» Blog » Mortal Kombat Armageddon
08-02-2013 18:55

Mortal Kombat Armageddon

Odsłony: 88

Mortal Kombat Armageddon

INFO:

Gatunek:Bijatyka 3D

Firma:Midway

Rok Produkcji:2006 r. (PAL:2006 r.)

Platforma:PS2

Liczba graczy:1,2

Muzyka : 5/10

Grafika : 7/10

Długość gry : 8/10

Grywalność (miód) : 6/10

Klimat : 6/10

Fabuła : 3/10

Filmiki FMV (ilość/jakość) : 1/8/10

Bajery(sekrety,mini gierki itp.) : 9/10

Rozbudowanie : 6/10

Poziom trudności : 8/10

Ocena: 6/10

Miejsce na liście:45 +/-

GŁÓWNE POSTACIE:

Raiden, Blaze

 

 

Recenzja:

 

             Mój „mortalowy romans” z konsolą PS2 kończy się właśnie tu. Midway po totalnie odmienionym od reszty Deadly Alliance oraz w dużej mierze kalce tego pierwszego: Deception postanowiło w uroczysty sposób podsumować całość czwartą już odsłoną (był jeszcze chodzony Shaolin Monks): MK Armageddon! Sam podtytuł gry zdradza, iż będzie się tu działo sporo, i faktycznie część tą można by spokojnie nazwać „MK Trilogy 2”. Rozczarowanie jednak dosięgło również owy tytuł, ze względów chyba już oczywistych…

 

Wątek fabularny prezentuje nam jak zawsze Opening FMV, ukazujący po prostu jedną wielką naparzaninę naszych ulubionych postaci. Skorpion z Sub-Zero, Kung Lao z Baraką, Liu Kang z Shang Tsungiem …Każdy z nich chcę wygrać i wspiąć się na pewną tajemniczą wieżę, na której czeka na nich jeszcze bardziej tajemniczy potwór: Blaze, który raczej będzie tu nowym bad-assem przy którym Shao, Moloch i Onaga to oczywiście zwykłe leszcze. Norma…

 

No właśnie, bo samo Intro prezentuje nam dość pozytywny powrót bohaterów nieobecnych jeszcze w nowych częściach. Sheeva, Stryker a nawet te jełopy z MK4 takie jak Jarek i Kai! A zatem zestaw mówi tyle, że są tu po prostu…wszyscy! I zdradza to już od początku Character Select, gdzie cała śmietanka jest już z góry dostępna. No może po za kilkoma ukrytymi bohaterami, których odkryjemy ponownie w trybie Konquest. Ogółem postaci jest tu ponad 60, co jest oczywiście istnym rekordem w serii. Chyba każdy tu jest i ucieszyło to bardzo fanów mordobicia. Gorzej niestety z ich możliwościami podczas walki, bo trzeba tu od razu wspomnieć o pewnym przykrym fakcie, otóż każdy z owych bohaterów posiada tylko po dwa style, z czego jeden to broń. Wydaje się, iż zabieg owy był wręcz konieczny, gdyż sądzę, że nie dałoby się upchnąć wszystkiego przy takiej liczbie postaci nie dublując jednocześnie stylów konkretnych fighterów. Midway zatem wraca do rozwiązań z MKT, gdzie przecież także niektóre postacie (głównie te powracające ze starszych części) poobdzierane były z ciosów czy wykończeń.

 

Kwestia tych ostatnich także ulega tu drastycznemu zredukowaniu…wróć…w ogóle ich nie ma! Ukochane w serii Fatality zastąpiono tu więc czymś nowym, dziwnym i strasznie mało rajcującym. Zwie się to Create-A-Fatality i polega na motywie wprowadzania odpowiednich kombinacji na czas powodując pojedyncze sekwencje „wykańczające” przeciwnika. Mogą to być złamanie ręki czy nogi rywalowi i inne rozczarowujące rzeczy. Zwieńczeniem całego cyklu może być oczywiście wyrwanie głowy, torsu itd. Możliwych kombinacji jest tu max 10 (każdy „fatal” nagradzany jest tytułem w stylu „Deadly Fatality”, „Killer Fatality” itd.), są to kombinacje dla wszystkich postaci i jest ich sporo (dla bossów osobno). Nie oszukujmy się że to coś fajnego, wręcz przeciwnie: lipa straszna! Co oni narobili? Bo moim zdaniem popsuli po prostu tego mortalka, a same wykończenia są mało atrakcyjne, uciążliwe (udało mi się zrobić tylko 3-hitowego chain’a), tandetne i po prostu za bardzo skomplikowane! Już lepiej zniósłbym pojedyncze fatale dla postaci jak w DA. Midway się stoczyło…

 

Same ciosy to także rozczarowanie, gdyż w większości to wersje skrócone specjali i kombosów (także poprzez redukcję styli), a zatem przedstawiają się bardzo standardowo, żeby nie powiedzieć ubogo. W tym temacie warto wyróżnić zaledwie Chameleona, znów Nightwolfa i uzbrojonego aż po zęby w specjale innych postaci Shujinko. Znajdują się tu jeszcze takie perełki jak np. Smoke i Mokap, którzy są pozbawieni broni i mają po dwa „normalne” style. Ci dwaj także na plus. I to wszystko. Reszta to absolutny zawód i grając każdym fighterem po kolei czułem że nie gram w upragnione przeze mnie zwieńczenie PS2-kowej sagi (bo „zaliczając” DA i Deception ślinka mi ciekła na myśl o Armageddon), lecz w popłuczyny w pełnym tego słowa znaczeniu. Na pocieszenie tyle, iż areny dostępne w grze są całkiem miłe dla oka (jaja węża które możemy rozwalać chociażby;) i można na nich wykonywać Stage Fatality lub spadać na niższe/równoległe kondygnacje.

 

Trybów tu tyle co zawsze i na tapetę idzie od razu nie zawodzący znów Konquest. Podobnie jak ostatnio okazał się on dla mnie niezłym zaskoczeniem, gdyż obawiając się znów zbytnio wydłużonej przygody niczym misja Shujinko, dostałem całkiem niezłą nawalankę na modłę God of War! Bardzo przyjemna sprawa! Bohaterem jest tu pewien wojownik Taven, który z polecenia pewnego smoka (boga?) musi odnaleźć swojego brata Deagon’a, który ma niecne plany wobec wszystkich Realm’ów i trzeba go po prostu postrzymać. Jak zawsze skromnie i przejrzyście. Znów dialogi mówione i grafika na poziomie pegazusa. ;) Akcja ponownie śledzona jest głównie z perspektywy trzeciej osoby, a sterowanie nie zostawia wiele do życzenia (no może znów obracanie kamerą z niemożliwością odwrócenia w opcjach;). Misja Taven’a zatem ma charakter typowo bitkowy, a wątek fabularny tylko przeplata się z rzeźnią. A tej tu nie zabraknie! Taven może bić, kopać, wprowadzać kombosy i zdobywać ciosy specjalne. Tu mocno wzorowano się właśnie na serii o spartańskim wojowniku aplikując po 4 sloty na zdobywane ataki. Taven może wykonać earthquake, posłać firebolla lub zdobyć bardziej wymyślne taktyki. Smaczkiem jest tu również możliwość łapania nieszczęśników i rozrywania ich na kilka sposobów. Frajda muszę przyznać spora, gdyż krew tym razem da o sobie ostro poznać i leje się hektolitrami. ;) Opoeneci atakują naszego herosa czasem stadami więc o intensywność bym się nie martwił. Nie raz także podczas eksploracji (dość liniowych) obszarów natrafimy na elementy zręcznościowe typu omijanie ostrzy i innych wynalazków. Tutaj możemy liczyć na częsty Game Over, gdyż Taven’owi nie raz spadnie główka czy coś go rozerwie na strzępy. ;) A zatem ciekawie tu bywa, a wszelkie trudy rekompensują nam skrzynki z dobrami niedostępnymi w The Krypt. Plusem mini gierki jest jej czas, gdyż nie dłuży się jak ostatnio, a levele przechodzi się bardzo płynnie. Całość to kilka godzinek ostrej bitki z niektórymi zaskakującymi rozwiązaniami, zatem Konquest jest tu bezsprzecznie najjaśniejszym elementem gry!

 

Są tu jeszcze dwie niespodzianki w trybach rozgrywki. Motor Kombat to nic innego jak kolejny klon gokartowy z postaciami z Mortalka. Ścigamy się zatem miniaturowymi karykaturami naszych herosów w ich śmiesznych bolidach (ucharakteryzowanych w stylu danej postaci;) na kilku z dostępnych trasach. Każdy z bohaterów ma swój jeden atak specjalny. U Skorpiona jest to oczywiście sznurowadło, u Suba zamrażanie, a Bo Rai Cho żyganie powodując poślizg. Trasy są mało skomplikowane, ale atrakcyjne. Komizm bije tu pełną gębą i mi się tryb spodobał o wiele bardziej niż Chess i Puzzle Kombat ostatnio. A zatem mini gierka całkiem udana, śmieszna i w miarę grywalna. ;) Kreate-A-Fighter, czyli niespodzianka nr.2 to opcja w której możemy stworzyć własnego zawodnika. Edytor jest tu rozbudowany kosmicznie! Możemy tutaj wybrać płeć i z nią dobierać mnóstwo fryzur, strojów, bajerów na każdą część ciała, zaaplikować własną postawę podczas walki i po walce i w ogóle styl i specjale! Wow! Ale to nie wszystko, gdyż skupiono się tu nawet na takich szczegółach jak długość nosa czy wielkość żuchwy! Niesamowite muszę przyznać.Takim oto fighterem możemy rzecz jasna walczyć w normalnych walkach. Oczywiście masa tutaj rzeczy które musimy wcześniej zakupić…

 

„Tylko jedna waluta!” krzyknąłem przeglądając pierwsze postępy w grze. Tak! Redukcja sześcio-kolorowej waluty zastąpiona została przez jedną, uniwersalną. Dla mnie bomba, bo po raz trzeci nie chciałoby mi się z tym kombinować. Zlikwidowano tu także Kontent i teraz wszystko przegląda  się w samym Krypt, które zresztą także uległo metamorfozie. Trumny zastąpiono tablicami i jest tego o wiele mniej. Jednak jest tu absolutne udogodnienie w postaci przejrzystości owego, gdyż z góry wiadomo co zawiera dany slot na tablicy. Dla mnie po raz kolejny „in plus” , gdyż taka przejrzystość nie męczy już nieprzewidywalnością. Dodatki to znów szkice, obrazki, filmiki, stroje oraz areny (również do Motor) oraz OST. Rozczarowaniem są tu natomiast poodkrywane z góry (prawie) wszystkie postacie i totalnie brak tu dzięki temu motywacji do zabawy.  

 

Podsumowanie wszystkich trzech części przedstawia się następująco:

Deadly Alliance: nowa formuła, świetny design postaci, kilka niepotrzebnych nowicjuszy, rajcujący system stylów i combosów z domieszką nienagannego klimatu i rekordową masą dodatków.

Deception: kalka, tragiczny design niektórych postaci, nadal ciekawy system walki, rozbudowany i wciągający konquest i kolejny zestaw nowych, bezbarwnych postaci.

Armageddon: wszystko wrzucone do jednego wora kosztem jakości, wymieszane i zredukowane style, niezbyt rajcująca i wciągająca rozgrywka, a dodatki wypadły ciekawiej niż sama bitka.

 

A zatem żegnając się z dokonaniami serii na PS2 rzeknę, iż dzięki Armageddon Mortal stał się średnią, podrzędną, mało rajcującą bijatyką która jest tylko echem swoich poprzedników. Niestety najgorsza część omawianej trylogii, która prawdopodobnie przyczyniła się do niechybnego bankructwa niegdyś mortalowego giganta. Mortal Kombat w kwestii niegdyś najwyższej jakości umarł tu śmiercią tragiczną i zasługuje on na miano bijatyki co najwyżej klasy średniej z ciekawszymi od samej walki dodatkami. Ubolewam.

  

 

PIERWSZY KONTAKT:

Październik 2012

 

ULUBIONE POSTACIE:

(z nowego zestawu):

Sheeva - Moja Sheeva powraca po bardzo długiej nieobecności w serii. Nieco odmieniona i spłycona w kwestii możliwości, ale nadal przykuwa uwagę ;)

Goro, Kitaro & Shao - Trójka bossów już nie tak spektakularna jak kiedyś, lecz cieszy ich obecność prawie jak za czasów MKT ;)

Taven - Robi niezły łomot w tym Konquest, a i traci czasem głowę dla sprawy ;)

Moloch & Onaga - Za możliwość zagrania nimi ;)

Miniaturki postaci w Motor Kombat - No co? Śmieszni są w tych swoich gokarcikach ;)

 

TOP 3 OST:

1. Meteor Storm Arena

2. Bell Tower

3. Battle Arena

 

PLUSY:

+ Ponownie zaskakujący pozytywnie Konquest. Niezła młócka i poprawny klon systemów z God of War, Tekken Devil Within czy Jackie Chan’a

+ Wszystkie postacie universum świata MK + grywalni Bossowie! Taki zestaw robi wrażenie, ale co z tego, skoro żadna nic nie umie? ;)

+ Masa dodatków (jak zawsze Krypt, zabawny Motor Kombat czy rozbudowany znacznie Kreate-A-Fighter)

+ Liu ma „strój” jako żywy ;)

+ Prezentacje postaci (podobizny) przed walkami jak za starych dziejów

 

MINUSY:

- Totalne wymieszanie, zredukowanie i spłycenie postaci i ich możliwości! To zabiło grę na amen. Pełno postaci, a żadna niewystarczająco dobrze rozbudowana (ze szczątkowymi wyjątkami)

- Design niektórych fighterów z Deception. Deadly Alliance do tej pory zdecydowanie górą. Po za tym niepotrzebne wariacje niektórych powracających bohaterów. Za to, co zrobili z Motaro, Rain’em i Strykerem powinno się wieszać

- Nadal gumowata grafika i lipne miejscami modele postaci

- Brak motywacji do bitki (wszyscy prawie odkryci! Motyw powielający błąd MKT)

- Czy ja się doczekam w serii jakiś innych „standardowych” trybów poza paskiem oponentów?

- Kreate-A-Fatality?? Co to k$&wa jest?? Mortal zszedł na psy...

 

SCREENY:

 

3
Notka polecana przez: Jasny, slann, Umbra
Poleć innym tę notkę

Komentarze


   
Ocena:
0
Jak odjechane postaci można
09-02-2013 08:21
52124

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Frost jest spoko, grało mi się nią najepiej. Chociaż ja w Armageddona grałam na Wii i tam się śmiesznie tymi kontrolerami macha do ataków specjalnych.
Trybu na jednego gracza nie przeszłam, znużył mnie po dwóch kwadransach.
11-02-2013 07:37

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.