» Recenzje » Most nad Otchłanią - Konrad T. Lewandowski

Most nad Otchłanią - Konrad T. Lewandowski


wersja do druku

Bezmiar radości w czytaniu

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Most nad Otchłanią - Konrad T. Lewandowski
Most nad Otchłanią znalazł się w moich rękach właściwie przez przypadek. Ot, poszukiwałem właśnie jakiejś dobrej powieści fantasy i natrafiłem na powieść zupełnie mi nieznanego Konrada T. Lewandowskiego, napisaną w czasach, kiedy dopiero co powstawała saga o Wiedźminie. Mocno zaintrygowały mnie napisy na okładce sugerujące, że pozycja, którą trzymałem w rękach, jest co najmniej przełomową, "jedną z najważniejszych [...] w polskiej fantastyce", cytując Magazyn Literacki. Pytanie tylko, dlaczego tak szczególna pozycja nie zyskała należytego jej rozgłosu? Ponieważ akurat nie miałem nic lepszego do czytania, to – lekko nieufny w zachęcające hasła i cytaty – zdecydowałem się sięgnąć po tę powieść. Jak się okazało, było to jedna z moich najtrafniejszych decyzji podjętych ostatnimi czasy.

Porucznik Andremil Coro – potomek Starych Rodów, rządzących miastem-państwem położonym na moście przerzuconym nad otchłanią – zostaje wysłany wraz ze swą kompanią na niewielką potyczkę przeciw koczownikom. Łatwe zwycięstwo o mało nie zamienia się w klęskę, kiedy okazuje się, że ci dysponują bronią palną i są w stanie zagrozić istnieniu Mostu. Z tego powodu zostaje zorganizowana ekspedycja przeciw ludziom stepu, na czele której staje niespodziewanie awansowany Andremil. Okazuje się jednak, że koczownicy nie stanowią największego zagrożenia, a Most wprost trzęsie się od intryg, których rozmiaru nikt nie jest w stanie ogarnąć.

Jedną z największych zalet Mostu... jest fabuła – dopracowana co do najmniejszego szczegółu, zupełnie nieprzewidywalna, niezwykle ciekawa i wielowątkowa. Akcja biegnie swoim, nie za szybkim ani nie za wolnym rytmem. Rzadko się zdarza, by jakaś powieść wciągnęła mnie tak, abym zapomniał w czasie lektury o całym świecie i zasiedział się przy niej do czwartej nad ranem, nie mogąc się od niej oderwać.

Sunąc przez kolejne strony, nie sposób nie zachwycać się też bohaterami. Każdy jest znakomicie wykreowany, dzięki czemu szybko zapada w pamięć. Co było dla mnie bardzo ważne, autor uniknął tradycyjnego podziału na dobrych i złych. Tutaj każdy ma swoje racje, a konflikt o władzę na moście jest w gruncie rzeczy konfliktem interesów. Nie ma gnębicieli i wyzwolicieli, okrutników i obrońców. Są co prawda tchórze czy bohaterowie, podobnie jak manipulanci oraz ci, którzy dają się manipulować, ale jest to kwestia indywidualnych osobowości, a nie kwestia przynależności do danej strony.

Wspaniałe jest też uniwersum stworzone przez Lewandowskiego. Jest to bezkresne morze stepów i niskich gór, zamieszkane przez wędrujące ludy koczownicze. Świat ten jest przedzielony długą i niezwykle głęboką otchłanią (większość twierdzi, że pozbawioną dna). Przez szczelinę tę da się przejść wyłącznie miastem-mostem przerzuconym nad nią. Miastem rządzą stare rody pobierające niezwykle wysokie myto od koczowników, którzy mamieni obietnicą krainy szczęśliwości, znajdującej się podobno po drugiej stronie otchłani, chętnie je uiszczają, byleby tylko przebyć most. Jednak stare rody, które zawierają związki tylko w swoim wąskim gronie, degenerują się coraz bardziej, a na tzw. "przedmościu" szybko rośnie nowa klasa bogaczy, też pragnąca udziału w bogactwach i we władzy.

Cała powieść okraszona jest licznymi filozoficznymi refleksjami autora, trafnie wplecionymi w fabułę. Nie są też one wyłącznie pustymi wstawkami mającymi urozmaicić lekturę, lecz stanowią integralną część tekstu. Most nad Otchłanią można określić jako filozoficzną powieść fantasy. Podczas czytania doradzałbym czasem przemyśleć nieco niektóre pojawiające się kwestie – naprawdę warto (autor niezwykle przekonująco je przedstawia, co nie powinno dziwić, gdyż jest doktorem filozofii).

Warto dodać, że to wydanie, które obecnie mam przyjemność recenzować, zostało opatrzone w dwa, nigdzie wcześniej nie opublikowane opowiadania – Podziemna rzeka i Wieża Imion – stanowiące odpowiednio prolog i epilog (choć jedyne, co mają wspólnego z główną częścią książki, to uniwersum, w którym toczy się akcja). Oba teksty to ciekawe, choć mało oryginalne pod względem fabularnym historie o mocnym zabarwieniu filozoficznym. Dobrze je znać.

Całość jest napisana znakomitym stylem. Literówek czy innych uchybień korektorskich jest doprawdy niewiele i nie przeszkadzają one w kontemplacji tego dzieła. Jedynym mankamentem tego wydania jest potworna okładka, która pewnie tylko (zupełnie niesłusznie!) odstrasza potencjalnych kupujących, ale nic nie jest idealne.

Reasumując, Most nad Otchłanią to wspaniała powieść, jakich naprawdę niewiele. Każdy, kto mieni się fanem polskiej fantastyki czy też w ogóle fantasy, po prostu musi ją mieć. Dla mnie tylko pech albo słaba reklama sprawiły, że książka ta nie jest równie po popularna lub nawet popularniejsza od sagi o Wiedźminie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
10.0
Ocena recenzenta
7.88
Ocena użytkowników
Średnia z 8 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Most nad Otchłanią
Autor: Konrad T. Lewandowski
Wydawca: Fantasmagoricon
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 7 czerwca 2007
Liczba stron: 332
Format: 125 x 190 mm
Seria wydawnicza: Odmienne stany fantastyki
ISBN-13: 978-83-925540-1-1
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Ksin na Bagnach Czasu
Potwór u władzy
- recenzja
Ksin koczownik
W stepie szerokim...
- recenzja
Różanooka
W zastępstwie Ksina
- recenzja
Różanooka
Strzyga in love...
- recenzja
Ksin sobowtór
Kot po raz trzeci
- recenzja

Komentarze


~Maniek

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dobra książka - naprawdę oryginalne i ciekawe fantasy, polecam. Podoba mi się idea układu słonecznego wirującego bez ładu w kosmosie (bo tak sobie wyjaśniłem niemożność określenia kierunków świata przy pomocy gwiazd) .Niestety, posiadam 1. wydanie i tamo dodatkowych opowiadań nie było.
17-01-2008 14:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.