» Recenzje » Mongoliada. Tom 1

Mongoliada. Tom 1


wersja do druku

Najnudniejsza wojna świata

Redakcja: Piotr 'Clod' Hęćka

Mongoliada. Tom 1
Mongoliada obiecuje wiele: grono początkujących twórców, nad pracą których czuwają tuzy literatury fantastycznej Neal Stephenson i Greg Bear, wybrało wyjątkowo ciekawy okres europejskiej historii, aby eksplorować jego tajemnice. Niestety, powieść jest rozczarowaniem – fabuła nudzi, bohaterów nie warto zapamiętywać, a tak pozornie ciekawy świat okazuje się martwy.

Członkowie Bractwa Tarczy wiedzą, że jeżeli ludy Europy nie zjednoczą się i nie podejmą zdecydowanych kroków, to mongolska nawała zniszczy całą zachodnią cywilizację. Kierowani autorytetem ich przywódcy, Feronantusa, postanawiają zdobyć się na desperackie działanie – chcą wyruszyć na wschód, aby zamordować potężnego chana. Tymczasem na dworze władcy wielkiego imperium pojawia się Gansükh, młody wojownik, który został przysłany przez swego suwerena, aby wspierać monarchę. Nie wie jeszcze, że odkryje tu coś ważniejszego niż wszystko, co do tej pory znał – miłość.

Pierwszą i największą wadą Mongoliady jest przeciętność. W książce naprawdę trudno doszukać się czegoś, co szczególnie zachęcałoby do lektury. Fabuła i sposób prowadzenia akcji z pewnością odrzucą czytelników uczulonych na schematy. Na powieść składają się dwa główne wątki: jeden przybliża odbiorcy losy mongolskiego wojownika i chińskiej niewolnicy, w drugim przedstawiona jest historia członków starożytnego bractwa, którzy podejmują się samobójczej misji – postanawiają zabić prawdopodobnie najpotężniejszego człowieka na świecie, chana. Niestety, żadnego z nich nie można nazwać porywającym. Wątek Gansükha i Lian ma kilka mniejszych i większych wad: razi odtwórczym schematem (wojownik trafia na dwór i podąża klasyczną drogą od zera do bohatera) oraz sztampowością i przewidywalnością historii miłosnej. Z kolei opowieść o dzielnych europejskich rycerzach przez przeważającą część powieści jest zwyczajnie nudna: najpierw próbują zebrać się, aby podjąć kluczową dla losów świata decyzję (a czytelnik doskonale wie, jak ona będzie – dzięki blurbowi...), a potem wyruszają w nużącą drogę. Dopiero pod koniec w tym wątku zaczyna dziać się coś przykuwającego uwagę – miejmy nadzieję, że to dobra zapowiedź przed drugim tomem.

Średniej fabuły w żaden sposób nie wynagradza świat przedstawiony o olbrzymim – zdawałoby się – potencjale. Autorom nie udało się w szczególnie ciekawy sposób przedstawić ani nacierających bez pardonu Mongołów (jeżeli marzycie o powiewie egzotyki, o barwnym odmalowaniu szczególnych zwyczajów tej intrygującej nacji, to będziecie srodze zawiedzeni), ani broniących się desperacko Europejczyków (nie ma mowy o dobrze opisanej rozpaczy). Krwawa wojna toczy się gdzieś obok bohaterów, a to, że ich ostatecznym celem jest zmienienie jej biegu, wydaje się być zwykłym pustosłowiem. I znowu – sytuacja na sam koniec nagle się zmienia. Kiedy rycerze wkraczają do Kijowa, tragiczna sytuacja ziem splądrowanych przez Mongołów wstrząsa czytelnikiem. Dlaczego tak późno?

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Pewnie dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że bohaterowie Mongoliady reprezentują ten sam przeciętny poziom, co pozostałe elementy powieści. Bractwo Tarczy właściwie trudno rozpatrywać jako grupę indywidualności – to raczej jeden zbiorowy podmiot. Autorzy podejmują próbę ich rozdzielenia, uczynienia każdego z wojowników charakterystycznym, ale zadanie to wyraźnie ich przerasta. Nie wystarczy wspomnieć o tym, iż Feronantus jest sędziwy i mądry, Parsifal honorowy i godny, a István szalony, aby sprawić, że postaci te staną się dla czytelnika ciekawe. Bohaterowie drugiego z głównych wątków także nie należą do najlepiej wykreowanych. Gansükh to dziki, nieokrzesany wojownik, który trafia na dwór – Lian ma go ucywilizować. Ona sama jest wykształconą, delikatną kobietą – on ma nauczyć ją walczyć. Kontrast między tą dwójką jest tak jaskrawy, że trudno doszukiwać się w tym zestawieniu jakiegokolwiek realizmu psychologicznego. Nikogo nie dziwi naturalnie, iż jedno zakochuje się w drugim natychmiast – ze wzajemnością. Efekt jest taki, jakby chwilę po porwaniu przez Bohuna litościwy cherubinek ustrzelił Helenę – trudno traktować taki romans poważnie.

Mongoliada zawiodła mnie na całej linii. Nie ukrywam, że skusiły mnie wielkie nazwiska na okładce (mowa oczywiście o Stephensonie oraz Gregu Bearze), po których zawsze spodziewam się wiele. Tymczasem wspólne dzieło ich oraz Marka Teppo, E.D. DeBirmingham, Erica Beara, Josepha Brassleya oraz Coopera Moo jest zwyczajnie przeciętne. Mam nadzieję, iż tom drugi okaże się zdecydowanie lepszy, bo w pierwszej części zdarzały się całkiem niezłe momenty – to jedna za mało, aby nie nazwać powieści rozczarowaniem.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Mongoliada. Tom 1 (The Mongoliad: Book One)
Cykl: Mongoliada
Tom: 1
Autor: Mark Teppo, Cooper Moo, Neal Stephenson, Nicole Galland, Erik Bear, Greg Bear, Joseph Brassey
Tłumaczenie: Robert Waliś
Wydawca: MAG
Data wydania: 4 lipca 2014
Liczba stron: 432
Oprawa: miękka
Format: 130x200 mm
ISBN-13: 978-83-7480-432-5
Cena: 39 zł



Czytaj również

Mongoliada
Wespół w zespół
- recenzja
Cryptonomicon
Tysiąc stron dygresji
- recenzja
Śnieżyca
Biały szum zamiast fabuły
- recenzja
Wzlot i upadek D.O.D.O.
Nieśmieszna satyra i pozbawiona fantazji fantastyka
- recenzja
7EW
7EW
Komu Księżycem, komu?
- recenzja
7EW
7EW
- fragment

Komentarze


ivilboy
   
Ocena:
0

Świetne czytadło do pociągu. W tej roli ta książka sprawdza się znakomicie :)

09-09-2014 21:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.