Mojra. Wilczyca i Córka Ziemi - Henri Lœvenbruck
Lubię klasyczne fantasy. Wychowana na książkach Tolkiena, zakodowałam w podświadomości konkretne wyobrażenie, jak ma wyglądać ten gatunek literacki. Świat pełen magii, odwieczna walka dobra ze złem, bohaterowie podejmujący największe wyzwania w imię ratowania znanej im rzeczywistości, wątki odwołujące się do dziedzictwa kulturowego, na nowo ukształtowane w sposób tak mistrzowski, iż same stały się tego dziedzictwa częścią. Tego zawsze szukam, sięgając po kolejne książki spod znaku "magii i miecza", za każdym razem mając nadzieję, iż odkryję autora, który zostanie godnym następcą kreatora Śródziemia. Niektórym pisarzom udaje się niemalże dorównać Mistrzowi (jak mojemu ulubionemu Kayowi), większość jednak poprzestaje na lepszym lub gorszym naśladownictwie jego prozy, jedynie powielając motywy zawarte we Władcy Pierścieni. Takim rozczarowaniem była dla mnie Mojra. Wilczyca i Córka Ziemi Henriego Lœvenbrucka.
Główną bohaterką jest Alea – młoda dziewczyna osierocona w dzieciństwie, wychowana na ulicy, odrzucona przez większość mieszkańców swojej wioski. Samotna i nieszczęśliwa snuje wizje o tym, kim naprawdę jest, szukając pocieszenia w świecie wyobraźni. I pewnego dnia, niczym w odpowiedzi na jej pragnienia, podczas przypadkowego odkrycia dokonanego na odludnych moczarach, zostaje obdarzona potężną mocą. Siła, którą początkowo nie potrafi jeszcze władać, sprawia, iż jej życie ulega diametralnym zmianom. Począwszy od tych najprostszych – jak znalezienie opiekunów, do takich, które wstrząsną posadami jej dotychczasowego życia. Szybko musi opuścić nowy dom, gdyż okaże się, że jest spadkobierczynią magii, która budzi pożądanie u wielu ludzi, zarówno tych stojących po stronie dobra, jak i zaprzedanych mrocznym potęgom. Wyrusza w podróż, podczas której przyjdzie jej się zmierzyć z wieloma niebezpieczeństwami, będąc ściganą przez wysłanników Maolmròdhy − Pana Herilimów, Strażnika Mrocznego Płomienia. Najpierw szuka ratunku w siedzibie druidów Sai – Minie, lecz okazuje się, że i w tym miejscu nie jest bezpieczna, ponieważ także pośród zamieszkujących ją mędrców jej nowo uzyskana moc budzi pożądanie. Co więcej – w imię reguł rządzących ich zakonem, głoszących, iż kobieta nie może dostąpić zaszczytu władania ponadnaturalną potęgą – planują oni poddać Aleę rytualnej próbie, która zakończyłaby się jej śmiercią. Dziewczyna musi więc ponownie uchodzić, a towarzyszą jej poznany podczas wcześniejszej wędrówki krasnolud Mjolln, stary Felmin, jedyny spośród najwyższej rady druidów, który ją popiera, jego rycerz–obrońca Galiard oraz kobieta bard - Faith. Kierując się profetycznymi snami Alei, podążają do lasu Elfów Brocelli, gdzie - podczas spotkania z królem Oberonem - dziewczyna pozna drogę, którą powinna dalej podążać.
Równolegle do historii Alei rozgrywa się opowieść o losach białej wilczycy Imali. Odrzucona przez własne stado, nauczona bolesnymi doświadczeniami, iż nikomu nie może ufać, obciążona śmiercią tych, którzy ważyli się ją przygarnąć, szuka – pomimo wszystko - bratniej duszy. Drogi skrzywdzonej przez los dziewczynki i samotnej wilczycy skrzyżują się w zakończeniu książki.
Akcja rozgrywa się w królestwie Gaelii wzorowanym na Irlandii. Autor zapożyczył stamtąd zarówno topografię (co ilustruje dołączona do książki mapka), jak i sferę religijno-kulturową, nieco ją tylko modyfikując. Widoczne jest to zarówno w stylizowanym nazewnictwie, jak i w wierzeniach, bardzo przypominających celtyckie. Co prawda, bóstwo władające ludzkim życiem - tytułowa Moira - zapożyczono z greckiej mitologii, ale w odróżnieniu od antycznych imienniczek, występuje nie jako trójca, lecz w liczbie pojedynczej, a jej moc nie jest do końca wyjaśniona. Natomiast lœvenbruckowscy odpowiednicy magów – czyli druidzi - są bardzo wyraźnie wzorowani na celtyckich kapłanach, podobnie jak magiczne przedmioty, którymi dysponują – Kocioł Dagdy czy też Miecz Nuadu to wszak jedne z mitycznych insygniów Irlandii. Również plemię dokonujące najazdu na ziemie Gaelii, Tuathannowie, to Tuatha de Danaan, wedle mitologii irlandzkiej zamieszkujący Sidhe, którym autor kazał opuścić zaświaty. Religijny melanż dopełnia chrześcijaństwo – co prawda jedynie wspomniane, ale z owych napomknień wynika, iż odgrywa ono znacząca rolę, wypierając (często krwawo) dawne wierzenia.
Bohaterowie ukazani w Mojrze... wydają się być raczej wstępnym zarysem, niż pełnokrwistymi postaciami - zabrakło w ich wizerunkach bardziej rozbudowanej interpretacji, pogrubienia rysu psychologicznego. Są schematyczni i można ich określić jednym wyrazem: mentor–czarodziej, wojownik czy bard. Autor nie ustrzegł się także typowego dla fantasy archetypicznego, lecz jednocześnie bardzo płytkiego, wizerunku ras – krasnoludy są rubaszne, żarłoczne i przeczulone na punkcie własnego wzrostu, zaś elfy - piękne, tajemnicze i oczywiście szpiczastouche. Alea to kolejna wariacja na temat dziecka przeznaczenia – osoby predestynowanej do wielkich czynów, której nadejście poprzedzały przepowiednie i która, by dopełnić swego losu, musi wypełnić kolejne proroctwa. Emocjonalnie niedojrzała, momentami nieznośnie egzaltowana, nie wzbudziła mojej sympatii. Natomiast bohaterowie negatywni są zdecydowanie przerysowani. Najbardziej widać to w przypadku kreowanego na pierwszoplanowy czarny charakter Maolmòrdhy. Wystarczy, iż ta postać się pojawi, od razu atmosfera gęstnieje, a każda scena, w której uczestniczy, niemalże ocieka krwią. Jest tak karykaturalnie straszny, że aż śmieszny. Również renegat z szeregów druidów, Samael, przypominający nieco szalonego naukowca, budzi nie lęk, a rozbawienie.
Czytając Mojrę..., miałam wrażenie wtórności fabuły, licznych zapożyczeń, wzorowania się na kanonicznych książkach fantasy, od Tolkiena począwszy: Felmin bardzo przypomina Gandalfa (w znacznie "słabszej" wersji), Galiard Aragorna, ścigający Aleę Herilimowie (nazywani nawet czarnymi jeźdźcami) Nazguli, jest i pierścień. Lœvenbruck inspirował się również prozą mniej znanych pisarzy – jak choćby cyklem Koło Czasu Roberta Jordana czy Dziećmi Ziemi Jean M. Auel. Zastanawiam się, na ile jest to zamierzony zabieg, a na ile efekt pewnej "bazy" literackiej, którą posiada autor, i do której nieświadomie sięga. Nasuwały mi się też nieustannie skojarzenia z sesją RPG, rozgrywaną na zasadzie biegu od przygody do przygody, podczas gdy fabuła spajająca kluczowe wydarzenia jest bardzo uproszczona, co w połączeniu z już i tak dość ubogim językiem, sprawia wrażenie raczej literackiego szkicu, niż w pełni dopracowanej historii. Mnogość nieudolnie powiązanych ze sobą wątków, których większość nie zostaje rozwiązana (jako że Mojra... otwiera dłuższy cykl), miast skłonić do dalszej lektury, skutecznie od niej odstrasza. Zwłaszcza, że trudno sprecyzować z myślą o jakim czytelniku Lœvenbruck tworzy swą historię. Nastoletnia główna bohaterka sugerowałaby raczej młodego czytelnika, natomiast liczne sceny epatujące okrucieństwem zdecydowanie przeczą takiej klasyfikacji tej powieści.
Zawsze, gdy przystępuję do oceny konkretnej książki, wyznacznikiem jest moje emocjonalne zaangażowanie w trakcie lektury. Jeśli pochłaniam ją z wypiekami na twarzy, nie odrywając się nawet na chwilę i przeżywając każde wydarzenie niemal na równi z uczestniczącymi w nim bohaterami, a później długo rozmyślam nad fabułą i postaciami, zachwycając się zarówno samą treścią, jak i formą, w jaką została ona ujęta, wówczas mogę rzec, iż poznałam historię naprawdę godną uwagi. Niestety Mojra. Wilczyca i Córka Ziemi mnie pod tym względem rozczarowała. Miast obiecywanego epickiego rozmachu otrzymałam kolejne dzieło "tolkienopodobne", w dodatku nie najwyższej jakości.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Główną bohaterką jest Alea – młoda dziewczyna osierocona w dzieciństwie, wychowana na ulicy, odrzucona przez większość mieszkańców swojej wioski. Samotna i nieszczęśliwa snuje wizje o tym, kim naprawdę jest, szukając pocieszenia w świecie wyobraźni. I pewnego dnia, niczym w odpowiedzi na jej pragnienia, podczas przypadkowego odkrycia dokonanego na odludnych moczarach, zostaje obdarzona potężną mocą. Siła, którą początkowo nie potrafi jeszcze władać, sprawia, iż jej życie ulega diametralnym zmianom. Począwszy od tych najprostszych – jak znalezienie opiekunów, do takich, które wstrząsną posadami jej dotychczasowego życia. Szybko musi opuścić nowy dom, gdyż okaże się, że jest spadkobierczynią magii, która budzi pożądanie u wielu ludzi, zarówno tych stojących po stronie dobra, jak i zaprzedanych mrocznym potęgom. Wyrusza w podróż, podczas której przyjdzie jej się zmierzyć z wieloma niebezpieczeństwami, będąc ściganą przez wysłanników Maolmròdhy − Pana Herilimów, Strażnika Mrocznego Płomienia. Najpierw szuka ratunku w siedzibie druidów Sai – Minie, lecz okazuje się, że i w tym miejscu nie jest bezpieczna, ponieważ także pośród zamieszkujących ją mędrców jej nowo uzyskana moc budzi pożądanie. Co więcej – w imię reguł rządzących ich zakonem, głoszących, iż kobieta nie może dostąpić zaszczytu władania ponadnaturalną potęgą – planują oni poddać Aleę rytualnej próbie, która zakończyłaby się jej śmiercią. Dziewczyna musi więc ponownie uchodzić, a towarzyszą jej poznany podczas wcześniejszej wędrówki krasnolud Mjolln, stary Felmin, jedyny spośród najwyższej rady druidów, który ją popiera, jego rycerz–obrońca Galiard oraz kobieta bard - Faith. Kierując się profetycznymi snami Alei, podążają do lasu Elfów Brocelli, gdzie - podczas spotkania z królem Oberonem - dziewczyna pozna drogę, którą powinna dalej podążać.
Równolegle do historii Alei rozgrywa się opowieść o losach białej wilczycy Imali. Odrzucona przez własne stado, nauczona bolesnymi doświadczeniami, iż nikomu nie może ufać, obciążona śmiercią tych, którzy ważyli się ją przygarnąć, szuka – pomimo wszystko - bratniej duszy. Drogi skrzywdzonej przez los dziewczynki i samotnej wilczycy skrzyżują się w zakończeniu książki.
Akcja rozgrywa się w królestwie Gaelii wzorowanym na Irlandii. Autor zapożyczył stamtąd zarówno topografię (co ilustruje dołączona do książki mapka), jak i sferę religijno-kulturową, nieco ją tylko modyfikując. Widoczne jest to zarówno w stylizowanym nazewnictwie, jak i w wierzeniach, bardzo przypominających celtyckie. Co prawda, bóstwo władające ludzkim życiem - tytułowa Moira - zapożyczono z greckiej mitologii, ale w odróżnieniu od antycznych imienniczek, występuje nie jako trójca, lecz w liczbie pojedynczej, a jej moc nie jest do końca wyjaśniona. Natomiast lœvenbruckowscy odpowiednicy magów – czyli druidzi - są bardzo wyraźnie wzorowani na celtyckich kapłanach, podobnie jak magiczne przedmioty, którymi dysponują – Kocioł Dagdy czy też Miecz Nuadu to wszak jedne z mitycznych insygniów Irlandii. Również plemię dokonujące najazdu na ziemie Gaelii, Tuathannowie, to Tuatha de Danaan, wedle mitologii irlandzkiej zamieszkujący Sidhe, którym autor kazał opuścić zaświaty. Religijny melanż dopełnia chrześcijaństwo – co prawda jedynie wspomniane, ale z owych napomknień wynika, iż odgrywa ono znacząca rolę, wypierając (często krwawo) dawne wierzenia.
Bohaterowie ukazani w Mojrze... wydają się być raczej wstępnym zarysem, niż pełnokrwistymi postaciami - zabrakło w ich wizerunkach bardziej rozbudowanej interpretacji, pogrubienia rysu psychologicznego. Są schematyczni i można ich określić jednym wyrazem: mentor–czarodziej, wojownik czy bard. Autor nie ustrzegł się także typowego dla fantasy archetypicznego, lecz jednocześnie bardzo płytkiego, wizerunku ras – krasnoludy są rubaszne, żarłoczne i przeczulone na punkcie własnego wzrostu, zaś elfy - piękne, tajemnicze i oczywiście szpiczastouche. Alea to kolejna wariacja na temat dziecka przeznaczenia – osoby predestynowanej do wielkich czynów, której nadejście poprzedzały przepowiednie i która, by dopełnić swego losu, musi wypełnić kolejne proroctwa. Emocjonalnie niedojrzała, momentami nieznośnie egzaltowana, nie wzbudziła mojej sympatii. Natomiast bohaterowie negatywni są zdecydowanie przerysowani. Najbardziej widać to w przypadku kreowanego na pierwszoplanowy czarny charakter Maolmòrdhy. Wystarczy, iż ta postać się pojawi, od razu atmosfera gęstnieje, a każda scena, w której uczestniczy, niemalże ocieka krwią. Jest tak karykaturalnie straszny, że aż śmieszny. Również renegat z szeregów druidów, Samael, przypominający nieco szalonego naukowca, budzi nie lęk, a rozbawienie.
Czytając Mojrę..., miałam wrażenie wtórności fabuły, licznych zapożyczeń, wzorowania się na kanonicznych książkach fantasy, od Tolkiena począwszy: Felmin bardzo przypomina Gandalfa (w znacznie "słabszej" wersji), Galiard Aragorna, ścigający Aleę Herilimowie (nazywani nawet czarnymi jeźdźcami) Nazguli, jest i pierścień. Lœvenbruck inspirował się również prozą mniej znanych pisarzy – jak choćby cyklem Koło Czasu Roberta Jordana czy Dziećmi Ziemi Jean M. Auel. Zastanawiam się, na ile jest to zamierzony zabieg, a na ile efekt pewnej "bazy" literackiej, którą posiada autor, i do której nieświadomie sięga. Nasuwały mi się też nieustannie skojarzenia z sesją RPG, rozgrywaną na zasadzie biegu od przygody do przygody, podczas gdy fabuła spajająca kluczowe wydarzenia jest bardzo uproszczona, co w połączeniu z już i tak dość ubogim językiem, sprawia wrażenie raczej literackiego szkicu, niż w pełni dopracowanej historii. Mnogość nieudolnie powiązanych ze sobą wątków, których większość nie zostaje rozwiązana (jako że Mojra... otwiera dłuższy cykl), miast skłonić do dalszej lektury, skutecznie od niej odstrasza. Zwłaszcza, że trudno sprecyzować z myślą o jakim czytelniku Lœvenbruck tworzy swą historię. Nastoletnia główna bohaterka sugerowałaby raczej młodego czytelnika, natomiast liczne sceny epatujące okrucieństwem zdecydowanie przeczą takiej klasyfikacji tej powieści.
Zawsze, gdy przystępuję do oceny konkretnej książki, wyznacznikiem jest moje emocjonalne zaangażowanie w trakcie lektury. Jeśli pochłaniam ją z wypiekami na twarzy, nie odrywając się nawet na chwilę i przeżywając każde wydarzenie niemal na równi z uczestniczącymi w nim bohaterami, a później długo rozmyślam nad fabułą i postaciami, zachwycając się zarówno samą treścią, jak i formą, w jaką została ona ujęta, wówczas mogę rzec, iż poznałam historię naprawdę godną uwagi. Niestety Mojra. Wilczyca i Córka Ziemi mnie pod tym względem rozczarowała. Miast obiecywanego epickiego rozmachu otrzymałam kolejne dzieło "tolkienopodobne", w dodatku nie najwyższej jakości.
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 5
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Mojra. Wilczyca i Córka Ziemi
Cykl: Mojra
Tom: 1
Autor: Henri Lœvenbruck
Tłumaczenie: Eliza Kasprzak-Kozikowska
Wydawca: Otwarte
Miejsce wydania: Kraków
Data wydania: 10 lutego 2010
Cena: 32,90 zł
Cykl: Mojra
Tom: 1
Autor: Henri Lœvenbruck
Tłumaczenie: Eliza Kasprzak-Kozikowska
Wydawca: Otwarte
Miejsce wydania: Kraków
Data wydania: 10 lutego 2010
Cena: 32,90 zł