Morze Trolli - Nancy Farmer

Fantasy dla początkujących

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Morze Trolli - Nancy Farmer
Przyznam bez bicia, że z literaturą fantastyczną dla młodzieży nie mam do czynienia zbyt często. Wręcz odwrotnie: staram się jej unikać, gdyż rażą mnie zbytnie uproszczenia. Skuszony jednak napisami na okładce i tym, że Harry’ego Pottera połknąłem bez większych zgrzytów (choć, jak się okazuje, Morze Trolli ma z perypetiami młodego czarodzieja niewiele wspólnego), postanowiłem podjąć się zrecenzowania powieści Nancy Farmer.

Morze Trolli to opowieść o młodym mieszkańcu Wysp Brytyjskich, Jacku, który żyje w okolicach VIII w. Łączy się to z najazdami Wikingów, nazywanych w książce po prostu Ludźmi Północy. Do pewnego czasu wioska naszego bohatera nie jest atakowana, dzięki czemu jej mieszkańcy wiodą swą senną egzystencję. Młody Jack szybko zostaje uczniem lokalnego barda, który opowiada mu o innych krainach. Co się jednak odwlecze, to nie uciecze, i w końcu Skandynawowie napadają na miejscowość, gdzie żyje bohater. Wikingowie jednakże nie zabijają go, ale biorą do niewoli. To tylko prolog dalszych wydarzeń.

Fabuła może wydawać się dosyć skomplikowana, ale tak naprawdę wykorzystuje motywy dobrze znane z baśni, takie jak chociażby stosunek uczeń-mistrz czy dorastanie bohatera. Najważniejsze jednak nie jest odpowiednie wykorzystywanie schematów, ale akcja – a książka aż od niej kipi. Dłużyzny pojawiają się sporadycznie i przy odrobinie dobrej woli można przez nie przebrnąć. Autorka wplotła do książki mrowie wątków pobocznych, dzięki czemu powieść nie nuży. Dla mnie, laika jeśli chodzi o mitologię skandynawską, szczególnie fascynujące były fragmenty poświęcone legendom germańskim. Z pewnością może to zafascynować młodzież, która w końcu powinna być głównym odbiorcą lektury.

Uniwersum nie różni się zbytnio od tego, do czego przyzwyczaili nas autorzy lubujący się w fantasy skandynawskim: mamy tutaj trolle (nazywane też Jotunami), mamy obdarzonych magiczną mocą skaldów, mamy ogarnianych szałem berserkerów i, przede wszystkim, wspaniałe łodzie Wikingów. Jak już wspomniałem, całkiem dużą rolę odgrywają też pojawiające się co jakiś czas legendy i opowieści z nieśmiertelnym Beowulfem na czele. Trochę uderzyło mnie, że autorka zawarła w książce tak mało tekstów pieśni – w końcu głównym bohaterem jest dorastający bard. To właściwie niewielka wada, ale psuje odbiór całości.

Po książce dla młodzieży nie spodziewałem się naturalnie bohaterów wiarygodnych psychologicznie i nie pomyliłem się . Podział na dobrych i złych jest więcej niż widoczny, a cała historia jawnie piętnuje tych drugich. Nie ma miejsca na szarość. Główny bohater mimo wszystko został wykreowany całkiem dobrze, choć czasami miałem wrażenie, że jest mocno rozchwiany emocjonalnie: raz płacze przez głupoty, raz wytrzymuje wszystko z zaciśniętymi zębami. Całkowicie jednak nie spodobała mi się Lucy, siostra Jacka. Postać ta frustrowała mnie nieustannie – nie wiem po co znalazła się w powieści. Nie chodzi mi o kwestię fabularną, ale raczej interpretacyjną. Jeśli miała być uosobieniem marzeń małych dziewczynek o byciu księżniczką – przepraszam, nie trafia to do mnie. Chociaż może to dlatego, iż nigdy małą dziewczynką nie byłem. Można by się kłócić o to, czy Ludzie Północy jednak nie są typowymi przedstawicielami "stref szarych" – przedstawienie ich brutalności wyszło jednak niezbyt przekonująco.

Książkę czyta się szybko, bez żadnych zacięć. Widać, iż autorka dobrze opanowała sztukę pisania i nie ma problemu ani z dialogami, ani z opisami. Styl jest stosunkowo prosty, co ułatwi odbiór dzieciom.

Morze Trolli to ciepła historia, z typowym happy endem. Wydaje mi się, iż będzie dobrym początkiem dla wszystkich dzieci, które Władcy Pierścieni przetrawić nie mogą. Z pewnością warto kupić książkę dla naszej pociechy, tym bardziej, iż została bardzo przyzwoicie wydana