, to bardzo zmyślną i fajną :) Co więcej, na Wampirze dziewczyny trenowały prowadzenie na dwóch Mistrzów Gry – teraz pewnie nie bawiłbym się przy tym dobrze (zwłaszcza, gdy między prowadzącymi pojawiały się konflikty), ale wtedy było super.

Pierwsza seria przygód, czyli nigdy nie dokończona Saga Nowojorska (niedokończona jak większość sag) to temat na osobną garść anegdot. Był to czas, kiedy Zosia – vel Soffi, siostra Basi – jeszcze nie weszła w okres buntu i oporu i grała fantastycznie. Pierwsze sesje były prowadzone w proporcji 2:3, grał z nami jeszcze mój kolega, Jacek. To z nim i Zośką przeżyłem swoje pierwsze polowanie, walkę z łowcami czarownic oraz przedzieranie się przez labirynt pod gotycką katedrą. Brzmi patetycznie? No to mała deziluzja, gotycka katedra była w środku Nowego Jorku (du-uh?!), a sekwencja narracyjna miała charakter: "są trzy odnogi, lewo, prawo, prosto – gdzie idziecie?".

Mam nadzieję, że jeszcze wrócę do tego tematu, a jeśli tak, to znajdą się tam: zakurzone labirynty (razy dwa), zgubiony zegarek ojca, mieszkanie w obserwatorium astrologicznym, listy pachnące tanimi perfumami i brak pomysłu zbliżający się koniec świata. A tymczasem wracam do trumny...


W tym miejscu oryginalne zapiski się urywają. Prawdopodobnie zostało to spowodowane wtargnięciem członków Camarilli, którzy powstrzymali autora przed dalszym pogwałceniem tradycji Maskarady i zdradzeniem nadnaturalnych sekretów leżących za powstaniem Drużyny QQ.

Komentarze


MEaDEA
   
Ocena:
0
Kocham ten komiks!

Moje początki z Wodem nie były tak ambitne. Mam pecha do oryginalnych graczy i jedna z moich graczek (grałam z samymi dziewczynami do 17 roku życia XD ) zrobiła sobie zwampirzoną Pocahontas... tak TĄ Pocahontas. BÓL i MROK!
12-06-2009 00:12
Mayhnavea
   
Ocena:
0
Och, nie myśl sobie.
Już wkrótce potem, żeby odróżnić się od dziewczyn w epregowych preferencjach, kupiłem sobie Wilkołaka. Najbardziej mdła i ckliwa ever scena (czytaj: Basia była cała wzruszona :P ) była inspirowana disneyowską Pocahontas stojącą nad wodospadem. Co za ohydny - acz romantyczny - paw!
12-06-2009 00:18
Sethariel
   
Ocena:
0
Moja ostatnia postać do nWoD to dres, właściciel osiedlowej siłowni, któremu w jakiś sposób, a ma sposoby ;), udało się skończyć zaocznie kulturoznawstwo...

A za Wampirem jakoś nigdy nie przepadałem, bardziej zainteresował mnie Mag czy Changeling.

Fajny komiks.

12-06-2009 02:19
soffi
   
Ocena:
0
Oj będzie się działo w następnych notkach, będzie się działo.

Dzięki za budzenie wspomnień :D
12-06-2009 08:57

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.